– Nie wierzę!
Odwróciłam się i zobaczyłam, jak Jay ucieka z moim notesem. Włączyłam myślenie, które pozostawiłam na pewien czas w stanie hibernacji (wszystko to w trosce o środowisko) i pogoniłam za tym… człowiekiem. A praktycznie to nie człowiekiem. Wiem, jak to brzmi, ale ja też nim nie jestem.
– Jeżeli chcesz go odzyskać, to lepiej się pospiesz!
O tak, niczego tak bardzo nie pragnęłam, jak przebieżki wczesnym, niedzielnym, porankiem. Postanowiłam, że jak tylko go dogonię, gorąco mu za to podziękuję. Świetny prezent urodzinowy, nie ma co.
Zwolniłam na moment, przyglądając się, jak ten… ktoś wbiega do lasu z moim notesem. Miałam wątpliwości co do tego, czy mogę biec dalej. Nie byłam w tym obozie zbyt długo, gubiłam się nawet we własnym domku. Rozum podpowiadał mi, że to będzie niebezpieczne. Serce pałało żądzą przygód. Żołądek wołał o śniadanie. Nigdy nie wyszło mi na zdrowie słuchanie rozumu (ale słuchanie czegoś wielkości orzeszka nigdy nie wychodziło nikomu na zdrowie), dlatego szybko odrzuciłam jego zdanie. Najbardziej kusząca zdawała mi się propozycja żołądka, więc…
– Ktoś tu tchórzy!
…zrobiłam pierwszy krok w kierunku leśnej ściółki.
Poruszałam się ostrożnie pomiędzy korzeniami i gałęziami. Gdyby tylko była przy mnie mama. Jest zapalonym skautem; szkoda, że nie odziedziczyłam po niej tego talentu. Oczywiście mama twierdzi inaczej. Ja mam problemy ze spacerem po lesie, na bogów! Ona wiedziałaby co zrobić, żeby go dogonić. Ona by pamiętała.
Przysiadłam zrezygnowana z obrośniętym mchem pniu drzewa. Od miesiąca nie dostałam żadnej wiadomości od mamy. Nie odezwała się ani słowem, odkąd zdecydowałam, że zamieszkam w obozie na cały rok. Starałam się jak mogłam, by jej to wytłumaczyć, ale ona nie potrafi zrozumieć świata herosów. Nie rozumie, że jako córka Posejdona jestem narażona na niebezpieczeństwo dwa razy bardziej niż inni. Myślała, że mnie obroni, że da sobie radę. Ale nie dawała. Dlatego zdecydowałam się odejść. Na własne życzenie zrezygnowałam z tortu urodzinowego i prezentów. Tęskniłam za mamą, chociaż trudno było mi się do tego przyznać.
Wstałam i otarłam łzy wierzchem dłoni. Nie mogę się teraz rozkleić, pomyślałam. Muszę wyruszyć na chwalebną misję odzyskania pamiętnika. W przeciwnym razie zostanę w tym lesie, wyjdę za jakąś wiewiórkę i będę żywić się jagodami.
Jay już dawno zniknął w leśnej gęstwinie. Mogę liczyć tylko na swoje talenty.
O bogowie. Nie przeżyję tego.
– Jess, chyba nie chcesz, żebym go przeczytał?
Syn Hermesa stał na małym pagórku. W ręce, niczym trofeum wojenne, dzierżył mój notes.
– Oddaj po dobroci – powiedziałam zbliżając się powoli w jego stronę.
– A co za to dostanę? – uśmiechnął się hermesowym uśmieszkiem i schował zeszyt za plecy.
– Się pomyśli.
– To za mało. Wiem, że to dla ciebie wielki wysiłek, ale chcę czegoś więcej.
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.
– Czego?
On znowu uśmiechnął się zawadiacko.
– Przyjdź tu dzisiaj wieczorem. Zobaczysz.
Rzucił pamiętnik w moją stronę, a ja, wykazując się niebywałym wręcz refleksem, ledwie go złapałam. Spojrzałam na niego jeszcze raz. Zirytowana jego pewnym siebie uśmieszkiem ruszyłam w drogę powrotną.
– Jeżeli się nie pojawisz, ten pamiętnik zniknie jeszcze dziś!
– Chyba śnisz. Nie zobaczysz mnie tu nigdy więcej.
***
Zrobiłam pierwszy, niepewny krok w kierunku obozowego lasu. Słońce chyliło się już w stronę horyzontu oświetlając ciepłym światłem zielone liście. Nikła już poświata nie mogła docierać daleko w las. Wiedziałam o tym, stąd brały się moje wątpliwości. W gęstwinie po prostu było ciemno. A ja nie jestem mistrzem w poruszaniu się. Zwłaszcza, po ciemnym lesie. Zwłaszcza, po ciemnym lesie pełnym potworów. Zwłaszcza po LESIE.
Zacisnęłam mocniej palce na pamiętniku. Wzięłam go tak na wypadek, gdybym stchórzyła. Ruszyłam przed siebie.
