Od autorki: Na początek wyjaśnię, że będę zmieniać w opowiadaniu narrację.
Od razu przepraszam za wszystkie błędy, które na pewno gdzieś tam są.
Jakoś długo zwlekałam z wysłaniem tego rozdziału, bo coś mi nie wyszedł. Ogólnie nie bardzo mi się podoba, ale sami oceńcie. Mam nadzieję, że się nie zanudzicie, co jest w sumie bardzo możliwe. Miłego czytania.
.
Postanowienie
Szłam w długiej, zwiewnej, białej sukni nad brzegiem morza. Moje czarne loki powiewały na wietrze, a fale obijały się o nogi. Słońce intensywnie raziło mnie w twarz tak, że nic nie widziałam.
– Lana! Lana chodź do mnie! – na dźwięk tego głosu, moje serce zaczęło szybciej bić
Zaczęłam biec. Zatrzymałam się i stanęłam naprzeciw chłopaka. Jego czarne, proste włosy szalały na wietrze. Czarne oczy błyszczały szczęściem, a na przystojnej twarzy gościł olśniewająco piękny uśmiech. Chłopak ubrany był w biały podkoszulek i spodenki w tym samym kolorze, co świetnie kontrastowało z jego włosami.
Stałam zapatrzona w jego piękne oczy. Cody złapał mnie za ręce. Powoli pochylił się nade mną i nagle…
Obudziłam się.
Szeroko otworzyłam oczy, ukazując światu swoje niebieskie tęczówki. Dlaczego zawsze w takich momentach?! Ten sen był taki piękny!
Usiadłam na łóżku. W domku Zeusa panowała cisza. Thalia i Jake wciąż spali. Do pokoju przez okna wpadały promienie słoneczne, oświetlając jego przytulne i przestronne wnętrze.
– Morfeuszu, dziękuję za taki piękny sen… – powiedziałam cicho przeciągając się na łóżku – Tylko następnym razem mógłby być dłuższy… – dodałam i znów opadłam na poduszkę
Jakiś czas wpatrywałam się w sufit. Po chwili jednak, rozmarzona zamknęłam oczy i wróciłam do chwili, w której moje serce znalazło sens, by bić.
To była moja pierwsza noc, którą miałam spędzić w domku Zeusa. Było ciemno i cicho. Jake już spał. Ja leżałam na łóżku i błądziłam myślami. Moje miękkie, gęste loki leżały rozwalone na poduszce.
Powoli wstałam i podeszłam do okna. Uchyliłam je, by wpuścić do środka świeże, nocne powietrze. Na niebie migotały gwiazdy i przepiękny księżyc. Przez chwilę wpatrywałam się w niebo. Pomyślałam, że spacer dobrze mi zrobi. Raczej nic mi nie grozi. Wiem, że podobno w nocy grasują harpie. Hmm… To trochę kłopotliwe… No, nic. Po takim spacerku na pewno zasnę.
Bez zbędnych rozmyślań, założyłam na nogi sandałki i wyszłam z domku. Miałam na sobie długą, białą, cienką, nieco prześwitującą, zwiewną koszulę nocną na delikatnych ramiączkach. Mimo, że był środek nocy, było ciepło. W końcu to lato.
Obóz był pusty, cichy i spokojny. Nie było ani żywiej duszy. Postanowiłam pójść pod bramę do obozu. Minęłam Wielki Dom i szłam dalej. Zatrzymałam się przy niewielkiej, kamiennej ławeczce. Stała na drodze prowadzącej do bramy. Przejechałam po niej dłonią. Była zimna jak lód. Usiadłam na niej. Wbrew pozorom, należała do wygodnych. Siedziałam tak kilka minut w całkowitej ciszy. Zewsząd otaczały mnie gęste drzewa. Znów zapatrzyłam się w gwiazdy. Każda z nich emanowała innym światłem. Każda była wyjątkowa i skrywała tajemnicę.
Nagle spostrzegłam, że parę metrów ode mnie, po drugiej stronie drogi prowadzącej do bramy, oparty o drzewo stał chłopak. Moje serce przyspieszyło. Młodzieniec miał na oko szesnaście lat. Wysoki, szczupły i dobrze zbudowany. Ubrany był w niebieską koszulkę i jeansy. Miał czarne, lśniące, rozczochrane włosy. Oczy miał tak cudowne, że mogłabym w nich zatonąć. Były czarne. W życiu nie widziałam takich oczu. Miały kolor taki sam jak źrenice. Skórę miał bladą i nieskazitelną. Jego przystojna, idealna twarz, nie wyrażała żadnych emocji. Stał luzacko, oparty o drzewo, trzymając ręce w kieszeniach i wpatrywał się we mnie swoimi przepięknymi oczami.
Tą panującą ciszę, przerywało tylko przyśpieszone bicie mojego serca. Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu. Siedziałam w całkowitym bezruchu. To była chwila, na którą czekałam. Niemal czułam w tyłku strzałę wbitą mi przez Amora. Wystarczyło jedno spojrzenie, by się w nim zakochać. Nie potrzebowałam słów. Nie obchodziło mnie kim jest i jak się nazywa. Wiedziałam, że jest tym jedynym. To była prawdziwa miłość. I to miłość od pierwszego wejrzenia.
Nie mogłam uwierzyć, w to co się działo. Moje serce kołatało się w klatce piersiowej. Było jak ptak chcący wyrwać się ze złotej klatki, by odfrunąć i na zawsze pozostać wolnym.
Żałowałam tylko, że w takiej chwili mam na sobie koszule nocną. No, ale chociaż była ładna, biała i wyglądałam w niej jak panna młoda. No, może bez przesady, ale robiła wrażenie.
Nagle poczułam na policzkach ciepło. Bogom dzięki, że jest noc i chłopak nie zauważy, że się rumienię! Chociaż, ja i tak mam dobrze. Moje rumieńce nigdy nie są czerwone, tylko jasnoróżowe. Wiele osób mówi, że do twarzy mi z nimi.
Chłopak nagle się poruszył.
– Co tu robisz o tak późnej porze? – spytał, a mi zaparło dech w piersiach, na dźwięk jego cudownego głosu
– Postanowiłam się przejść, bo nie mogłam zasnąć. To pewnie przez pełnię. Często tak mam. – odparłam cicho i spokojnie
Kąciki ust chłopaka uniosły się delikatnie ku górze. Powoli ruszył w moją stronę. Ręce wciąż trzymał w kieszeniach. Usiadł na ławce obok mnie i oboje spojrzeliśmy w nocne niebo.
– Lubię gwiazdy. Patrzę na nie i pogrążam się w marzeniach. Wierzę, że są magiczne… – szepnęłam cicho i spojrzeliśmy na siebie
Srebrny księżyc oświetlał nasze twarze. Miałam już pewność, że chłopak widzi moje delikatne, różowe rumieńce.
– Nazywam się Cody Carter. – przedstawił się po chwili milczenia
– A ja Lana Conners.
– Taa… Pamiętam… – szepnął tak cicho, że ledwo usłyszałam
– Słucham?
– Nie, nieważne.
– A właściwie, to co tu robisz? Z jakiego domku jesteś?
– Niestety wciąż jestem nieokreślony. – odparł obojętnie
– Naprawdę? Nie widziałam cię wcześniej.
– Taa… Przez jakiś czas mnie nie było. – rzekł tym samym tonem – Ty jesteś córką Zeusa, prawda? – spytał, a ja przytaknęłam twierdząco
Skąd on to wiedział? Przecież wcześniej o tym nie mówiłam… A zostałam określona kilka godzin temu.
Zapadła cisza. Znowu. Nagle zawiał silny, zimny wiatr, od którego przeszedł mnie dreszcz.
– Jest już późno. Powinnaś spać. – oznajmił wstając
Wciąż z dłońmi schowanymi w kieszeniach, ruszył w stronę domków. Siedziałam w bezruchu, wpatrując się w oddalającą się sylwetkę chłopaka.
– Podobno harpie potrafią być bardzo wredne. – rzucił obojętnie, a ja poderwałam się z ławki i najszybciej jak potrafię, potruchtałam za chłopakiem
Zwolniłam, kiedy zrównałam swoje tępo z nim. Dalszą drogę przebyliśmy w milczeniu. Kiedy doszliśmy do domków, Cody się zatrzymał. Nie wiedziałam o co chodzi, ale nie spytałam. Powoli podeszłam pod domek Zeusa. Weszłam po schodkach i stanęłam pod drzwiami.
– Dobranoc Cody… – szepnęłam cicho
Cody nie odpowiedział. Weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o nie i rozmarzona, osunęłam się na ziemię. Jake wciąż spał. Podeszłam do oka, spojrzałam w niebo i szepnęłam:
– Dziękuję…
Następnie wsunęłam się pod ciepłą, przytulną kołdrę i z uśmiechem na ustach, zapadłam w sen.
Tej nocy rozmawiałam z nim jeden, jedyny raz. Od tamtej pory nie zamieniliśmy ani jednego słowa. Potem Cody został określony i zamieszkał w domku Hadesa razem z Nico. Od tamtej nocy, wciąż o nim myślę. Niestety Cody traktuje mnie jak powietrze. Chociaż nie… Powietrze jest mu chociaż potrzebne, a ja jestem kompletnie nieprzydatna. Powietrzem oddycha, a mnie ignoruje.
Westchnęłam głęboko i wstałam z łóżka. Moje rodzeństwo wciąż spało. Ja w tym czasie zaczęłam się ogarniać.
Nie założyłam pomarańczowej koszulki, tylko śliczną, granatową sukienkę w kolorowe motyle, bez ramiączek, sięgającą prawie do kolan. We włosy wpięłam nową spinkę.
Podeszłam do okna i otworzyłam je na oścież. Wystawiłam głowę na zewnątrz. Kilku obozowiczów powychodziło już z domków. Hmm… Zdecydowana większość jednak śpi. No trudno.
– ROSE! – wydarłam się, a po chwili z okna w domku Afrodyty wyłoniła się głowa dziewczyny
– HEJ, CO TAM?!
– IDZIEMY DO ŁAZIENKI?! – inteligentne pytanie, nie?
– DOBRA! ZA CHWILĘ! POCZEKAJ MINUTKĘ!
– OK!
– CZEŚĆ LANA! – usłyszałam krzyk z domku Apolla, a po chwili z okna wyłoniła się głowa Danny’ego
– Ech…
– CO ROBISZ?! MAM DO CIEBIE PRZYJŚĆ?! – spytał z nadzieją
– NIE!
