Mam na imię Melisa. Jak na swój wiek jestem wysoka i silna. Mam długie do ramion, czarne kręcone włosy. Na mojej lekko trójkątnej twarzy najbardziej wyraziste są szmaragdowe oczy, które mają taką nutkę chytrości, tak przynajmniej to określam. Na małe wąskie usta nie zwracam uwagi. Ale trochę denerwuje mnie mój mały lekko zadarty nos. Mam dosyć jasną karnację, większość osób mówi, że jestem blada jak ściana. Nigdy się nie opalam, nawet jakbym siedziała cały dzień na słońcu to i tak jestem blada jak ściana. No i do końca nie jestem człowiekiem.
Znacie mity greckie, bogów mieszkających na Olimpie. Ja jestem heroską, czyli pół bogiem pół człowiekiem. Większość osób takich jak ja, posiada nadzwyczajne zdolności i broni o niezwykłej historii i mocy. Od jakiegoś czasu ludzie z obozu mówią, że jestem tchórzem. Straciłam broń podczas walki o sztandar i wpadłam na durny pomysł wlezienia na drzewo. Niestety bałam się zejść więc pół obozu mnie ściągało, co za wstyd!
Dzień zaczął się normalnie, moje przyrodnie rodzeństwo nie raczyło mnie obudzić na naszą zbiórkę o szóstej rano. Kocham tą bandę z całego serca ale czasami mam ochotę ich udusić. To nie moja wina, że jestem najstarsza i zajmuję stanowisko drużynowej. Jaka ja jestem naiwna, siedzę tu dopiero dwa tygodnie a już jestem za wszystko odpowiedzialna. W moim domku mieszka tylko pięć osób (licząc mnie ). Zapomniałam o mojej czarnej kotce Milce ale o niej później.
Większość osób nazywa nas piekielną piątką. Wy myślicie, że jestem córka mrocznego Hadesa. Nie, los nie był aż tak łaskawy. No to może gromowładny Zeus, może strzelałabym piorunami. Nie, nie w tym życiu. Może władcza Hera. Nie, tak fajnie to ja nie mogę mieć. Hmm a waleczny Ares. Nie. Jestem córką jego siostry bliźniaczki. Eris bogini niezgody, najmniej lubianej na Olimpie. No chyba Hades ma większą ilość przyjaciół niż moja matka. Ale teraz do rzeczy.
Tak więc wstałam o ósmej już nieźle wykurzona . Mieszkam w domku o kształcie sześcianu, który zaprojektowała moja mama. Plusem jest to, że mój pokój ma mały balkon. Strasznie zdrętwiały mi nogi, ponieważ moja wredna czarna kocica całą no spała na nich. Z trudem wstałam i usłyszałam kolejne puknięcie. To chyba ten dźwięk obudził mnie ze snu. Spojrzałam w kierunku okna i zauważyłam mamę siedząca na balkonie. Byłam jej mniejszą kopią. Jedynie różniłyśmy się tym, iż ona ma piękne czarne skrzydła, które teraz rozpostarła opierając się o gzyms. Spojrzałam na kalendarz i przeżyłam prawdziwy szok. Dzisiaj są moje urodziny. Pewnym ruchem otworzyłam drzwi i spojrzałam na moją rodzicielkę.
-Wszystkiego najlepszego z okazji szesnastych urodzin Meliso.- zaświergotała radośnie.
-Co tutaj robisz.- zapytałam zdziwiona.
-Matka nie może mieć niespodzianki dla córki?
-Może ale nie tak nagle.
-Ale o to chodzi w niespodziankach. Co chciałabyś na urodziny.
-Co masz na myśli?
-Jaki chcesz dostać prezent?
-Wyjątkową broń. Taką jakiej nikt nie miał.
-No to znam cię tak dobrze, jak myślałam.
Bogini niezgody wyciągnęła z torby dwie rękawice. Były to po prostu dwie mitenki-rękawice bez palców. Niezwykła była tylko okrągła ramka na ich wewnętrznej części. W tej ramce z mosiądzu był dziwny niby sierp ze srebra, który otaczała masa małych lekko niebieskich zdobień. Założyłam rękawice na szczęście dół nie przeszkadzał w ruszaniu ręka. Teraz zobaczyłam, że przy dolnej części palca wskazującego znajduje się małe wypuklenie które można nacisnąć.
