Słyszałam wokół siebie masę głosów. Chciałam aby ucichli. Tato znów ogląda TV w moim pokoju. Nienawidzę tego…o nie! Nie jestem w domu, jestem heroską. Tylko gdzie jestem i czemu czuję jakbym wpadła pod ciężarówkę? Powoli otworzyłam oczy i poczułam się głupio. Po raz drugi dzisiaj zemdlałam, a niedaleko mnie stało z 200 osób na przedzie stało 12 osób wyróżniających się, wyglądali doniośle. Jednego rozpoznałam. Apollo, domyśliłam się reszty. Spiekłam buraka. Cały obóz i 12 bogów czekało aż się obudzę. Co złego zrobiłam. Wstałam gwałtownie i od razu tego pożałowałam. Zakręciło mi się w głowie, podeszli do mnie Apollo i Chejron.
-Miło cię poznać osobiście Alexis
-Ciebie też Chejronie- uśmiechnęłam się do Chejrona i spojrzałam z wściekłością na Apollina
-Co z ciebie za bóg?- wysyczałam
-O co ci chodzi- spytał pełnym radości głosem Apollo
-Zostawiłeś nas na pastwę byka kreteńskiego, a potem sama musiałam leczyć pięć osób
-Po pierwsze nie wiedziałem, że był tam byk kreteński kiedy was zostawiałem
-Jesteś bogiem wyroczni!
-No cóż wtedy byłem zajęty tym, że powinna się twoim ubiorem zająć Afrodyta, więc nie rozmyślałem nad tym co się niedługo wydarzy. Po drugie dałem Ci swoje błogosławieństwo, miałaś moc by ich sama uleczyć. Mogłaś też poczekać na któreś z moich dzieci.- patrzyłam na niego oniemiała
-Miałam czekać? Naprawdę? Zakładając, że nie mogli się wydostać z obozu to mogłabym długo czekać. Po drugie skąd miałam wiedzieć, że nie zaatakuje nas coś jeszcze? Wolałam żeby moi przyjaciele mieli siły na walkę.
-No widzisz świetnie sobie poradziłaś. Prawdziwa z ciebie heroska- rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym byłam. Wstałam powoli i spojrzałam w twarz każdemu z bogów, wydawali się przerażeni. Gdy spojrzałam na Atenę w jej oczach zobaczyłam dziwny błysk… dumy? Nie ważne. Spojrzałam na ostatniego boga Zeusa, a potem na ostatnią boginię Afrodytę. Uśmiechnęła się i podeszła do mnie.
-Kochana jesteś taka piękna. Trzeba cię przebrać- i pociągnęła mnie za sobą. Zanim wyszłyśmy zdążyła mnie złapać Rosie. Spojrzała na mnie z uśmiechem. Afrodyta odwróciła się w moją stronę:
-Stało się coś?
-Pani to zaszczyt, że chcesz mi pomóc ale czuję się jakbym nie miała serca i to dosłownie
-Oh to piękna przenośnia. ”Nie mam serca”
-Pani ale to nie przenośnia
-Apollo co jej jest?- spytała Afrodyta patrząc na boga lekarzy
-No cóż, byk wbił swój róg omijając jej serce tylko o parę centymetrów. Dzięki temu, że jestem nieziemsko dobrym lekarzem udało mi się ją z tego wyciągnąć- odpowiedział Apollo
-Ważna była też tu jej odporność- dodaj Chejron
-Czyli, że jest już wyleczona?- spytała Afrodyta
-Nie, nie do końca- odpowiedział Apollo
-To wylecz ją, chcę zrobić z niej gwiazdę obozu- Afrodyta była wściekła, że ktoś przerywa jej plany
-Pani ależ nie musisz- nie podobał mi się ten pomysł
-Jak to nie muszę, wyglądasz jakbyś przed chwilą wyszła z wnętrza wiru wodnego
-Bo to właśnie zrobiłam- odpowiedziałam zmieszana
-Oh nie ważne. Apollo lecz ją- Apollo westchnął, podszedł do mnie i pociągnął mnie w stronę łóżka, z którego przed chwilą wstałam. Posadził mnie na nim i przyłożył rękę do rany przy sercu:
-Niech ktoś da jej nektaru i ambrozji- powiedział Apollo nie zdejmując ręki z mojej rany. Podszedł do mnie chłopak, który uratował mnie przed bykiem podał mi miseczkę z czymś co wyglądało jak budyń. Uśmiechnął się do mnie, odwzajemniłam uśmiech. Kiedy zjadłam budyń, który smakował jak lody czekoladowe, podał mi szklankę picia, smakowało jak Pepsi. Kiedy już to wszystko pochłonęłam poczułam się dużo lepiej. Spytałam chłopaka:
-Ile spałam?