Nienawidzę lasu nocą. Zawsze wydaje mi się, że coś wygląda zza drzewa usiłując chwycić mnie swoimi obleśnymi łapskami. Mama zawsze powtarza, że wystarczyłaby wizyta u psychologa, a fobia sama by zniknęła. Jednak w moim przypadku problem polegał na tym, że w większości nie były to urojenia. Na szczęście powoli zbliżałam się do miejsca spotkania.
Zahaczyłam głową o gałąź. Moje włosy wyglądały jak fryzura Einsteina. Jeszcze tylko fartucha i inteligencji mi brak.
Weszłam na mały pagórek i rozejrzałam się dookoła. Nie zauważyłam niczego, co mogłoby wzbudzić mój niepokój. Chyba, że niepokoić powinno mnie właśnie to, że nie zauważyłam niczego.
– Niespodzianka!
Zza drzew wyskoczyło mnóstwo herosów. Wielu z nich niosło w rękach paczki, każdy miał na głowie urodzinową czapeczkę. Na drzewach rozwiesili lampiony jarzące się zielonym światłem. Zataszczyli tam nawet stoły, które teraz wyciągali zza rozłożystych krzaków. Driady, nimfy leśne, stawiały na tych stołach potrawy przyrządzone niemal w całości z produktów leśnych. Były tam jagody, maliny, jeżyny, borówki i żurawina, miód, i inne rośliny których nie potrafiłam zidentyfikować. Wszystko to było podane na talerzach z dębowej kory. Do pni drzew przyczepione zostały bukiety kwiatów.
– Najlepszego!
Jay podbiegł do mnie i uściskał mnie serdecznie.
– Skąd wiedzieliście? – zdołałam wykrztusić, jednocześnie przyjmując potok życzeń i prezentów.
Posłał mi wymowne spojrzenie i skinął głową w kierunku mojej dłoni. W kierunku pamiętnika.
– Przeczytałeś?! Ty… ty…
Jay odsunął się na bezpieczną odległość.
– Spójrz na okładkę!
Zdezorientowana i wściekła podniosłam zeszyt na wysokość oczu. Moje imię, nazwisko, adres, data uro… acha.
– Przepraszam.
Spuściłam wzrok i zaczerwieniłam się tak bardzo, że pewnie widać to było nawet w przytłumionym świetle.
Jay uśmiechnął sie tym swoim cwaniackim uśmieszkiem.
– Uwierz, niełatwo było mi to wszystko…
Rozległy się krzyki. Ludzie zaczęli panikować. Większość z nich rozpierzchła się we wszystkich kierunkach. Ja i Jay, nie oświeceni przez uciekającą gromadę, staliśmy w miejscu, czekając na cud.
– Przed czym uciekali? – wyszeptałam niepewnie.
– Dlaczego szepczesz? – odszeptał.
– A dlaczego ty szepczesz?
– Bo ty szepczesz. Dlaczego szepczesz?
– Bo nie wiem przed czym uciekali. A może ty wiesz, dla…
Nie musiałam kończyć pytania. Usłyszeliśmy cichy, powtarzający się chrzęst. Jakby ktoś wydmuchiwał nos. W miarę, jak dźwięk się wzmagał, my cofaliśmy się do tyłu. Nagle wszystko ucichło.
– Wracamy – zarządził Jay. Nawet w tak nikłym świetle widziałam, jak bardzo zbladł.
– Co się dzieje?
– Nie ma czasu. – Chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę obozu. – Musimy uciekać, tylko powoli. Nie narób hałasu.
Ostrożnie wycofywaliśmy się wąską ścieżką. Za każdym razem, gdy tylko któreś z nas zrobiło choćby najmniejszy hałas, syn Hermesa zatrzymywał się i nasłuchiwał. Byłam coraz bardziej przerażona. Czułam, że jeśli nikt nie powie mi, o co chodzi, nogi odmówią mi posłuszeństwa. Z ulgą stwierdziłam, że mogę już zobaczyć dachy domków.
– A teraz biegiem – rzucił Jay i pognał w kierunku Wielkiego Domu. Przyspieszyłam i zrównałam się z nim.
– Wytłumacz mi…
– Później – powiedział i otworzył przede mną stare drzwi.
Kiedy tylko przestąpiłam próg usłyszałam westchnienia ulgi.
– Są wszyscy – ogłosiła Mary, córka Ateny, odhaczając coś na swojej liście.
– Zbierzcie się na arenie – rozkazał Chejron i, schylając głowę, przeszedł przez dosyć niskie dla centaura drzwi. Pan D., kierownik obozu, wyczłapał się tuż za nim, niosąc w ręku puszkę coli light.
– Jak już wiecie – rozpoczął Chejron – wojska Hadesa szykują się do ataku na nasz obóz.
Na twarzach obozowiczów malował się strach. Od czasów wojny z Kronosem nikt nie walczył z armią bogów, nikt też nie zamierzał tego powtarzać. Mój brat dowodził wtedy herosami. A skąd ja się wzięłam?
Nasz ojciec zrobił sobie mnie na boku. Jestem od Percy’ ego o dwa lata młodsza. Teraz mam piętnaście lat.