-Co to jest?
-Enigma twoja nowa broń. Naciśnij ten mały przycisk przy palcu wskazującym.
Zrobiłam to, co zaproponowała mi mama i nagle pod moimi dłońmi znalazły się piękny sierpy księżyca o średnicy sześćdziesięciu centymetrów . Jednak jego końce były przedłużone i między ich końcami znajdowało się miej więcej dwadzieścia dwa centymetry. W najszerszym miejscu miały po dwadzieścia pięć centymetrów. Wnętrze było tępe, co mnie zdziwiło. Ale brzegi tych dysków były tak bardzo ostre, że miałam wrażeni, iż od samego patrzenia się zatnę. I wtedy ruszyłam prawą ręką. I nagle dysk od tej ręki ruszył się tak samo jak ręka. Co się stało ? Jeszcze kilka razy ruszyłam ręką. Lekko rozprostowałam palce i dysk ruszył w przód. Zaczęłam kombinować i ruszać nadgarstkami. Dyski były całkowicie mi posłuszne. Już zrozumiałam jak tego używać. Skierowałam dyski jak najdalej w przód. Kiedy były jakieś dziesięć metrów dalej, zawrócił. To było tak proste, że nawet małpa mogłaby używać tej broni podczas walki o banana. I nagle w mojej głowie pojawiło się wiele pytań.
-Ile tych dysków mogę wezwać naraz?
-Jeden dysk na rękę.
-A jak je zgubię lub zniszczę podczas walki.
-To wrócą po pewnym czasie do tego pojemniczka na dole. Nie martw się ich wprost nie da się zepsuć. O, jak klocków lego.
-Ja zepsułam klocki lego. Powyginały się tak, że nie dało się ich składać. Chyba nikt oprócz mnie tego nie zrobił.
-Tak skarbie niestety pamiętam. Jak panujesz nad swoim żywiołowym rodzeństwem ?
-W ogóle nad nimi nie panuję. Oni mnie nie słuchają. Nie wiem, po co dali mi tą funkcję. Ja nie jestem dobrym przywódcą, po prostu jestem najstarsza. A Dan ciągle sprawia problemy.
-Nauczysz się tego. W końcu się poddadzą. Kiedy wypróbujesz ten wspaniały prezent?
-Dziś po południ jest bitwa o sztandar, na pewno skorzystam z Enigmy. Nie mogę się doczekać. Bardzo ci dziękuję.
-Pa córeczko i jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Jestem z ciebie bardzo dumna. I pospiesz się, bo spóźnisz się na śniadanie.
Moja mama skoczyła i pofrunęła w kierunku Olimpu, już po chwili była tylko małym zamazanym punktem.
Z przerażeniem odkryłam, że za dwadzieścia minut jest śniadanie a ja jestem w mojej koszuli w listki. W niewiarygodnym tempie ubrałam się w czarne rurki i koszulkę obozową. Na nogi wcisnęłam czarne sandałki. Przeczesałam włosy i odgarnęłam je z twarzy. Założyłam przepaskę, dziś była to ta pomarańczowa w czarne groszki. Nie wiem dlaczego, ale w moim pokoju była mała umywalka, nad którą wisiało lustro. Zwykle na nią narzekałam, ale teraz dziękowałam wszystkim bogom za to, że tutaj jest.
Pobiegłam na dół z prędkością światła. Po drodze chuchnęłam aby sprawdzić czy mam świeży oddech. Jeszcze raz spojrzałam na dłonie, aby sprawdzić, czy na pewno mam Enigmę. Na szczęście na nich były.
