Od Autorki: Jak już pewnie zauważyliście, jest to koniec mojego opowiadania. Jest ono krótkie, udało mi się dotrzeć do głównego celu, więc na tym je też zakończę i od razu mówię, że nie będę kontynuować. Miłego czytania.
-Kim jesteś? – zapytał się mnie niepewnie.
-Jestem Kalipso, właścicielka tej wyspy.
-To twoja wyspa? Nieźle… Ja jestem Arie, właściwie jest to tylko skrót, ale wolę, kiedy ludzie używają go zamiast mojego pełnego imienia.
-A jak ono brzmi?
-Aridaios, to starogreckie imię, dlatego takie dziwne… A gdzie ja dokładnie jestem?
-Na Ogygii.
-Wyjaśnisz mi, gdzie to dokładnie jest?
-Ogygia ma bliżej nieokreślone położenie, nie ma jej na mapie i w rzeczywistości nikt nie wie, gdzie ona się znajduje, Herosi zazwyczaj dostają się tutaj w dziwaczny i raczej magiczny sposób.
-Nigdy nie wyjeżdżałaś, żeby się przekonać, gdzie ona jest? Gdzie robisz zakupy?!
-Nie robię i nie mogę wyjechać z wyspy, jestem tutaj uwięziona – zaśmiałam się.
-Uwięziona? Przez kogo? Zaraz, zaraz… wspomniałaś przed chwilą, że wbijają do Ciebie Herosi, skąd wiesz, że oni istnieją?
Przygryzłam wargę i wbiłam wzrok w ziemię.
-Przez Zeusa, a o Herosach wiem, gdyż tylko z nimi mam tutaj do czynienia.
-Żartujesz… Moment – zamyślił się chwilkę. – Masz na imię Kalipso, to jest Ogygia, opiekujesz się Herosami, jesteś więziona przez Zeusa… O, rany! TY JESTEŚ TĄ MITYCZNĄ KALIPSO! – krzyknął podekscytowany.
Przytaknęłam. Rozejrzałam się wokół siebie, przypalone drzewa przyprawiały mnie o dreszcze, albowiem nasuwało mi się przez nie pytanie, którego okropnie się bałam zadać, nie wiem dlaczego. W końcu się jednak odważyłam.
– Który bóg jest twoim rodzicem?
-Hestia jest moją matką – opuścił głowę.
-Czyli to stąd ta władza nad ogniem – wywnioskowałam.
-Tak – powiedział i podrapał się po głowię – chyba straciłem pamięć przez to, co się stało. Pamiętam tylko urywki zdarzeń.
-A co się wtedy działo? Jak to się stało, że trafiłeś do mnie, na wsypę, jak podpaliłeś las?
-Kojarzę tylko niektóre fakty… Byłem wtedy z przyjaciółmi… Na misji. Naszym zadaniem było odzyskanie jakiegoś mitologicznego artefaktu… – urwał.
-Więcej niestety nie pamiętam, wiem tylko, że to było bardzo ważne, miało ocalić nasz obóz od zagłady.
Przechyliłam głowę, szkoda mi go było. Biedak. Arie się zachwiał. Złapałam go za ramię.
-Uważaj, jesteś bardzo słaby. Chodź ze mną.
Zaprowadziłam go do swojej groty i położyłam na kanapie. Usiadłam obok i zmierzyłam go smutnym wzrokiem. Rozmyślałam teraz, co myślą jego przyjaciele na temat jego zaginięcia, nigdy się takimi rzeczami nie zamartwiałam, ale jednak jest to trochę interesujące.
-Dlaczego mieszkasz tutaj sama? – wyrwał mnie z zamyśleń niepożądanym pytaniem.
-Bo muszę… A każdy Heros, który się u mnie pojawi… Odchodzi – spuściłam wzrok.
-To smutne, ale dlaczego?
-No bo wybierają, to co dla nich ważniejsze. Niestety nie ja decyduję, kto do mnie spadnie, tylko Zeus, a on zawsze wybierze takich, którzy mnie opuszczą.
Oderwałam od niego wzrok i podniosłam się z sofy.
-Ja idę się przewietrzyć, a ty tutaj odpoczywaj – oznajmiłam.
Wyszłam przed jaskinię. Słońce jak zwykle dogrzewało. Przeszłam się po wyspie, wykąpałam w gorących źródełkach, aż w końcu usiadłam na jednym z moich ulubionych kamieni na plaży. Położyłam się wygodnie i zmrużyłam oczy.
***
Godzinę później.
