Córka Księżyca
Rozdział pierwszy i ostatni
Kim jestem?
– Nie wierzę, po prostu nie wierzę!
Stella stała na środku salonu, z wściekłością wrzeszcząc na rodziców. Była piętnastoletnią Greczynką, na co dzień sympatyczną i spokojną, jednak teraz zachowywała się zupełnie inaczej.
– Jak to nie jestem twoją córką?! To jest jakiś żart, tak? Świetny kawał, naprawdę! Dowcip ci się wyostrzył!
– Stella, kochanie, posłuchaj… – Jej mama próbowała przerwać, ale bez skutku.
– Niczego nie będę słuchać! Okłamałaś mnie! Oboje mnie okłamywaliście, przez cały ten czas! Po co teraz powiedzieliście prawdę? Dlaczego teraz?!
Oddychając ciężko, patrzyła to na mamę, to na tatę, jednak żadne z nich się nie odezwało.
– Jasne, po co mi odpowiadać. Wiecie co, może rzeczywiście już nic nie mówcie. Mam dość niespodzianek na resztę życia!
Wybiegła z salonu, jak najmocniej trzaskając drzwiami.
Rodzice Stelli popatrzyli na siebie bezradnie.
– Może ona ma rację, powinna dowiedzieć się wcześniej…
– Co by to zmieniło? Zresztą miałem nadzieję, że nigdy nie będziemy musieli powiedzieć jej prawdy.
– Życie bywa nieprzewidywalne… Skąd mogliśmy wiedzieć, że pewnego pięknego dnia Zeus każe przysłać do obozu wszystkich herosów? Nie ma dość swoich dzieci? Po co mu inni, tworzy armię, czy co?
– Nawet tak nie mów. Wiesz, co by to znaczyło.
Matka Stelli westchnęła ciężko.
– Wiem, i dlatego się boję…
Sobota, 19 czerwca
Jak ona mogła mi to zrobić?! Jak mogła mi wywinąć taki numer?! Moja własna matka! Och, przepraszam, nie-moja matka. Właśnie się dowiedziałam, że nie jestem jej biologiczną córką. Po piętnastu latach naszło ją na wyznania…
Ktoś zapukał do drzwi jej pokoju.
– Stella, jesteś tam?
Tata.
– Nie, po waszych rewelacjach uciekłam do Honolulu.
– Mogę wejść?
– No nie wiem… Nie.
Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało.
– Dobra, wchodź – powiedziała w końcu Stella. – Twoje wyrzuty sumienia słychać nawet po tej stronie drzwi.
Jej ojciec stanął niepewnie w progu.
– Przepraszam cię za to wszystko. Powinnaś się dowiedzieć w inny sposób.
– Powinnam się dowiedzieć kilkanaście lat temu, albo najlepiej nigdy! A ty chociaż jesteś moim ojcem?
– Oczywiście.
– Po tym wszystkim nic już nie jest dla mnie oczywiste.
– Musisz mi uwierzyć. – Ojciec Stelli miał tak żałosną minę, że dziewczynie zrobiło się go żal.
– Okej, wierzę… A powiesz mi, kim jest moja prawdziwa mama? – Słowo „prawdziwa” wymówiła przesadnie głośno, by było ją słychać w salonie.
Jej ojciec skrzywił się.
– Krzywdzisz mamę…
– To nie jest moja mama.
– Dobrze, krzywdzisz Elenę. Jesteś niesprawiedliwa, ona zawsze chciała jak najlepiej.
– A wyszło jak zwykle.
– Kocha cię.
Stella nie odpowiedziała.
– A co do twojej matki… To długa i skomplikowana historia.
Mężczyzna podszedł do okna i wpatrzył się w panoramę Aten.
– Piętnaście lat temu poznałem kobietę. Była… zupełnie inna niż wszystkie. Teraz nie potrafię już powiedzieć, co w niej było takiego, dość, że zakochałem się jak wariat.
Mówił cicho, bardziej do siebie niż do córki.
W oczach Stelli pojawiły się łzy.
– Jak miała na imię?
– Selene. Nie widziałem poza nią świata, spędzaliśmy razem całe dnie. A potem… Potem zniknęła. Wróciła po roku, z tobą na rękach. – Mężczyzna uśmiechnął się na to wspomnienie. – Byłaś taka malutka, taka śliczna… Selene przepraszała mnie, że tak nagle zniknęła, obiecała wszystko wytłumaczyć. Powiedziała, że nie może się tobą zająć, ale nigdy nas nie zostawi. Wtedy tego nie rozumiałem, byłem zły, że okazała się tak nieodpowiedzialna. Dopiero później powiedziała mi prawdę.
Wziął głęboki oddech i odwrócił się do córki.
– Bo widzisz, Stello… Twoja mama jest… Grecką boginią.
Czar prysł.
– Czyli moja matka była po prostu wariatką? Co za romantyczna historia.
– Wiem, jak to brzmi. Ale musisz mi uwierzyć.
– Uwierzyć w co? W bajki?
