-Tak, to chyba będzie dobra droga, tak mi się wydaje – mruknęła Maia idąc szybkim krokiem przed siebie i patrząc pod nogi. Ktoś mógłby jej tam postawić czołg, a ona by go po prostu nie zauważyła.
-Zawsze wiedziałam, że z tą Annie jest coś nie w porządku, ale z drugiej strony dlaczego to akurat na nas się zaczaiła i próbowała zabić? przez tą głupią pindę będę miała blizny na całej ręce jak nic – mruknęła oglądając rękę i starając się nie wywalić na nierównym terenie.
Jej przyjaciółka również miała lekkie problemy z utrzymaniem równowagi.
-Tylko tak właściwie, to dokąd my tędy dojdziemy?
-A skąd ja mam to wiedzieć? – odpowiedziała jej Mel.
Dziewczyny szły coraz szybciej. Gęste krzaki i masa drzew zdawała się nie mieć końca.
W końcu jednak Zobaczyły coś jasnego, za jakieś 200 metrów zdawało się świecić światło. Nie było to do końca normalne, no bo w końcu był środek nocy, ale gdy Mel i Maia zbliżyły się, dostrzegły, że pada ono z lampy.
-Czyżbyśmy wróciły do naszego domku ? – zsunęła okulary z głowy na oczy gdyż pomimo nocy, światło było niesamowicie intensywne, prawie oślepiało, choć może był to efekt przebywania w ciemnym lesie.
Pomimo okularów Maia musiała zmrużyć oczy.
-Ej, ale my chyba nie miałyśmy aż tak jasnej lampy, no nie ? Chyba, że to uciekanie i ból zaburza mi pamięć – zaśmiała się i zauważyła, że Mel nad czymś się zastanawia.
-Nie, nie miałyśmy i to nie jest nasz domek! – Melissa prawie krzyknęła. – Tutaj, to jest coś prawie jak ulica, masa domków, aż nie chce mi się ich liczyć. Ciekawe, gdzie jesteśmy.
Dziewczyna podeszła do przodu. Nikogo nie było widać. Czuła się bardzo zmęczona. Miała ochotę się przespać, ale bała się, że jeśli wejdzie do czyjegoś domku, to dostanie ochrzan. Zobaczyła, że drzwi domku numer 2 są otwarte.
Podeszła do nich niepewnie i zajrzała do środka.
-Myślisz, że ktoś by nas skrzyczał jak zdrzemnęłybyśmy się w cudzym, niezamieszkanym domku? – zapytała z szyderczym uśmieszkiem.
-Nie sądzę, chociaż … a co mnie to obchodzi, wchodzimy i już, ja nie pytam o pozwolenie, dla mnie ma być wszystko – rzuciła przyjaciółce triumfalny uśmiech i weszła do domku rzucając się na łóżko.
Dopiero teraz zauważyła jak bardzo jest zmęczona, oczy prawie już miała zamknięte ale wstała żeby znaleźć jakąś apteczkę.
-Ale powiem ci, że jeżeli tylko jeszcze raz spotkam naszą dziwną koleżaneczkę, to powybijam jej wszystkie zęby i połamie nogi! – prawie krzyknęła.
W końcu udało jej się znaleźć małe pudełeczko z krzyżykiem na wierzchu i wróciła na łóżko.
-Nie wiem jak ty, Maia, ale ja nie mam pojęcia, do czyjego domu się wryłyśmy, ale muszę przyznać, że nawet przytulny on jest. – powiedziała Melissa i oparła głowę o poduszkę. W końcu zmrużyła oczy i wyszeptała – Nie wiem, jak ty, ale ja idę spać.
Obróciła się na drugi bok i po chwili usnęła, a jej przyjaciółka poszła w jej ślady.
***
-CO TO MA ZNACZYĆ?! – obudził je jakiś mężczyzna z czarną brodą i koszulą w cętki. W ręku trzymał puszkę dietetycznej Coli.
Dziewczyny wyskoczyły z łóżek, jak oparzone.
– A pan to yyy … podróżny brodacz albo pustelnik? – Maia zmierzyła go wzrokiem po czym ponownie usiadła na łóżku niezbyt przejmując się mężczyzną.
-W zasadzie domek pusty, otwarty więc co się pan tak dziwi? – mruknęła Melissa i zrobiła to samo co jej przyjaciółka.
Mężczyzna wydawał się być bardzo wkurzony i wyglądał jakby za chwilę miał wybuchnąć.
-To pan sobie pójdzie, a my tu zostaniemy do rana – dziewczyny wzruszyły ramionami i czekały aż koleś sobie pójdzie.
-Nie ma mowy! Żadnemu Herosowi nie wolno spać w nie swoim domku, a że ten należy do Hery, to nawet mi nie udowodnicie swojej niewinności. Kto jest waszym boskim rodzicem?
-Ej no… Boskim? Nie znasz ich, a już walisz takimi przymiotnikami… eee, no nieładnie, panie… Niemodny. – dodała Mel po chwili mierząc wzrokiem jego ubranie.
-Jestem Dionizos! Nie żaden niemodny!
-A ja Święty Mikołaj… No i co z tego? – prychnęła.
-Do swojego domu! Już! – buchał wściekłością.