-Hmm całą noc jest 8:00 rano.
-A jak się nazywasz?
-Chris Johnson- powiedział chłopak
-Alexis Gardez, miło mi- podaliśmy sobie ręce- dzięki za ratunek
-Spoko nie ma za co- dopiero teraz zorientowałam się, że nadal wokół mnie jest złota i srebrna poświata, zupełnie o niej zapomniałam
-Co to za poświaty?- spytałam patrząc na Apollina
-To poświaty Słońca i Księżyca, oznacza to, że Ja i Artemida daliśmy ci swoje błogosławieństwa
-Oh dziękuję, ale te poświaty mnie denerwują
-Tak oczywiście już ją zabieram. Tylko wtedy znika też błogosławieństwo- powiedział Apollo
-Naprawdę?- spytałam, wydawało się to niedorzeczne
-Nie jasne, że nie- powiedziała Artemida- ale pozwolisz, że ci je już zabierzemy były po to byś szczęśliwie dotarła do obozu
-Jasne, bardzo dziękuję za pomoc- Apollo odsunął rękę od rany… której już nie było. Nic mnie już nie bolało. Najpierw zniknęła złota poświata, potem srebrna. Czułam się tak samo, nic się nie zmieniło:
-Nie będziesz się czuć inaczej, jeśli masz błogosławieństwo. To taka boska pomoc, czasami tylko działająca na duszę, czasami na umiejętności, tak jak z moją mocą- wytłumaczył mi Apollo jakby wiedział o czym myślę
-Spoko- powiedziałam- dzięki za pomoc Apollo- mężczyzna uśmiechnął się
-Nie ma za co- odpowiedział
-No dobrze, chodźmy- Afrodyta nie miała najwidoczniej zamiaru, zrezygnować z przemienienia mnie
Poszłam za nią z miną jakbym szła na śmierć. Weszłyśmy do pokoju gościnnego:
-Mów mi po imieniu Alexis, Pani jest takie sztywniackie
-Dobrze Afrodyto. Gdzie my jesteśmy?
-W Wielkim Domu- Afrodyta usadziła mnie w fotelu i zaczęła rozmyślać. Wreszcie machnęła ręką, powiedziała po grecku, coś co miało oznaczać „odnowa” i „strój z mych myśli”. Nie dość, że było to dziwne to po 10 minutach kazała mi wstać i podejść do lustra. Kiedy spojrzałam na swoje odbicie oniemiałam. Wyglądałam pięknie. Miałam na sobie granatową sukienkę do kolan. Sukienka była bez ramiączek, w pasie było marszczenie układające się w kokardkę, coś na styl paska. Na dole sukienka była marszczona. Do tego miałam brązowe krótkie kozaczki na płaskiej podeszwie. Włosy miałam związane brązową wstążką w wysoką kitkę. Po chwili zorientowałam się, że to nie jest strój na obóz. Afrodyta chyba tak jak Apollo czytała mi w myślach bo odezwała się:
-Dzisiaj macie dyskotekę- w jej ręku pojawiła się torebeczka, którą mi podała. Można było ją bez problemu przerzucić przez ramię. Do tego podała mi brązową, skórzaną kurtkę
-Załóż ją, pasuje do całej reszty- powiedziała Afrodyta. Zrobiłam jak kazała
-Dziękuję Afrodyto
-Oh nie ma za co, spodobasz mu się
-Komu?- byłam zdziwiona
-Jessi’emu
-Nie chcę mu się podobać. Zrozumiałam, że nie muszę się każdemu podobać
-No dobrze, skoro tak mówisz. Chodźmy już- wyglądało na to, że kamień spadł jej z serca. Też czułam się szczęśliwsza. Zorientowałam się, że potraktowałam Jessi’ego jak zdobycz. Olał mnie więc mnie zainteresował. Ale tak naprawdę nie podobał mi się. Jessie był zwyczajny, nie wyróżniał się wyglądem. Ale wracając do tematu, spytałam po chwili milczenia:
-Afrodyto czy tam na dole są wszyscy obozowicze?