– Tak, właśnie tak. W to, że bogowie istnieją.
Niedziela, 20 czerwca
Wczoraj rozmawiałam z tatą, ale nie zrozumiałam ani słowa z jego wyjaśnień. Poważnie, zaczynam się bać o jego zdrowie psychiczne. Powiedział, że jestem córką, uwaga… Greckiej bogini. Jakiejś Selene. No proszę, przecież bogowie nie istnieją i nigdy nie istnieli! Ściema roku, naprawdę. Wpisałam tę całą Selene w Google. Proszę bardzo, jest. „Selene- bogini grecka, uosobienie księżyca. Starożytni Grecy wierzyli, że co noc przemierzała niebo na srebrzystym rydwanie, zaprzężonym w parę białych koni”. No po prostu ekstra.
– Aha, Stello? – Tata zajrzał do pokoju.
– Tak?
– Zapomniałem ci wczoraj powiedzieć…
– Boże, już się boję.
– Jedziesz na obóz. Obóz Herosów.
– Co takiego?! Jak, gdzie, kiedy?
– Samolotem, do Stanów, w następny poniedziałek.
– Chyba żartujesz! Nigdzie nie jadę! Może wyleciało ci z głowy, ale za dwa tygodnie są moje urodziny i zamierzam je spędzić tu, z przyjaciółmi.
– Przykro mi, że muszę cię rozczarować, ale nie masz wyjścia. To dla twojego dobra.
– Co to w ogóle jest, jakiś obóz dla trudnej młodzieży?
– To obóz dla herosów, dzieci półkrwi. Takich jak ty.
– To ich jest więcej?
– O, zdziwisz się. – Ojciec uśmiechnął się. – Zobaczysz, nie będzie tak źle, jak myślisz.
– Pewnie. Będzie jeszcze gorzej. Nie jadę i kropka.
– Niestety, mała, jedziesz.
– Bo co?!
– Tego życzy sobie twoja matka.
– Która? Bo trochę się pogubiłam.
– Selene. Według niej tam będziesz bezpieczna. Dzieją się różne rzeczy…
– Nagle odezwał się jej instynkt macierzyński? Dzięki za troskę, ale nie.
Nadal niedziela, 20 czerwca
Przysięgam, czasami wydaje mi się, że jestem najbardziej pechową nastolatką w całym wszechświecie. Bo jak inaczej wyjaśnić to, że: a) moja mama okazała się nie być moją mamą, b) oboje z tatą zwariowali i gadają coś o greckich bogach i wreszcie c) chcą mnie wysłać na jakiś obóz na drugi koniec świata? Sami przyznajcie, szczęściara ze mnie.
Tata mówi, że to pomysł matki-wariatki, Selene. Hej, czy to znaczy, że ma z nią jakiś kontakt? Pewnie w księżycowe noce drze się w niebo i czeka na odpowiedź.
Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Zawsze w takiej sytuacji radziłam się mamy… to znaczy Eleny. A teraz nawet nie wiem, czy byłaby ze mną szczera. Może przejdę się na Akropol. Skoro bogowie niby istnieją, to może bogini mądrości mi coś doradzi?
Poniedziałek, 28 czerwca
Okej, dałam się wysłać na ten obóz dla wariatów. Mam dziwne przeczucie, że umrę tam z nudów. Tata twierdzi, że nie powinnam się uprzedzać, bo a nuż będzie fajnie. Cóż, dolecimy, zobaczymy.
Chejron przywitał Stellę bardzo serdecznie, co z miejsca ją zirytowało. Przecież w ogóle jej nie zna, prawda? To dlaczego od pierwszej chwili się szczerzy? Nie przekona jej do tego całego obozu, nie ma szans.
Najpierw przedstawił jej dyrektora, jakiegoś pana D. czy T., Stella nie była do końca pewna. Nieistotne. Potem streścił jej regulamin, wręczył pomarańczową koszulkę, życzył miłego dnia i zniknął.
Ekstra. Stella rozejrzała się niepewnie dookoła. Gdzie niby mam teraz iść?
Odpowiedź pojawiła się niemal natychmiast, w postaci dwóch identycznych chłopaków. Bliźniacy stanęli po jej dwóch stronach i natychmiast zaczęli mówić jeden przez drugiego.
– Kogo moje oczy widzą! Nowa obozowiczka!
– Fantastycznie! Przyda nam się świeża krew. Jak masz na imię?
– Stella – odpowiedziała, patrząc to na jednego, to na drugiego. Musiało to wyglądać dość głupio, bo machała głową na przemian w lewo i w prawo.
– Piękne imię. Ja jestem Connor, a mój brzydszy brat to Travis.
– Brzydszy, ale mądrzejszy – uzupełnił drugi bliźniak. – A wiesz, że Stella to po grecku gwiazda?
– Wiem, tak się składa, że jestem z Grecji.
Connor parsknął śmiechem.
– Pierwsza próba podrywu – nieudana. Punkt dla pięknej nieznajomej. Czyją jesteś córką?
