-Castle, ile razy mam ci tłumaczyć, że na lekcji się nie czyta!-wydarła się na mnie pani Smith.
-Ale..bo..ja…-zacząłem się jąkać.
-Me..e..-przedrzeźniała mnie-co to ma być! Nie wychowany bachor! Proszę, do tablicy, rozwiąż to równanie!
To były ostatnie jej słowa. Wnerwiła mnie. Bardzo. Spojrzałem na nią a ona tylko otworzyła
usta i padła jak długa. Z głowy spadł jej pukiel włosów. Sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem kawałek czekolady..To mnie uspokaja.
Już wyjaśniam. Ta czekolada, to taki mój środek na stres. Jak byłem mały to mama ze mną poszła do lekarza i okazało się, że mam coś tam z nerwem czy coś i nie mogę się denerwować. Ale kiedy ktoś wyprowadzi mnie z równowagi to pomaga tylko czekolada. Żadna melisa, jakieś antydepresanty, czy inne dziadostwa… Wystarczy kawałek dobrej, mlecznej czekolady.
Ale wróćmy do wydarzeń.
-Co jej jest?-spytała Matylda,rudowłosa, brzydka, krzywozęba Matylda, która uważa się za panią szkoły.
Do pani z matmy podszedł Anthony. Jak na trzynastolatka miał spore doświadczenie w medycynie. Jego dziadkowie byli lekarzami. Rodzice są lekarzami i on, prawdopodobnie, też będzie lekarzem.
Przyłożył jej palce do szyi.
-Nie czuję tętna-zaczął uciskać jej mostek.
-Dzwońcie..po..karetkę-powiedział.
Judith, blondynka z pierwszej ławki wyjęła telefon i po chwili zaczęła opowiadać co się stało.
Cała klasa była w panice. Tylko nie ja. Tak. Michael Castle nie brzydzi się, nie ukrywajmy, martwej już kobiety. Coś mi tu nie pasowało.
-Muszę wyjść – powiedziałem. Zarzuciłem plecak na plecy i wyszedłem.
Mieszkam w Ameryce. Nie dziwi cię to nie?No jasne,przecież każdy dupek z super…(prawie ci powiedziałem prawdę) mieszka w Ameryce, dokładniej,Nowy York?Nie!Mieszkam w Bostonie. Chodzę do tragicznej szkoły. Jak każdy. Ale mieszkam z mamą, w strasznej dzielnicy. O!, opowiem wam taką historyjkę. Huśtam się na zardzewiałej huśtawce, którą ustawił tu (podobno) mój tato.
Mój tato zostawił mnie i mamę. Ale nie dlatego, że był podłym świrem, chciał nas chronić. Mama opowiadała, że miał niebezpieczną pracę. I żeby nie zsyłać na nas nieprzyjaciół,
odszedł…
Ale, wróćmy do historyjki. Huśtam się, a tu nagle jakiś gościu podbiega do mojej mamy, która plewiła grządki pod domem(zaraz wam go opiszę) przystawia jej nóż do gardła i mówi, że ma mu oddać pieniądze. Tak się zdenerwowałem, że podszedłem do gościa i walnąłem go. Padł martwy. Z głowy spadła mu garść włosów. Straszne?Przerażające?Nie, to było dziwne!
No, a teraz dom. Jest on zbudowany w stylu wiktoriańskim. Podobno ma kilkadziesiąt lat. Nie mamy sąsiadów. Mieszkamy na strasznym odludziu. Nie wiem czemu. Jedyna osoba jaka nam towarzyszy to chłopak, mniej więcej osiemnastoletni. Wynajmuje u nas pokój. Nazywa się Grover. Jest…dziwny. Raz mówi, że ma coś z nogami, a innym biega jak kozioł. Czasem beczy jak koza. Ale tak to jest spoko. Skąd się u nas wziął?Mama go przyprowadziła. Powiedziała, że szukał pokoju do wynajęcia, a u nas był jeden wolny.
Wszedłem do domu. Mama rozmawiała z Groverem w kuchni. Ona smażyła naleśniki, a on..czy on jadł puszkę?