Pewnie jesteście ciekawi, jak tłumaczył się mój tata? Wszystko wskazywało na to, że Percy będzie herosem z przepowiedni. Czym wiec szkodziły moje narodziny? Mój brat też był ,,nielegalnym” dzieckiem. Jedno w tą, czy w tamtą…
– Chejronie!
Przez polanę pędził Mark, kolejny syn Hermesa. W ręku trzymał czarny pergamin,który palił mu się w rękach. Korespondencję od Hadesa.
Pan D. chwycił list i rozwinął go, nie zważając na płomienie opalające mu skórę.
– No to jedziemy – mruknął pod nosem. Machnął ręką, a list powiększył się do monstrualnych wręcz rozmiarów. Teraz każdy mógł przeczytać, co Pan Umarłych ma do powiedzenia.
Herosi!
Nie wiem co się dzieje, nie słuchają mnie te kościotrupy. Poleci się im po premii, ale na razie miło by było, gdybyście im jakoś przemówili do rozsądku.
Nie mam z tym nic wspólnego
Hades
Z lasu rozległ się przerażający okrzyk, jakby tysiące osób zaczęły pocierać o siebie kawałki styropianu.
– Do zbrojowni! – krzyknął Chejron.
– Witaj na swojej pierwszej wojnie – powiedział Jay i ruszył w kierunku wskazanym przez koordynatora.
***
– Może poznasz swojego brata.
Siedzieliśmy z Jayem przy skraju lasu. Mieliśmy stać na czatach i zawiadomić resztę, gdyby coś zaczęło się dziać. Słońce powoli wschodziło, a mój żołądek coraz wyraźniej upominał się o swoje prawa.
– Dlaczego tak myślisz? – zapytałam, przeżuwając przejrzałe jagody.
– Zawsze zjawia się, kiedy w obozie dzieje się coś niedobrego, nawet, jeśli to jeszcze nie wakacje. Podczas ostatniej rebelii truskawek pomagał nam je ujarzmić.
Spojrzałam w kierunku jeziora.
– Podobno mógł otrzymać dar nieśmiertelności.
– Owszem.
– Dlaczego odmówił?
Jay uśmiechnął się do mnie zza spiżowego hełmu.
– A kto go tam wie? Nie wiadomo co się kryje w tych waszych planktomóżdżkach.
Szturchnęłam go, a on, usiłując mi oddać, prawie upuścił miecz na moją nogę.
– Widzisz, a nie grzmisz – westchnęłam odsuwając się do niego i jego przepraszającej minki. Pogodne niebo rozcięła błyskawica.
– Masz względy, u tego na górze.
Nagle usłyszeliśmy dość głośny chrzęst.
– Biegniemy – zaproponowałam.
– Nie zdążymy ich zawiadomić – zauważył i zadął w róg. Ostatnie co zobaczyłam, to przerażająca czaszka. Potem ziemia rozstąpiła się pod naszymi nogami.
***
– Żyjesz?
– Ale co to za życie.
Podniosłam się z zimnej ziemi i rozejrzałam dookoła. Znajdowaliśmy się najprawdopodobniej na rozwidleniu jakiegoś podziemnego traktu.
– Gdzie jesteśmy? – zapytałam.
W ciemnościach widziałam tylko niewyraźną sylwetkę chłopaka. Podszedł do mnie i chwycił mnie za ramię.
– Nie rozdzielajmy się. Nico zaraz powinien tu być.
Nico, syn Hadesa, patrolował podziemie. W ostatnich czasach mojemu bratu zbyt często zdarzało się odwiedzać wujka, więc ten, w obawie o bezpieczeństwo, powołał patrol. Nico został dowódcą i stawiał się osobiście, kiedy tylko jego podwładni wykryli intruza. Dlatego mieliśmy nadzieję, że niedługo pojawi się tuż koło nas. I nie zawiedliśmy się.
– Kim jesteście?
Przed nami stał chłopak w ciemnej zbroi. W ręku trzymał pochodnię, która oświetlała nasze twarze. Miał oliwkową karnację i czarne włosy. Wydawał się tak silny, że aż było to przytłaczające.
– Jesteśmy herosami. Walczyliśmy z waszą armią – odpowiedział Jay, unosząc w górę rzemyk z paciorkami. Ja jeszcze takiego nie mam.
– Rozumiem – odrzekł Nico. – Chodźcie za mną.
Ruszyliśmy plątaniną korytarzy, raz po raz spotykając innych strażników.
– Dlaczego nie robicie nic, żeby ich powstrzymać? – zapytał Jay.
Nico zacisnął mocniej dłoń na pochodni.
– Nie myśl, że nie chciałbym wam pomóc – powiedział. – Sam jestem herosem, ale teraz przede wszystkim muszę słuchać ojca.
– Wiesz co się dzieje na górze? – zapytałam.
– Wasze oddziały się wycofały – powiedział otwierając przed nami spiżowe drzwi. Prowadziły nad rzekę Styks. – Armia zajęła Obóz. Oddziały herosów stacjonują tuż za granicami obozu.
– Nie możesz iść z nami?