– ZAMKNIJ SIĘ IDIOTO! – zawołała Clarisse, a przez okno z domku Aresa wyleciał gumowy kurczak
– HA! NIE TRAFIŁAŚ!
– MAM DO CIEBIE PRZYJŚĆ?!
– CLARISSE! DAJ CHŁOPAKOWI SPOKÓJ!
– TO NIE TWOJA SPRAWA PERSIU! – odkrzyknęła, a z okna sąsiedniego domku, wystrzelił strumień wody
– NIE KOZACZ! NIE KOZACZ!
– PERCY! CLARISSE! WAM WCIĄŻ MAŁO?! – spytała Annabeth, wychylając się przez swoje okno
– OJ! MĄDRALO, TY JAK ZWYKLE PRZESADZASZ!
W każdym oknie stali teraz obozowicze. Ja milczałam i przysłuchiwałam się kłótniom. Z mojego domku miałam doskonały widok na wszystkie domki, a zwłaszcza na domek Hadesa. O tak! Miałam na niego świetny widok.
Takie sytuacje jak ta, często się zdarzają. Wszyscy zaczynają krzyczeć coś do siebie, by się usłyszeć, a potem się kłócą.
Annabeth wyleciała ze swojego domku. Na sobie miała piżamkę w sowy, a w dłoni trzymała sztylet. Na spotkanie z nią wyskoczyła Clarisse. Ta zaś miała na sobie czerwony śpioszek. Tak, śpioszek! Taki, w jakim śpią niemowlęta. Tyle, że ten Clarisse był wielki. Obie rzuciły się sobie do gardeł. Po chwili przybiegł Percy, żeby je rozdzielić.
– FAJNA PIŻAMKA CLARISSE!
– ZAMKNĄĆ SIĘ! PRZESTAŃCIE SIĘ ŚMIAĆ! DORWĘ I UTŁUKĘ WAS WSZYSTKICH!
– HEJ LANA! CHCESZ PÓJŚĆ ZE MNĄ NA ŚNIADANIE?!
– NIE! SPADAJ DANNY! – krzyknęłam i zatrzasnęłam okno
– A CZEMU DZIEWCZYNY CHODZĄ RAZEM DO ŁAZIENKI?!
Odwróciłam się. Thalia i Jake siedzieli zaspani na swoich łóżkach.
– Co to było? – spytała nieprzytomnie Thalia
– Zwykła wymiana zdań. Nie musiałabym krzyczeć, gdyby można było używać komórek. – odparłam, wzięłam potrzebne rzeczy i wyszłam z domku, trzaskając drzwiami
Spotkałam się z Rose i razem ruszyłyśmy do łazienki.
Zrobiłam sobie delikatny makijaż (oczywiście bez pudru, bo nienawidzę tapety!) i założyłam biżuterię.
– Coś ty taka rozmarzona? – spytała dziewczyna, przeczesując swoje blond włosy
– Miałam taki cudowny sen… – odparłam
– Chyba domyślam się, co ci się śniło. – stwierdziła – Ech… Miłość! To najcudowniejsza rzecz na świecie i najpotężniejsza siła jaka może istnieć. – dodała
Jeśli koś ma prawo twierdzić, że miłość to najpotężniejsza siła, to na pewno córka Afrodyty.
– Masz śliczną sukienkę
– Dziękuję. Założyłam ją, by pasowała do spinki od Zeusa. I nie obchodzi mnie, że trzeba nosić obozowe koszulki i zbroje. Nie mam zamiaru dziś trenować. To obóz wakacyjny! Jestem tu, żeby odpoczywać, a nie żeby zostać kaleką.
– Dziś jest tak gorąco. Chejron pewnie i tak odwoła wszystkie zajęcia.
Wyszłyśmy z łazienki. Skierowałam się do domku Zeusa. Usiadłam na łóżku i czekałam na dźwięk konchy. Kiedy w końcu rozbrzmiał, razem z rodzeństwem wyszłam z domku na dwór. Z domków zaczęły wylewać się tłumy obozowiczów. Przeszukałam ich wszystkich wzrokiem, aż w końcu znalazłam. Cody szedł obojętnie z rękoma w kieszeniach, a obok niego kroczył Nico di Angelo. Byli jedynymi mieszkańcami domku Hadesa.
Szłam zagapiona, nie uważając nawet, by na kogoś nie wpaść.
– CZEŚĆ LANA! – usłyszałam nad uchem
Wrzasnęłam przerażona, błyskawicznie się odwróciłam i z całej siły przywaliłam temu nieszczęśnikowi, którym okazał się być nie kto inny, jak Danny. Chłopak po silnym ciosie z pięści w twarz, poleciał w górę i wylądował metr dalej.
– Lanka… – wymamrotał – To bolało…
– Nie zachodź mnie od tyłu idioto! – ryknęłam wściekła
Thalia, Annabeth i Clarisse zaczęły się śmiać. Po chwili dołączyli do nich inni obozowicze. Jake i Percy przytulili się do siebie i patrzyli na mnie z przerażeniem.
– No co się gapicie?! Też chcecie dostać?! – spytałam chłopców, grożąc im pięścią
– Cios godny córki Aresa! Może nie jesteś taką lalunią, jak myślałam! – stwierdziła Clarisse
– Potraktuję to jak komplement. – odparłam już spokojna, poprawiłam sukienkę i wszyscy razem ruszyliśmy do pawilonu
Podchodząc do trójnogu, zastanawiałam się, dla jakiego boga złożyć ofiarę.
„Dla Morfeusza, za piękny sen. Smacznego!” – pomyślałam i wrzuciłam część jedzenia do ognia.
Usiadłam przy stole i spojrzałam na swój talerz.
– Kto je na śniadanie kurczaka? – spytał Travis, przechodząc obok
– No właśnie, nie wiem. Nie pomyślałam nad jedzeniem, bo przypomniał mi się ten gumowy kurczak, który wyrzuciła Clarisse, spojrzałam na talerz… No, a tam kurczak… – odparłam, a wszyscy zaczęli się śmiać – Hej! To nie jest śmieszne! – dodałam
– C-cześć Lana… – usłyszałam czyjś niepewny głos
Podniosłam wzrok znad talerza. Przede mną stał wysoki, szczupły, opalony blondyn, o niebieskich oczach. Ubrany był w pomarańczową, obozową koszulkę i tego samego koloru spodnie, sięgające do kolan. Prawą ręką masował sobie twarz.
– Przepraszam, że cię wystraszyłem. Chciałem się tylko dowiedzieć, dlaczego dziewczyny chodzą razem do łazienki. Co jest tam takiego, z czym same nie możecie sobie poradzić? – spytał Danny wyraźnie zaciekawiony, a ja zmierzyłam go groźnym spojrzeniem i rzuciłam w niego bułką
Chłopak uciekł, a Thalia zachichotała.
– Dlaczego ty go tak nie lubisz? – spytała
Zastanowiłam się chwilę. Przypomniało mi się nasze pierwsze spotkanie.
To było po tym jak poznałam Cody’ego. Siedziałam na mostku, wciąż rozmarzona po moim nocnym spotkaniu. Wpatrywałam się w błękitne niebo. Nie mogłam przestać myśleć o tym, co wydarzyło się w nocy. Kiedy zamykałam oczy, widziałam twarz Cody’ego. Jego cudowne oczy…
No, więc siedziałam tak na mostku i moczyłam nogi. Nuciłam sobie coś pod nosem. Nic nie mogło zepsuć mi tego błogiego popołudnia.
Niestety nagle coś na mnie wpadło. Wylądowałam cała pod wodą. Zaczęłam się szamotać. Wypłynęłam na powierzchnię. Włosy wpadły mi do oczu. Przemoknięte ubrania też mi nie pomagały. Krzyczałam i szamotałam się zdezorientowana. Jakby tego było mało, uderzyłam się w tył głowy o mostek.
W tym momencie musiałam stracić przytomność. Nie jestem dokładnie pewna. Następne, co pamiętam, to przebudzenie się. Leżałam na mostku cała mokra i trzęsąca się. Nade mną pochylał się wysoki, szczupły, opalony chłopak. Miał sterczące blond włosy i niebieskie oczy, w których czaiło się zmartwienie. Ubrany był w obozową, pomarańczową koszulkę i jeansy. Musiałam zamrugać kilka razy, by dokładnie się mu przyjrzeć. Dopiero po chwili spostrzegłam, że blondyn bardzo przypomina Jessy’ego – syna Apolla, który uleczył moją ranę, zadaną przez Lamię, kiedy przybyłam na obóz.
– Ale jesteś ładna! Fajnie, że nic ci nie jest. Mogę cię pocałować?! – spytał rozpromieniony
Z początku byłam w szoku. Dopiero po chwili dotarło do mnie to, co powiedział blondyn. Bardzo się wściekłam. Poderwałam się z mostku i rzuciłam się na niego z pięściami.
– Ała! Moja głowa!
– Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, co?! Kim ty w ogóle jesteś i co tu robisz?! To przez ciebie omal nie zginęłam?!
– Ała! Mój brzuch!
– Mówię do ciebie, ty niewyżyty erotomanie!
– Ała! Przepraszam, wszystko ci wyjaśnię, tylko przestań mnie bić! Proszę, to boli!
Przestałam okładać chłopaka pięściami. Byłam cała mokra, ale chociaż przestałam się trząść. Głowa też mnie nie bolała. Nie miałam problemów z oddychaniem i poruszaniem się. Oprócz tego, że ociekałam wodą, to wszystko inne było w porządku.
– To powiesz mi w końcu, co tu się stało? – spytałam, a chłopak wyszczerzył swoje proste, białe zęby w szerokim uśmiechu i podrapał się po mokrych od wody blond włosach
– To zabawna historia!
– No, nie wiem…
– Właśnie trenowałem, by stać się silniejszym! Nazywam się Danny Harrison i kiedyś zostanę najwspanialszym herosem na świecie! Wtedy ludzie zaczną mnie szanować i doceniać! Będę bardziej rozpoznawalny niż Herakles i Achilles! Przewyższę ich wszystkich! To moje marzenie! – wykrzyknął pewnie
Widać było, że bardzo wierzy, w to co mówi. Wykrzyknął to wszystko z pasją i zapałem.
– Ja nazywam się Lana Conners i…
– I jesteś śliczna! – dodał zarumieniony
– I chcę się dowiedzieć, co tu się dzieje!