– Selene, chyba że to jedna wielka ściema.
– Selene! – powtórzył z entuzjazmem Connor. – Bogini księżyca, zasuwająca po niebie srebrzystym rydwanem. Tak, imię Stella zdecydowanie pasuje do jej córki. Gwiazda, córka Księżyca.
– Mówiąc między nami, trochę tandetnie to brzmi.
Tym razem to Travis się roześmiał.
– Kolejna nieudana próba, drugi punkt dla pięknej córy księżyca. Widziałaś już obóz? – zapytał.
– Nie licząc waszego uroczego szefa, nie.
– W takim razie my cię oprowadzimy.
– Zobaczysz, jesteśmy w tym świetni.
Wzięli bagaże Stelli i ruszyli w kierunku głównej części obozu.
– Proszę wycieczki, pierwszy punkt programu! Proszę zwrócić głowę w lewo, a ujrzycie rezydencje herosów – wygłupiał się Connor, idący po lewej stronie dziewczyny.
– A teraz rzut oka w prawo, tu również widzimy wille półbogów – wtórował mu brat, idący po przeciwnej stronie.
– Kolejno są to domki: Zeusa, Hery…
– Ateny, Afrodyty…
– Aresa…
– Posejdona…
Bliźniacy mówili jednocześnie, więc Stella nie rozumiała ani słowa. Nie przeszkadzało jej to, sama paplanina braci sprawiała jej przyjemność.
– A oto ten najważniejszy domek: Hermesa!
– Czyli nasz. No i twój. Bogowie spoza dwunastki nie mają domków, więc ich dzieci mieszkają tu – wyjaśnił Travis i machnął ręką w zapraszającym geście. – Wybierz łóżko, zostaw bagaże i idziemy dalej.
– Na obiad. Strasznie zgłodniałem.
– Tylko schowaj cenne rzeczy – ostrzegła ją wychodząca właśnie dziewczyna. – Nie zapomnij, że Hermes to przede wszystkim bóg złodziei.
No pięknie, pomyślała Stella, wkładając ipoda do kieszeni dżinsów. A zaczynało być fajnie…
Środa, 30 czerwca
Po dwóch dniach mogę oficjalnie stwierdzić: beznadzieja. Cała ta impreza to połączenie obozu harcerskiego i szkoły przetrwania. Plan dnia jest po prostu rewelacyjny: spać, jeść, walczyć, jeść, walczyć, jeść, spać. I jeszcze te idiotyczne śpiewy przy ognisku. Nie umiem śpiewać, a jest tu grupka dzieciaków, które spokojnie wygrałyby Eurowizję, i to bez przygotowania. Podobno są dziećmi Apolla. No jasne.
Chociaż… Skoro ja mogę być córką Selene, to czemu nie.
Strach się przyznać, ale powoli zaczynam wierzyć w to całe boskie szaleństwo. Zwłaszcza po akcji, którą nazywają „uznaniem”. Chodzi mniej więcej o to, że boski rodzic przyznaje się do swojego dziecka. W moim wypadku podczas pierwszej kolacji, po składaniu ofiary, nad moją głową pojawił się srebrny księżyc. To podobno znak od Selene. Cześć, mamo, miło cię poznać.
Reszta obozowiczów niespecjalnie za mną przepada. Dzieci Ateny nie lubią mnie, bo nie muszę się uczyć greki. Dzieci Apolla uważają, że jestem dla nich konkurencją, bo ich tatuś to bóg słońca. Dzieci Aresa z zasady nie lubią nikogo. I tak dalej, i tak dalej… Tylko bracia Hood są w porządku, jedyne światełko w tunelu.
Przeszkadza mi trochę ścisk w domku. To nie fair, nas jest dziesiątka, a taki Percy, syn Posejdona (całkiem niezły, niestety zajęty), ma domek tylko dla siebie i swojego brata. Jednookiego brata, ale to tak na marginesie. Biorąc pod uwagę, że z lotniska odebrał mnie gość z milionem oczu, a w obozie przywitał facet z tyłkiem konia, niewiele mnie teraz dziwi.
W piątek są moje urodziny. Przysięgam, to będą najgorsze urodziny wszechczasów. Ciekawe, czy oni tu w ogóle robią imprezy…
Piątek, 1 lipca
Happy birthday to you, happy birthday to you… Najchętniej zaśpiewałabym to na melodię marsza żałobnego. Nikt nie wie, że mam urodziny, nawet nikomu nie powiem, bo po co? Może wieczorem wyciągnę Travisa i Connora nad jezioro, ale to wszystko.
Oczywiście, rodzice przysłali mi prezent… To znaczy, tata i Elena. Po tym wszystkim jakoś nie mogę myśleć o niej „mama”. Czy to znaczy, że jestem podła?
Nie, nie będę sobie tym psuła nastroju jeszcze bardziej. W każdym razie dostałam od nich przepiękną zwiewną sukienkę, błękitną w drobne kwiatki. Mama zawsze wiedziała, jak trafić w mój gust. Do tego był naszyjnik i kolczyki, idealnie dopasowane.