Nico przystanął na chwilę i zwiesił głowę.
– Nie. – Pokręcił głową. – Ale znam kogoś, kto może wam pomóc. Poza tym, przyda się wam transport.
***
Już parę ładnych minut staliśmy przy autostradzie. Nico czekał razem z nami , ale nie wydawał się zachwycony zbyt długim pobytem poza Podziemiem. Hades też nie byłby zadowolony, gdyby odkrył, że jego syn pomaga herosom. Zaczęłam przestępować z nogi na nogę.
Jay zdjął bluzę i rozłożył ją na trawie.
– Usiądź – powiedział i także przysiadł na prowizorycznym kocu. Nico zniknął gdzieś za skałami. Pewnie sprawdzał, czy jego ojciec nie wysłał za nim ekipy poszukiwawczej. Wyobraziłam sobie taką grupę. Kościotrupy w zbrojach, trzymające w rękach smycze, na których piekielne ogary tr…
– O czym tak myślisz?
Spojrzałam na niego speszona.
– Ja? Ja nie myślę…
Parsknął śmiechem, a do mnie dotarł sens moich słów. Także zaczęłam się śmiać.
– Choć raz się z tobą zgadzam – powiedział z uśmiechem, lecz zaraz spoważniał. – Jak myślisz, nic im nie jest?
Zaczęłam nerwowo bawić się źdźbłem trawy.
– Nico by wiedział. Prawda?
Zaległa cisza. Szum samochodów przejeżdżających obok nas nagle stał się bardzo głośny.
– Boję się go o to zapytać – stwierdził Jay, przypatrując się swoim dłoniom. – Jestem w obozie od roku. Trafiłem tam miesiąc po wojnie z Kronosem. Standardowo. Nad moją głową pojawił się znak, zanim się obejrzałem już byłem w obozie. Trafiłem tam latem. Poczekaj jeszcze miesiąc, a zobaczysz jak wielu herosów jest u nas w czasie wakacji. Niektórzy mają już po dwadzieścia paciorków.
Przerwał na moment i strzepnął ze spodni drobinę kurzu.
– Moja matka wychowywała mnie sama – ciągnął. – Była alkoholiczką. Podobno popadła w nałóg, kiedy ojciec ją zostawił. Ale to nieprawda. Zgodziłem się zostać w Obozie na cały rok. Mama wyjechała do Brazylii, do mojego wujka. Herosi to moja jedyna rodzina. Nie zniósłbym, gdyby coś im się stało.
Cały czas wlepiał oczy w swoje dłonie. Tak zrezygnowanego nigdy go nie widziałam. Zawsze chodził uśmiechnięty, gotowy do żartów.
– Poradzimy sobie – powiedziałam i chwyciłam go za rękę. Uśmiechnął się blado i odwzajemnił uścisk.
– Na pewno.
Jay wstał i pociągnął mnie do góry.
– No, towarzyszko – powiedział i podniósł bluzę z ziemi. – Czas skopać im te kościste tyłki.
– Nie mamy jeszcze transportu.
– Sama na to wpadłaś?
Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy nie, kiedy zobaczyłam, że wraca mu zwykły humor. Nagle, jakby znikąd, pojawił się Nico.
– Już słyszę, że zmierza tu wasza taksówka. Uwierzcie mi, tej podróży nigdy nie zapomnicie.
Już chciałam się zapytać, co to za taksówka, kiedy zauważyłam coś ogromnego biegnącego z naprzeciwka.
– Uciekajmy! – krzyknęłam, ale sama stałam jak zamurowana.
– Spokojnie – uśmiechnął się Nico. – To zło oswojone.
Jakoś nie mogłam się przekonać do pozostania w miejscu. Monstrum było coraz bliżej. Rozpoznałam sylwetkę piekielnego ogara. Naprawdę wielkiego ogara. Ktoś jechał na jego grzebiecie.
– Niemożliwe – powiedział Jay, nie spuszczając wzroku z pędzącego potwora.
Dziewczyna siedząca na ogarze poklepała go lekko po głowie. Zwierze zatrzymało się tuż przy moich stopach. Nie miałam nawet siły, żeby się cofnąć.
– Hej, Nico! – zawołała blondynka, zeskakując z grzbietu ogara. – Jak ja cię dawno nie widziałam!
Podbiegła do Nico i uściskała go serdecznie. Zastanawiałam się, kim może być tajemnicza kobieta. Miała przepiękne oczy, koloru burzowej chmury, a u boku przypięła sztylet.
– Wzywałeś – uśmiechnęła się. – O co chodzi?
Nico skinął głową w naszym kierunku.
– Obóz został zaatakowany.
Dziewczyna przyjrzała się nam uważnie,
– Wiem – powiedziała. – Jadę tam, Chejron potrzebuje stratega. Mam się nimi zaopiekować?
Mimo, że zatkało mnie jak nigdy, mój charakter (a konkretnie jedna jego cecha) nie mógł jej tego wybaczyć.
– Nie jesteśmy już dziećmi.