– A! No tak! – krzyknął i zaśmiał się – Trenowałem i przez przypadek wpadłem na ciebie. Wciąż nie wiem, jak to się stało! Wtedy ty wpadłaś do wody, a ja cię wyciągnąłem. Potem się przebudziłaś, a potem…
– Tak, tak wiem. Następnym razem powinieneś uważać. Mogłam przez ciebie zginąć. – oznajmiłam i potrzepałam włosami, by szybciej wyschły
– Przepraszam, za to co się stało… – wyznał ze skruchą, robiąc przy tym minę małego szczeniaczka
– Już dobrze. Ważne, że nic się nie stało. Nie zadręczaj się. No i dziękuję ci, że wyciągnąłeś mnie z wody. – powiedziałam i uśmiechnęłam się serdecznie
– Jej. Ładna, silna i miła. Jesteś idealna!
– Miły jesteś, ale na świecie nie ma ideałów. A mi to już na pewno daleko do ideału. A teraz idę do domku. Cześć.
Odwróciłam się i wyciskając wodę z ubrań, poszłam w stronę domku numer jeden.
– Zaczekaj! Odprowadzę cię! – krzyknął i dogonił mnie
– Nie trzeba. Lepiej wróć do swojego treningu.
– Nie muszę! I tak będę najlepszy!
– Aha… O! Popatrz! Na tym drzewie wisi kaczka! – krzyknęłam i wskazałam na pobliskie drzewo
– Gdzie?! – spytał podjarany i pobiegł we wskazanym kierunku
Ja w tym czasie szybko uciekłam i schowałam się w domku.
Od tamtej pory Danny cały czas za mną łazi. Niedługo po naszym spotkaniu został określony. Hmm… Może jest taki miły, bo chce mi wynagrodzić ten upadek do wody?
– Hej! Ziemia do Lany! Słyszysz mnie?! – krzyczała Thalia na ucho, machając mi ręką przed twarzą
– Co? A, tak. Jestem, jestem. Zamyśliłam się trochę.
– Pytałam dlaczego nie lubisz Danny’ego. – przypomniała
– To długa historia. Danny jest trochę dziecinny. Jake przewyższa go intelektem
– Ej! – oburzył się piegusek
– Ty! Wysoki inaczej, nie podsłuchuj, tylko jedz! – powiedziałam i spojrzałam na swój talerz
Kurczak na śniadanie… Hmm… No trudno.
Kiedy już zjedliśmy, Chejron postanowił coś ogłosić. Zamilkliśmy i wbiliśmy w niego wzrok.
– Moi drodzy, postanowiłem, że w związku z panującymi od kilku dni upałami, odwołam wszystkie treningi. Jedyne co macie dziś zrobić, to pójść nad plażę i trochę się ochłodzić. Mówię to, bo nie chcę byście mi tu zasłabli. Jest naprawdę bardzo gorąco i musicie na siebie uważać. Wczoraj zemdlały dwie osoby. Nie chcę, by taka sytuacja się powtórzyła.
– Skończyłeś już? – spytał obojętnie Pan D. – Po tym jak powiedziałeś, że mają wolne, przestali cię słuchać. Ale nie miej do mnie pretensji. – dodał
– Dobrze, wiem, że w końcu macie lato i nie chcę wam przynudzać. Możecie już iść. – rzekł zrezygnowany Chejron, a wszyscy obozowicze, wrzeszcząc wybiegli z pawilonu
Szybko popędziłam do domku, by przebrać się w strój kąpielowy. Założyłam klapki, owinęłam się ręcznikiem i popędziłam nad wodę. Dzień spędziłam bardzo miło. Razem ze znajomymi pluskałam się w wodzie, grałam w piłkę i opalałam się.
Potem był obiad i wszyscy tak się najedliśmy, że nie byliśmy w stanie się ruszać. Pozamykaliśmy się w domkach z dala od słońca. Byłam tak zmęczona, że szybko zasnęłam. Kiedy się obudziłam była już siedemnasta. Jake’a i Thalii nie było. W domku było cicho, spokojnie, jasno i przytulnie. Przeciągnęłam się i podeszłam do okna. Wychyliłam się przez nie i zobaczyłam jak moje rodzeństwo odbija piłką przed domkiem. Kilkoro dzieci Demeter podlewało kwiaty. Dzieci Hermesa grały w karty. Kilku obozowiczów urządziło sobie piknik. Dwóch synów Ateny grało przed domkiem w szachy, a reszta czytała książki i rozwiązywała krzyżówki. Clarisse i jej rodzeństwo siłowało się z wszystkimi chętnymi na rękę. Percy wracał z Annabeth ze spaceru. Cody siedział pod drzewem, Nico czytał komiks, Danny spał na drzewie… Wszędzie coś się działo. Każdy miał jakieś zajęcie.
– HEJ LANA! – zawołała Rose, machając mi z okna
– HEJ!
– CO TAM?! GDZIE BYŁAŚ?!
– SPAŁAM! – przyznałam rozbawiona
Wyszłam z domku i przyłączyłam się do rodzeństwa. Po chwili przyszli Percy i Annabeth. Zaczęliśmy zwoływać do gry pół obozu. To była naprawdę fajna zabawa. Przy zwykłym odbijaniu piłką, bawiliśmy się jak małe dzieci.
Właśnie w takich chwilach jak ta, nie żałuję, że moje życie przewróciło się do góry nogami. Cieszę się, że tu jestem. Piękna pogoda, sympatyczni ludzie i dobra zabawa. Tak niewiele wystarczy, by człowiek był szczęśliwy. Wszyscy śmialiśmy i wygłupialiśmy się. Najlepsze jest to, że Cody też z nami grał. W sumie to grali chyba wszyscy. Nawet wredne dzieci Aresa, wiecznie konstruujące coś dzieci Hefajstosa, a nawet satyrowie. Chyba nie muszę mówić, jak wielkie było utworzone przez nas koło. Graliśmy tak, aż do kolacji. Potem weseli poszliśmy na posiłek. Chejron był zadowolony, że tym razem nikt nie zemdlał. Później było ognisko, na którym wszyscy śpiewaliśmy i opowiadaliśmy dowcipy. Po całym dniu byłam tak zmęczona, że od razu zasnęłam.
Drogi Pamiętniku,
ostatnie dni na Obozie Herosów mijają mi wyjątkowo miło. Czuję się tu coraz bardziej na miejscu. Obóz jest dla mnie jak dom, a ludzie jak rodzina.
Za wiele, to się nie dzieje. Thalia wyjechała kilka dni temu. Staramy się utrzymywać stały kontakt. Ostatnio jak z nią rozmawiałam, razem z Artemidą i resztą Łowczyń była w Australii.
Chejron wznowił treningi. Dzięki Butterfly (bo tak nazwałam swój miecz od Zeusa) idzie mi coraz lepiej. Lubie obserwować jak inni trenują. W ten sposób się uczę. Największą przyjemność sprawia mi obserwowanie Cody’ego. On jest po prostu niesamowity! Razem z synem Posejdona, jest jednym z najlepszych szermierzy. Kiedy walczy, nie mogę oderwać od niego wzroku. Bardzo go podziwiam.
Chejron ma dla mnie, Jake’a, Percy’ego, Cody’ego i Nico specjalne treningi. Uważa, że jako dzieci Wielkiej Trójki powinniśmy bardziej rozwijać swoje umiejętności. Sądzi, że mamy potencjał. Ja nie podzielam jego zdania. Dobra, Percy uratował świat, jest dzieckiem z przepowiedni, potrafi władać wodą i naprawdę ma wiele wspaniałych umiejętności. Nico też brał udział w wojnie. Bardzo pomógł synowi Posejdona. Obaj są bohaterami. A ja…? Ja nic nie potrafię. Nie wywołuję burzy. Jake też nie. Z tego co wiem, to Cody od chwili przybycia na obóz wykazywał się potencjałem i siłą. Jego krew miała silny zapach, ale przez długi czas pozostawał nieokreślony. Podobno na treningach zawsze dobrze sobie radził.
Tak, więc kiedy wszyscy już kończą trening, nasza piątka zostaje i ćwiczy dalej. Nowe techniki są bardzo trudne. Ale ciszę się, bo jest tam Cody. Cały czas mogę na niego patrzeć. To wystarcz, bym była szczęśliwa. Gdyby on tylko wiedział, jak wiele dla mnie znaczy…
Hmm… Na razie muszę kończyć. Właśnie za pięć minut zaczyna się nasz prywatny trening.
Lana przerwała pisanie i schowała pamiętnik. Podeszła jeszcze do lustra i związała swoje długie, czarne loki w wysoką kitkę. Musnęła błyszczykiem usta i uśmiechnęła się do swojego odbicia.
– No chodź wreszcie! – pośpieszył ją brat, a ona tylko pokazała mu język i z gracją wyszła z domku
Na arenie, na której mieli ćwiczyć, siedział już Cody. Brakowało Percy’ego, Nico i Chejrona.
– Cześć Cody! – pisnęła dziewczyna, a chłopak tylko westchnął zrezygnowany
– Cześć. – mruknął obojętnie, nie patrząc w jej stronę
– Długo tak czekasz?! A gdzie reszta?! Nico nie przyszedł z tobą?! Ładny dziś dzień, prawda?! Podoba ci się? Bo mi się podoba, a ci się podoba?! – dziewczyna paplała zdenerwowana, tak jak zawsze, kiedy Cody był blisko
Jake westchnął i usiadł na ziemi obok czarnowłosego chłopaka.
– Siostra, robisz siarę. – stwierdził cicho zażenowany Jake, a ona zamilkła i przysiadła się obok
Po chwili przyszli Chejron i Nico. Brakowało tylko Percy’ego. Jednak i on wkrótce się zjawił.
– Przepraszam, ale musiałem załatwić coś ważnego… – wyjąkał zdenerwowany
– Ta jasne! Nie kituj! Wiemy, że byłeś z Annabeth! – powiedział rozbawiony Nico, a Percy zrobił zakłopotaną minę
Pod czujnym okiem centaura rozpoczął się trening. Chejron znał swoich obozowiczów i wiedział na co ich stać. Wielu herosów miało bardzo silny zapach. Nawet ci, nie będący dziećmi bogów z Wielkiej Trójki.
Kiedy miało zacząć się sprawdzanie indywidualnych umiejętności, Chejron nagle się odezwał.
– Na dzisiaj starczy.
Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.
– Co? Ale Chejronie…
– Na dzisiaj koniec Lana. Wracajcie do domków. Mam do zrobienia coś ważnego. – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu i pogalopował do Wielkiego Domu
– Hmm… Dziwne. – stwierdziła Lana – Co teraz?
– Nic. Trening odwołany, więc wracam do domku. – rzekł obojętnie Cody, włożył ręce w kieszeń i nie czekając na resztę, ruszył przed siebie
– Cody… – szepnęła cicho Lana
– Spytam Annabeth. Może ona wie, co dręczy Chejrona. – powiedział Percy i ruszył – Hej! Idziecie?!
– Pewnie. – rzekł Nico i razem z Zeusowym rodzeństwem poszli za chłopakiem
Lana całą drogę szła zamyślona. Zastanawiała się, jakie wydarzenie musiało nastąpić, by Chejron przerwał trening. Przecież wciąż powtarzał, że to bardzo ważne. Treningi rozpoczął, bo stwierdził, że jest wystarczająco dużo potomków bogów z Wielkiej Trójki. Dlaczego więc teraz tak po prostu ich olał?
Zeusowe rodzeństwo weszło do swojego domku. Lana usiadła w oknie i wpatrywała się w krajobraz obozu. Jake zaczął coś lepić z plasteliny. Oboje milczeli. Po godzinie blondyn położył się na łóżku i zaczął odbijać piłką o sufit.
– Niedługo kolacja… – stwierdził nagle, by przerwać panującą od dawna ciszę
– Nie jestem głodna… – szepnęła obojętnie Lana, wciąż wpatrzona w jakiś punkt za oknem
Jake spojrzał na nią pytająco. Ta jednak nie zareagowała. Chłopiec wstał z łóżka i bez słowa opuścił domek, gdyż właśnie rozbrzmiał głos konchy. Kiedy wrócił, jego siostra wciąż siedziała w oknie, w tej samej pozycji.
– A ty co?
– Nie rozumiem… – odparła obojętnie
– Stało się coś? – spytał zaciekawiony, na co ona tylko wzruszyła ramionami – Danny o ciebie pytał. Przestraszył się, że zachorowałaś i chciał przynieść ci rosół. – oznajmił na co ona nie zareagowała
Po kolejnych kilku minutach, panująca cisza zrobiła się już zbyt męcząca i chłopiec nie mógł jej znieść.
– Ej! No co ci jest? Jak nie przestaniesz to puszczę Biebera! – zagroził
– Nie masz piosenek Biebera… – stwierdziła cicho
– No oczywiście, że nie! Nie będę tym sobie zaśmiecał odtwarzacza! Jeszcze by się zepsuł od tego szajsu! Ale mogę ci zaśpiewać!
– Nie, nie możesz, bo nie znasz żadnych jego piosenek.
– Wystarczy to: Baby! Baby! Baby! Oh!
– A! Przestań! – wrzasnęła dziewczyna i rzuciła się na brata
Oboje zaczęli się śmiać i tarzać po podłodze.
– Ale już późno! Jak ten czas szybko zleciał! Idę się wykąpać! – krzyknęła, zabrała wszystkie potrzebne rzeczy i szybko wybiegła z łazienki
Po godzinie wróciła czysta, odświeżona i zrelaksowana.
– Jestem! Działo się coś ciekawego, kiedy mnie nie było? – spytała, siadając w oknie
– Danny był. Pytał, czy już wyzdrowiałaś
– I co powiedziałeś?
– Że poszłaś się utopić. – odparł wyraźnie z siebie zadowolony
– No bardzo inteligentnie! Brawo geniuszu! – wykrzyknęła z sarkazmem, po czym wychyliła głowę za okno
– O! HEJ LANA! JESTEŚ W KOŃCU!
– HEJ ROSE! CO TAM?!
– JESTEŚ ZAJĘTA?!
– NIE, A CO?!
– ZROBISZ MI PAZNOKCIE?! – typowe pytanie córki Afrodyty
– HEHEHE! NO PEWNIE! CHODŹ!
Blondynka wybiegła z domku, mając na sobie krótką koszulę nocną, co nie umknęło uwadze płci przeciwnej. Chłopcy zaczęli gwizdać.
– EJ! TROCHĘ KULTURY! SAMI ZBOCZEŃCY! – zawołała Lana, patrząc na nich groźnie – OGARNĄĆ HORMONY, BO JAK NIE TO WAM DOKOPIĘ! – dodała
Rose, którą cała ta sytuacja bardzo bawiła, weszła do domku numer jeden i zajęła w oknie miejsce obok Lany.
– Dobrze, że cię widzę. Jakiś blond idiota płakał pod moim oknem, bo poszłaś się utopić. Rzuciłam w niego szczotką, a Abby prysnęła mu w oczy lakierem do włosów, to sobie poszedł.
– Ech… Chyba wiem, co to za idiota… – oznajmiła czarnowłosa
– O! To ten! – powiedziała Rose, wskazując na zbliżającą się w ich stronę postać
– LANA! LANA! TAK SIĘ CIESZĘ, ŻE ŻYJESZ! – zawołał bardzo głośno
– ZAMKNIJ SIĘ TY *******! – wrzasnęła Clarisse, używając przy tym bardzo niecenzuralnego słowa
– JEST JUŻ PÓŹNO! LUDZIE CHCĄ SPAĆ, WIĘC SIĘ ZAMKNIJ! – dodał ktoś
Danny to zignorował i podbiegł pod samo okno i uśmiechnął się do dziewczyn.
– Hi! Hi! No cześć! Wiedziałem, że nie mogłaś się utopić!
– Czego chcesz? – spytała krótko Lana
– Chciałem się spytać, czy się dobrze czujesz
– Czuję się świetnie, ale teraz jestem zajęta, więc…
– Twoje włosy są bardzo ładne, jak są mokre – wciął się, a Rose zachichotała
– Ech… – westchnęła Lana – Dobranoc Danny. – dodała i błyskawicznie zamknęła okno
– DOBRANOC LANA! KOLOROWYCH SNÓW!
– ZAMKNIJ SIĘ KRETYNIE, BO CI URWĘ TEN DURNY, PUSTY, GADATLIWY ŁEB!
Lana i Rose usiadły na łóżku, ignorując kłótnie, które odbywały się na zewnątrz. Pogrążyły się w rozmowie i skoncentrowały na malowaniu paznokci, co bardzo nie podobało się blondynkowi. Chłopiec schował się pod kołdrą i zatkał uszy. Po jakimś czasie, dziewczyny się pożegnały i poszły spać.
Promienie wschodzącego słońca wpadły przez okna do domku. Młody chłopak uniósł delikatnie powieki, ukazując swoje czarne jak węgiel tęczówki. Usiadł na łóżku i otarł twarz. Było jeszcze bardzo wcześnie. Jego młodszy, przyszywany brat jeszcze spał. Chłopak zmierzwił ręką swoje hebanowe włosy i podszedł do okna. Otworzył je i wychylił się, by poobserwować i trochę pomyśleć. Lubił to robić. Mógłby przesiedzieć cały dzień na wpatrywaniu się w niebo. Mimo to, cały swój czas spędzał na treningach.
Wpatrywał się w dobrze sobie znane miejsca na obozie. Znał to miejsce bardziej niż własną kieszeń. W końcu jest tu już od kilku lat. Obóz był jego domem.
Chłopak przesiedział tak jakąś godzinę. Myślał o wielu rzeczach i wspominał swoje dzieciństwo. Często to robił i był przez to zły na siebie. Nie chciał wciąż wracać do przeszłości, lecz ciągle to robił. Dlatego, by zająć czymś myśli, skupił się na treningach i ćwiczeniach.
Obóz zaczął powoli budzić się do życia. Chłopak wyszedł do łazienki. Wracając usłyszał zachwycone szepty kilku dziewczyn. Zaczęły paplać między sobą na jego temat. Nie przejmował się tym. Zdążył do tego przywyknąć. Było tak od kiedy pamiętał. Na dziewczyny nawet nie spojrzał. Zmierzwił swoje czarne, mokre włosy i usiadł pod drzewem. Po chwili rozległo się czyjeś głośne wołanie.
– TY KRETYNIE! ZABIJĘ CIĘ! TYM RAZEM CIĘ ZABIJĘ!
– HAHAHA! FAJNE WŁOSY CLARISSE! – zażartował Danny, zwijając się na ziemi ze śmiechu
– LEPIEJ POWIEDZ JAK TO ZMYĆ, ZANIM URWĘ CI TEN ZAKUTY ŁEB!
– NIE MASZ POCZUCIA HUMORU! – stwierdził Danny uciekając przed wściekłą dziewczyną, potykając się przy tym ze śmiechu
– ANNABETH! CO TEN IDIOTA ZNOWU ZROBIŁ? – spytała Lana, wychylając się przez okno
– ZAŁATWIŁ SOBIE POGRZEB! – odpowiedział Percy, wychylając się ze swojego okna
– CLARISSE! ODPUŚĆ MU JUŻ! WIESZ, ŻE ON TAK MA!
– NIE BROŃ GO PANNO MĄDRALIŃSKA! TYM RAZEM PRZEGIĄŁ!
– TO TYLKO WŁOSY! NIGDY CI NA NICH NIE ZALEŻAŁO!
– ALE JA NIE LUBIĘ RÓŻOWEGO! A TAK POZA TYM, TO CHRIS LUBI MOJE WŁOSY! UWAŻA, ŻE SĄ ŁADNE! – wyznała zmieszana, a obozowicze się zaśmiali
Chłopak przestał słuchać. Osobiście uważał, że Danny jest kretynem. Znał go od bardzo dawna, ale nigdy nie utrzymywali bliższych kontaktów. Różnili się. Danny zawsze był hałaśliwy i za wszelką cenę chciał być w centrum uwagi. Wciąż krzyczał i rozrabiał jak małe dziecko. Wielu bardzo denerwował. Nie miał przyjaciół. Przez swoje zachowanie, wszyscy go zawsze unikali. Często był obiektem kpin. Chłopcy się nie znosili. Bardzo, ale to bardzo się nie lubili. Danny wiecznie się w coś mieszał i wpadał w kłopoty. W ciągu tych kilku lat, ich relacje były bardzo różne.
