Od autorki;
Nie chce zanudzać, więc szybko i zwięźle:
Miłego czytania! ^^
.
Czarownica
-Czarownica…Czarownica, czarownica… Czarownica!- powtarzałam i zaciskałam pięści, idąc jedną z ulic Nowego Jorku. Po kilkunastu minutach zatrzymałam się i stanęłam na wprost smutnego i szarego budynku z niewielkim, bardzo starym ogrodem. Przy ostatnich promieniach czerwcowego, zachodzącego słońca mogłam jeszcze odczytać napis na małej tabliczce przyczepionej do wiecznie zgrzytającej furtki. Napis ten według mnie zawsze bardzo dobrze opisywał mój „dom”. Nacisnęłam czerwony przycisk na domofonie i po chwili rozległo się chrobotanie, a potem kobiecy głos uprzejmie powiedział:
-Witamy w „Domu dziecka im. Margaret Gray”, w czym mogę służyć?
– To ja Nika. Otworzysz?
-Oczywiście, proszę- szybko przebyłam krótką alejkę i, gdy tylko przeszłam próg usłyszałam naganę z ust pani Elizabeth Gray – kierownika domu dziecka i praprawnuczki kobiety, która użyczyła nazwie tego ośrodka imienia i nazwiska:
-Moja panno znów jesteś spóźniona, a teraz marsz do pokoju, żeby się przebrać i na kolacje!
-Oczywiście- powiedziałam uprzejmie, a ona, aż poczerwieniała ze złości. Tak, była typem osoby, która tolerowała tylko zasadę, albo wszystko, albo nic, dlatego uważała, że wszystkie bachory dzielą się na „aniołki” i „diabełki”. Moja każda spokojna wypowiedź po otrzymaniu kary lub zrobieniu czegokolwiek innego doprowadzała ją do białej gorączki, wolała by już, żebym była seryjnym, budzącym postrach złodziejem towaru z okoliczny kiosków niż sobą.
Wchodząc po schodach stwierdziłam, że coś się w całym budynku zmieniło… Tylko co…? Równo o godzinie 19.00 rozpoczęła się kolacja. Nasza przełożona wstała i oświadczyła z powagą:
-„Kochani” od dzisiejszego wieczoru mamy nowego „kolegę” Georga- w tym momencie wskazała miejsce obok mnie, a ja dopiero zauważyłam czarnowłosego chłopaka o bystrym spojrzeniu. Następnie przekazała kucharce wymowne spojrzenie, a ta po chwili wniosła marnie prezentujący się tort z napisem „Wesołego chłopcze”. Zaśmiałam się maskując to nagłym napadem kaszlu, ale i tak pani Gray posłała mi nienawistne spojrzenie. Nowy spojrzał na mnie z zainteresowaniem. O tak, ten tort zupełnie odpowiadał stylowi przełożonej, która dodała:
– Jeśli się nie mylę to George, Ty kończysz dziś 14 lat, Tak?
– Oczywiście i bardzo dziękuje proszę pani – powiedział chłopak prawie się uśmiechając, co widocznie usatysfakcjonowało naszego kierownika „Domu zagłady i smutku”. Następnie odśpiewaliśmy „Sto lat” – trochę fałszywie, a tort zastąpiono cieczą zupo podobną.
* * *
Po posiłku rozsiadłam się w „moim” fotelu w saloniku, gdzie wśród śmiechów i głośnych rozmów starałam skupić się na lekturze pasjonującej powieści. Tak próbowałam, bo przy mojej dysleksji i tzw. nadruchliwości- ADHD, nie jest to łatwe…
-Cześć! Jestem George. A Ty?- usłyszałam pytanie nad swoją głową i odpowiedziałam z lekkim ( nie wiem dlaczego ) zażenowaniem, patrząc w jego niebieskie oczy.
-Nika.
-To jakiś skrót, albo przezwisko?- zapytał, a ja zaprzeczyłam szybkim ruchem głowy.
– Pchi- obok chłopaka pojawiła się z nikąd Ella, która machnęła swoimi długi, blond włosami dodając do tej uroczej monosylaby- Ona jest głupia jak but…- tu słodziutko zachichotała. Chciałam ją uderzyć i uważałam, że mam do tego pełne prawo, ale się powstrzymałam przypominając sobie słowa psychologa dziecięcego, z którym ostatnio się spotkałam oraz nabitą szpilkami laleczkę wudu spoczywającą pod moją poduszką, więc tylko mruknęłam:
– I kto to mówi- na to ona tylko wzruszyła ramionami i powiedziała:
– Przedstawię Ci wszystkich z ”super fajnych” ludzi George- i pociągnęła chłopaka w głąb pokoju, a ja tylko z rezygnacją westchnęłam.