-Hej!-przywiałem się. Podskoczył na krześle i wrzucił puszkę do kosza na śmieci. Odwrócił się do mnie.
-Cześć!-odpowiedział.
-Co tak szybko,kochanie?-spytała mama-jakoś słabo wyglądasz…
Hm…ciekawe po czym to poznała. Ok. Myślicie, że skoro jem czekoladę, gdy tylko się wnerwię (a to zdarza się często) powinienem być gruby. Ale nie. Jestem chudy,blady. Mam czarne włosy i oczy. Wyglądam jak…śmierć. Raz nawet pani psycholog szkolna podejrzewała, że jestem anorektykiem. Ale miała minę kiedy przedstawiłem jej mój dzienny jadłospis.
-No…działo się…nauczycielka kopnęła w kalendarz i to na oczach całej klasy-powiedziałem bez emocji, nalewając sobie soku pomarańczowego.
Mama upuściła patelnię. Zaraz szybko podniosła ją i zaczęła piec nowego naleśnika.
-Zdenerwowała cię?-spytał przerażony Grover.
-Tak. Darła się i wyzwała mnie od bachorów. Nienawidzę tego- pociągnąłem łyk- wiecie co?Ja czasami mam wrażenie, że to ja ich uśmiercam. Jak wtedy tego bandytę,panią Daniels, faceta od w-f ‚u i pani w super markecie, i..
-Starczy!- krzyknęła mama. Odgarnęła długie blond włosy z czoła. Jej niebieskie oczy były zimne jak lód
-To nie ty, to że byłeś tam w tedy to tylko zbieg okoliczności.
-Może masz rację-powiedziałem. Przeszedłem do salonu i położyłem się na kanapie. Udawałem, że śpię.
-Robi się coraz potężniejszy-szepnął Grover po jakiejś pół godzinie.
-Racja,za niedługo czekolada nie wystarczy.
-Będę musiał go zabrać-odpowiedział.
-Nie-zaprotestowała mama- jeszcze nie teraz.
-A kiedy…kiedy znów przyjdzie do was Erynia, udając, że wciska wam ulotki?Albo rozgniewany cyklop-hydraulik?
Fakt pamiętam nawiedzonego hydraulika, mama potraktowała go nożem, a jak chciałem dowiedzieć się czegoś więcej na temat gostka, mówiła ,że mi się coś przywidziało.
Moja pierwsza reakcja na ich rozmowę była taka. Mama i Grover oszaleli. Zaczęli grać w jakiegoś metina, czy jakieś inne głupstwo i tak się wciągnęli, że zaczęli tym żyć. O matko!Zostanę oddany do domu dziecka!Ja nie chcę do domu dziecka!Dobra..ogarnij się.
-…będzie na pewno wiedział.
-kiedy był tu ostatnio?-spytał Grover.
-jakiś miesiąc temu, robił za dostawcę pizzy. Zamieniłam z nim parę słów. Powiedział, że nie uzna go do trzynastych urodzin.
Jeśli chodziło o mnie, to moje urodziny są jutro, 1 listopada. Ironia?
-…damy sobie radę. W obozie już kończą prace nad jego domkiem. Chejron nie może się doczekać, tak potężnego ucznia, choć ma pewne obawy.
Tego było za wiele. Zaraz..
-Dionizos pewnie będzie…nastawiony sceptycznie-odpowiedział Grover.
Dobra. Oni są jacyś stuknięci. Dionizos to przecież grecki bóg coca-coli..nie…nie..zaraz..szampana? whiski?…WINA!!! właśnie. O ja! Im naprawdę odwala.
-A Zeus?
-Nie wiem…on szuka własnych dzieci…
Wariaci. Normalnie…nie mogę. Przekręciłem się na drugi bok. I zasnąłem.
* * *
Obudziłem się. Spojrzałem na zegarek. Jedenasta w nocy!! Jeny!
Wstałem i poszedłem do łazienki.
Zatrzymałem się przed drzwiami.
-…tak, Chejronie ja wiem.
-ale nie da jej się jakoś przekonać?-spytał obcy głos.
