Miałem sen.
Wspinałem się na wysoką górę. Czułem się jakby coś przytłaczało mnie do ziemi- jakiś niesamowity, niezdefiniowany ciężar. Stąpałem z trudem po ciemnej skorupie, która- jak sobie uświadomiłem- była zaschniętą lawą. Grunt był nierówny i gęsto poprzecinany szczelinami, toteż często się potykałem.
Zatrzymałem się na chwilę, chociaż wiedziałem, że nie powinienem tego robić. Wyprostowałem zesztywniały kark i rozejrzałem się. Byłem na porośniętej dżunglą wyspie. Słońce właśnie zachodziło i malowało fale morza (lub oceanu) na krwistoczerwony kolor. Mogłoby się Wam wydawać, że był to piękny widok. Nic bardziej mylnego! Całe niebo, poza jasnym skrawkiem na zachodzie spowite było ciemnoszarymi, kłębiastymi chmurami burzowymi. Powietrze było wilgotne i gorące, rzekłbym lepkie. Zdecydowanie nie byłem zadowolony, że się tutaj znajduję.
Spojrzałem na szczyt góry- a raczej wulkanu, co stwierdziłem z przerażeniem. Był raczej płaski, o poszarpanych krawędziach. Wydobywała się z niego pomarańczowa łuna, która sięgała aż do nisko wiszących chmur i nadawała im swoja barwę. Widziałem dym unoszący się ze szczytu i jaskrawe krople lawy, pryskające jak krople tłuszczu na patelni. Ruszyłem w dalszą drogę. Bardzo chciałem uciec jak najdalej stąd, ale jakieś poczucie obowiązku zmuszało mnie, bym dalej piął się w górę.
W końcu dotarłem na szczyt. Roztaczało się przede mną jezioro ognia. Buchał od niego taki żar, że miałem ochotę zdjąć z siebie skórę. Szybko cofnąłem się o pięć metrów w tył. Moje zadanie wymagało, bym znalazł się tuż nad brzegiem krateru, ale w tym miejscu było to nieosiągalne. Dostrzegłem jednak po mojej prawej ręce nawis skalny, wznoszący się na jakieś dwadzieścia metrów nad powierzchnią jeziora. Szybko wdrapałem się na niego i powoli podszedłem do jego krawędzi.
Wiedziałem, że muszę teraz coś zrobić- coś szalenie ważnego. Ale wiedziałem także, że nie chcę tego robić. W mojej duszy toczyła się walka pomiędzy tymi dwoma uczuciami. Z jednej strony- poczucie obowiązku, z drugiej- moje własne pragnienie. Nagle za moimi plecami usłyszałem kroki. Obejrzałem się i ujrzałem jakąś postać. Widziałem ją niewyraźnie, jakby była rozmyta. Miałem jednak świadomość, że znam tego kogoś.
-To ty?- powiedziałem, czując, że włosy stają mi dęba.- Co ty tu robisz ?!
Postać roześmiała się.
-Chejronie, chyba się budzi.- powiedziała.
-Co?- wymamrotałem.
Ktoś delikatnie klepnął mnie w policzek. Zamrugałem.
Zobaczyłem przed sobą poczciwą gębę Freda. Syn Aresa przyglądał mi się zaniepokojony.
-Jak się czujesz, John?- zapytał.
-Dziwnie- odparłem. To słowo najlepiej oddawało moje samopoczucie.- Gdzie jesteśmy?
-W Wielkim Domu – usłyszałem głos Chejrona. Centaur stanął obok Freda i podał mi kubek z boskim nektarem. Przyjąłem go z wdzięcznością i wypiłem duszkiem. Od razu poczułem się lepiej. Usiadłem na łóżku i przeciągnąłem się. Nagle o wszystkim sobie przypomniałem.
-Fred, a co z dziewczyną? Uratowałeś ją? Chejronie, byliśmy na patrolu… i wtedy spotkaliśmy szkielet… a później na wzgórzu… gonili ją…. Fred pobiegł, a ja zostałem…
-John, uspokój się…- zaczął centaur, ale nie dałem mu dojść do głosu.
-Nie uspokoję się!- zawołałem.-O co w ogóle chodzi? To jakieś szaleństwo! Kościotrupy, mroczni żniwiarze… Czyżbym o czymś zapomniał? Ach, jeszcze Zeus w różowym garniaku!
-Dość!- rzekł stanowczo Chejron.- Mój drogi, rozumiem, że jesteś zdenerwowany, ale nie musisz się tak unosić… zwłaszcza, w obecności pewnych osób- dodał z naciskiem i odsunął się na bok, ukazując mi Zeusa, opartego o framugę drzwi. Nadal miał na sobie swój różowy strój i, delikatnie mówiąc, nie wyglądał na zadowolonego. Wytrzeszczyłem na niego oczy.