* * *
W czasie mojej wędrówki po piankowym lesie krasnoludek morderca skoczył na mnie z rządzą krwi, obłędem w oczach i wielkim zakrwawionym toporem. Myślałam, że poczuję nagły szarpiący ból, ale usłyszałam tylko:
-Wstawaj! Szybko!- przez mój ledwo działający mózg przeleciała myśl o tym dlaczego „krasnal morderca” mówi do mnie coś takiego, więc w odpowiedzi tylko mruknęłam.
-Zostaw mnie Ty mały gnomie…
-Co?!
-Jak masz mnie zabić to już to zrób… Chce mieć to za sobą… Aaaaaa- to ostatnie nie zabrzmiało, jednak jak krzyk ofiary, ale jak ziewnięcie. Ktoś mną potrząsnął, a ja wybudziłam się z pół snu i, aż usiadłam na łóżku.
-Musimy iść…- szepnął znajomy głos, ale nie potrafiłam ustalić kto jest jego właścicielem. Potem z niewiadomych sobie przyczyn wstałam i wziąwszy ubranie (nawet nie zadając temu tajemniczemu gościowi nawet pytań – Po co? i Dlaczego?) podreptałam do łazienki. Tam w ubrałam się, a na nogi włożyłam dopiero co wieczorem odpastowane przez ze mnie martensy. Następnie chwyciwszy kosmetyczkę weszłam do sypialni i dopiero teraz uświadomiłam sobie kto jest tym nocnym i niespodziewanym gościem, to był George. Byłam pewna na około 50%, że jest kosmitą ludożercą, czy coś w tym rodzaju. Stał i pakował do starego plecaka moje rzeczy. Gdy skończył oboje podeszliśmy do okna i szybko zsunęliśmy się do ogrodu, gdzie przeskoczyliśmy niskie i zardzewiałe ogrodzenie. Gdy znaleźliśmy jakieś 500 metrów od mojego „domu” wreszcie zapytałam:
-No dobra, poszłam za Tobą, ale teraz oczekuje wyjaśnień…- nie skończyłam, bo on przyłożył palec do ust i pokręcił krótko głową. Przez ten, dla wielu nic nieznaczący ruch zaczęło się we mnie gotować ze wściekłości, ale szybko się opanowałam. Chłopak podszedł do jakiegoś samochodu (przez panujące wokół egipskie ciemności nie mogłam się dopatrzeć marki) i zaczął coś przy nim gmerać jak na filmach gangsterskich. Ku mojemu najszczerszemu zdziwieniu po chwili auto stanęło otworem. Bez słowa oboje wsiedliśmy do pojazdu, a ja znów spróbowałam zadać jakieś pytanie, ale George mi nie pozwolił mówiąc:
-Znajdź jakąś mapę- i zaczął próbować w sposób niekonwencjonalny uruchomić samochód.
–Jasne– pomyślałam i zaczęłam szukać w schowku. W czasie moich zażartych poszukiwań auto ruszyło. Mój nowy znajomy nie przejmował się żadnymi ograniczeniami, więc pędziliśmy ze sto na godzinę. Kolejne dziwne pytanie przeleciało mi przez głowę- „Jak czternastolatek może tak prowadzić?”, ale szybko je odrzuciłam uważając za idiotyczne. Po chwili trzymałam już plan okolicy i zadałam krótkie pytanie:
-Gdzie?
-Na Long Island
-Hmmm… Na następnym skrzyżowaniu skręć w lewo.
* * *
Gdy wyjechaliśmy z miasta Już nie mogłam się powstrzymać i z furią krzyknęłam:
-Jestem cierpliwa ( kłamstwo), ale chce wiedzieć co jest grane (,a może jednak nie)!
– Naprawdę chcesz tego?
-Tak, jestem gotowa na każdą rewelację!
-No więc… Ogromny, piekielny ogar goni nas, a bardziej Ciebie i nie spocznie póki kogoś nie zabije- wytrzeszczyłam ze zdziwienia i przerażenia oczy, a moja mina musiał być tak głupia, jak to tylko możliwe…
-No wiesz to taki potworny stwór z mitów greckich….- dodał George, a słysząc te słowa pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-Dobra, uznajmy, ze Ci wierze i wcale nie chce zadzwonić do wariatkowa, żeby szykowali Ci pokój- mruknęłam, głęboko wzdychając, a on się tylko roześmiał i dodał- Ok., uznajmy…
* * *
Wysiedliśmy z auta i zarzuciwszy sobie plecaki na ramiona zeszliśmy z drogi. Chłopak wskazał na ciemny las i powiedział stanowczo:
-Musimy się tam kierować.