W tym samym czasie, blondyn biegał między domkami, uciekając przed napakowaną, wściekłą dziewczyną z różowymi włosami. Wyzywała go i groziła. Udało mu się! Znów mu się udało. Zawsze to się tak kończy. To był wspaniały dowcip! Jest w tym mistrzem! Ale co mu się dziwić, skoro tyle lat spędził w domku Hermesa. Uwielbiał wykręcać takie numery. Zwłaszcza domkowi Aresa. Nie przejmował się, że może mu się oberwać. Nie obchodziły go słyszane groźby. Zawsze jakoś udawało mu się zwiać. Sprawiało mu to ogromną radość.
Był tak roześmiany, że nawet nie patrzył gdzie biegnie. Niestety źle się to dla niego skończyło, bo na kogoś wpadł. Tym kimś okazała się być Lana Conners. Oboje upadli na ziemię.
– Ała! Moja głowa! Ale boli!
– A! To znowu ty! Teraz przegiąłeś! Twoje cierpienia dopiero się zaczęły! – wrzasnęła wściekła i rzuciła się na chłopaka
Po chwili przybiegła Clarisse, która z radością dołączyła się do bójki. Obozowicze zebrali się wokół, by popatrzeć i pokibicować. Obie dziewczyny pobiły chłopaka, po czym wstały, otrzepały się, przybiły sobie piątki i bez słowa poszły do pawilonu jadalnego, gdyż właśnie zabrzmiał dźwięk konchy. Rozbawieni obozowicze z wyrazami współczucia omijali leżącego na ziemi pobitego chłopaka.
Podczas śniadania Chejron był bardzo zamyślony, jednak nikt tego nie zauważył. Wszyscy byli zbyt zajęci jedzeniem. Atmosfera jak zwykle była bardzo luźna. Lana była tak pochłonięta jedzeniem płatków, że nie skupiała się na niczym innym. Kiedy już zjadła, wstała i chciała wyjść.
– Hej, a ty gdzie? – spytał Jake
– Co? Jak to gdzie? Zjadłam, więc sobie idę. – powiedziała, jakby to było oczywiste
– Przecież mamy zostać
– Co?
– Nie słuchałaś? Chejron mówił. My i kilka innych osób – wyjaśnił obojętnie chłopak
Rzeczywiście, kilka osób wciąż siedziało przy swoich stolikach. Chyba też nie wiedzieli o co chodzi, bo patrzyli po sobie pytająco.
– Dziękuje, że zostaliście. Chciałbym z wami poważnie porozmawiać. Za pięć minut chcę was widzieć w Wielkim Domu. Macie się nie spóźnić! – rzekł poważnie i pogalopował
Obozowicze spojrzeli po sobie zdziwieni i wszyscy razem ruszyli do Wielkiego Domu.
– O co chodzi Chejronowi? – spytał Percy – Zachowuje się dziwnie. Mógł chociaż na nas poczekać. Kazał nam czekać, tylko po to, żeby powiedzieć nam o spotkaniu, a potem sam tam pogalopował, a nas zostawił! Przecież idziemy w tym samym kierunku! Czemu na nas nie poczekał?!
– Oj, nie marudź Glonomóżdżku! Pewnie miał coś do załatwienia. – usprawiedliwiła centaura Annabeth
Grupa weszła na werandę, gdzie jak się spodziewali zastali Pana D. Swoją drogą, szybko wrócił ze śniadania.
– Dzień dobry, Panie D.! – wykrzyknęła Lana, serdecznie się przy tym uśmiechając
– CZEŚĆ STARUSZKU! – wrzasnął Danny, na co Pan D. poczerwieniał na twarzy jeszcze bardziej, wstał i zgniótł puszkę napoju, którą trzymał w dłoni
– Oj… – jęknęli wszyscy
Pan D. chciał czymś rzucić w chłopaka, ale nie miał nic co mogłoby się do tego nadawać. Machnął więc ręką, a w dłoni pojawiła się kolejna puszka.
– Wow! Wie Pan, że zawsze lubiłam tą sztuczkę?! – wtrąciła się Lana, by złagodzić sytuację – Ale zdecydowanie lepiej wychodzi ona z winem. – dodała, a Pan D. zamrugał kilka razy i wziął kilka głębszych wdechów, by się uspokoić
– Mówisz? – spytał, jakby obchodziła go jej opinia
– Yhm. Absolutnie! – wykrzyknęła – Podziwiam Pana! A właśnie! Czy wspominałam Panu, że raz robiłam do szkoły pracę na temat win?! Och, ależ ten temat mnie zaciekawił! Poznałam najsławniejsze winnice na świcie, kraje pochodzenia win i cały proces ich przygotowania! Nie miałam pojęcia, że to takie skomplikowane! Jestem pod wielkim wrażeniem! Oczywiście za pracę dostałam szóstkę! – powiedziała przejęta Lana, cały czas się przy tym uśmiechając
– Och, no… Ja… Nie wiem co powiedzieć. Jestem pod wrażeniem i jest mi bardzo miło… – wyznał zmieszany Pan D., zarumienił się lekko i uśmiechnął
– Od razu widać, że córka prawników… – mruknął Danny
– Zamknij się. Wisisz mi przysługę. – powiedziała Lana przez zaciśnięte zęby, a reszta zachichotała
Nagle w progu pojawił się Chejron. Miał skupiony wyraz twarzy.
– Wejdźcie. – rzekł krótko
Wszyscy weszli do środka. Tylko Lana została, bo Pan D. koniecznie chciał jej opowiedzieć o swoim ulubionym gatunku wina. Biedaczka musiała udawać, że bardzo ją to interesuje. Kiedy już udało jej się wyrwać, weszła do środka. Szybko odnalazła wzrokiem Cody’ego. Chłopak siedział z założonymi rękoma na brzegu trzyosobowej kanapy. Lana błyskawicznie się przy nim znalazła.
– Cześć Cody! Mogę się do ciebie przysiąść?! – spytała jak zwykle radośnie
Chłopak spojrzał na nią, nie odwracając nawet głowy. Zanim zdążył zareagować w jakiś inny sposób, obok dziewczyny pojawił się Danny.
– Cześć Lana!
– Nie drzyj mi się do ucha kretynie!
– Chciałem tylko usiąść obok ciebie
– Rób co chcesz. – powiedziała obojętnie – Ja siadam obok Cody’ego! – zapiszczała
„Lanka jest w tym gościu totalnie zakochana. Co on w sobie takiego ma?! Koleś mnie wkurza!” – pomyślał blondyn i podszedł bliżej chłopaka
„Czego ten idiota chce od mojego Cody’ego?! Zabije go!”
Chłopcy groźnie zmierzyli się wzrokiem, zachowując przy tym pokerowe twarze. Wyglądało to jak scena z jakiegoś westernu. Niemal można było zobaczyć iskry. Mieli ochotę rzucić się sobie do gardeł. Wszyscy zebrani przypatrywali się im z zaciekawieniem. Każdy był ciekaw jak to się skończy.
– Chłopcy… – rzekł twardo Chejron, stojący przy kominku, w którym tlił się ogień
Herosi się uspokoili. W samą porę, bo Lana miała właśnie rzucić się na blondyna. Skończyło się na tym, że dziewczyna usiadła obok czarnowłosego, a z jej prawej strony usiadł Danny.
Wszyscy zgromadzeni zajęli miejsca i w milczeniu czekali na to, co Chejron miał im do powiedzenia.
– Pewnie zastanawiacie się, po co kazałem wam się tu spotkać. Chodzi o to, że po wojnie, która miała miejsce rok temu, wiele się zmieniło.
– To znaczy? – spytała Annabeth
– Bogowie obawiają się, że taka sytuacja może się powtórzyć. Pragną, by zostali wyszkoleni jak najlepsi herosi, na wypadek gdyby miała miejsce wojna. Po prostu chcą mieć pewność i zabezpieczenie na przyszłość. W tym celu utworzono trzyosobowe drużyny. Bogowie wyznaczyli swoje dzieci, które ich zdaniem były do tego najbardziej odpowiednie. W niektórych przypadkach ja o tym decydowałem. Będąc w porozumieniu z bogami, stworzyłem kilka drużyn. Muszę przyznać, że było to niełatwe zadanie. Brałem pod uwagę wszystko. Wiek, płeć, pochodzenie, indywidualne umiejętności, kontakty i powiązania z innymi. Starałem się, by drużyny były wyrównane.
– Chejronie, ale po co są te drużyny? Nie wystarczy, że każdy z osobna będzie się szkolił? – zapytała Annabeth
– Nie. Tworzenie stałych drużyn, miało na celu nauczenia was współpracy. Działanie, pracowanie i walka w grupie, poleganie na towarzyszach, kształtowanie i rozwijanie umiejętności.
– A dlaczego drużyny mają być trzyosobowe?
– Ponieważ w takiej liczbie zazwyczaj wyruszacie na misje. Stworzenie drużyn miało też poprawić ich efektywność. Wspólne treningi i ćwiczenia sprawią, że łatwiej, sprawniej i z powodzeniem ukończycie każdą misję.
– To ma sens… A jak będzie funkcjonować nasze życie jako drużyna?
– Jako drużyna będziecie spędzać razem naprawdę dużo czasu. Wspólne treningi, prace i misje bardzo was zżyją, tak że będziecie poświęcać swój wolny czas na spotkania z grupą. Zaraz przeczytam wam ich skład. Od razu zaznaczam, że przydzielenie was było naprawdę trudne.
– No dobrze! Szybciej, bo się niecierpliwimy! ADHD! Mówi ci to coś?! – wykrzyknął Danny, za co oczywiście oberwało mu się od Lany
Chejron puścił uwagę blondyna mimo uszu.
– Drużyna Pierwsza! Córka Afrodyty Claudia, syn Zeusa Jake i syn Hadesa Nico!
Wymienieni zaczęli się rozglądać. Mała, dziesięcioletnia, śliczna, blondyneczka o niebieskich oczkach, uśmiechnęła się serdecznie do nowych kolegów.
– Drużyna Druga! Córka Aresa Clarisse, syn Aresa Tyler i syn Hefajstosa Josh.
– No mi tam pasuje! Już myślałam, że trafię z jakimiś słabeuszami, jak na przykład ten blondas, który mnie tak pięknie urządził na szaro! – krzyknęła Clarisse, pukając znacząco w hełm, który miała na głowie, by ukryć włosy
– Chyba na różowo!
– Zamknąć się!
– Nie chce mi się tyle czekać, aż ja zostanę wyczytany…
– Danny, twoja kolej niedługo przyjdzie. Poczekaj cierpliwie.