Oczywiście dołożyli list. Właściwie napisała go Elena. Pięć stron o tym, że mnie przeprasza, kocha i zawsze będzie kochać, że przecież wychowuje mnie od niemowlęcia i dla niej jestem jej małą córeczką… Poryczałam się jak bóbr. Ale wierzę jej, chyba jej wierzę. Przecież nie mogła udawać przez te wszystkie lata, prawda?
Kiedy bracia Hood znaleźli ją nad jeziorem, wciąż chlipała cicho.
– Idziemy grać w siatkę z dzieciakami od Ateny, dołączysz? Hej, ty płaczesz?
– N-nie – próbowała zaprzeczyć, ale bliźniaków nie dało się oszukać.
– Przecież widzę, masz oczy jak królik – roześmiał się Travis. – No już, nie czaruj.
– Dostałam list od mamy… To znaczy, tej normalnej mamy. Delikatnie mówiąc, nie rozstałyśmy się w miłej atmosferze. Zachowałam się jak ostatnia idiotka. Ale to wszystko mnie przerosło…
– Wiem. – Connor usiadł na trawie obok niej. – Każdy tutaj tak ma.
– No, chyba że jest taką Clarisse. Ona dręczyła swoich trzech ojczymów i była wniebowzięta, kiedy się dowiedziała kto jest jej ojcem.
Stella parsknęła śmiechem.
– Travis na przykład przez dwa tygodnie po tym, jak nam powiedzieli, nie odezwał się ani słowem do żadnego z rodziców.
– Za to Connor wrzeszczał na nich przy każdej okazji. Ale już doszliśmy do porozumienia.
– Jak widzisz, nie jesteś sama. I jak, lepiej?
Stella otarła oczy.
– Zdecydowanie, dzięki.
Wstała i ruszyła w stronę boiska.
– To co, idziemy? Nie pozwolę, żeby te mądrale wygrały walkowerem.
Connor wyszczerzył zęby.
– I to mi się podoba. Aha, Stello?
– Tak? – Dziewczyna odwróciła się do nich i w ostatniej chwili złapała rzuconą przez Connora paczuszkę.
– Wszystkiego najlepszego!
– Skąd wiedzieliście? – zapytała zaskoczona.
– Czy naprawdę myślisz, że tak trudno jest zwinąć twoją legitymację? – odpowiedział pytaniem na pytanie z szerokim uśmiechem.
Wciąż piątek, 1 lipca
No dobra, ten dzień nie jest aż taki beznadziejny. Przynajmniej nie był do tej pory. Travis i Connor uparli się, żeby traktować mnie jak królową – kłaniają mi się, zanim się odezwą, noszą za mną miecz, cały czas dają mi fory na treningu, podsuwają krzesło, i tak dalej. Nikt nie wie, że mam urodziny, więc musi to dość głupio wyglądać. Ale przynajmniej jest śmiesznie. Dostałam nawet od nich prezent – nowy pamiętnik. Wolę nie wiedzieć, jak się domyślili, że ten mi się kończy…
Niestety, po obiedzie Chejron zapędził bliźniaków do jakiejś bliżej nieokreślonej roboty, a mi kazał posprzątać w zbrojowni. Bogowie, poukładanie tych wszystkich mieczy zajmie mi milion lat! Jedynym plusem jest to, że mam ciszę i spokój.
Chyba ktoś idzie. Okej, wracam do udawania bardzo zajętej.
Trzy godziny i wiele przekleństw później zbrojownia wyglądała jak nowa. Za to Stella miała już serdecznie dosyć wszystkiego. Zmęczona i obolała od dźwigania tego całego żelastwa powlokła się do domku.
W środku byli tylko bracia Hood. Na jej widok wyszczerzyli zęby.
– Wyglądasz, jakbyś właśnie wyczyściła własnymi rękoma stajnię Augiasza.
– Wielkie dzięki. Za to wy jak zwykle promienni i zadowoleni z życia.
– To nasz znak firmowy!
Jak na zawołanie, bracia stanęli na baczność, unieśli w górę kciuki i uśmiechnęli się najszerzej, jak tylko dali radę.
Stella nie wytrzymała, musiała się roześmiać.
– Bomba. A teraz wypad, muszę się przebrać na kolację.
– W to niebieskie coś z ogromnym dekoltem? – Travis wskazał jej nową sukienkę leżącą na łóżku. – Jestem absolutnie za.
– Jak możesz! – oburzył się Connor. – Patrzysz tylko na dekolt. A widziałeś długość tej sukienki?
W ostatniej chwili uchylił się przed klapkiem Stelli.
– Zaczekamy na zewnątrz, tak na wszelki wypadek. Aha, na stoliku jest paczka do ciebie.
– Jaka paczka?
– Nie wiem, nie zaglądałem. Ale wygląda na prezent.
Bracia wyszli, a zdziwiona Stella sięgnęła po leżące na stoliku zawiniątko.