Na dole czekała na mnie moja sfora. Powinnam o nich trochę powiedzieć. Najmłodsza jest Helena, którą nazywamy Nelą. Ma osiem lat, różni się ode mnie tylko włosami i oczami. Jej krótkie włosy koloru słomy nie są kręcone. Jej brązowe oczy wydawały się za duże. Jak zwykle w ręce trzymała Ester. Biedna lalka jest używana przez Nel jak maczuga. Po niej w skali wiekowej jest Serafin, jego imię jest dość nietypowe, oznacz po grecku ognisty. Jest tak rudy, iż można uznać, że jego włosy płoną. Co do oczu to są czarne jak węgielki. Tak naprawdę to wszyscy w obozie myślą, że ma na imię Rafi bo tak do niego zwracamy się poza domem. Miły ale dość dziwny dziesięciolatek, jest naraz wszędzie. Mmmm a może się teleportuje. Nie na pewno nie. A teraz Rita czternastolatka z pięknymi bujnymi czarnymi włosami do pasa. Jej niebieskie oczy wprost hipnotyzują. Całkiem miła i jako jedyna nie sprawia problemu. No i ostatnia osoba z mojego stada. Dan piętnastoletni brunet o dość wrednym charakterku. Podobno jest najbardziej podobny do matki. Jedyne, co robi to knuje, knuje i jeszcze raz knuje. Jak widzę te jego parszywe fioletowe jak jagody oczka to mam ochotę powiedzieć mu o kilku niemiłych sprawach.
-Nel nie rób tego, co robisz z Ester. Rafi wypluj gumę. Rita odsłoń twarz, prze tą grzywkę nic nie widzisz. Dan nic nie zrób, nie chcę mieć problemów. Macie do mnie jakieś pytanie lub wiadomości.- wypaliłam. Był to już prawie nasz codzienny rytuał.
-Nie- odrzekli jednocześnie.
-No to bieg na śniadanie.
Po chwili pędziliśmy w dół. Kiedy wbiegliśmy do stołówki wszyscy już jedli. Usiedliśmy razem przy stoliku naszej mamy. Przez całe śniadanie myślałam tylko o tym, że nikt nie pamięta o moich szesnastych urodzinach. To aż tak bardzo przypominam Eris z charakteru. Jestem taka jak Dan. Gdyby tak, to byłbym najmniej lubianą osobą na obozie. A jak to prawda i moje destrukcyjna moc skłócenia ludzi jest tak wielka. Boże niech ktoś pamięta o tym moim dniu.
Nagle Pan D. wstał i powiedział.
-Dziś nie ma bitwy o sztandar. Odbędą się normalnie treningi. Bitwa została przerzucona na juto. Życzę miłego dnia i proszę do siebie Melanie Avero po śniadaniu. Pilna sprawa.
Bóg wina usiadła. Jak tylko to zrobił,usłyszał głośne sprzeciwy dwóch domków mojego i Aresa. Jedna dziewczyna z domku Aresa była wyjątkowo zadowolona. Aida moja najlepsza koleżanka. Wysoka i silna kopia swojego taty. No morze oczami się różnią, ona ma bardzo jasne brązowe oczy, prawie złociste.
Kiedy skończyłam jeść Aida do mnie doszła i rzuciła.
-Jutro jest bitw a ty dalej nie masz broni. Będziesz znowu walczyć scyzorykiem.
-A taki był piękny dzień. Walczyłam nim, bo nic innego nie miałam. Mogłaś nie wrzucić mi sztyletu do rzeki,
-Czyli znowu idziemy szukać broni.
-Nie, mam ją już, jest genialna.
-Od kogo ją masz?
-Opowiem ci w bazie, tylko daj mi chwilę, Pan D. ma do mnie sprawę.
-Ale on wezwał Melanie.
-Znasz go, na ciebie mówi „Aldo”.
-Dobra dam ci chwilę.
Podeszłam do stołu, przy którym siedział Pan D.
-Dzień dobry, Pan ma do mnie sprawę.- zapytałam wyjątkowo grzecznie.
-Tak Melito ale ją załatwimy w moim gabinecie.- odpowiedział bóg.
Razem z Panem D. poszliśmy do małego gabinetu w wielkim domu. Na ścianach były plakaty winnic. W zakurzonych gablotkach stały stare pamiątkowe butelki. Przy oknie stało biurko. Obok okna wygodne krzesło z białym skórzanym obiciem, a na przeciwko stały dwa niewygodne szkolne krzesełka dla krasnali jak ja ich nie znoszę. Usiadłam na jednych z nich, a Pan D. na tym wielkim, wygodnym.