-chyba..jutro są urodziny chłopca. Jeśli go uzna to go zabieramy. Jest tu niebezpiecznie-odpowiedział Grover.
-dobra kończcie już, mam czysty sekwens i się wykładam…Ha!skończyłem!-wydarł się trzeci głos. Czy mój kumpel i włamywacze grają w remika w łazience?
Grover westchnął. Zakręcił wodę, zgasił światło i skierował się do drzwi. Panika. Wskoczyłem do pierwszego lepszego pomieszczenia. Do garderoby. Mój kumpel poszedł do siebie. Dziwne. Wszedłem do łazienki ale nic tam nie było…zaraz. Zdjąłem tą siatkę odpływu wody. Coś tam błyszczy. Był to pieniążek. Bardzo dziwny. Jakaś korona?Euro?Jeny?Wyglądał jakby był ze szczerego złota. Schowałem go do kieszeni. Umyłem zęby i poszedłem do pokoju. Mój mózg był tak wyczerpany, iż wchodząc do pokoju widziałem faceta. Przez chwilę. Wiem, że miał czarne skrzydła,włosy i był blady. Odwrócił się do mnie. Oczy miał…zielone. Jak szmaragdy. Ale biła od nich…śmierć?
Krzyknąłem.
-WŁAAAMYWAACZ!!!DUCH!!!-sięgnąłem po kij bejsbolowy leżący na podłodze i rzuciłem się na gościa. Zniknął. Do pokoju wbiegła mama. Miała na głowie wałki.
-Co się stało?!-spytała.
Nagle pojawił się Grover.
-Beee..to znaczy co jest?!
-No…bo ja…-zacząłem- był tu jakiś facet. Wyglądał jak zbuntowany anioł. Miał czarne skrzydła. Włosy też czarne. I straszne, zielone oczy. Ale uśmiechał się do mnie. Oglądał to
zdjęcie-wskazałem kijem na fotografię przedstawiającą mnie i moją mamę pod statuą wolności.
Mama i Grover spojrzeli po sobie.
-Pewnie przyjdzie jutro-powiedziała mama.
-dobrze by było-powiedział Grover.
-Będę musiała z nim porozmawiać.
-Ej, o co tu chodzi? Gadacie o jakimś Zeusie, Cheronie.. Chajronie czy tam jakimś innym, Dinizosie i o kimś tajemniczym z którym musicie porozmawiać. Co to za chora gra w którą gracie?Ona zaczyna mnie przerażać. Jak chcecie załatwię wam wizytę u psychologa. Tylko przestańcie o tym mówić!!!-wykrzyknąłem.
Mama westchnęła.
-Jutro rano ci powiem. Obiecuję. Ale teraz, śpij-powiedziała i wyszła.
-Przygotuj się na szok-powiedział Grover i też wyszedł.
Zostałem sam.
-Boję się-powiedziałem do siebie. Położyłem się do łóżka w ubraniu i zasnąłem.
* * *
-Who’s bad?-zapytał śpiewająco Michael Jackson. Otworzyłem oczy i wyłączyłem budzik.
Poszedłem do łazienki. Umyłem zęby, wziąłem prysznic, przebrałem się i zszedłem na dół.
-Niespodzianka!-krzyknęli Grover, Mama i …TEN FACET! tylko nie miał skrzydeł.
-Kto to, co on tu robi, co się tu..?-spytałem cofając się.
Mama westchnęła.
-Czy on na pewno ci pozwolił?-spytała gościa.
-Tak-powiedział uśmiechając się.
-Mike, to twój tata..Tanatos.
Zacząłem się śmiać.
-Ja..jasne,ha,ha, ten Tanatos, co go ten kolo z kamieniem przykuł kajdankami?-kolesiowi mina zrzedła-jasne,a Grover to pewnie jakiś pan Tumnus albo coś w tym rodzaju, a..ty mamo pewnie powiesz mi, ze nie nazywasz się Maryann Castle, tylko jakaś Nimfa albo inna…dziwna…rzecz, ha, ha. A teraz na serio jak nazywa się ta gra?
-Jaka gra?-spytał Grover, lekko oszołomiony.