W środku była misternie wykonana srebrna bransoletka. Nie było listu ani nawet karteczki, ale maleńka zawieszka z księżycem mówiła wszystko.
Stella nałożyła bransoletkę. Pasowała idealnie.
– Dzięki, mamo – powiedziała cicho.
Szybko przebrała się i dołączyła do bliźniaków.
– Tak się guzdrałaś, że na pewno nie zostało już nic do jedzenia – marudził Connor przez całą drogę.
– Co ty wygadujesz? Przecież jedzenia zawsze wystarcza dla wszystkich.
– Wiesz, kiedyś musi być ten pierwszy raz. A ja nie chcę iść spać głodny.
Doszli do pawilonu jadalnego i stanęli jak wryci. Lampiony, zwykle oświetlające wszystko wokół, teraz były zgaszone. Nigdzie nie było widać nawet jednego obozowicza.
– No i widzisz? – Connor wskazał ręką na ciemny pawilon. – Tyle czasu się stroiłaś, że wszyscy zdążyli zjeść, posprzątać i pójść spać.
– Dziwne…
Stella podeszła bliżej, nie wierząc własnym oczom. Wyciągnęła rękę, by dotknąć najbliższego lampionu. Dokładnie w tym momencie wszystkie lampiony zapaliły się, ukazując rozwieszone wszędzie dekoracje, stoły pełne jedzenia i ogromny tort z jej imieniem.
– Wy to wszystko zrobiliście? – Stella z uśmiechem odwróciła się do bliźniaków i oniemiała.
Za Travisem i Connorem stała gromada obozowiczów, wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha i rozbawieni jej głupim wyrazem twarzy.
– Ale jak…? Co…?
– To taka mała niespodzianka, żeby ci nie było smutno – uśmiechnął się Travis. – Nie umiemy może organizować takich imprez jak twoje przyjaciółki, ale się staraliśmy. Wszyscy.
Stojący wokół obozowicze pokiwali głowami.
– Mówiąc szczerze, to nasze największe przedsięwzięcie od czasu wyborów miss centaurów – powiedział Percy Jackson.
Wszyscy roześmiali się na to wspomnienie.
– Nie wiedziałam, że są centaury płci żeńskiej – zdziwiła się Stella.
– Prawdę mówiąc, to nie ma. – Connor wzruszył ramionami. – Może to dlatego mieliśmy taką niską frekwencję…
– Ale przynajmniej Chejron nie miał konkurencji – zauważyła Annabeth, czym wywołała kolejny wybuch śmiechu wszystkich obecnych.
– Okej, szanowni państwo, dość gadania, nadszedł czas wyżerki! – Connor gestem zaprosił wszystkich do stołów.
Stella zdmuchnęła świeczki, pokroiła tort, obozowicze odśpiewali jej „Sto lat”. Impreza zaczynała się rozkręcać. Wszyscy śmiali się, gadali, opychali się słodyczami.
Brakuje tylko muzyki, pomyślała, i w tej samej chwili rozległy się pierwsze takty „Get the party started”.
Stella rozejrzała się i zobaczyła chłopaków z domku Apolla, grających jak najlepszy zespół na świecie.
– Oprawa muzyczna na najwyższym poziomie – powiedziała z uśmiechem do bliźniaków.
– Dla ciebie wszystko. Chcieliśmy załatwić dj’a, ale brak prądu nam przeszkodził.
– Dlatego zrobiliśmy casting, no i wybraliśmy ich. – Connor wskazał kapelę. – Grover był niepocieszony.
– Trzeba było jego też wziąć!
– A chciałabyś przez całą noc słuchać autorskiej wersji Britney na fujarce? – zapytał Travis.
Mina Stelli wystarczyła mu za odpowiedź.
– Naprawdę się postaraliście. Dziękuję. – Cmoknęła obu braci w policzek. – To największa impreza urodzinowa, jaką w życiu miałam.
– Wiesz, w końcu to szesnastka, najważniejsze urodziny dla Amerykanów. Sweet sixteen i tak dalej.
– A dużo gości oznacza…
Stella zastanowiła się przez chwilę.
– Dużo sprzątania?
Connor uderzył dłonią w czoło.
– Kobieto, o czym ty myślisz. Prezentów dużo, prezentów.
– To będą jeszcze jakieś prezenty? – Stella zrobiła zdziwioną minę.
– A czego się spodziewałaś? Jak już robimy imprezę, to wszystko mamy dopracowane. Twoje prezenty są tam – wskazał coś za plecami Stelli.
Dziewczyna odwróciła się. Tuż obok perkusji leżał pokaźny stos paczek.
– Od każdego coś fajnego – zażartował Travis.
– Żaden domek nie przyszedł z pustymi rękami.
– A mogę je rozpakować?
Connor wywrócił oczami.
– Nie, masz je trzymać owinięte w piękny papier aż do następnych urodzin. Ej, ludzie! – krzyknął. – Stella będzie rozpakowywać prezenty!