– Mają rację, Annabeth. – Bronił mnie Nico. – Przypomnij sobie, ile ty miałaś lat, kiedy…
– Dobrze, już dobrze – westchnęła Annabeth. – Więc w czym mogę wam pomóc?
– Zabierz ich do Obozu.
– Skąd oni się tu w ogóle wzięli?
– Małe problemy z kościotrupami – powiedział Jay.
– Mamy jechać na tym? – zapytałam, nie zważając na ich dyskusję.
– A co, pękasz? – uśmiechnął się syn Hermesa. Spojrzałam na niego niepewnie.
– Nie.
– No to wsiadamy – powiedziała Annabeth, ruchem ręki wskazując piekielnego ogara. – To Pani O’ Leary. Naprawdę miła ogarzyca.
– Panie przodem – rzekł Jay.
– To na co czekasz? – odgryzłam się i obeszłam ogromnego psa dookoła. Nigdzie nie było żadnego punktu zaczepienia. Wiem, co sobie myślicie, ale nikt mi nigdy nie pokazał, jak się wsiada na piekielnego ogara.
– Chodź, pomogę ci – powiedział Jay i podszedł do mnie. Chwyciłam się grzbietu potwora, a on, trzymając moją stopę, podsadził mnie do góry. Kiedy ja siedziałam już na górze, Jay postanowił usiąść obok mnie. Podałam mu rękę, a on, z gracją tonowego słonia, dopiął swego.
– No – wysapał, kiedy już był pewny, że nie spadnie. – Wcale nie było tak trudno. Nie wsiada… pani? – zapytał.
– Annabeth, córka Ateny, architekt Olimpu – powiedziała z uśmiechem. – Nie postarzaj mnie już. A wy?
– Jess, córka Posejdona, specjalista do spraw wystroju wnętrz.
– Naprawdę? – Zainteresowała się dziewczyna.
– Tak. – Pokiwałam głową. – Polecam przypalone zasłony, połamane krzesła i poprzewracane stoły.
– Nie, nie to. – Annabeth machnęła ręką. – Chociaż to też jest bardzo interesujące. Naprawdę jesteś córką Posejdona?
– Mhm – mruknęłam w odpowiedzi. – Coś w tym dziwnego?
– Nie, nie. A ty?
– Jay, syn Hermesa.
Annabeth uśmiechnęła się szeroko.
– Tak… wiem co nieco o synach Hermesa. Możesz się nam przydać. No, ale musimy ruszać.
Podeszła do Pani O’ Leary i poklepała ją po głowie.
– Dormi, canis, dormi.
Ogarzyca położyła się na ziemi, tak, że Annabeth, z drobną pomocą, mogła wspiąć się na jej grzbiet. Jay patrzył się na nią z otwartymi ustami.
– Co tu się dziwić – powiedziałam, podnosząc jego brodę w górę. – Dla nas Atena nie była taka szczodra.
– Pa, Nico – zawołała Annabeth. – Ire!
I tak rozpoczęła się moja pierwsza podróż piekielnym ogarem.
***
– O bogowie…
Zsunęłam się z grzbietu Pani O’ Leary i stanęłam na miękkich nogach. Byłam tak zdezorientowana, że przez chwilę chciałam wracać do Hadesu. ,, Co ty od… walasz! ” – wrzasnął głosik w mojej głowie.
Tak, wiem. Cząstkowe objawy schizofrenii zwykle nie są objawem normalności. Ale czasem tylko te głosy pozwalały mi ją zachować.
Jay z impetem zeskoczył na ziemię.
– To było wspaniałe!
Spojrzałam na niego jak na wariata. Może i czasami głosy radzą mi, co mam zrobić, ale bez przesady!
Annabeth stanęła obok nas i poklepała ogara po boku.
– Quaerere tibi!
Ogarzyca pognała przed siebie. Dałabym sobie głowę uciąć, że dosłownie zniknęła w cieniu drzew.
– Ona lepiej rozumie po łacinie – powiedziała dziewczyna. – Za mną. Pójdziemy śladem cienia.
Nie mogę powiedzieć, że zrozumiałam, co mamy zrobić, ale nie zamierzałam protestować. Szliśmy w milczeniu przez leśną głuszę. W zbroi i rynsztunku bojowym raczej nie było to proste. Zaczynałam już gotować się w tej blasze, kiedy Pani O’ Leary wróciła do nas i wesoło zamerdała ogonem.
– To już niedaleko – poinformowała nas Annabeth. – Skoro puścili ją z powrotem musieli być pewni, że zdążymy ją upilnować, zanim wejdzie na teren Obozu.
Już chciałam się zapytać, czy naprawdę jest tak niedaleko, jak mówiła, kiedy moim oczom ukazał się prawdziwy, prowizoryczny obóz wojenny. Setki herosów, centaurów i satyrów przygotowywały się do odsieczy. W namiotach postawionych ze starych koców, gałęzi i innych, bliżej nieokreślonych rzeczy, koczowali młodzi wojownicy. Po obozie kręciło się mnóstwo półbogów ostrzących miecze, ćwiczących szermierkę, czy, po prostu, rozmawiających.
Chejron podbiegł do nas i rozejrzał się dokoła, uśmiechając się z zadowoleniem.