-Teraz może mi Pan powiedzieć co zrobił Dan.- powiedziałam już wściekła.
-Gdyby coś zrobił Pan D. kazałby ci z nim przyjść.- rzucił lekko rozśmieszony Chejron, który właśnie wszedł do gabinetu.
-Czyli zrobił coś małego. Może spłukał kogoś w toalecie?
-Musiał ci zaleźć za skórę, skoro myślisz tylko o tej wersji.
-Melante, ostatnio przy grani podobno grasowały jakieś nieznane potwory. Postanowiłem, że sprawdzisz, czy to prawda. Jak to będzie prawdą, dowiedz się, dlaczego one tam grasują.- przerwał Pan D..
-Dobrze proszę Pana zrobię to jeszcze dzisiaj.- grzecznie odpowiedziałam.
Lekko się ukłoniłam i pobiegłam w kierunku koleżanki, na szczęście jeszcze tam stała. Jak mnie zauważyła, natychmiast ruszyłyśmy do bazy.
Baza to taki szałas zrobiony przez nas podczas ćwiczeń w przetrwaniu w dziczy. Znajduje się na wysokim kamieniu. Plusem było to, że kamień był otoczony małą rzeczką. Chowałyśmy się tam, aby w spokoju porozmawiać.
Jak znalazłyśmy się w namiocie zapytała:
-Czego chciał od ciebie Dionizos.
-Ktoś zgłosił, że spotkał jakieś potwory. Pewnie jakiś głupek, który jest tu od kilku godzin-odpowiedziałam.
-Ale sprawdzisz to.
-Oczywiście, a może ta osoba znalazła coś naprawdę groźnego.
-Jaka broń i od kogo?!- zaczęła mnie nagle napastować po odpowiedzi na poprzednie pytanie.
-Od mamy.
I tu zaprezentowałam broń.
-GENIALNA!!!!!!!!!!!!
-Tylko tyle.
-SUPER BROŃ NIKT TAKIEJ NIE MA!!!!!!!!!!!!!!
-Nie wrzeszcz tak. Bo zaraz stracę słuch.
-MOGĘ SPRÓBOWAĆ!!!!!!!!!!!!!!
Po chwili stałyśmy na polanie. Moja koleżanka niezgrabnie próbowała sterować dyskami.
-Ale to trudne.
-Daj mi to. To nawet małpa obsłuży.
Zaczęłam jej pokazywać wszystko, co już potrafię.
-Ooo, od kiedy to masz.
-Od dziś i…
-Ale późno, muszę lecieć. I masz lekcję strzelania z łuku z Chejronem.
Moja najlepsza przyjaciółka pognała w nieznanym mi kierunku. Nieźle zirytowana pobiegłam na lekcje. I tu powiem wam o jednej sprawie. Chodziłam na te zajęcia z jednego powodu. Przystojny Ian syn Apolla pomagający centaurowi podczas zajęć był tym powodem. Podkochuję się w nim od momentu, w którym dotarłam do obozu. Na moim pierwszym obozowym ognisku grał na gitarze. Jaki on jest przystojny. Nagle z zamyślenie wyrwało mnie to, że prowadzący wlepił mi łuk i strzały. Pokazał reszcie, aby się odsunęli, samemu też to robiąc.
-Jeszcze, jeszcze i trochę. Już.- instruowała Chejron.-Teraz strzelaj!
Wycelowałam i po chwili puściłam cięciwę. Strzała odbiła się od czegoś. Później znowu się odbiła i trafiła w sam środek. Nie tarczy, ale w sam środek pośladka Iana. Wszyscy milczeli.
-Dobrze?- zapytałam jak odmóżdżona.
-Meliso trochę nie ten cel. Odprowadź kolegę do części szpitalnej.
Ruszyliśmy. Ian nawet ze strzałą w takim miejscu był przystojny.
-Co tak się na mnie gapisz.-zapytał
-Nic.- odparłam.
-Jak to zrobiłaś stałem przodem do tarczy.