-Jeszcze jakbyśmy wiedziały jak…
-Dlatego się pytam. Jaki Olimpijczyk jest waszym rodzicem?!
-Olimpijczyk? Że ten od sportu, co biega na olimpiadzie?
-BÓG GRECKI!
-Pan wybaczy, nie chcę być niemiła … No może jednak chcę . Co pan brał? Gada pan jakieś głupoty nie wiadomo skąd wyciągnięte, nasi rodzice są ludźmi, a nie jakimiś tam Bogami, czy kimś takim – wywróciła oczami Maia i patrzyła na niego jakby był jakimś kosmitą.
Mel również mierzyła go uważnie wzrokiem.
-Wypraszam sobie! Wyjazd z tego domku i to natychmiast, zresztą, nie widziałem was tu wcześniej … – Zrobił zamyśloną minę i ciężko było wywnioskować co on tam sobie w tej swojej głowie ubzdurał.
-No bo jesteśmy tu pierwszy raz. Halo! Ogarnia pan dzisiaj?! – Prychnęła Mel.
-Jasne, jasne. Skoro udało wam się przedostać przez magiczną granicę…
-… Ma pan na myśli tą dziwną barierę, w którą uderzyła Annie? – przerwała mu Maia.
-Annie? A zresztą, nie przerywaj mi moich monologów!
Dziewczyny wywróciły jednocześnie oczami.
-… to musicie być jednymi z tych bachorów, innej opcji nie ma. – kontynuował. – DOBRA! ZA MNĄ!
Dziewczyny opornie wykonały polecenie. Chwilę później stały już na werandzie innego domku, tym razem z numerkiem 11.
-Tutaj będziecie mieszkać. Razem z innymi… obozowiczami.
Maia wychyliła głowę i zajrzało do środka. W pomieszczeniu kręciło się mnóstwo ludzi. Nie było ani jednego wolnego łóżka. Wkurzona odchrząknęła.
-Daj na chwilkę. – Wyrwała mu puszkę z ręki.
Podniosła rękę w geście, który miał oznaczać „poczekaj chwilę”. Przechyliła puszkę i upiła z niej trochę gazowanego płynu. Uśmiechnęła się w miarę swoich możliwości i w następnej chwili splunęła facetowi w twarz.
-Ups – wzruszyła lekko ramionami i zaczęła się śmiać, a Mel razem z nią. Inni obozowicze wychylili się z domków i również dołączyli się do wyśmiewania Dionizosa, który aż poczerwieniał ze wściekłości.
-Pan się tak nie denerwuje, bo jeszcze wylewu dostanie i na kogo ja będę pluć? – udała przejętą po czym z gracją go wyminęła i weszła do domku.
-Eyy, dobra ludzie, zwolni mi ktoś łóżko po dobroci, albo porozmawiamy sobie inaczej – stanęła na środku i oczekiwała na reakcję.
Tymczasem Mel wciąż stała przed Bogiem.
-Nie życzę sobie takiego zachowania! Jestem dyrektorem tego obozu… i jednym z Olimpijczyków! – Fuknął. – Już by was dawno na świecie nie było, gdyby nie ta głupia kara…
Mówił do siebie coraz ciszej w końcu zamilkł. Pstryknął palcami. Cola, która jeszcze przed chwilą ciekła po jego czole zniknęła. Wkurzony natychmiast oddalił się od drzwi.
Melissa wydała stłumiony śmiech i przekroczyła próg. Zobaczyła, że do jej kumpeli zaczyna się zbliżać jakiś wysoki nastolatek.
-No, no skąd ta złość? Może najpierw się przedstawisz? Ja jestem Travis, a ty…? – wyciągnął do niej rękę.
-Pff, skąd ta złość? Wszystko jest przeciwko mnie i trafiłam do jakiegoś miejsca samych wariatów, którzy myślą sobie, że są jakimiś Bogami, czy herosami … i jestem Maia – wystawiła rękę ze sceptyczną miną. Spojrzała kątem oka na swoją wciąż rozbawioną przyjaciółkę i wlepione w nią oczy innych obozowiczów.
-No co się tak gapicie? Normalnego człowieka nie widzieliście? Jeszcze wam oczy wypadną – dodała.
-To kto się usuwa z łóżka?
Komentarze
Zostaw komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Dioni , Dioni ……. – Wywołał prawdziwy śmiech u mnie . Bohaterki opowiadania i ich dopiero co zaczęta historia jest genialna i nie sknoć tego . Proszę
GENIALNE. Piszcie dalejjjj
Już je kocham <3 : P 😀
Gadki Dionka- bezcenne!
Super rozdzialik! Kocham ich teksty!!!
„-Jestem Dionizos! Nie żaden niemodny!
-A ja Święty Mikołaj… No i co z tego? – prychnęła.”
Kocham ten tekst. 😀
Piszcie szybko cd!
Ha ha! Świetne! Wspaniały pomysł z Dionizosem. 😀 Chociaż gdybym była na jego miejscu zmieniłabym je w dzikie pnącza. 😀
Piszcie dalej i oby nadal tak samo świetnie! 😀
Hahaha. Świetne! ^^
Bardzo, bardzo fajne!! cd
niezły charakterek