Wszyscy natychmiast przerwali rozmowy i podeszli bliżej. Każdy chciał zobaczyć, czy jego prezent się spodoba, i co przynieśli inni.
Stella sięgnęła po pierwszą paczkę. Sądząc po opakowaniu – perfumowany papier w różyczki i różowa aksamitna wstążeczka – był to prezent od córek Afrodyty.
Zanim jednak zdążyła choćby odwiązać tasiemkę, zerwał się wiatr. Drzewa otaczające pawilon uginały się od silnych podmuchów.
Obozowicze niespokojnie rozejrzeli się wokół. Bliźniacy, Percy i kilku innych chłopaków sięgnęło po broń.
Na skraju lasu pojawiły się dwie postacie. Z daleka Stella nie widziała szczegółów, dopiero kiedy przybysze podeszli, mogła im się przyjrzeć dokładniej.
Wyglądali w zasadzie jak ludzie, pomijając fakt, że mieli po trzy metry wzrostu i złote skrzydła. Było w nich coś niepokojącego. Stella nie potrafiła tego dokładnie określić, ale z całą pewnością nie chciałaby się na nich natknąć w ciemnej uliczce. W jasnej zresztą też nie.
Mężczyźni mieli na sobie zbroje, a w dłoniach trzymali włócznie. Przez chwilę obserwowali zdezorientowanych obozowiczów. W końcu jeden z nich zdecydował się odezwać.
– Nie ruszać się, herosi! – krzyknął tak głośno, że pewnie usłyszeli go nawet na Alasce. – Zostańcie na swoich miejscach, to nikomu nic się nie stanie!
– Moje uszy… – Stella skrzywiła się. – Co to za jedni? – zapytała Percy’ego.
– To Milczący, tacy… agenci Zeusa. Ich wizyta nigdy nie wróży nic dobrego.
– Jak na Milczących, strasznie głośno krzyczą. Czego oni w ogóle chcą?
Drugi z nieproszonych gości rozejrzał się dookoła.
– Zepsuliśmy imprezę? – zapytał ze złośliwym uśmiechem. Przynajmniej nie darł się tak głośno jak jego kumpel. – Mamy dla was ważną wiadomość.
Od strony Wielkiego Domu nadbiegł (czy raczej przygalopował) Chejron. Widać donośne głosiki Milczących było słychać aż tam.
– Co się tu dzieje? – zapytał ostro.
– Chejronie! Kopę lat – odezwał się ten głośniejszy. – Wpadliśmy z wizytą w pewnej bardzo ważnej sprawie.
– Myślę, że ci się to nie spodoba – dodał drugi.
Obozowicze zaczynali się niecierpliwić.
– Czy możecie w końcu przejść do rzeczy? – zapytała rozdrażniona Clarisse.
Milczący spojrzał na nią i uśmiechnął się drwiąco.
– Niech zgadnę… Córka Aresa, tak? Zero manier, za to mnóstwo temperamentu. Ale dobrze, dość gadania. Jesteśmy tu, bo macie w obozie szpiega. Jedno z was nie jest tym, za kogo się podaje.
Po tych słowach zapadła głucha cisza. A potem wszyscy zaczęli mówić jednocześnie.
– Zamknąć się! – ryknął Milczący. – Nie chcecie wiedzieć, kto to taki?
Rozmowy natychmiast umilkły.
– Macie nową koleżankę, prawda? Gdzie ona jest?
Stella odważnie wystąpiła z tłumu. Percy złapał się za głowę.
– Co ona wyrabia?!
– Zrobiłbyś to samo – szepnął mu do ucha Connor.
Milczący przyjrzał się dziewczynie, stojącej przed nim z podniesioną głową.
– Więc to o ciebie tyle szumu? Stella Soulakis, córka… Czyja?
– Selene – odpowiedziała dziewczyna bez wahania.
– A widzisz, i tu pojawia się różnica zdań. Nie wiem, jak wam to powiedzieć… – Rozejrzał się, sprawdzając, czy wszyscy słuchają. – Ona nie jest córką Selene.
– Co ty wygadujesz? – Chejron wyglądał na zaskoczonego. – Skąd możesz to wiedzieć?
– Ano stąd, że Selene od dwudziestu lat siedzi zamknięta w pałacu Zeusa. Ile ty masz lat? – Spojrzał na transparenty rozwieszone przez bliźniaków. – Szesnaście. Czyli mamy jasność – Selene nie może być twoją matką.
Zrobiło się zamieszanie.
– Przyznaj się, kto cię tu przysłał? – zapytał groźnie mężczyzna. – Jeżeli będziesz rozsądną dziewczynką i wszystko nam wyśpiewasz, to może nie wtrącimy cię do Tartaru.
– Ale ja nic nie wiem! – krzyknęła przestraszona Stella. – Dwa tygodnie temu ojciec powiedział mi, że jestem córką Selene. O niczym więcej nie mam pojęcia!