-Nie wiem po prostu się stało, ze mną tak często.
-Ty chyba jesteś do wszystkiego zdolna.
Resztę drogi przeszliśmy milcząc. Wyciąganie strzały zajęło dość dużo czasu. Była już czternasta. Nagle do części szpitalnej wbiegła moja koleżanka.
-Meliso, gdzie byłaś.-wywrzeszczała prawie.
-Tutaj.- odrzekłam szczerze
-Musisz ze mną poćwiczyć.
Chwyciła mnie za rękę. Ian wyszedł z pokoju a ja mu pomachałam. Po chwili Aida ciągnęła mnie w głębię lasu. Potknęłam się i upadłam a moja kumpela biegła dalej nie zwracając uwagi na otaczający ją świat. A niech sobie biegnie. Nikt nie pamięta o moich urodzinach . Nikt mnie nie lubi, nikt mnie nie kocha. Byłam wściekła i jednocześnie smutna. Z impetem usiadłam na starym pieńku i wyciągnęłam z kieszeni miniaturową wersję Świętoszka Moliera. Ta lektura zawsze poprawiała mi humor. Nagle postanowiłam poćwiczyć walkę moją nową bronią. I bum wpadłam na głupi pomysł. Usiadłam na dysku na tej najszerszej wewnętrznej części. Odesłałam prawy dysk i jakoś lewą i prawą ręką podniosłam go. Ja latam na Enigmie. W dość pokraczny sposób, ale latam. Trochą ćwiczeń i będę normalnie szybować. Enigma unosiła mnie na maksymalnie cztery metry, ale była bardzo zwinna. Wiszę mamie na kolacji niezłą ofiarę. Zaczęłam latać między wierzchołkami drzew piszcząc jak szalona.
Podczas tej przyjemnej zabawy strasznie polepszył mi się humor. Wprost czułam się jak nowonarodzona. Z radosny piskiem wylądowałam i schowałam do kiszeni książkę, zdjęłam buty i przyczepiłam je odpowiednio do dysku.
Niestety przed tym jak będę miała wolne muszę załatwić jedną naprawdę ważną sprawę. Okrążyłam obóz, gdy nagle zobaczyłam z pięć marit. Marity to bardzo pospolite potworki, są bardzo słabe co dziwne do ich zabici nie potrzeba nawet niebiańskiego spiżu. Z wyglądu przypominają psy z wścieklizną lecz są zielone i mają jednolite czarne oczy. Na pyskach potworów jak zwykle kłębiła się piana. Wylądowała i wezwałam drugi dysk. Załatwienie ich nie trwało więcej niż dziesięć minut. Pewnie znalazł je jakiś lękliwy heros i z paniką pobiegł do Pana D. z informacją, że widział potwory. Na Zeusa naprawdę głupia osoba musiał to zgłosić.
Po wyjątkowo nudnej i krótki walce znowu leciałam. Skierowałam się nad jezioro. Leciałam tak nisko, że mogłam nogą dotykać tafli wody. Latanie jest genialne, szkoda, że nie mam skrzydeł. Morze w przyszłym roku o nie poproszę. Nie moja broń jest lepsza i po co mi skrzydła. Spojrzałam na jakieś driady, które pokazywały mnie sobie palcami z minami pod tytułem wariatka. Zamiast się złościć promiennie się do nich uśmiechnęłam. Wprost genialna sprawa, niestety na dysku mieszczę się tylko ja. I chyba nie mogłabym transportować kogoś innego bo miałam limit oddalenia ode mnie tych dysków. Kto stworzył to cacko. Zobaczył jedną dobrze ukrytą grecką literę. Eta litera, która udowodniła, że to jest dzieło samego Hefajstosa. Dlatego ta broń jest tak dobra. Wykonał ją mistrz w tym fachu. Wylądowałam na ziemi i założyłam buty. Szybko schowałam broń i miałam już iść i powiedzieć Panu D., że te potworki to nic takiego gdy nagle usłyszałam krzyk przyjaciółki.
-Znowu zniknęłaś.
-Jak mnie znalazłaś.
