„Czemu mnie okłamywałaś przez całe życie?” – to zdanie wypowiedziane około miesiąc wcześniej nie dawało mi spokoju. Teraz żałowałam, że to tak się skończyło. Moje całkiem normalne życie skończyło się miesiąc wcześniej, kiedy to na ślubie mojej ciotki z tortu wyskoczył jakiś troll. Mama mi wszystko wytłumaczyła, a ja się tylko na nią wydarłam. Tęskniłam za nią. I za przyjaciółmi. No i oczywiście za moim ukochanym ojczymem. Uwielbiałam go. Już jako dziecko zdobył moją sympatię dzięki sztuczkom magicznym. Po kłótni z matką uciekłam z domu i włóczyłam się przez dobre dwa tygodnie po mieście. W końcu trafiłam do Piekła, powszechnie znanego mi dzisiaj jako Obóz Herosów. Nikogo tu nie znałam mimo, że już trochę tu siedziałam. Chciałam, żeby była przy mnie przynajmniej jedna osoba, która była dla mnie ważna. Milla lub Jack, moi najlepsi przyjaciele, albo kotka Serafine. Nie miałam niczego ani nikogo. Tylko pustkę w sercu i w duszy.
– Beznadzieja. – mruknęłam i spojrzałam na kalendarz.
29 lutego. Nieprzeciętna data wprost dla nieprzeciętnej dziewczyny. Czyli inaczej urodziny co cztery lata. Akurat w tym roku, w tym głupim miejscu… Założyłam słuchawki na uszy i puściłam jakiegoś Death Rocka. Słuchałam tego od dwóch tygodni… Zmieniłam się. Zamknęłam w sobie. Siedziałam na podłodze podparta plecami o ścianę i rozmyślałam nad swoim stylem. Moje paznokcie były poobgryzane i pomalowane na czarno. Na sobie miałam same czarne ubrania oraz srebrny łańcuch z czaszką na szyi.
„Emo” – przymknęło mi przez głowę.
A jeszcze rok temu śmiałam się z takiego stylu bycia.
– Muszę się zmienić. – mruknęłam smutno.
Wstałam z podłogi i wygrzebałam jakieś ciuchy z dna walizki i je założyłam. Potargane jeansy i malinowa koszulka na pewno były lepszym ubraniem od czarnych ubrań. Zmyłam pospiesznie lakier i uporządkowałam paznokcie. Na nogi włożyłam różowe balerinki.
„Może być…” – pomyślałam.
Zaczesałam złote włosy w wysoki i zgrabny kucyk. Usta lekko pomalowałam błyszczykiem.
– Finito. – szepnęłam.
Jednak zmiana ubrania nie zmieniła mojego samopoczucia. Nadal byłam zła, smutna i bezradna. Usiadłam na łóżku i skuliłam się. Otoczyłam nogi rękami i zaczęłam płakać.
– Jestem głupia! – warknęłam. – Nienawidzę się.
Usłyszałam jakieś hałasy na podwórku. Chciałam wyjść z domku, ale miałam strasznie czerwone oczy od płakania. Położyłam się na łóżku i słuchałam muzyki. Minęło pół godziny. Westchnęłam ciężko i podniosłam się z materaca. Wyszłam z domku, udając, że jestem szczęśliwa. Uśmiechałam się mimo, że życie było dla mnie bez sensu. Było zbyt cicho jak na to piekło. Wolno, włócząc nogami ruszyłam w stronę pawilonu jadalnego.
– NIESPODZIANKA! – usłyszałam wrzask i stwierdziłam, że chyba ogłuchnę.
Byłam zaskoczona jak nigdy w życiu. Prawie nie znałam tych ludzi, a oni wiedzieli kiedy mam urodziny. Jednak głęboko w sercu nadal czułam pustkę… Poczułam lekka falę radości i uśmiechnęłam się.
– Cześć. Jestem Max, syn Posejdona. – powiedział jakiś wysoki chłopak podchodząc do mnie. – Wiemy, że nienawidzisz, jako jedyna, tego miejsca, dlatego chcieliśmy cię pocieszyć.
Podchodzili do mnie zupełnie nieznani wcześniej ludzie. Stali i gadali ze mną jakieś 5 minut i już byliśmy przyjaciółmi. Poznałam wszystkich. Najlepiej gadało mi się ze sławną w obozie córką Ateny, Annabeth. Podobno kiedyś razem z jakimś synem Posejdona uratowała Olimp.
– A gdzie jest Percy? – spytałam, kiedy już dość się znałyśmy.
– Tata go zaprosił do morza. Do swojego nowego królestwa. Podobno pałac jest dużo lepszy niż tamten i przetrwa dużo więcej czasu i więcej wojen. – powiedziała z jakimś żalem w głosie.
Po chwili domyśliłam się o co jej chodzi.
– Chciałaś z nim pojechać? – bardziej stwierdziłam niż spytałam.
– Kocham architekturę, a on nawet mi nie zaproponował odwiedzin… – westchnęła. – Ale trudno. Przeżyję.
– Prezenty! – usłyszałyśmy pisk jakiejś nastolatki z domku Afrodyty. – Każdy domek ma wspólny prezent! Możemy zacząć?!
– Okey. – zgodziłam się.