-Eee…
-Może wymagam zbyt wiele, ale wypadałoby powiedzieć marne “dzień dobry” komuś, kto uratował twój nędzny tyłek- powiedział Zeus, łypiąc na mnie groźnie zza swoich okularów
-Dzień dobry- wymamrotałem.
-To wszystko, co masz mi do powiedzenia? -zapytał władca bogów.
-Yyy… nie …ten, no… dziękuję za uratowanie.
Zeus uniósł oczy ku niebiosom.
-Boże, ty widzisz i nie… No tak. Nieważne.
– Może rozpoczniemy naradę?- powiedział szybko Chejron. – Fred, obudź wszystkich grupowych.
***
Pół godziny później siedzieliśmy na werandzie Wielkiego Domu. Miejsca przy stoliku do remika zajęli Zeus, Pan D. i Chejron oraz dziewczyna, którą uratowaliśmy. Siedziała w fotelu, szczelnie otulona kocem i nie wyglądała najlepiej. Gdy zobaczyła mnie i Freda uśmiechnęła się i skinęła nam głową. Odpowiedzieliśmy tym samym. Jako, że fotele były tylko cztery, cała reszta musiała się zadowolić miejscami na poręczach albo na ziemi. W sumie było nas około trzydziestu osób. Rzecz jasna, domków na obozie było trochę więcej, ale nie wszystkie były zamieszkane. W przeciwnym razie raczej byśmy się tu nie zmieścili.
-Dobra, przejdźmy do rzeczy- zaczął Pan D.- Witam wszystkich ozięble. Pewnie zastanawiacie się, czemu mój kochany ojczulek wyciągnął nas z łóżek w samym środku nocy. Ja też się nad tym zastanawiam. Może więc gromowładny Pan Olimpu zechce nas oświecić.
-Synek, słuchaj no.- Zeus spojrzał na niego groźnie.- Sprawa jest wyjątkowo poważna.
-Jakaż to sprawa? – spytał ironicznie Dionizos.
-Pierścień Tanatosa- rzekł Zeus. Za jego plecami niebo przecięła błyskawica.
Pan D. i Chejron wstrzymali oddech.
-Pierwsze słyszę- powiedzieli jednocześnie.
Zeus westchnął i wskazał palcem Katie Gardner, grupową domku Demeter. Dziewczyna skuliła się, przekonana, że zaraz zmieni się w obłoczek pary.
-Nic ci nie zrobię, na Zeusa. Wiesz, kto to jest Tanatos?
-N-nie – szepnęła Katie.
-A ty?- Zeus wskazał na Amandę Black od Iris.
Dziewczyna pokręciła głową. Zeus spojrzał triumfalnie na Pana D.
-Czego wy ich tu uczycie? Właśnie zarobiłeś dodatkowe sto lat jako dyrektor obozu.
Dionizos był wściekły. Chciał coś powiedzieć, ale Zeus uciszył go gestem.
-Do rzeczy. Czas na krótki wykład z mitologii. Otóż, Tanatos jest bogiem śmierci.
-A nie Hades?- wtrąciłem.
-Nie, Hades jest władcą świata umarłych, ale nie bogiem śmierci.- wyjaśnił bóg bogów.- To pewna subtelna różnica. Hades zajmuje się umarłymi, gdy już umrą. Sądzi ich i tak dalej. Natomiast to Tanatos wybiera, kto ma umrzeć. Nadążacie?
Pokiwaliśmy głowami.
-Tanatos to bóstwo pierwotne, jak na przykład Mojry, Uranos czy Gaja. Jest starszy od nas, olimpijczyków, a nawet od tytanów. Nie wiemy o nim zbyt wiele. Zawsze trzymał się na uboczu. My nie wtrącaliśmy się do jego spraw, on nie wtrącał się do naszych. Ostatnimi czasy jednak coś się zaczęło zmieniać. Na całym świecie aż huczy od doniesień o ludziach, którzy powinni być martwi, a nie są. Jest coraz gorzej. A przyczyną tego jest pewien mały przedmiot, który ta młoda dama- wskazał na dziewczynę, którą uratowaliśmy- ma przy sobie. Czy zechciałabyś go nam zaprezentować, panno…
-Murray- odparła dziewczyna.- Leslie Murray.
Odgarnęła włosy i zdjęła łańcuszek, który miała na szyi. Wisiał na nim złoty pierścień, bez żadnych zdobień. Gdy go ujrzałem, usłyszałem w uchu jakby niewyraźny szelest skrzydeł, który sprawił, że się wzdrygnąłem. Wszyscy obecni- poza bogami- zareagowali podobnie.
Leslie zdjęła pierścień z łańcuszka i położyła go na środku stołu.
do dupy!
Może powiesz dla czego? Dla mnie jest to świetne opowiadanie! I do tego z humorem.