-Jakaś driady pobiegły na pomoc do Dionizosa, bo widziały latającą na dysku dziwną dziewczynkę, która się do nich uśmiechnęła.
– Naprawdę to zrobiły?
-Tak, nieźle je wystraszyłaś.
-Pokazywały mnie palem. Nie zrobiłam im nic złego, po prostu się uśmiechnęłam. Ile mnie nie było?
-Cztery godziny.
-Co?! JUŻ OSIEMNASTA!!!!!!!!!!
-Tak lepie idźmy do obozu.
Moje urodziny chyba były udane. Nikt o nich nie pamiętał, ale przynajmniej dostałam od mamy najlepszy prezent. Nagle moja przyjaciółka się ode mnie jakoś oddaliła. Po chwili usłyszałam krzyk.
-Niespodzianka.
Wszyscy z obozu czekali na mnie. Dan z miną jakby umierał trzymał tort z szesnastoma świeczkami. Nagle wszyscy zaczęli śpiewać Sto lat. Poczułam, że ktoś zakłada mi rzemyk na szyję. Odwróciłam się, za mną stał Ian. Na szyi miałam rzemyk ze wszystkimi dotąd rozdanymi na koniec roku koralikami.
-Skąd je masz?-zapytałam
-Od Chejrona, zawsze zostaje kilka. Wszystkiego najlepszego.- powiedział i pocałował mnie w policzek.
Zarumieniłam się i coś odpowiedziałam. Sama nie rozumiałam co, bo strasznie plątał mi się język. On uśmiechnął się i odszedł. Nagle moja sfora dorwała mnie mówiąc.
-To dla ciebie.
Było to miękka paczka owinięta w papier w mieczyki i piorunki. Otworzyłam ją tak aby nie zniszczyć papieru i zobaczyłam płytę Memortize System of a Down . Oraz dwie pomarańczowe koszulki z napisami „Grupowa domku Eris”.
-To moje najlepsze urodziny w życiu!!!.- powiedziałam radośnie.
Tańczyliśmy i jedliśmy jabłka pieczone nad ogniem. Wszyscy się dziwili, kiedy wrzuciłam jabłko, dwa karmelki i banana do ogniska dla Eris. Kidy było już nieźle po dwudziestej usłyszałam dziwny dźwięk. Nikt oprócz mnie chyba go nie usłyszał. Wbiegłam na tą wieżyczkę która zbudowaliśmy (my dzieci Eris i ci od Aresa) aby móc obserwować co się dzieje w całym obozie. Zobaczyłam mały oddział czegoś dziwnego idącego w naszą stronę. Aida też zdążyła wbiec z swoim grupowym. Przy naszej tarczy stanęła masa małych istot. Chwyciłam moją lornetkę którą powiesiłam na dużym krzywo wbity gwoździu jakiś tydzień temu. Dostałam ją od jednego syna Hefajstosa za umówienie go na randkę z Aidą. I tak nic z tego nie wyszło ale przynajmniej dał mi lornetkę. Skierowałam ją na drzewo Thali i zobaczyłam z setkę dziwnych stworzonek. Ich głowy były lekko za duże przez co dziwnie się kołysały. W odstających uszach miały złote kolczyki. A za duże oczy wydawały się przerażające. Ich jednolita barwa przerażała. Co do ciał to było dziwne. Nogi i ręce taki śmiesznie chude. Brzuch był okrągły jakby były chore. Szyja krótka. Ale najważniejsze były kły tak ostre, że przeszły mnie ciarki.
-Ta lornetka ma naprawdę nieprzyzwoite przybliżenie.- zażartowałam.
Czułam się winna Pan D. kazał mi to sprawdzić, a ja poniosłam całkowita porażkę. Moja koleżanka chyba to zauważyła.
-Tak, ten syn Hefajstosa prawie mnie pocałował. Ble!- odpowiedziała moja kumpela.-I to nie twoja wina. Chyba sprawdzałaś czy ta osoba która poinformowała Dionizosa miała racje.
-Przeszłam wkoło całej granicy, było tam tylko kilka marit.
-To nie twoja wina. Wypełniłaś rozkazy. To, że ich nie znalazłaś to nie twoja wina.
