Dedykuję to opowiadanie Cllaris i Phoebe, które tak bardzo polubiłam
.
No dobra skoro T. to córka Aresa to już nic mnie nie zdziwi. Ale dziwiło mnie jedno:
-Ej, ja nie mogę być herosem. Ja już mam oboje rodziców.
Tata spojrzał na mnie niepewnie w lusterku.
-Evo twoja mama… to właściwie twoja macocha.- powiedział jąkając się.
Zakryłam twarz w rękach. Nagle cały świat legł w gruzach. Nie wróć legł w PTAKACH – w jednej chwili zaskoczyła nas chmara ptaków i zaczęła dziobać nasze auto.
-Co to? – zapytała błyskotliwie Laura.
-Ptaki stymfalijskie. Spoko pokonam je. – rzuciła Tibby jakby nic się nie działo.
Dziewczyna otworzyła okno i machała mieczem za ptakami, pomyślałam, że jeśli ja również jestem heroską to umiem coś w podobie. Rzuciłam się do pomocy.
-Eva, ty tak nie umiesz! Te potwory są poświęcone Aresowi więc w pewnym sensie przechodzi to i na mnie. – wytłumaczyła moja przyjaciółka zamykając już okno.
Wzruszyłam ramionami. Na szczęście do końca podróży nic nikomu się nie stało. Kiedy tata zgasił samochód byliśmy przed jakimś wzgórzem. Uniosłam brwi. Tibby powiedziała:
– Oto obóz herosów, czyli dom wszystkich takich jak my, no albo letni domek.
Byłam zdziwiona, ale chyba ja jedna. Wysiedliśmy z auta, a mój tata i Laura uściskali mnie i wydali mi instrukcję jak nie wpadać w tarapaty. Potem poszłyśmy ku szczycie wzgórza. Zobaczyłam sosnę, jakąś taką… bardzo zdrową i coś co wyglądało jak smok. Zapomniałam, że smok to też prawda. Potwór przepuścił nas bez problemu. Przed moimi oczami ukazały się dziesiątki przedziwnych domków, coś w rodzaju pola do walki, jakaś stołówka i wielki dom. Było to bardzo …no …magiczne. Tibby bez wahania skierowała się ku wielkiemu domowi. Wszyscy po drodze znali moją przyjaciółkę, a niektórzy byli do niej bardzo podobni. Nie ukrywam, że część była podobna do mnie. W końcu weszłyśmy do środka. Zobaczyłyśmy dwóch mężczyzn, jeden z nich na wózku.
-Witaj Tibby i Evo. Ja jestem Chejron, a to nasz dyrektor, pan D. – powiedział inwalida.
Byłam zszokowana. Skąd on zna moje imię.
– No właśnie to jest Eva. Musiałyśmy już przyjechać, bo atakowały nas potwory. A to już zaczynało być podejrzane. – zdała ekspresowy raport Tibb.
-Evo, poszukaj…- tutaj Chejron zrobił coś co najmniej dziwnego: wstał z wózka i pogalopował swoją dolną, końską partią ciała do jakiegoś grafiku. – poszukaj Rose. Powinna być na arenie. Zapytaj innych gdzie jest arena.
Przytaknęłam zastanawiając się kim owa Rose może być.
Wyszłam. Omiótł mnie silny wiatr. Myślałam, że zaraz urwie mi łeb. Zaczęło lać. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak to ułatwiało znalezienie areny. Pomyślałam o ciepłym swetrze i parasolce. No i wtedy zdarzyło się coś… no nie przypuszczałam, że takie rzeczy mogą się stać. W moim ręku pojawiła się granatowa parasolka w gwiazdki, a na sobie miałam już zgrabny srebrno niebieski sweterek. Patrzył na mnie chłopak, który był rudawy i bardzo rozbudowany. W rękach miał kowadło.
– Myślę, że wiem kto jest twoją mamą.- rzekł ciepłym, grubym głosem.
Spojrzałam na niego pytająco, a on zagarnął mnie ręką powrotem do wielkiego domu.
-Chejronie?… a tu jesteś.
– Co się stało, Braian? – zapytał zaniepokojony.
– W połowie określona. Kiedy zaczęło lać w jej ręce pojawił się parasol. Hekate. – oznajmił.
Byłam zszokowana. Chejron w żadnym stopniu. W tej chwili nad moją głową pojawił się półksiężyc, czy jak to się zwie. W każdym razie znak bogini magii. Zaczęłam wymachiwać rękami nad sobą z przerażenia. Chłopak mnie obezwładnił i się roześmiał. Znak zgasł.
– Ciekawa reakcja. – powiedział Braian wciąż się śmiejąc.
Ja już zdążyłam pójść.
Moja pierwsza misja. Znaleźć Rose. Super.
Poszukiwania nie zajęły mi długo. Zobaczyłam ładną jasnowłosą nastolatkę, która była cholernie podobna do mnie. To irytujące. Wyobraź sobie sytuację kiedy wchodzisz do obcego miejsca, gdzie część osób to praktycznie twoje klony. Krótko mówiąc to irytujące.
**** Sorki ale w tym momencie nie będę się powtarzać, bo to jest część z opowieści Rose i nie ma sensu tego powtarzać***
Jak się okazało moja siostra zabrała mnie do naszego domku.
W środku był on granatowy w gwiazdki, księżyce itp. Było tam trochę ludzi, bardzo podobnych do mnie. Ale żadne z nich nie miało mniej niż 15 lat. Byłam najmłodsza z mojego rodzeństwa. Znowu.
Wszyscy grali w karty. Kiedy popatrzyli na mnie zaciekawionymi oczami chyba się zaczerwieniłam.
– Hej młoda. Czyżby nowe rodzeństwo?- Zapytał chłopak z burzą loków.
– Zgadza się. To jest Eva. Nasza najmłodsza siostra- oznajmiła oficjalnie Rose
-Siemaa, hej. Cześć….- pomrukiwali nierówno.
-Zagrasz z nami może?- Zapytała Rose.
-Ale ja nigdy…- chciałam dokończyć ,,nie grałam” ale jakaś moja siostra już pociągnęła mnie ku sobie.
CDN
Fajne
superrr
Świetne opowiadanie.
opowiadanie spoko, ale trochę mi wzmianka o tych ptakach nie pasuje. Ich nie da się pokonać zwykłym mieczem i to w pojedynkę. Każda pomoc się liczy. Atakują całym stadem, więc jednym mieczem się ich nie rozbroi.One są ( z tego co pamiętam) stworzone ze stali i jedynym sposobem aby się ich pozbyć to wywołanie bardzo wysokich dźwięków. Gitara podłączona do wzmaczniacza, śpiew operowy czy dźwięk pękającego szkła itd.
Rachel masz racje ale ptaki te jak było powiedziane w opowiadaniu były poświęcone Aresowi.Więc teoretycznie z jego pomocą te ptaki udałoby się odgonić.
Opowiadanie fajne
Alexis : Z pomocą Aresa?? On nie lubi pomagać i tak nie wierzę, że machała mieczem przez okno i tak pokonała ptaki. Ale może masz rację, żę „udało się odgonić”, a nie pokonać.
wybacz ale piszesz troche nienaturalnie. eva musi byc chora choc troche jesli uwierzyla w to po prostu na slowo. jestes herosem. jestem zdziwiona ale ok. powiedzialabys tak? no ale opowiadanie moze byc!
twoje opowiadania sa zawsze takie same- wspaniale 😀
przepraszam za błędy następnym razem postaram się poprawić
a i ewelina- braian pisze sie bryan albo brian