– Nico dał nam znać, że nic wam nie jest – powiedział, po czym zwrócił się do Annabeth. – Możesz być z niego dumna. Sam to wszystko przygotował.
Dziewczyna uśmiechnęła się z politowaniem.
– Chejronie, jak długo go znasz? Jeśli myślisz, że zrobił kiedyś coś do końca normalnie, to się zawiedziesz.
W tym momencie przybiegł do nas chłopak i porwał Annabeth w ramiona.
– Udało się, udało! – krzyczał, okręcając ją dookoła.
– Puść mnie wariacie! Co się udało?
Chłopak zatrzymał się, objął ją w talii i spojrzał na nią rozradowanym wzrokiem.
– Zawarłem umowę z Hadesem. Wystarczy, że zagonimy jego sługi pod ziemię, a on się nimi zajmie.
Annabeth patrzała na niego z powątpiewaniem.
– A co on za to chce?
– Nie wierzysz we mnie.
– Wierzę, tylko…
– Myślisz, że zrobiłem coś głupiego.
– Wcale nie, tylko…
– Czyli mam rację.
– To co zrobiłeś?
– Oddałem przekleństwo Achillesa.
– Acha… że co?!
Chłopak, zapewne niepewny swojego losu, odsunął się na bezpieczną odległość.
– Czy ty w ogóle myślisz?! – krzyczała, energicznie gestykulując. – Po tym wszystkim co przeszliśmy, ty mogłeś zginąć z własnej głupoty! Zresztą, kiedy ty w ogóle pomyślałeś, zanim coś zrobiłeś? Gdyby mnie tu nie było, już dawno palilibyśmy twój całun! Wiesz, jakie to było niebezpieczne? Masz coś w ogóle na swoje usprawiedliwienie?!
– Zrobiłem to dla obozu – powiedział spokojnie chłopak. – Poza tym, nic mi nie jest.
– Jeszcze – powiedziała i podeszła do niego. – Jesteś blady jak ściana.
– Jestem zmęczony.
– Idziemy – powiedziała i pociągnęła chłopaka w stronę któregoś z namiotów.
Chejron odprowadził wzrokiem oddalającą się parę.
– Szkoliłem wielu herosów. Ale nie widziałem nikogo, kto wykazywałby się taką… orginalnością. Muszę wszystko ogłosić. Rozgośćcie się.
Zostałam wraz z Jayem przy bramie. Wskazałam ręką w kierunku Annabeth.
– Kim jest ten chłopak?
Jay objął mnie ramieniem i pokiwał głową z politowaniem.
– Ty i on, tutaj. Nadszedł sądny dzień dla Obozu. Jess, poznaj swojego brata.
***
– Wszystkiego najlepszego!
Jay obudził mnie, po tym, jak postanowiłam się zdrzemnąć.
– Osochozi?
– Tak właściwie, to dopiero dzisiaj są twoje urodziny. Dlatego proszę. Życzę szczęścia.
Podał mi małą paczuszkę owiniętą w niebieski papier, koloru moich oczu.
Usiadłam i z niedowierzaniem spojrzałam w jego oczy.
– Jeszcze nie raz cię zaskoczę – powiedział. – No dalej, otwórz.
Odwinęłam papier i otworzyłam pudełko. W środku był mały, szary kamień. Po środku widniało pęknięcie. Cała skała jaśniała jakimś wewnętrznym światłem.
Jay wyjął z kieszeni złoty łańcuszek i przymocował go wzdłuż pęknięcia.
– Hermes powierzył Apollo opiekę nade mną – powiedział, zakładając mi naszyjnik. – Dostałem ten kamień właśnie od niego. Powiedział, że poczuję, komu mam to dać. Więc… proszę.
Nie wiedziałam co powiedzieć.
– Dziękuję – wykrztusiłam.
– Nie ma za co.
– Dziękuję – powiedziałam i go przytuliłam. – Naprawdę dziękuję.
– Naprawdę, nie ma za co, ja…
– Oj, przymknij się.
Jay podniósł mnie z łóżka i stęknął komicznie, kiedy stawiał mnie na ziemię.
– Cienia nie rzuca, a tyle waży.
Szturchnęłam go w ramię.
– Lepiej już chodźmy. Chejron chciał ogłosić plan ataku.
***
– Nie zgadzam się!
Chejron ogłosił plan ataku. Wszyscy mieliśmy się przespać przed walką . Było naprawdę piękne popołudnie. Wszystko miało być takie piękne.
Ja, Annabeth, Jay i Percy musieliśmy zbudować własny namiot.
Zmysł konstrukcyjny Jaya nie należał do najlepszych. Percy musiał jeszcze omówić coś z Chejronem. Annabeth zajęła się projektem (nie mam pojęcia po co nam projekt, skoro i tak nie będziemy potrafili go odwzorować), a ja z niecierpliwością czekałam, aż poznam swojego brata.
Poszliśmy z Jayem nazbierać materiałów potrzebnych do budowy namiotu.
– Nie będę spała na igłach!