-Tak
-A po co?
-Sami chcieli czekać aż sę obudzisz. Stworzyłaś wir wodny, przełamałaś zaklęcie, wezwałaś zmarłych i ciskałaś piorunami. To niespotykane umiejętności
-Jak to?
-Oddzielnie tak, ale nie razem. Półbogowie mają moce takie jak ich boski rodzic tylko mniejsze, a ty masz już moc wszystkich z Wielkiej Trójcy. Dziwi ich to.- zostawiłam to bez komentarza. Zeszłyśmy do pokoju, w którym byli wszyscy obozowicze. Kiedy weszłyśmy do pokoju wszystkie rozmowy ucichły. Wszyscy na mnie patrzyli, a ja podeszłam do Rosie, która tylko uśmiechnęła się na mój widok.
-Wszyscy prócz grupowych domków wyjść- zagrzmiał Zeus- wszyscy zaczęli niechętnie wychodzić.
Zostało z 20 osób plus Rosie. Wiedziałam, że od kiedy Percy poprosił bogów by uznawali swoje dzieci i aby były domki pomniejszych bóstw, w obozie jest więcej ludzi ale żeby aż tyle? Zeus zgromił wzrokiem Rosie, która nie ruszyła się z miejsca. Wreszcie Rosie się odezwała:
-Zeusie czy mogłabym zostać? Alexis to moja przyjaciółka, nie chcę jej zostawiać samej
-No dobrze- zgodził się Zeus
-Jeżeli ktoś jeszcze nie wie przedstawiam wam Alexis Gardez- zaczął Zeus- jest córką…i tu zaczyna się problem, że nie wiemy czyją jest córką
-Jak to możliwe, że tego nie wiecie?- Chris był zdenerwowany. Przyjrzałam mu się uważnie. Był przystojny, ale nie tak jak Jessie czy Percy on był mrocznie przystojny. Miał czarne włosy. Krótkie, niedbale postawione na żel. Ciemny kolor oczu ni to brązowy, ni to czarny.
To zaczyna się robić mdłe. W dwa dni spodobali mi się dwaj kolesie. Jeden odpadł na wejściu. Potraktowałam go jak trofeum. A drugi, uratował mi życie, tak jak pierwszy. Tyle, że drugi budzi moją sympatię. Gdy przyjrzałam się pierwszemu, zobaczyłam, że to podrywacz. Właśnie zarywał do jakiejś dziewczyny. Z zamyślenia wyrwał mnie Zeus, który odezwał się po długiej chwili:
-Więc jak sami widzicie, zebranie skończone. Możecie wrócić do domków, na zajęcia lub gdzie chcecie- wszyscy zaczęli wychodzić z pokoju. Bogini o niesamowicie szarych oczach zatrzymała mnie, Rosie i Chrisa. Kiedy wszyscy wyszli, szarooka (Atena) poprosiła abyśmy usiedli:
-Musimy Ci coś wytłumaczyć Alexis- odezwał się Hades? A skąd on tu się wziął?
-A niby co tu tłumaczyć?- odezwał się ktoś. Przy Hadesie znikąd pojawił się chłopak. Mógł mieć najwyżej 15lat.
-Nico, nie powinno cię tu być- zauważył Chris
-Spokojnie braciszku, ja tylko rzucę nieco światła na tę sprawę
-Nie wolno Ci, zabraniam- Atena była naprawdę wzburzona. Nico Di Angelo uśmiechnął się złowrogo i znikł. Byłam zmęczona, miałam tego wszystkiego dość, to stawało się coraz bardziej nieprawdopodobne. Zamknęłam oczy i chciałam się obudzić.
Supcio, rozkręca się, tylko uważaj na literówki.
Genialne! Bardzo mi się podoba. Akcja się rozkręca. Ciekawe czyją jest córką.
Jestem strasznie ciekawa czyją jest córką. Nie mogę się doczekać kolejnej części.
ciekawe dlaczego ma moce wielkiej trójki
opowiadanie – genialne
Kiedy ciag dalszy???Swietne opowiadanie!!