– Ale to jest bez sensu…
– Jak Justin Bieber! – krzyknął nagle Percy, a wszyscy spojrzeli na niego pytająco
– Co?
– O! Już wam wyjaśniam! Percy już od dawna jest antyfanem tej dziwnej istoty i cały czas ma jakieś odchyły. – wyjaśniła Annabeth
– Śmierć Bieber’owi! – wrzasnął Danny wstając
– Nie! – zaprzeczyła Lana
– Co?! Jak to nie?!
– Nic nie rozumiecie! Pewien wielki uczony stwierdził, że po nagłej śmierci Biebera, byłoby to samo co z Michaelem Jacksonem i Johnem Lennonem. Stałby się niezwykle popularny i wszyscy zaczęliby kupować jego płyty. To byłby dopiero koszmar. – wyjaśniła Lana
– Taa… Jak Jackson umarł, moja mama strasznie to przeżywała. Zaczęła znów słuchać jego piosenek. Mówiła nawet, że jest jego rodziną, bo chciała się dostać na uroczystość pożegnalną. – powiedział Percy
– I co to niby za uczony? – prychnęła Clarisse
– Wspaniały pisarz. Jest niezwykle utalentowany. To geniusz. – odparła Lana z szacunkiem i dumą
– Przepraszam, skończyliście już? – spytał z sarkazmem Chejron
„Szczęście, że ja nie jestem z Clarisse. Zabilibyśmy się. Ciekawe, w której drużynie będę ja… I Annabeth…” – pomyślał Percy
„Hmm… Stanowią bardzo silną grupę. Do drużyny pierwszej należy młoda córka Afrodyty, która nie wygląda na specjalnie waleczną, ale razem z nią jest dwójka dzieci bogów z Wielkiej Trójki. To od razu zmienia postać rzeczy.” – Annabeth i jej logiczne myślenie
„O nie! A co jeśli Cody i ja nie będziemy razem?! On będzie w innej drużynie, ja w innej, nasze drogi się rozejdą i rozstaniemy się na zawsze! To straszne! Ale mam dylemat!” – Lana, choć siedziała spokojnie, była bardzo zdenerwowana
„Ale zarąbczaście! Ten pomysł z grupami jest super! Będzie świetna zabawa! Ciekawe z kim trafię… Chcę być z Laną i z… nieważne z kim, byleby to nie był Cody! Inaczej mój plan rozkochania w sobie Lanki nie wypali! Ach… Lana tak ładnie pachnie… Musimy być razem w drużynie! A co jeśli nie?! Ale mam dylemat!”
„Hmm… Uważam, że te drużyny to strata czasu. Chyba im się nudzi. Nie mają co robić, więc wymyślają jakieś treningi w grupach. To ma nas niby nauczyć współpracy? Yhm… Już to widzę. Bogowie chcą mieć po prostu jeszcze bardziej wyszkoloną armię herosów. Typowe…” – Cody nie był zbyt optymistycznie nastawiony do pomysłu z drużynami
Przemyślenia wszystkich przerwał głos centaura.
– Drużyna Trzecia! Córka Demeter Destiny i synowie Dionizosa Polluks i Benjamin.
Wymienieni spojrzeli po sobie i skinęli głowami.
– Drużyna Czwarta! Córka Ateny Danielle i synowie Hermesa Travis i Connor!
– Tak! – krzyknęli bracia i przybili sobie piątki
Uradowani chłopcy podeszli do niskiej, chudej, bladej dziewczyny. Miała na oko piętnaście, szesnaście lat. Blond włosy miała krótkie. Sięgały jej ledwo za uszy. Duże, szare oczy skrywała pod prostą grzywką. Była bardzo ładna, miła, sympatyczna, wrażliwa, krucha i delikatna. Wyglądała jak porcelanowa laleczka. Sprawiała wrażenie bardzo bezbronnej. Dziewczyna wpatrywała się w czubki butów.
– Nie martw się Danielle!
– Tak! Z nami będziesz bezpieczna!
– D-dziękuję wam… – szepnęła cicho swoim delikatnym głosikiem
– Proszę was, dajcie mi skończyć!
– Już spoko Chejronie!
– „Spoko”. Co to za słowo w ogóle?! Skąd to się wzięło?!
– Hmm… Myślę, że to może być jakiś skrót od „spokojnie”. – stwierdziła Annabeth
– To bez sensu!
– Jak Justin B…
– Wiemy Percy! – przerwał mu Chejron
– Chejronie, ale ty jesteś ostatnio marudny! – stwierdził Travis
– Czyżby kryzys wieku średniego? – spytał z sarkazmem Connor, a żyłka na czole centaura zapulsowała
– Kontynuuj! – poprosił szybko Travis
– Drużyna Piąta! Córka Ateny Annabeth, syn Posejdona Percy i syn Hefajstosa Dixon.
Annabeth i Percy uśmiechnęli się, po czym przybili sobie żółwiki.
– Drużyna Szósta! Córka Zeusa Lana… – zaczął, a dziewczyna podniosła na niego wzrok – Syn Apolla Danny…
– TAK! – wrzasnął Danny i zaczął tańczyć
– Nie… – mruknęła załamana Lana i skuliła się na kanapie
– …I syn Hadesa Cody…
– TAK! – wrzasnęła szczęśliwa Lana
– Nie… – mruknął zawiedziony Danny i usiadł na kanapie
„O tak! Dziękuję wam bogowie! Wiedziałam! Prawdziwa miłość zawsze zwycięża!”
„Dlaczego?! Teraz mój plan zawiedzie. Chyba będę płakał… To nie fair.”
Cody nie zareagował na tę wiadomość w żaden szczególny sposób.
– Dobrze. To wszystko. Macie jakieś zastrzeżenia? – spytał centaur
– Tak! Dlaczego ktoś tak wspaniale i wybitnie uzdolniony jak ja, ma być w grupie z kimś takim jak Cody?! – wrzasnął Danny wstając
– Czy ty coś sugerujesz?! – ryknęła Lana i zdzieliła go w łeb
– Danny, już to mówiłem. Tworząc grupy kierowałem się waszymi umiejętnościami. Cody jako syn boga z Wielkiej Trójki ma wielką moc. Posiada również wiele umiejętności i od lat świetnie sobie radził na treningach. Za to ty zawsze sprawiałeś problemy i zaniedbywałeś wszystkie możliwe ćwiczenia. Trafiliście do jednej grupy, by chodź trochę zrównoważyć siły. – wyjaśnił spokojnie Chejron, a Danny usiadł na kanapie z naburmuszoną miną – I od razu zaznaczam, że nie ma żadnych zmian. Skład waszych drużyn nie ulegnie nawet najmniejszej przeróbce. Za bardzo się namęczyłem, żeby was dopasować, by robić to po raz drugi.
– Chejronie, a możesz nam uzasadnić, dlaczego znaleźliśmy się akurat w takich grupach?
– No dobrze. Drużyna Pierwsza została stworzona, bo wziąłem pod uwagę pochodzenie i wiek. Jake i Nico są dziećmi bogów z Wielkiej Trójki, więc mają potężną moc. Do ich drużny dopasowałem Claudię, by był ktoś w wieku Jake’a. Nico jest od nich straszy, ale myślę, że nie będzie to sprawiało problemu. Drużyna Druga. Clarisse i Tyler są bardzo dobrze wyszkoleni. Posługują się prawie każdym rodzajem broni i mają duże doświadczenie w walce. Josh też wykazuje się siłą i może być bardzo pomocny w tworzeniu broni. Drużyna Trzecia. Destiny wybrałem sam, gdyż uznałem ją za najsilniejszą z rodzeństwa. Dopasowałem ją do grupy razem z synami Dionizosa, ponieważ mają podobne umiejętności. Wszyscy macie wpływ na ziemię i rośliny. Drużyna Czwarta. Hermes do tego zadania wyznaczył bliźniaków, a Atena uznała, że razem z nimi w drużynie będzie Danielle. Sama ją wybrała.
Kiedy blondynka to usłyszała, jej oczy zabłysły, a na twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
– Drużyna Piąta. Tu nie było dużego problemu. Percy i Annabeth przeżyli razem wiele misji, potrafią ze sobą współpracować i znają swoje umiejętności. Dixon został wybrany przez Hefajstosa, gdyż bóg uznał, że ma on wielkie umiejętności i jest odpowiednio wyszkolony. Drużyna Szósta. Sytuacja bardzo podobna do tej z Drużyny Pierwszej. Lana i Cody są dziećmi bogów z Wielkiej Trójki, więc mają potężną moc. Apollo mi powierzył wybór.
– Przepraszam, że się wtrącę, ale skoro mogłeś wybierać, to czemu padło akurat na Danny’ego? Nie mogłeś wziąć kogoś innego? Na przykład ten grupowy Jessy. – powiedziała Lana
– Wybrałem Danny’ego, bo choć nie ma wielkich umiejętności, to ma bardzo silną moc. Żaden inny półbóg z domku Apolla nie ma tak niezwykłej krwi. Wyróżnia się. Były pewne obawy, ze względu na to, że drużyna składająca się z osób, o silnym zapachu krwi może być w niebezpieczeństwie, ale wasi rodzice wierzą, że sobie poradzicie.
– Jeszcze jedno pytanie. Dlaczego nie stworzono grup z dzieci pomniejszych bogów?
– To jeszcze nie jest pewne, ale podobno niedługo mają być tworzone
– Kiedy zaczynamy treningi w nowych drużynach?
– Miało być już koniec pytań – zauważył zmęczony Chejron
– No odpowiedz!
– Ech… Jutro. Szczegóły przekażę wam na kolacji. Teraz możecie już iść.
Wszyscy zaczęli się zbierać i wychodzić z Wielkiego Domu.
– Hej Lana! Chcesz przejść się ze mną na spacerek?! – spytał jak zwykle wesoły Danny, a Lana twierdząco pokiwała głową
Dziewczyna szła spokojnie i w ciszy. Chłopak założył ręce za głowę, uśmiechnął się od ucha do ucha i szedł wesoły. Oczywiście zaczął gadać jak najęty co było bardzo w jego stylu. Lana nagle spostrzegła, że doszli do miejsca, w którym poznała Cody’ego. Danny szedł dalej. Nagle się odwrócił i spostrzegł, że Lana się zatrzymała. Dziewczyna przejechała dłonią po ławce, po czym na niej usiadła. Danny zrobił to samo.
– Stało się coś?