Podeszłam do namiotu, rzuciłam koce na ziemie i odwróciłam się plecami do chłopaka.
– Co jej się stało? – Usłyszałam za plecami inny głos.
– Foch. Z przytupem.
Odwróciłam się i zobaczyłam Percy’ ego. On uśmiechnął się do mnie i wyciągnął do mnie nieśmiało rękę.
– Jestem Percy – powiedział. – A ty pewnie jesteś Jessica.
– Jasne. Jesteśmy rodzeństwem.
– Mhm.
– Błagam was.
Annabeth podeszła do nas i oparła ręce na biodrach.
– Tak, jesteście rodzeństwem. A nie umiecie do siebie zagadać. Idźcie poćwiczyć szermierkę .
– Dlaczego? – zapytał się Jay, kiedy my już oddalaliśmy się w stronę leśnej polany.
– Kwestia uwarunkowania. Percy’ emu najlepiej się rozmawia, kiedy ktoś próbuje go zabić.
***
– Żartujesz?
Percy opowiedział mi historię swojego życia. Bogowie, ten chłopak nie miał lekko. A ja się żalę, bo Jay, dla zdrowia, chciał, żebyśmy wszyscy spali na sosnowych igłach.
– Chciałbym.
– Żałujesz?
– Może tylko tego, że tak późno dowiedziałem się, że jestem herosem. Mimo, że moje życie zmieniło się na gorsze, to zmieniło się też… na… lepsze? Annabeth miała rację, nie jestem najlepszy, jeśli chodzi o mówienie.
– Ale walczysz nieźle – pochwaliłam go.
– To rodzinne – powiedział szczerząc zęby. – Więc się poznaliśmy. Wiem gdzie mieszkałaś, co robiłąś, dlaczego tu trafiłaś. Nie wiem jednego. Co cię łączy z Jayem?
– Nic, naprawdę – powiedziałam speszona.
Percy zaśmiał się w głos.
– Nie uwierzysz ile razy ja tak mówiłem.
Usłyszeliśmy stukot kopyt. Podbiegł do nas Chejron wraz z Annabeth i Jayem. Najwyraźniej przynosił złe wieści.
– Nie wiemy, co planuje armia Hadesa – powiedział koordynator.
– Zajmiemy się tym – odrzekła krótko Annabeth. – Wezmę Percy’ ego, Jess i Jaya.
Centaur pogalopował do swoich spraw.
Wtedy nie wiedziałam, jak szybko miały minąć następne godziny. Nie pamiętam połowy z tego, co się działo.
***
Siedziałam z Annabeth w naszym nowym namiocie. Z Jayem poszliśmy na kompromis; pól namiotu w igłach, pół w kocach.
Nasi współlokatorzy poszli przebadać teren.
– Powiedz mi jedno – powiedziałam. – Skoro tak martwisz się o Percy’ ego, to dlaczego zabierasz go ze sobą na zwiady?
– Uwierz mi, większych szkód narobiłby, gdyby został tutaj, sam – zaśmiała się. – Poza tym, to nie jest tak, że się o niego martwię. Po prostu denerwuję się, kiedy znowu robi jakąś głupotę. Dziękuję bogom, że oprócz talentu do pakowania się w kłopoty dali mu także talent do wyplątywania się z nich. Ale zawsze w dziwny i zjawiskowy sposób.
***
Nadszedł wieczór.
Staliśmy pod granicami Obozu.
– Plan jest taki – powiedziała Annabeth, szepcząc do nas w ciemnościach. – O trzeciej w nocy herosi atakują. Mamy cztery godziny, żeby dowiedzieć się, co planuje armia, wrócić i powiedzieć o wszystkim Chejronowi. Dzielimy się w pary i krążymy po Obozie. Wszystko jasne?
Pokiwałam głową i spojrzałam niepewnie w stronę chordy potworów.
– Damy radę?
– Nie takie rzeczy się robiło.
Annabeth i Percy ruszyli do przodu, a my postanowiliśmy zacząć zwiedzanie od strony jeziora.
– Jak ci się układa z bratem?
– Chyba nie pora na takie rozmowy.
– Racja.
Szliśmy w milczeniu, co jakiś czas przystając i nasłuchując. Nagle banda kościotrupów wyszła zza zakrętu, tuż przed nami.
Jay pociągnął mnie za najbliższe drzewo. Przyglądaliśmy się, jak szkielety układają broń, jak gromadzą się przy jej stosie.
– Pięknie – wyszeptałam. – Teraz nigdy stąd nie wyjdziemy.
Odwróciłam się i zobaczyłam Percy’ ego machającego do nas ręką. Pociągnęłam Jaya za rękę i razem podeszliśmy do pozostałej dwójki.
– Jest ich zbyt wielu – powiedziała Annabeth. – Chyba szykują się do ataku. Wycofujemy się.
Zaczęliśmy zbliżać się w kierunku wyjścia, kiedy zahaczyłam łańcuszkiem o wystającą deskę. Wisiorek spadł na ziemię i przełamał się na dwie części.
– O nie – jęknęłam.
Annabeth schyliła się, by podnieść kamień.