Jeszcze raz spojrzałam i zobaczyłam trzy zakapturzone postaci. Ich szaty były postrzępione, a twarze ukryte w cieniach kapturów. Każdy posiadał wielkiego psa na łańcuch. W skrócie nie za przyjemny widok. Nagle machnęli i te malutkie potworki zaczęły gryźć tarcze. Dosłownie gryźć, w miejscu, w którym to robiły, tarcza zrobiła się czerwona. Na stanowisko wpadł syn Posejdona i jego dziewczyna.
-Ja bym doprowadziła do bezpośredniego starcia.- powiedziała blondynka.
-Nie, bardziej opłaca się zasadzka. Nico wezwie kościotrupy, a Percy jako niezniszczalny też tam pójdzie. Razem zagonią je w pułapkę i wtedy z bezpiecznego miejsca wystrzelimy je.
-Ciekawy pomysł. Jednak zapomniałaś o tych potworach z psami.
-Zostawcie to mnie. Mam pomysł jak wykorzystać prezent od mamy.
-Ale nie masz z nimi szans w walce.
-Czy ja tu coś mówiłam o walce.
-Nie wiem dlaczego mam się zgodzić.
-Zgodzisz się bo mamy mało czasu.
-Niby dlaczego?!
-One niszczą tarcze.
Jak tylko Ann zobaczyła, że to prawda wprowadzono mój plan w życie. Przerwano zabawę i przyszykowano wszystkich do rozstrzelania potworów. Ja, Percym i Nico pobiegliśmy do granicy. Wyskoczyłam za pole i wyciągnęłam język.
-Złapcie mnie.- wrzasnęłam prowokacyjnie.
Pobiegłam jak najszybciej w przód. Moi towarzysze pomyśleli pewnie „Co za wariatka nie ma żadnych szans.”. Odbiegłam na niezłą odległość kiedy nagle jeden z tych uroczych piesków się na mnie rucił. Ja zdąrzyłam wezwać jeden sierp i na niego wskoczyć. Niestety albo rybki albo akwarium. Czyli jak leciała to nie mogłam walczyć co lekko komplikowało sprawę. Więc kiedy jeden piesek się na mnie rzucił cudem uniknęłam śmierci. Wzleciałam jak najwyżej mogłam i stanęłam. Wezwałam drugi dysk i zaatakowałam w akcie desperacji. Psy łatwo poszły, jeden ruch i został pył. Niestety te trzy postacie uniknęły moich dysków. Z piskiem poleciałam w kierunku jakiegoś pustego pola przy jeziorze. To chyba było nasze jezior nawet nie wiedziałam, że kawałek wychodzi poza tarcze. W ostatnim momencie skręciłam przez co ci goście wpadli w durze rozłożyste drzewo. Na pewno nie w to graniczne, co śmieszne ich głowy utknęły między gałęziami.
-Panowie utknęli. Nie martwcie się na pewno wam pomogę.- powiedziałam triumfalnie.
Szybkim ruchem oddzieliłam ich głowy od reszty ciała. Kiedy skończyłam robotę odesłałam dysk i pobiegłam do reszty. Potwory były już otoczone przez kościotrupy i Percego. Dopadłam Annabeth.
-Już jestem. Można już strzelać nie uciekną. O bogowie nie mogę oddychać.- wypaliłam
-Strzelać.- wrzasnęła Ann
Po chwili cała masa strzał trafiła w potwory. Nagle w miejscu gdzie kłębiły się potwory został błoto i kilka potopionych strzał.
-Udało się.
-Nieźle wyszło jak na córkę Eris. Mam jedno pytanie gdzie są te postaci:
-Zabiłam je.
-Nie żartuj pewnie im uciekłaś.
-Ale…
-Jest już nieźle po północy powinnaś teraz spać.
Miałam już wezwać ludzi z mojego domku, gdy dorwał mnie Pan D. z grobowa miną.
-Nie sprawdziłaś tej informacji o potworach.- zganił mnie bóg.
-Ale ja sprawdziłam. Znalazłam tam tylko pięć marit.- próbowałam się bronić.