– Łżesz! – Olbrzym podszedł o krok bliżej. – Mów, albo skończysz marnie… Jak wszyscy bohaterowie, którzy stanęli po złej stronie. Czyją jesteś córką?
– Przecież to absurd! – oburzyła się Annabeth. – Selene ją uznała, wszyscy to widzieli!
Obozowicze przytaknęli, ale na Milczących nie zrobiło to wrażenia.
– Zgoda, to jest dziwne. Jednego jesteśmy pewni – ta mała nie jest dzieckiem Selene. Selene od dwudziestu lat nie widziała słońca! Wczoraj Zeus ją wypuścił, a ona była bardzo zdziwiona, że ma córeczkę. Dlatego musimy wyjaśnić całe zamieszanie. Idziesz z nami!
Milczący zbliżyli się do Stelli, ale drogę zagrodzili im bracia Hood. Obaj trzymali miecze i byli gotowi w każdej chwili zaatakować.
Olbrzymi wybuchnęli śmiechem.
– Chcecie walczyć z nami? Proszę bardzo, dwóch na dwóch.
– To nie będzie równa walka – wtrącił się Percy, który też zdążył już wyjąć swój miecz.
Inni obozowicze poszli w jego ślady. Jak to możliwe, że wszyscy noszą przy sobie broń?
– Teraz walka będzie wyrównana.
Stella była wzruszona. Prawie jej nie znali, nie wiedzieli, czy mówi prawdę, a jednak stanęli w jej obronie.
Nie było jednak czasu na sentymenty.
– Ach tak? – Nieproszeni goście mocniej zacisnęli dłonie na swoich włóczniach. – Nie mamy czasu na wasze dziecinne wygłupy. Wypad stąd, ale już! Dziewczyna idzie z nami, a wy chowacie zabawki i zmykacie.
– Nigdzie się nie wybieramy!
Uzbrojeni obozowicze postąpili krok naprzód, zasłaniając Stellę.
Milczący zaatakowali. Z dzikimi okrzykami rzucili się na herosów, machając na oślep włóczniami.
Stella czuła, że technicznie są beznadziejni, ale dużo silniejsi od jej przyjaciół. Była przerażona. Nigdy wcześniej nie widziała ludzi walczących tak zajadle.
Nagle z lasu wyszła kolejna grupa Milczących, co najmniej dziesięć masywnych postaci, gotowych do ataku.
Stella stała jak zahipnotyzowana, nie mogąc się ruszyć. Miecze, włócznie, strzały śmigały w powietrzu, brzęk ścierających się ostrzy ranił uszy. Od czasu do czasu w kłębowisku walczących dostrzegała znajome sylwetki – Travis, Connor, Percy, Annabeth…
Boże, jeśli komukolwiek się coś stanie, to to będzie moja wina, pomyślała z rozpaczą.
Nagle ktoś chwycił ją za sukienkę i pociągnął do tyłu. Wrzasnęła, próbując się wyrwać.
– Cicho, nie krzycz.
Odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła Chejrona.
– Co to wszystko znaczy? Czego oni ode mnie chcą? – zapytała z rozpaczą.
– Nie mam pojęcia. Ja też nic z tego nie rozumiem. Wiem jedno – musisz natychmiast uciekać.
– Dokąd? Do domu?
– W żadnym wypadku. Nie możesz się tam pokazać, znajdą cię. Argus zawiezie cię w bezpieczne miejsce.
Spostrzegawczy szofer stał już na szczycie wzgórza, czekając na nią.
Chejron wcisnął jej do rąk sportową torbę.
– Tu masz najpotrzebniejsze rzeczy. Miecz jest w zewnętrznej kieszeni, chociaż mam szczerą nadzieję, że ci się nie przyda.
– Nie mogę was tak zostawić! Ta cała walka… To przeze mnie. Nie mogę uciec jak tchórz.
– Możesz ukryć się na jakiś czas, jak rozsądny heros. Nie ma czasu na dyskusje!
– Dobra, ukryję się, i co dalej?
– Znajdź Selene. Mam nadzieję, że ci pomoże.
– Niby jak mam ją znaleźć?! – krzyknęła, ale Chejron nie zdążył odpowiedzieć.
Tuż za nim pojawił się jeden z Milczących. Centaur w ostatniej chwili uchylił się przed jego ciosem, a potem ruszył w stronę walczących, odciągając olbrzyma jak najdalej od Stelli. Spojrzał na nią po raz ostatni, przekazując jej nieme polecenie: Uciekaj!
Piątek, 1 lipca (albo sobota, 2 lipca)
Nie wzięłam zegarka i nawet nie wiem, czy jest już po północy.
Muszę stąd uciekać. Znaleźć swoją prawdziwą matkę i dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. I przede wszystkim nie dać się złapać.
Nie jestem córką Selene. To może oznaczać dwie rzeczy: albo moja matka piętnaście lat temu okłamała tatę, mówiąc, że jest tą nieszczęsną boginią księżyca, albo to tata okłamał mnie. Oczywiście wolę pierwszą opcję, ale przy obu mogę dopisać pytanie: po co?