– Nie. Dlaczego pytasz?
– Jesteś jakaś smutna…
– Zdaje ci się, rośniesz! – odparła i wymusiła uśmiech
– Hehe! Ale się cieszę, że jesteśmy drużyną! Już się nie mogę doczekać treningów!
– Taa… Ja też.
– To będzie wspaniałe! Treningi, misje, zadania i… – chłopak nagle urwał w pół zdania
– Hmm? Stało się coś? – Lana powtórzyła zadane przez niego, kilka chwil temu pytanie
Blondyn skrzyżował nogi i zaczął się wiercić.
„Wytrzymam! Wytrzymam! A! Dlaczego teraz?! Przez tą całą akcję z Clarisse, zapomniałem rano pójść do łazienki! Poranne siku jest najgorsze!”
– Przepraszam cię Lana, ale muszę biec!
– Dziwne… – szepnęła spoglądając na oddalającą się sylwetkę chłopaka – Najpierw tak się narzuca, a kiedy już jesteśmy na spacerze, to on ucieka. Co jest ze mną nie tak?! – dodała załamana
W tym samym czasie, Danny biegł do łazienki. Niestety przez przypadek, na kogoś wpadł.
– Uważaj matole!
– Sam jesteś matołem!
– To ty na mnie wpadłeś!
– Bo się śpieszę do łazienki!
– No to pech!
– No chyba twój, bo tak się składa, że ja jestem na spacerze z Laną! – pochwalił się Danny, a Cody uspokoił się i zamrugał kilkakrotnie
– Jakoś jej tu nie widzę. – zauważył chytrze
– B-bo… Ja muszę biec… No przecież nie wezmę jej ze sobą do łazienki!
– Kretyn…
– A co powinienem? – spytał ciekawy, a Cody westchnął zrezygnowany
– Jesteś idiotą. Zejdź mi z drogi…
– Co?! Nie mam mowy! Tam jest Lana! Nie pójdziesz do niej! – krzyknął Danny, zagradzając mu drogę ręką
Cody przystanął, zamyślił się chwilę, po czym stanął spokojnie naprzeciw chłopaka i zamknął oczy.
– Psi… psi… psi… psi…
– AAA! – wrzasnął Danny jak oparzony, wyminął Cody’ego i trzymając się za spodnie pobiegł do łazienki
– Idiota… – mruknął Cody i z tryumfalnym uśmiecham ruszył dalej przed siebie
Szedł powoli i spokojnie. Nagle się zatrzymał, bo zobaczył, że na ławce siedzi Lana. Znowu ona. Czyli Danny nie kłamał. Cody wiedział, że dziewczyna ugania się za nim tak samo jak większość jej koleżanek. Wszystkie były takie same. Miały na jego punkcie obsesję. Lana była jedną z nich. Ona jest fanką, a on jej idolem. Nie lubił tego. Te dziewczyny twierdzą, że go kochają, a nawet go nie znają. Uganiają się za nim jak chore. Interesuje je tylko jego wygląd zewnętrzny. Nic więcej się nie liczy. Uważał, że to głupie, ale w ciągu wielu lat zdążył się do tego przyzwyczaić.
– Cody! Jesteś! Tak się cieszę! Wciąż nie mogę uwierzyć, że jesteśmy w jednej drużynie! A wiesz, że szóstka, to moja ulubiona liczba! – dziewczyna zaczęła trajkotać, a chłopak w ogóle jej nie słuchał
Podszedł bliżej niej. Dziewczyna zamilkła i ustała naprzeciw.
– Danny był tu z tobą? – spytał, chociaż znał odpowiedź
– Tak, ale to nie ważne. Nie rozmawiajmy o nim. Danny to kretyn! Wciąż się we wszystko miesza! Chodzi za mną i myśli, że mnie zna!
– A czy ty nie robisz dokładnie tego samego? – spytał podchwytliwie, a dziewczynę zatkało
Tak, udało mu się! Wiedział, że może w ten sposób dotrze do niej jej zachowanie. Przejrzy na oczy, że to co robi jest bez sensu i da spokój.
Dziewczyna usiadła na ławce i zapatrzyła się w jakiś nieruchomy punkt.
„Cody ma rację… Wciąż krytykuję Danny’ego, za jego zachowanie, a sama robię dokładnie to samo. Uganiam się za chłopakiem, u którego nie mam najmniejszych szans. Jestem żałosna…”
– Mówiąc, że Danny jest wkurzający, niczym się od niego nie różnisz. Nie znasz ani go, ani mnie. Jesteś szurnięta… – stwierdził obojętnie i zawrócił
Dziewczyna siedziała otępiała. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Danny biegł jak szalony, mając nadzieję, że Lana wciąż na niego czeka. Minął Cody’ego. Nie zwrócił nawet na chłopaka uwagi.
– Lana! Już jestem! – zawołał dobiegając do niej
Dziewczyna nie zareagowała. Chłopak stanął naprzeciw niej i spojrzał na jej twarz.
„Cody! Zabiję go!”
Danny momentalnie zawrócił. Miał nadzieję, że uda mu się jeszcze dogonić czarnowłosego chłopaka. Udało mu się. Chłopak dalej spokojnie kroczył ścieżką, prowadzącą do centrum obozu.
– Cody ty draniu!
– Huh? – chłopak zatrzymał i odwrócił się w stronę biegnącego Danny’ego – Czego znowu chcesz? – rzucił obojętnie
– Co zrobiłeś Lanie?!
– Nic. A nawet gdyby, to nie twoja sprawa.
– Nie kłam! Jest bardzo przygnębiona! Musiałeś mieć z tym coś wspólnego! Co jej powiedziałeś?!
– To nie twoja sprawa. – powtórzył uparcie
– Właśnie, że moja! Od dziś jesteśmy drużyną. Czy tego chcesz, czy nie! To, że ty od zawsze masz na wszystko wywalone, nie znaczy, że masz prawo źle traktować ludzi! Lana cię lubi! Dobra, ja tego nie ogarniam, ale naprawdę tak jest, więc postaraj się traktować ją z szacunkiem, na jaki każdy człowiek zasługuje! Nie wiem co jej powiedziałeś, ale bardzo ją zraniłeś! Masz ją przeprosić!
– Powiedziałem tylko prawdę. – odparł spokojnie Cody
– Jak to? Co to niby za prawda?
„O nie! Chyba nie powiedział jej, że Bieber jest jak karaluchy i też przeżyje wojnę atomową! NIE!”
– NIE! – wyrwało mu się
– Co znowu? – spytał skołowany Cody
– To niemożliwe! – wrzasnął zrozpaczony i uciekł do domku
– Nie oganiam… On chyba naprawdę jest kretynem… – szepnął do siebie Cody i ruszył dalej swoją drogą
Idąc zastanawiał się nad słowami Danny’ego. Może ten głąb miał trochę racji… Może przesadził… Ale chciał tylko, żeby do dziewczyny to w końcu dotarło. Nie chciał jej zasmucić. Chyba trzeba było powiedzieć to delikatniej. Czy powinien ją przeprosić? Hmm… Zagadka.
Chłopak podjął decyzję i przyśpieszył kroku.
Lana wciąż siedziała nieruchomo na ławce.
„Szurnięta? Tak powiedział? Teraz wiem co czuje Danny. Cody mi to uświadomił. Postaram się być dla niego milsza. To moje postanowienie!”
Dziewczyna wstała i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę domków. Kiedy tylko minęła Wielki Dom, zobaczyła, że na środku placu, gdzie stoją domki, siedzą herosi przydzieleni do grup.
– Cześć. Co tam? – spytała
– Cześć. Siadaj. Właśnie rozmawiamy na temat drużyn.
Lana usiadła koło dziewczyny o krótkich, blond włosach i szarych oczach.
– Cześć. My się chyba nie znamy. Jestem Lana
– C-cześć. Ja nazywam się Danielle. – powiedziała cichutko – Miło mi cię poznać.
– Jesteś córką Ateny, tak?
– Tak.
– Hej, o czym tak szepczecie? – spytał Travis
– Na pewno nie o tobie! – odparowała Lana, pokazując chłopakowi język
– Ludzie! Skupcie się! – zarządziła Annabeth – Mamy parę spraw do omówienia.
– Kto w ogóle wpadł na pomysł stworzenia tych grup? I dlaczego jest ich tak mało?
– Podobno grupy miały być złożone tylko z najlepszych herosów.
– To bez sensu!
– Jak Justin Bieber!
– Percy, zrozumieliśmy już na początku.
– Ale to silniejsze ode mnie!
– O nie! Więc to prawda! – krzyknął Danny, który znikąd się przy nich pojawił
– Cześć Danny! Co słychać? – spytała Lana, siląc się na uśmiech
„Co ten kretyn znowu wymyślił?! Jak ja mam być dla niego milsza, skoro on mi to utrudnia, zachowując się w ten sposób?!”
– Co jest niby prawdą?
– Przechodziłem i usłyszałem, że Percy mówi coś o Bieberze. Czyli to prawda, że on jest jak karaluchy i przeżyje wojnę atomową!
– Co?! – krzyknął zdruzgotany Percy
– Ludzie, ale z was kretyni. Naprawdę wierzycie w takie brednie? – spytała Clarisse
– Lana, ty go chyba za bardzo uderzyłaś. – stwierdziła Annabeth
– Danny, przestań gadać o tej istocie o płci nieokreślonej i siadaj!
– Dobra! Tym ciągłym bieganiem trochę się zmęczyłem! – powiedział i wcisnął się między Lanę i Danielle
– Danny… – szepnęła cichutko blondynka, a na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce
– Hmm? Mówiłaś coś?
– Nie, nie. Ja tylko cieszę się, że przyszedłeś.
– Ja też się cieszę! Chodziłem po obozie i zastanawiałem się co ma Bieber, że przeżyje wojnę atomową! – odparł zadowolony, po czym spojrzał na twarz blondynki – Nic ci nie jest? Coś źle wyglądasz. Jesteś chora?!
– Danny! Przestań napastować moją biedną siostrę! – krzyknęła na niego Annabeth, a chłopak założył ręce na pierś i zrobił naburmuszona minę jak małe dziecko
– A czy my nie powinniśmy w tym czasie trenować?
– Właśnie! Nie chce mi się tu bezczynnie siedzieć! Idę komuś dokopać, bo wieczorem mam randkę i muszę się wyżyć! No i jeszcze trzeba coś zrobić z włosami! – oznajmiła Clarisse i pobiegła na arenę
Tak zaczęli się powoli rozchodzić, każdy w inną stronę. Lana i Jake poszli do swojego domku.