-Jesteś pewien?
-Nie, to znaczy tak… A to…- wyjął coś długiego z plecaka- Na wszelki wypadek- rzucił mi ów przedmiot, a ja go złapałam. Był to piękny, lekki sztylet, który przymocowałam przy pasie.
-To niebiański spichrz, jeśli wiesz o co chodzi…
-To ten metal z, którego bronią można zranić potwora lub kogoś „nieśmiertelnego”?
-Tak, a teraz chodźmy…
Po kilku minutach od strony drogi usłyszeliśmy dźwięk, który jak dla mnie przypominał zgniecenie samochodu jak puszki po napoju.
-No i po fajnym wozie- mruknął George.
-Usłyszymy jak ten ogar będzie się zbliżał?
-Nie, dowiemy się dopiero o tym na kilka sekund przed jego atakiem.
Jak na potwierdzenie tych słów potwór wyskoczył nagle i odepchnął mnie z taka siła, że aż uderzyłam w pień pobliskiego drzewa. Gdy świat przed moimi oczami przestał tańczyć i wirować ujrzałam niewiarygodną scenę. Mój nowy znajomy z mieczem i tarczą w rekach (naprawdę nie wiem, jak upchał to wszystko do, przecież tak małego plecaka), próbował zaatakować to psie monstrum. Nagle krzyknął:
-Musisz się dostać do obozu, tam Ci nic nie grozi, biegnij!-, ale ja nawet nie mogłam ruszyć ręką z przerażenia. Siedziałam z otwartymi ustami i nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
–Albo już kompletnie zwariowałam, albo znów nasila mi się ADHD– pomyślałam. Następnie ogar rzucił się na chłopaka i zranił go w ramię. To podziałało na mnie, jak zastrzyk adrenaliny. Podniosłam się szybko, ale zamiast dobyć miecza, tylko uniosłam przed siebie ręce i zaczęłam przebierać palcami. Niespodzianie trzy drzewa wokół potwora uniosły się wraz z korzeniami i zaczęły okładać monstrum ze wszystkich stron. To wykorzystał George i ugodził ogara w jego słaby punkt na podgardlu, i po chwili po został po stworze tylko proch . Ruszyliśmy biegiem, a ja nawet się nie zdziwiłam, omijając po drodze wielkiego, śpiącego smoka. Zatrzymaliśmy się dopiero ujrzawszy wielki dom, na którego parterze paliło się jasne światło. Mimochodem zauważyłam, że na strychu coś się porusza i wskazując tam palcem powiedziałam:
-Nie byłabym zaskoczona, gdyby tam na górze mieszkała mumia starej hipiski, która potrafi przepowiadać przyszłość- na to chłopak tylko się roześmiał, a ja zrozumiałam, że zgadłam.
Przed nami otworzyły się drzwi i serdeczny głos powiedział:
-Uf, wreszcie jesteście…
Następne, co zapamiętałam to, że ktoś kładzie mnie na miękkiej kanapie, okrywa kocem, pakuje mi do ust kilka łyżek jakiegoś budyniu o smaku pizzy i jakaś cichą rozmowę, później zasnęłam…
* * *
Obudziłam się i zerknęłam na zegar naścienny- wskazywał 4.48. Podniosłam się z posłania i wsunęłam na nogi pozostawione przy łóżku martensy. Następnie wyszłam na zewnątrz. Patrzyłam na trawę pokrytą rosą i pierwsze promienie słońca, a potem ruszam w stronę „mola”, przy, których były przycumowane kajaki. Usiadłam i zapatrzyłam się w toń. Może po sekundzie, minucie, roku, albo stuleciu ktoś lekko dotknął mojego ramieniu. To był George.
-Chodź, Chejron chce z Tobą porozmawiać- oznajmić, a ja tyko skinęłam głową i ruszyłam za nim.
* * *
Po rozmowie z centaurem (tak z centaurem) stałam na ganku przed domem i potrafiłam tylko wykrztusić:
-A więc jestem herosem?
-Tak, dokładniej córką Hekate- bogini magii- powiedział Chejron.
Jakby na powiedzenie tych słów przedmioty wokół mnie uniosły się i zaczęły wirować w świetle wschodzącego słońca.
-Czarownica… Tak to ja…- mruknęłam jeszcze, ale tak cicho, że mógł usłyszeć mnie tylko stojący najbliżej George.
KONIEC
Super! Znalazłam błąd, a mianowicie spichrz, ale to nic. Genialne! Mam nadzieję, że koniec oznacza jedynie koniec części, bo chce cd.