-No ta, w którą gracie.”mity moim życiem”, „zostań panem Olimpu”
-O czym ty gadasz?-spytał chłopak.
-Jak to o czym,o tej grze. Cały czas gadacie o niej.
Grover się…zdenerwował.
-To jest gra tak?
Zaczął ściągać spodnie.
-Gościu, co ty…-przeraziłem się.
Kiedy ściągnął spodnie, zamiast stóp miał kozie kopyta. Jego nogi, były nogami kozy!
Krzyknąłem.
-Coś ty…
-Jestem satyrem..beeee.
-Cz..czyli to prawda?
-Tak-powiedziała mama.
-Muszę usiąść-powiedziałem i upadłem na podłogę.
-Pomogę-zaofiarował się mój tato. Dziwne było go nazywać tatą. Nagle zadzwonił ktoś do drzwi. Mama poszła otworzyć. Jakiś facet,przywitał się i zaczął coś gadać.
-…nie, proszę stąd iść panie Clumsy (tak, jest niezgrabny, a Clumsy to jego nazwisko,ironia?).
Pan Arnold Clumsy, jest naszym sąsiadem. Wiem. Mówiłem, że nie mamy sąsiadów, ale nie chciałem wam o nim wspominać. Mieszka po drugiej stronie ulicy. Oprócz niego sąsiadem z okolicy jest stare małżeństwo. Ale oni prawie nigdy nie wychodzą z domu.
Clumsy, od kiedy dowiedział się,że ojciec nas „zostawił” zaczął przystawiać się do mamy. Jest gruby i brzydki.
-Ale proszę, mnie wpuścić, przyszedłem się pobawić!
-Co się dzieje?-spytał podszedł do mamy i objął ją ramieniem.
-Słuchaj gościu-powiedział Clumsy – zabieraj od niej te łapska!
Tanatos się zaśmiał
-Panie, to jest moja żona!- i pocałował ją w policzek. Mama się uśmiechnęła.
Pan Arnold zrobił się czerwony. Wyburczał pożegnanie i sobie poszedł.
-Świr-skomentował Tanatos.
-Dobra,mam do was pytanie. O co chodzi z tym…Chejronem? I Dionizosem.
-Dionizos jest dyrektorem Obozu Herosów, a Chejron, jest nauczycielem.
-Moooment, stop, jaki Obóz Herosów?
-Miejsce-odezwał się Tanatos-do którego już dziś się wybierasz, synu.
I nad moją głową pojawił się znak,nożyce, czarne jak noc.
To opowiadanie sprawia, że jedna półkula mózgu uwielbia to opowiadanie, druga nienawidzi. Prawa półkula (artystyczna) uważa, że fabuła jest świetna i że autorowi należą się oklaski. Lewa półkula natomiast (logiczna, ścisła) powtarza cały czas: BŁĘDY, BŁĘDY, BŁĘDY! Przede wszystkim, zżerasz spacje. Po znaku interpunkcyjnym – spacja. Przed myślnikiem – spacja. Poza tym, ustaw sobie w Wordzie (czy czymkolwiek, co służy do pisania tekstu) odstępy pomiędzy akapitami, będzie się o niebo lepiej czytać.
Dobra, koniec krytyki, powiem tylko, że opowiadanie bardzo mi się podobało, czekam na kontynuację, et cetera, et cetera…
A mi się podoba i jedną i drugą półkulą mózgu. Nawet bardzo
GENIUSZ!!! A, ja nie zauważam błędów, tylko super fabułę. Czekam na CD.
Już lubię tego kolesia 😀 Dionizos, bóg coca-coli, muahaha 😀
Świetne, genialne, cudowne, przewspaniałe – brak słów! Genialny pomysł! Uwielbiam głównego bohatera! Błędy mi nie przeszkadzają.
Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
Super! Dziś mamy mroczną porcyjkę: dwoje uśmiercających myślami: moją Sophie I twojego, poza tym jeszcze córeczka Hasesa 😉
ŚWIETNE , a dziś mamy zlot mrocznych opowiadanek
PIIIIIIIIIIIIIP!!! [walę w klawisze, jakby to byli moi najgorsi wrogowie]
Zaraz zacznę przeklinać!!! Megasyperhiperzarąbistowyczapistozakopistozajebistoherosowoboskie opowiadanie nafaszerowane DEBILNYMI błędami!!!