– Jesteś zadowolony ze składu swojej drużyny?
– Yhm. Nico jest fajny. Trochę straszy ode mnie, ale dobrze nam się rozmawia.
– A Claudia? – spytała ciekawa, a chłopiec się zarumienił
– Jest ładna i miła… Chyba mnie lubi…
– Ooo! Jakie to słodkie! Mój braciszek się zakochał!
– Co?! Nie! Dziewczyny są fuj! Ale Claudia ma ładne blond włosy, niebieskie oczka i uśmiecha się jak Aniołek…
– Ooo!
– Cicho!
– No już dobra, dobra. Nie unoś się tak kurduplu.
Lana poszła na naukę greki. To lubiła najbardziej. Miecze, sztylety, strzały, tarcze i zbroje nie były jej pasją. Wolała pracę umysłową. Zawsze to wolała. Greka przychodziła jej z łatwością. Sprawiało jej to przyjemność. Wolała spędzić cały dzień pośród starych, zakurzonych, greckich książek, niż na arenie. Nie poszła nawet na obiad.
Wieczorem poszła na kolację, ale tylko po to, by dowiedzieć się więcej o ich grupowym treningu. Centaur kazał stawić im się o siódmej na arenie. Więcej szczegółów nie zdradził. Dziewczyna chodziła po obozie. Potem poszła do łazienki. Kiedy wróciła, jej brat już spał.
Wzięła pamiętnik i podeszła do okna, znajdującego się z drugiej strony domku.
Drogi Pamiętniku,
dzisiejszego dnia miłość zwyciężyła! Dobra, przesadzam. Do zwycięstwa jeszcze daleko, ale i tak się cieszę, bo… No właśnie. Chodzi o to, że bogowie postanowili stworzyć sobie armię z najlepszych herosów. W tym celu, razem z Chejronem stworzyli sześć grup. W każdej są trzy osoby, ponieważ najczęściej na misję idzie się w takiej liczbie. Grupy mają też sprawić, że misję częściej będą kończyć się sukcesem. Ja należę do Drużyny Szóstej, a razem ze mną Cody i Danny. To cud, że Cody jest ze mną w grupie. Cieszę się, bo spędzimy razem dużo czasu i będziemy mieli okazję się poznać. Danny też się cieszy. Nie do końca pasuje mu towarzystwo Cody’ego. Za to Cody chyba w ogóle się nie cieszy. Powiedział, że jestem szurnięta. Uznał, że zachowuję się jak Danny. Porównał mnie do Danny’ego! Jest ze mną aż tak źle?! Muszę się ogarnąć. Postanowiłam, że będę milsza dla blondyna, ale nie wiem, czy mi się uda.
Dziewczyna przerwała pisanie, zamknęła pamiętnik i spojrzała w niebo. Gwiazdy jasno świeciły, oświetlając delikatną twarz Lany. Czarnowłosa heroska spojrzała na drzewa rosnące za domkiem. Były duże i bardzo stare, a ich ogromne gałęzie niemal wpadały do domku, kiedy otwierała okna.
Spuściła wzrok. Przez chwilę wpatrywała się w swoje paznokcie. Kiedy ponownie spojrzała w okno, niemal nie spadła z parapetu. Na olbrzymiej gałęzi drzewa rosnącego przy domku, siedział Cody. Dziewczyna błyskawicznie otworzyła okno na roścież. Jej serce biło ze zdwojona siłą. Twarz chłopaka nie wyrażała żadnych emocji.
Wpatrywali się w siebie w milczeniu, a srebrny księżyc oświetlał ich spokojne twarze, tak samo jak przy ich pierwszym spotkaniu.
„Hmm… Ona chyba zaraz dostanie epilepsji serca… Lepiej coś powiem, zanim naprawdę dostanie zawału…”
– Cześć. – szepnął cicho
„No! Pierwsze lody przełamane!” – ucieszył się, a jego kąciki ust uniosły się lekko do góry
– Witaj Cody
– Nie śpisz? – spytał obojętnie
– Nie mogłam zasnąć. Ty też? Co cię tu sprowadza?
– Chciałem pogadać. Wcześniejsza rozmowa coś nie wyszła i…
– Nie. – przerwała mu – Miałeś rację. Dziękuję, że mi to uzmysłowiłeś. Zachowywałam się źle w stosunku do Danny’ego.
„O kurde… Ja jej pojechałem, a ona mi jeszcze dziękuję! No, ale chociaż coś do niej dotarło…”
– Jutro zaczyna się nasz pierwszy trening
– Taa…
– Ciekawa jestem, jak to będzie wyglądało
– Cóż… Jutro się dowiemy
– Tak, już się nie mogę doczekać
– Ja już pójdę. Trzeba się wyspać. – rzucił schodząc z drzewa
„Co?! Już chcesz iść?! A jest tak fajnie!”
– Tak, sen nam się przyda. Dobranoc. – pożegnała się
Jeszcze przez chwilę siedziała na parapecie, po czym zamknęła okno. Następnie podbiegła do okna, przez które miała widok na domki. Obserwowała chłopaka, który powolnym krokiem zmierzał do swojego domku.
Dorwała pamiętnik.
Och! Pamiętniku mój kochany! Stało się coś naprawdę cudownego! Właśnie odwiedził mnie Cody Carter! Siedział na gałęzi przed moim domkiem!
Dziewczyna zapisała całą rozmowę, jaką z nim odbyła i schowała pamiętnik. Rzuciła się na łóżko i westchnęła głęboko rozmarzona. Musiała zasnąć, by jutro być wypoczęta na trening. Ale jak ona ma zasnąć, po tym, co się stało?
„Cody przyszedł do mnie w nocy, bo chciał porozmawiać! Czy to coś znaczy? To musi coś znaczyć! Znaczy…?”
– Lana, weź ty się do cholery ogarnij!
To jest obłędne! Jak mogłaś uznać, że ci się nie udał. Turlałam się po podłodze ze śmiechu budząc cały dom! Wspaniałe! Chce jeszcze! I nigdy, nigdy więcej nie zwlekaj! To jest ultrahiperfajneodjazdowe! Ubóstwiam to! Więcej! Szybko!
REWELACYJNE !!! Więcej , więcej , chcemy więcej !! Pisz szybko
ŁO KU***! Zarąbczaste i dłuuuugie! Wykryłam bodajże trzy literówki, ale je olałam. TO JEST SUPER!
PS. Podpisuję się pod opinią o Voycie.
WOW! Ale długaśne. Jest boskie! I nie myśl, że zanudzasz. Szybko pisz następne!!!
Super!
Jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam 😀
pisz dalej
TO JEST GENIUSZ, NAD GENIUSZE!!! BRAK MI SŁÓW. KILKA RAZY JAK SIĘ ŚMIAŁAM TO RODZEŃSTWO PATRZYŁO SIĘ NA MNIE JAK NA WARIATKĘ. JA CHCE CD!!!!
Ryczalam ze śmiechu , moja siostra ( która jeszcze spala ) wstala z lózka i rąbnęla mnie książką w leb boli ,ale bylo warto 😀
( jakbyście dostali z książki grubości Pottera to też byście jęczeli ).
Niezłe, ale uważam nie powinnaś pisać o piosenkarzach , bo każdy ma inny gust i niektórym to może się nie spodobać.
A i jeszcze jedno , wiem ze to trudne ( bo sama też zaczęłam pisać ) ale w ksiązkach opisywane są tylko wydarzenia mające wpływ na wątkek główny lub chociaż na te poboczne bo tak to czyta się o niczym , a się czyta , czyta i czyta….;)
wow, niezłe Oby tak dalej!!!! Już nie mogę się doczekać kolejnej notki!!! 😉
Kurczę… Wyśmiejesz mnie, ale muszę spytać. Oglądasz może Naruto? Bo mnie niedawno namówił przyjaciel i teraz wszystko mi się z tym kojarzy… A tutaj to już wybitnie, bo ten trójkąt: Danny-Lana-Cody jest BARDZO podobny. Zresztą odkąd przeczytałam opis Cody’ego, strasznie kojarzył mi się z Sasuke. 😀 A później to dzielenie na grupy i te wszystkie wydarzenia przy ławce, kiedy Lana poszła na spacer z Danny’m (kiedy pobiegł do toalety upewniłam się, że muszę spytać czy oglądasz Naruto. :D) Nawet ich charaktery są niemal identyczne. Ale mimo to jest hipermegaultrazajefajne i superextraprześwietne. 😀 Poza tym dodałaś też coś od siebie, jak Cody na drzewie. To super, że nie wszystko jest identyczne. 😀 Nawet jeśli ich trening ma być taki sam, mnie to nie przeszkadza. Czytanie twoich opowiadań to jedna z największych przyjemności, cokolwiek miałoby się stać z bohaterami. Poza tym to, że nie skupiasz się tylko na akcji, dodaje uroku twojemu opowiadaniu. Kurka, nie jestem w stanie napisać wszystkiego, bo zajmę pół metra ekranu… 😀 O ile jeszcze tego nie zrobiłam. 😀
Acha, no i cieszę się, że przytoczyłaś wypowiedź Voyt’a. I zgadzam się z twoją opinią o nim.
teraz miejsce na zdrową krytykę – troszkę przesadziłaś z JB. No i Percy troszkę… za dziwnie się zachowywał, mówiąc o nim. Ale to nic. Czekam na CD!
PS: Przepraszam, że komentuję tak późno, ale nie miałam wczoraj prawie wogóle czasu żeby przeczytać do końca. Mam nadzieję, że mimo to jeszcze go przeczytasz.
No i szczególnie przepraszam za długość mojego komentarza, ale tak długa część opowiadania zasługuje na równie długie komentarze.
Całkiem niezłe, chociaż może trochę za bardzo się rozpisywałaś na tematy nie związane z wątkami. Ale i tak bardzo dobre. Gratuluję.
To jest cudowne, boskie, herosowe itd. Pisz szybko CD!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ponawiam pytanie: bedzie ciag dalszy?
Jest w ***j długie i przez to z*******e!
Przepraszam za słownictwo, ale to jest świetne.
Dziękuję! Mam nadzieję, że kolejne rozdziały też Ci się podobały! Jestem w szoku, że zabrnąłeś tak głęboko i odnalazłeś to opowiadanie