-Nie udawaj, że cokolwiek zrobiłaś.
– Wypełniłam rozkazy, ale nie zdąrzyłam ich Panu przekazać, bo zaczęła się ta impreza niespodzianka.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam jak najdalej w przód.
-Moja panno jutro będziesz miała problemy.
Prędko zebrałam stado. Szybkim kokiem dotarliśmy do domu. Wszyscy teraz stali w kolejce do łazienki. No oprócz nas, ponieważ nasza genialna matka w planach dodała łazienkę z trzema prysznicami i oddzielną toaletę. Pierwsi umyli się najmłodsi i kiedy Nel skończyła się myć wybłagała, aby jeszcze chwilę z nią przesiedziała, zamknęła oczy i zapytała.
-Czy podobały ci się urodziny?
-Tak bardzo.- powiedziałam szeroko się uśmiechając.
Jak wszyscy byli już umyci, sama też się umyłam i poszłam do pokoju. Położyłam się do łóżka z myślą, że takich urodzin nie będę już miała do końca życia. Jednocześnie zdarzyło się wiele dobrego i złego. Zastanawiałam się, co było najlepsza. Wybór był oczywisty- pocałunek Iana. Najgorsza chyba była reprymenda od Pana D.. Ale dzień sam w sobie był nadzwyczajnie przyjemny. Pokonałam też dziwne potwory i wpadłam na świetny pomysł strategii. Poczułam jak Milka próbuje mi usiąść na nogach. Zrzuciłam ją. Zasnęłam zastanawiając się, co przyniesie mi jutro.
Stanęło dla wszystkich na tym, że uciekłam i nie pokonałam tych potworów. To też była dobra wersja, niestety następnego dnia wszyscy mówili na jaki genialny pomysł wpadła Ann. Rozwiązanie takiego problemu bez rannych to zaszczyt. Nawet Pan D. ją pochwalił kilka razy. Centaur sam opowiadał o tym, że blondwłosa heroską wykazała się sprytem godnym Ateny. Nie wiem, czy zrobiła to specjalnie czy po prostu podczas przerzutu całej historii ktoś tego nie dodał. Pocieszyła mnie jednak pewna bardzo mądrą myśl „Lepiej być nieznanym bohaterem, niż znanym tchórzem.”.
Super! Świetne opowiadanie! (pierwsza!)
Kurcze, no ale Annabeth nie jest taka wredna ani nic. Opowiadanko suuuper! Pisz dalej
Cudowne 😀
Ząrąbiste jak strzeliła w tyłek chłopaka xd
czekam na cd
Fajowe
Super, choć muszę się po części zgodzić z AnnabethChase.
Ale i tak, bardzo mi się podobało i czekam na CD
Super! Ale jest kilka drobnych błedów:
1.-Znowu zniknęłaś.
-Jak mnie znalazłaś.
czasem zapominasz znaków zapytania
2.Po chwili cała masa strzał trafiła w potwory. Nagle w miejscu gdzie kłębiły się potwory został błoto i kilka potopionych strzał.
powtórzenia
Ale nie przejmuj się świetny pomysł, fajnie napisane.
Super! Będzie cd? Oby. Opo jest bardzo fajne. Strzała w tyłku rządzi!
Super!!
Fajne opko sog. Miałaś bardzo fajny pomysł z tą enigmą. A tak przy okazji wysłałam już kolejne opowiadanie pt ” Australijski smok”. Myślę, że spodoba się wszystkim którzy uwielbiają smoki.
O mój Boże,
ja się chyba rzucę
w morze.
Zauważyłem bardzo dużo błędów z wyrazem „może” i uciętych literek. Literek się nie czepiam, bo jak ktoś szybko pisze, to jest normalne.
Bardzo fajne opowiadanie, szkoda że raczej nie będzie ciągu dalszego. końcówka fajna.
Bardzo interesujące i ciekawe. Na błędy nie zwracałam uwagi, bo spodobała mi się treść.
NO nieźle, NIE mogę DOCZEKAĆ SIĘ CD 😉
GE-NIA-LNE. Pisz szybko CDN, bo będzie z tobą źle 😀 ;).