– Znak Dedala – wyszeptała i z niedowierzaniem wpatrywała się w wisiorek, który aktualnie okazał się być… pendrive’ m. – Musimy go teraz otworzyć! Tylko… gdzie?
Jay uśmiechnął się cwaniacko.
– Chyba wiem.
***
Siedzieliśmy wszyscy w domku Hermesa, patrząc się w ekran laptopa.
– To się nie może udać – powiedział Percy.
– Nie takie rzeczy się robiło.
***
Potknęłam się o wystającą gałąź.
– Nie zdążymy! Która godzina?
– Za pięć trzecia.
– Gdzie to jest?!
– Chyba widzę!
Stanęliśmy przy ogromnym spiżowym herosie. Był wysoki na 4 metry i 33 centymetry. Wiedzieliśmy to z notatek Dedala. Posąg budowany na podobieństwo Heraklesa był naprawdę potężny.
– Ruchy, ruchy – pospieszała nas Annabeth. – Jeśli teraz się nie uda, to nie ręczę za siebie.
Stanęła tuż przed posągiem i wzniosła głowę do góry.
– Ehm… panie Heraklesie?
Heros poruszył się i pochylił się nad dziewczyną.
– Kod 303. Moc Posejdona. To jest… jeśli pan może.
Posąg zrobił pierwszy krok, tarasując drzewo. Potem biegiem pognał w kierunku Obozu.
Pobiegliśmy za nim.
– Trzecia dziesięć – poinformował nas Percy. – Oby nasz plan wypalił.
***
– Zagońcie ich w jedno miejsce! – wykrzyknął Percy, kiedy dotarliśmy do Obozu.
Większość herosów nie zdążyła jeszcze nawet dobrze zacząć walczyć.
Na nasze szczęście wszyscy zrozumieli o co chodzi. Już po chwili cała armia trupów stała w jednym miejscu. Spiżowy Herakles podszedł do niej i tupnął nogą. Ziemia rozstąpiła się pod stopami. Wszyscy zapadli się pod ziemię.
W Obozie zapanowała euforia. Tylko ja usłyszałam słowa Percy’ ego. Nie były one przeznaczone dla mnie, dobrze o tym wiedziałam. Gdybym ich nie usłyszała, oszczędziłabym sobie zapewne wielu nieprzespanych nocy. Te cztery krótkie słowa przyprawiły mnie o dreszcze przerażenia.
– To jeszcze nie koniec.
EXTRA!!!!!!!!!!!!!! Niektórzy ludzie mają do tego wieeelki talent!!!!
Ło cholera!
Dziwi mnie, dlaczego tak szybko rozstawili obóz, ale poza tym… zarzutów brak.
Gratulejszyn!
Cudowne. Moje gratulacje.
Dłuuuugie, ale śmieszne i nawet oryginalne. Ale nie tak jak Myksy.
Z tym kamieniem ze znakiem Dedala i pendrive’em w środku to było GE – NIA – LNE. Gratulacje.
„- Szkoliłem wielu herosów. Ale nie widziałem nikogo, kto wykazywałby się taką… orginalnością”
„- Kwestia uwarunkowania. Percy’ emu najlepiej się rozmawia, kiedy ktoś próbuje go zabić.”
To było super 😀
Jej, strasznie mi się podobało
Te cztery krótkie słowa przyprawiły mnie o dreszcze przerażenia:
– To jeszcze nie koniec.”
Hmm… mnie te 4 słowa napełniają nadzieją. Bo to nie koniec opowiadania, prawda? 😉
“- Kwestia uwarunkowania. Percy’ emu najlepiej się rozmawia, kiedy ktoś próbuje go zabić.”
Tak to zdanie mnie rozbraja.
Opowiadanie długie i w nie których momentach trochę nie zrozumiałe , ponieważ dużo się dzieje w krótkim czasie, ale to zrozumiałe ;D Ale spoko
Zauważyłam jeszcze jedną rzecz że w książkach Ricka Percy był zwykłym herosem który przeżywa niecodzienną przygodę. A w opowiadaniach jakie przeczytałam jest wielkim bohaterem , przykładem dla wszystkich itd. Dość ciekawe , bo go bardzo lubię!!!
ale to oczywiste * zamiast ale to zrozumiałe w 5 linice ;P
Mam nadzieję, że te cztery arcyważne słowa dadzą nam więcej emocji w kolejnych częściach. Myślę też, że Jess i Jay się zejdą muszą
Genialne opowiadanie!!!! Fantastyczny i śmieszny pomysł. GRATULACJE!!!!
Przy niektórych wydarzeniach nieźle się uśmiałam. Przy niektórych zapierało mi dech. Ogólnie – bardzo ciekawe. 😀 Nie wiem, co więcej mogę napisać. Chwilowo jestem w fazie zachwytu. 😀
Czekam na ciąg dalszy. Pisz, pisz, pisz!!! Szybko!
Opowiadanie boskie! Czekam na cd.
Bardzo fajne i ciekawe! Mam nadzieję, że będzie kontynuacja!
Gratuluję!
orzginalne sie pisze, ale tak to jest GENIALNE