I co, nie będzie ciągu dalszego??? Opowiadanie bardzo fajne, ale akcja toczy się zdecydowanie za szybo i wykryłam masę literówek. W wielu miejscach brakuje przecinków.
Ale poza tym bardzo suuuuper! 😉
PS. Zapomniałam napisać o „spichrzu”. Ale Myksa to zauważyła i mi się przypomniało. 😉
Hmm, no ja znalazłam trochę literówek, nie gdzie mnie drażniła interpunkcja.
Ogólnie spoko, chociaż nie dotarło do mnie do końca to przeniesienie… Takie strasznie szybko się to działo, niektóre teksty wydawały mi się trochę naciągane i skąd oni od razu wiedzieli, czyją jest córką?
Po dialogach mi brakuje akapitów.
A tak wgl to opowiadanie mi się podoba. No i to jest koniec czy będzie cd? Mam nadzieję, że będzie. 😉
Co do braku akapitów po dialogach, to stosuje taki styl wypowiedzi („czyt. przedłużenie myśli”), z którym spotkałam się w paru książkach. Przykładami są np.: serie „F,NiN”, Ulisses Moore” oraz fragmenty książek niemieckiego pisarza Thomasa Breziny. Za literówki z góry przepraszam -> części mogłam nie wyłapać, a część, automatycznie zmienia moja poczta (nie mam zielonego pojęcia, jak ona to robi (!)). Przecinki moja zmora, albo dam ich za mało, albo nawciskam wszędzie… „Spichrz” – no coment.
Bardzo dziękuję za dodanie mojego opowiadania. 😀
P.S.: KONIEC, jest chyba definitywny…
Tak się rozgadałam, że w końcu zapomniałam…
Akcja jest zwięzła, bo sama postanowiłam, że mnie napiszę „Never Ending story”.
Tak się rozgadałam, że w końcu zapomniałam…
Akcja jest zwięzła, bo sama postanowiłam, że mnie napiszę „Never Ending Story”. Często czytam jakiś opowiadanie na stronie, zaczyna się super, ale nagle czegoś nie rozumiem i postanawiam się odnieść do poprzednich części, a tu okazuje się, że to 48 odcinek. Z miejsca nie wmurowuje i może to oznaką mojego nieprawdopodobnego lenistwa, ale nie zaczynam czytać od początku i zostawiam bez komentarza pewnie bardzo utalentowanego „młodego” „pisarza”
Super. Geniusz. Błagam o CD!!!
Dorwałam jedną literówkę („spichrz” zamiast „spiż”), ale poza tym czyściutko…
Za Twój ostatni komentarz się obrażam 😉
Super! Szkoda, że nie będzie kolejnej części…
Może jednak się zdecydujesz?
dawno nie czytałam tak dobrego opowiadania, no wiesz jest humor i wgl literówek się nie czepiam, bo sama robię tyle błędów, że głowa mała a nawet jeśli są inne błędy to dla mnie ważniejsze jest przesłanie 😀
no i trochę się zapędziłaś z akcją, ale każdemu się zdarza 😉
no i przysięgam, jak mi bogowie mili, że ci z#*&!r@!^% jak nie napiszesz ciągu dalszego 😉
Hęęę??? Co ma oznaczać ten „koniec”?! Mnie wcale nie przeszkadza, że będę się musiała odnosić do poprzednich części! Mimo wszystko chcę ciąg dalszy. Tak się fajnie zaczęło… Czuć w tym, że masz talent. 😀 Piszesz super, extra i ogółem bardzo, bardzo fajnie. 😀 Proooszę, kontynuuj!
Popełniłaś błąd pisząc w komentarzu „Ulisses Moore” pisze się: Ulysses Moore. 😉 Tak dla przypomnienia. Przeczytałam teraz w ciągu OSIEM pierwszych części, a nie zauważyłam żeby tam nie było akapitów po dialogach….
Były, były ( przepraszam , znów za litrówkę), choć nie do końca tak, jak ja robię np.: część I; str. 67; akapit nr 3. 😉
Sprawdziłam i racja. ;P
Łaał, chyba komuś tu się poprawiła pamięć. Poza tym opowiadanie super – mi literówki nie przeszkadzają.
Ha, ha, ha…
Bardzo śmieszne, szkoda, że nie można tego powiedzieć o Tobie 😉
Nika z „FNiN”? trzeba powiedzieć p. Kosikowi, żeby w 9 części napisał o Hekate ;D
Co przepraszam bardzo znaczy „KONIEC” ??? Moja zmniejszona logika nie odnajduje w słowniczku myślowym tego słowa. ALE, musisz, powtarzam – MUSISZ dokończyć przynajmniej opo. o Emmie!