Ktoś postukał mnie po plecach. Leniwie otworzyłam oczy i przekręciłam się na drugi bok. Nade mną stał Arie. Podniosłam się. Przysiadł się do mnie.
-Wiesz… Ja myślałem teraz, gdy leżałam nad tym, co powiedziałaś.
-Tak?
-Mhm… Wymyśliłem taki powód, że może po prostu oni bali się jakiś trudności, wiesz, w razie jakiś kłopotów. Mieliby tylko siebie i Ciebie, czasem to trochę mało…
-Ogygia jest magiczną wyspą, jeśli masz na myśli kłopoty w postaci atakujących potworów, to nie można się o coś takiego martwić, tutaj życie jest w zupełności spokojne.
-No chyba, że tak… To ja już nie wiem, dlaczego tak postępowali, przecież zawsze się mówi, że trzeba wierzyć w przyjaciół, ja wierzę i uważam, że są zdolni wypełnić misję beze mnie. Skoro życie tutaj może być lepsze… I z tego, co wiem z mitów, także nieśmiertelne. No to czego chcieć więcej?!
-Czy ty coś sugerujesz? – zapytałam niepewnie.
-Tak. Pragnę Ci przekazać, że ja potrafię być inny niż wszyscy, przez te kilka godzin udało mi się wczuć w twój ból. Wiedziałem, co czułaś przez te wszystkie lata. Naprawdę Ci współczuję, myślę, że mógłbym przerwać ten cykl samotności…
-Naprawdę?! – nie mogłam uwierzyć… To było takie nierealne!
-Tak, zdecydowanie – mruknął i zamiast dopowiedzieć coś więcej zaczął się do mnie zbliżać.
Jego twarz była tylko kilka centymetrów od mojej. Nasze usta się zetknęły. Wreszcie byłam szczęśliwa. Nigdy nie sądziłam, że ten dzień nastanie, a jednak. Wygrałam…
Słyszysz Zeusie? WYGRAŁAM. Odnalazłam to szczęście, którego szukałam przez tysiące lat. Teraz Arie jest moim bohaterem, jest prawdziwym Herosem, tym jedynym i lepszym od wszystkich poprzednich! Od teraz żaden z moich dni nie będzie już nudny i pusty.
Nie mogę się nacieszyć tą chwil, więc powiem to po raz ostatni. WYGRAŁAM!!!
No super zakończenie. Szkoda że to już koniec, ale muszisz napisać inny cykl opowiadań Ja z chęcią je przeczytam.
Tylko to mi tu nie pasowalo : Nade mną stał Arie. Podniosłam się. Przysiadł się do mnie.
-Wiesz… Ja myślałem teraz, gdy leżałam nad tym, co powiedziałaś.
Chyba ci się osoby troszkę pomyliły, ale i tak jest bosko.
Super, tylko… Jedno ale. Tu się muszę przyczepić, bo to mój ulubiony wątek przy pisaniu – za mało uczuć. Chociaż jest że są razem i wogóle, jest trochę smutku itp., ale za mało uwydatnione. Poza tym, nawet po tysiącach lat, dziewczyna kiedy dowiaduje się, że w końcu nie będzie samotna i jeszcze na dodatek kiedy w końcu całuje się z tym jedynym, nie myśli ,,Wygrałam!” tylko jest poruszona do granic możliwości. Nie opisywałaś tego, że serce jej załomotało, że czuła niepohamowaną radość… I tylko tego się czepiam. 😀 Cała reszta jest świetna. 😀
Bosko! Szkoda, że to już koniec, bo z chęcią przekonałabym się co dalej działoby się na Ogygii.
W pełni zgadzam się z poprzednikami.
A mnie się bardzo podoba… Szkoda, że to koniec.
W takim razie kontynuuj szybko swoje 2 opowiadanie!
Wreszcie ktoś dał kopa w d*pę temu %^&* przeznaczeniu! Zeusek chyba nieco się wkurzy…
Oj, wkurzył się, wkurzył… Od godziny nap*** w mój dom burzą, gradem i piorunami! A ja mam go gdzieś!
Ja również zignorowałam „subtelne” groźby Zeuska- kąpałam się w jeziorze podczas gradobicia. Buhahaha!
Akcja w opowiadaniu za szybka.
A niektóre z komentarzy, to można by zapisać i zrobić „Blogową Humoru”!!!!!
Świetne opowiadanko
Szkoda że to już koniec ;(
Hehee….
Mi wczoraj Zeus też nie dawał spokoju