Znajdę Selene. Nie wiem jak ani kiedy, ale od tego muszę zacząć. Od niej zaczęła się ta cała historia, musi mi teraz pomóc. A co będzie dalej… Nie wiem.
Argus prosi, żebym zgasiła lampkę. Światło przeszkadza mu w prowadzeniu.
Ciekawe, kiedy będę miała następną okazję, żeby coś napisać. Bogowie, miejcie mnie w opiece…
!!!!
Księżycowa moc!
wow…..!
Genialne opowiadanie.
,,- Mówiąc szczerze, to nasze największe przedsięwzięcie od czasu wyborów miss centaurów – powiedział Percy Jackson.”
Rozwaliło mnie to 😀 Naprawdę świetne opowiadanie, gratuluję 😀
Kurczę, zapomniałam zmienić ten melodramatyczny podtytuł… ;p
Ale cieszę się, że Wam się podoba. I dziękuję! „Archiwum Herosów” jeszcze nie miałam
Nie wiem co powiedzieć. Fantastyczne, gratuluję.
Zgadzam się z poprzednikami xD
„Chejron przywitał Stellę bardzo serdecznie, co z miejsca ją zirytowało. Przecież w ogóle jej nie zna, prawda? To dlaczego od pierwszej chwili się szczerzy?”
To mnie rozwaliło 😀
Będzie kontynuacja, prawda?? Bo jak nie… 😀
A ja mam pewne podejrzenie, czyją może być córką. Nawet się mniej więcej zgadza…
Ale nie chcę pisać żeby nie okazało się, że dobrze zgadłam 😀
Niesamowite !!! naprawdę lubię serię Percy Jacksona ale to opowiadanie mnie o wiele bardziej wciagnęło niż te książki
Jesteś wielka i mówie ci pisz tak dalej a kiedys bez wahania kupie twoją książkę . Gratulację !!!
@Maggie McKinley – o kontynuacji szczerze mówiąc nie myślałam (co widać po tytule rozdziału ;p), ale skoro są wakacje… Rozważę A jeśli chodzi o potencjalną mamusię, to ja sama jeszcze nie wiem ;p Założyłam, że to będzie one-shot i nie zastanawiałam się nad potencjalnym wyjaśnieniem…
Aż do tej fatalnej niespodzianki z milczącymi śmiałam się, jakby to ujęła moja mama, „jak głupi do sera”. 😀 Ale tak serio, miałam napad głupawki, głównie przez braci Hood. 😀
Pisz kolejną część, albo inaczej… no nie wiem, po prostu pisz bo ostrzegam, coś wymyślę!
PS: Już mam pomysł na to, kto może być jej prawdziwą boską mamą. Ktoś, kto na pewno nie chciałby się do tego przyznawać… 😀 Mam nadzieję, że też wpadniesz na ten sam pomysł co ja. 😀
wow… super!!!
Proszę napisz ciąg dalszy. PROSZĘ!!!!!!!!!!!!!!!!
– Jak możesz! – oburzył się Connor. – Patrzysz tylko na dekolt. A widziałeś długość tej sukienki?
Ten tekst mnie rozwalił, podobnie mówią moi koledzy, tyle, że są dużo głupsi.
Chciałabym żebyś napisała ciąg dalszy, bo bardzo, ale to bardzo mi się to podoba! Są wakacje, zrób to dla nas i napisz CD.
Prawdę mówiąc kiedy zaczynałam to czytać to nie do końca mi się to podobało, ale całość wypadła świetnie.
korzystając z okazji, że widzę tu Maggie McKinley – nadeślij mi 3 część swojego opowiadania bo przesłałaś mi 2, a później 4 i 5 w związku z czym się mi przyblokowały
To jest świetne. Mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy.
Kurczę świetne opowiadanie
To jest super! Strasznie się wciągnęłam! Prawie przez całe opowiadanie się śmiałam! Niektóre teksty mnie rozwalają. Mam nadzieję, że napiszesz kolejną część.
Gratulacje wygranej!
s u p e r !!!!!
Prooooszę, pisz ciąg dalszy!!
Swietne to bylo..!!Jak nie napiszesz dalszej czesc to cie znajde…i przywiaze do kaloryfera z laptopem i zmusze cie do pisania..!:)
Ale niektore teksty mnie rozwalily,….!!
Tata mówi, że to pomysł matki-wariatki, Selene. Hej, czy to znaczy, że ma z nią jakiś kontakt? Pewnie w księżycowe noce drze się w niebo i czeka na odpowiedź.
To bylo boskie..!!
To nie może być ostatni rozdział! To jest genialne!
„- A dużo gości oznacza…
Stella zastanowiła się przez chwilę.
– Dużo sprzątania?”
To mnie rozwaliło!!!
„- A dużo gości oznacza…
Stella zastanowiła się przez chwilę.
– Dużo sprzątania?”
To mnie rozwaliło!!!!
wow!!!!genialne!!!!