1. Nie zjadaj spacji- ciasteczka są lepsze.
2. Nie oszczędzaj na znakach interpunkcyjnych- nie są takie drogie.
3. W przynajmniej jednym miejscu wielka litera zaginęła w akcji… Może warto byłoby sprowadzić ją z powrotem?
Ogólnie pozytywnie, ale jak widziałam to, co wymieniłam powyżej, to miałam ochotę rzucić komputerem!
O mój… CZY TY WIESZ, DO CZEGO MNIE DOPROWADZIŁAŚ?!
Nie? Więc mówię – DO ŁEZ!!! Kurka, czy ty wiesz, jak mało opowiadań czy chociażby książek tak mnie wzrusza?! Ja sobie spokojnie czytam, pogłębiając kompleksy odnośnie moich bazgrołów, a ty nie dość, że piszesz fantastycznie, fenomenalnie megasuperwyczepiście i ogólnie na jednym z najlepszych poziomów pisarstwa, to jeszcze wychodzi na to, że zjeżdżam na kolejną linijkę tekstu, a tam budzik – piosenka Michaela Jacksona… Kiedy akurat go słuchałam! I jeszcze to, jak zachowywał się Tanatos… Jejku… Od teraz wliczam to opowiadanie do moich ulubionych. Nie zepsuj tego. 😉
Czekam na ciąg dalszy. A SPRÓBUJ TYLKO NIE KONTYNUOWAĆ… Ostrzegam, znajdę i wydam na tortury. 😀
PS: Chrzanić błędy, tekst wynagradza wszystko. 😀
Dobra, małe sprostowanie do mojego komentarza (taka chłodna analiza ;)). Tych łez było paręnaście, ale jak dla mnie to naprawdę sporo. Sama byłam w szoku…
A do wzruszenia mogło się przyczynić to, że zacytowałaś końcówkę piosenki MJ. To mój ulubiony piosenkarz, a ja go ostatnio naprawdę mało słuchałam.
Więc przepraszam, mój poprzedni komentarz mógł być odrobinkę dramatyczny. 😀
Superowe opowiadanko z niecierpliwością czekam na cd 😀
Zacznę od krytyki: w niektórych miejscach zabrakło dużych liter w dialogach; znalazłam gdzie nie gdzie błędy ortograficzne i brak przecinków. Opowiadanie było podzielone na trzy części a poza tym NIE BYŁO akapitów. Ciężko mi się to czytało, bo gubiłam się w tekście powodu braku akapitów, a ENTER tak trudno nacisnąć?
To teraz to co dobre- opowiadanie ma fajną fabułę, bohater jest bardzo fajny, ale, kurczę, muszę się pośpieszyć, bo znowu ktoś napisał o dziecku Tanatosa a ja ciąglę nie mam czasu, żeby to zrobić a od ponad miesiąca się zbieram do zaczęcia.
zrobiłam akapity, ale, może jak admika wstawiała to coś się przestawilo
Aha, skoro tak to dobrze. Już myślałam, że jesteś tępa i nie umiesz nacisnąć ENTER.
Boże, co za WSPANIAŁE opowiadanie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! A tylko spróbuj mi tego nie kontynuować to zabiję!!!!!!!!!!!!
Co to się dużo rozpisywać. Powiem krótko: SUPER OPOWIADANIE!!! Chcę więcej!
A teraz czas na trochę krytyki ode mnie.
Primo: Jak nie ma odstępów, to się gubię w akcji.
Secundo: Może to przez ten brak Shiftów, ale to opko wydaje mi się nieco chaotyczne.
Tertio: Ze wszystkich dzieci Tanatosa, o jakich czytałam na blogu, najbardziej podoba mi się Twój bohater.
Poza tym: śmieszne momenty i teksty (Dionizos – bóg coca – coli)
Ale i tak według mnie mistrzem w pisaniu mrocznych opowiadań jest Myksa!