Przepraszam za ten komentarz. Ktoś się za mnie podaje już drugi raz. Do tego nie mogłam tego napisać bo byłam na lekcji angielskiego. Mam nadzieję, iż osoba podszywająca się osoba zakończy ten proceder.
Opowiadanie bardzo fajne, humor w znajomym mi stylu 😉 . Co do tych komentarzy „niby sog”, to tak się kończy zostawianie swojego nicka na szkolnej sieci… Miałem kiedyś tak samo z nr gg, musiałem zmieniać
@sog – jak się dowiesz kto to, przyłóż mu z pozdrowieniami od wszystkich herosów!
Voyt zrobię tak na pewno, jak to określiłeś „przyłóżę mu z pozdrowieniami od wszystkich herosów”. Tylko mam małą prośbę pisz mój pseudonim z dużej litery.
Opowiadanko fajne, Zeusek jako teletubiś mnie rozwalił!!!
„Sogu”, wymyśl sobie własny nick, nie podszywaj się pod Soga. Ciekawe, czy wtedy też będziesz komentować w taki sposób? Bo szczerze wątpię.
Dokładnie! A ode mnie podwójnie. Opowiadanie wspaniałe! Cudne. Nie mogę się doczekać cd!
Świetne, humor masz powalający! Przy tym: ,,-Boże, ty widzisz i nie… No tak. Nieważne.” – Zakrztusiłam się ze śmiechu. 😀 Tylko czasem zdarza mi się śmiać aż tak, więc potraktuj to jako spory komplement. 😉 Po prostu… Pisz dalej, w takim samym stylu, a nie uświadczysz ani jednego złego komentarza z mojej strony (Nie żebym jakieś planowała. 😉 ).
PS: Zgadzam się z Voyt’em. Sog, przyłóż temu komuś tak raz a porządnie jak się dowiesz kto to, bo jak nie, to sama się tam wybiorę i uspokoję gościa przy najbliższej okazji. Chyba żeby urządzić misję… Są chętni? 😀
Zgadzam się przedmówczynią!
To straszne, że ktoś się tak bezczelnie pod kogoś podszywa!
A opowiadanie naprawdę fajne!
Opowiadanie świetne, ale żądam aby w końcu wyjaśnić historię z kapustą 😉 Czekam na dalsze części tego otóż opowiadania!
PS: Ode mnie temu komuś proszę aby nakopać trzy razy mocniej niż od innych. Voyt ma rację, tak samo wawdar. A ty Sogu nie niby sogu tylko Sogu mogłabyś zmienić swój nick i powiadomić o tym blogowiczów, żebyśmy wiedzieli, że to ty, a na tego kto się pod cb podszywa nie zwracalibyśmy absolutnej uwagi.
Cieszę się bardzo, że podoba Wam się mój debiut 😀 Postaram się Was nie zawieść kolejnymi częściami.
@ Delfia Postaram się coś wymyślić 😉
@ Sog Popieram moich przedmówców, bo muszę się przyznać, że na widok „twojego” komentarza wprost zamarłem z przerażenia.
Delfio, jeśli Sog powiadomi blogowiczów, że od teraz ma nick XYZ, to następnego dnia pojawi się nam „XYZ” który będzie nam tu robił bałagan i pisał komentarze takie jak ten pierwszy- niczym nieuzasadnione, negatywne opinie, zawierające (zamiast wielkich liter, znaków interpunkcyjnych i innych potrzebnych rzeczy) masę zbędnych wulgaryzmów…
Myślę, że krytyka Sog jest na tyle specyficzna, że poznamy ją pod każdym nickiem. 😀
Wredne,wredne podszywanie się pod kogoś ! Zgadzam się z wszystkimi powyższymi komentarzami.A propos opowiadanko jest CZADOWE 😉 Nie martw się Sog winowajca się znajdzie 😀
Genialne,czadowe,świetne,pomysłowe,fajne opowiadanie. Zeus jako teletubiś mnie najbardziej rozśmieszył 😀
Opowiadanie bombowe!!!
A co do „niby Soga” ode mnie przyłóż mu 3 razy (+ 1 gratis 😉 )
@Arachne
Zorientowałam się, że ten komentarz nie ma sensu kiedy już go napisałam i umieściłam pod opowiadanie, ale potem już mi się nie chciało tego zmieniać.
Hmm… Opowiadanko – fajowe. A ten komentarz niby sog’a… Przez chwilę miałam ochotę przykopać owemu sog’owi… Zgadzam się z przed mówcami ( prócz niby sog’a)… Mam nadzieję, że znajdziesz tego drania sog’a Sog. 😀
THE BEST
opowiadanie świetne a ludzie wprost UWIELBIAJĄ zmieniać nazwiska, nicki i pisać durne komentarze podszywając się pod innych. Np. mojej przyjaciółce (Jest z Francji) zmienili nazwisko z Ferdou** na „Pierdouel” Już dokopałam gościowi 😀 😀 😀