Podeszła do mnie jakaś banda dziewczyn ubranych na różowo. Dwie z nich trzymały dwie wielkie paczki. Po chwili zaczęły piszczeć „Ciuszki” i wręczyły mi te torby.
– Dzięki. – mruknęłam.
– Dom Hefajstosa ma dla ciebie bardzo przydatny na misjach prezent. – powiedział jakiś chłopak i wręczył mi srebrną bransoletkę.
Pokazali mi jak się jej używa. Była to wielka tarcza, która zakrywała praktycznie całe ciało. Faktycznie było to bardzo przydatne.
– Mamy coś co jest naprawdę od naszej matki. – Annabeth uśmiechnęła się i dała mi zieloną bejsbolówkę. – Mam podobną.
– Ode mnie i mojego brata masz własnego pegaza. – powiedział Max i wskazał wielkiego szarego skrzydlatego konia.
W domku Posejdona mieszkały tylko dwie osoby, Percy i 15-letni Max.
– Ode mnie masz specjalną włócznię, która kopie prądem. A właściwie piorunem. – Charlotte z domku Zeusa podała mi złotą włócznię. Była jedyną w obozie córką Zeusa.
– Nasz prezent jest tradycyjny. – Clarisse z domku Aresa wcisnęła mi do ręki długi, czarny miecz.
Był on dość ciężki, ale bardzo mi się podobał.
Dostałam jeszcze wiele prezentów. Ziemię przeszłości, drzewko szczęścia, ząb Cerbera, skrzydlate buty i wiele innych. Byłam pod wrażeniem. Nie wiedziałam czy kiedykolwiek wykorzystam wszystkie prezenty, ale liczyło się to, że chciało im się coś dla mnie zrobić.
-Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam. Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam. Jeszcze raz, jeszcze raz, niech żyje, żyje nam. Niech żyję nam! – zaczęła Annabeth, a dalej śpiewali wszyscy. Przy okazji strasznie fałszowali.
-A kto? – krzyknął Max.
– Samantha! – ryknęli wszyscy równo.
– Chciałabym coś powiedzieć. – rzekłam. – Chciałabym wam bardzo podziękować za zorganizowanie moich urodzin, oraz za prezenty, które są wspaniałe… Dziękuje wam za to, że chcieliście mnie pocieszyć. A teraz miłej zabawy!
Wszyscy zaczęli tańczyć lub jeść drobne przekąski. Robiłam to samo, po prostu dobrze się bawiłam.
– Jeszcze tort! – usłyszałam.
Za mną stał Chejron na wózku inwalidzkim. Uśmiechnął się złożył mi życzenia, po czym poprosił pana D. żeby wyczarował jakiś wielki tort. Po chwili nalegania Dionizos wyczarował trzy-piętrowy, fioletowy tort. Dora, córka Hestii zapaliła świeczki na torcie.
– Pomyśl życzenie. – szepnął Max.
Nie pamiętałam kiedy poznałam Maxa. Chyba od razu, jak trafiłam na obóz. Był dla mnie najlepszym przyjacielem. Był zabawny, a czasem robił z siebie głupka. Nie doceniałam tego do tamtej chwili. Wcześniej uważałam, że nie mam przyjaciół w obozie. Ale teraz on na pewno nim był. Chłopak lekko szturchnął mnie w ramię, jakby ponaglając.
Skupiłam się. Zastanawiałam się nad życzeniem. Zajęło mi to chwilę. Musiałam mieć coś dobrego, co by mi się przydało.
„Chciałabym… „ – pomyślałam.
I usłyszałam huk. Upadłam na ziemię. Długo szumiało mi w uszach. Byłam tak oszołomiona, że nie mogłam się podnieść.
„Cholera, akurat, wtedy kiedy zaczynało być miło…. – pomyślałam. – I życzenie się nie spełni…”
Rozejrzałam się. Inni herosi też leżeli. Nawet Chejron i… Pan D. Zamknęłam oczy. Ktoś podniósł mnie z ziemi. Miał ciemne włosy i zielone oczy…. To był Max.
– Co się stało? – szepnęłam.
– Tu jest jeszcze jedna przytomna. – powiedział do kogoś.
Chłopak całkowicie mnie zignorował. Nawet na mnie nie spojrzał. Znów usłyszałam huk. Tym razem był bliski… Tuż koło mojego ucha. Był taki okropny… Ciało całkowicie odmówiło mi posłuszeństwa, a oczy się zamknęły. Straciłam świadomość.
CDN
.
Praca miała być na konkurs, ale nie wygrała dlatego ją zmieniłam i dodaje teraz. Mam nadzieję, że się wam podoba. Jest to moja pierwsza praca…
Po raz pierwszy pierwsza!
Z niecierpliwością czekam na CD!!!
Podoba I to jak! Fajne, fajne cd szybko dla mnie 😉
Opowiadanie ciekawe. Bardzo fajne pomysły na prezenty i zachowanie bohaterki.
Czekam na ciąg dalszy i obiecuję, że przy następnym rozdziale napiszę więcej.
Super opowiadanie, ciekawe co to za dudnienie, pisz szybko kolejną część bo nie ręczę za siebie…
Bravissimo! Bez zarzutów (to spory komplement, ja naprawdę rzadko coś takiego piszę)!
Czekam (domyśl się, na co )