Pokój wyglądał pięknie. Moje wspaniałe meble (co prawda były byle jakie, ale na tę chwilę nabrały dla mnie większego znaczenia) stały zniszczone i osmalone. Od ścian (w części czarnych) odrywały się tapety. Widząc takie zniszczenia mojego mieszkania z otwartą buzią i wściekłością gapiłam się na demolkę. Już układałam sobie plan zemsty, już sobie wyobrażałam z czego wykonam ładunek wybuchowy, gdy moje myśli przerwał jak zwykle spokojny głos Mel:
-Spójrz na środek pokoju.
I tak też zrobiłam. Na podłodze leżały dwa miecze. Chwilkę! Czy ja przed sekundą powiedziałam miecze?! Na to wygląda, a więc przewijamy taśmę. Na podłodze leżały zabawki. Pierwsza z nich, to nic innego jak drewniany mieczyk, oczywiście z zaokrąglonym końcem. Dwa kawałki drewna były przymocowane do siebie za pomocą sznurka. Już go gdzieś widziałam? Tak, na podwórku wśród bawiących się dzieci. Druga rzecz niczym nie różniła się od pierwszej,była zrobiona z tego samego materiału i równie tępa. Koło tych przedmiotów leżała koperta.
-O nie! Nie ujdzie im to płazem! Zamorduję, rozczłonkuję, wyślę paczkę-bombę!- ryczałam jak opętana.
-Kogo? – spytała Mel, patrząc na mnie litościwym wzrokiem.
-Jak to kogo? Braci! Aresa, Apolla i Hermesa! Przesadzili! A gdyby komuś się coś stało?
-Oj, głupia, to nie jest kawał.
No pewnie, że to nie kawał, ja bym to nazwała zamachem na nasze życie! Może otwórzmy kopertę. Pewnie jest w niej kartka z napisem „Dla młodszej siostry”.- Nawet nie zwracałam uwagi na to, co mówi do mnie Mel. Byłam totalnie zaślepiona furią. Działając pod jej wpływem, wymachując bronią, ruszyłam w stronę koperty z zamiarem jej kasacji.
I pewnie byłbym to zrobiła, gdyby nie rozum mojej przyjaciółki, która, kiwając głową z dezaprobatą zastąpiła mi drogę. Nie chcąc wyładowywać na niej mojej wściekłości, postanowiłam wyżyć się na stole. I z całej siły rąbnęłam w niego tym, co trzymałam w ręce, czyli zabawkami. Znaczy wtedy myślałam, że to są kawałki chrustu. Jakie było moje zdziwienie, gdy stół (i tak już zniszczony) rozleciał się na trzy części. No cóż, myślicie, że drewniane mieczyki sieją takie spustoszenie? Błąd! Cudowna magiczna siła odmieniła tamte żarty w dwa cenne i piękne miecze. Pierwszy z nich zrobiono z kamienia, lecz mimo to był zadziwiająco lekki i ostry. W słabym świetle mojego domu otaczała go łagodna biała poświata. Uwagę przykuwał wyrzeźbiony na rękojeści wąż. Drugi, wykonany z brązowego metalu, był równie dobry, lecz na jego klindze znajdował się smok. Z napisów na kingach wynikało, że pierwszy z nich to Mortis, a drugi Anarchis.
-Ale cacka! Popatrz tylko jak tną.- Humor od razu mi się poprawił. Amelia słusznie twierdzi, że często zmieniam nastrój. -Są idealne! Wspaniałe! Muszę je wypolerować i…
-Mamo?- przerwała mi Lilian.
-I umieścić w jakimś zaszczytnym miejscu.
-Mamo?
-I jakieś podziękowania by się przydały dla dobroczyńcy.
-Mamo!
-Nie jestem twoją mamą! Nie widzisz, że teraz witam nowych członków rodziny?- zdenerwowałam się.
-Członków rodziny?- Lilian popatrzyła na mnie zdumiona i przeniosła wzrok na Mel, jakby pytając „Dzwonić po psychiatrę?”.
-No Anarchis i Mortis. Nie widzisz?! To Anarchis, a to Mortis.- rzekłam tuląc do siebie moje nowe dzieciątka. – A teraz łaskawie mnie przepuśćcie, idę się nimi zaopiekować.
-Zaczekaj, a koperta, a bałagan, a, a Luna, natychmiast wracaj! – bezskutecznie próbowała zatrzymać mnie Mel. Jednak nie zwracałam na nią uwagi. Zostałam sam na sam ze swoim nowym nabytkiem.
***
Rany, jak ja nie lubię dzieci! Stałam na środku parku, a wszędzie wokół mnie biegały rozwydrzone bachory. Żeby tu jeszcze był jakiś plac zabaw, ale nie. Mel oczywiście zachwycała się „słodziakami” i maślanymi oczami patrzyła się na te karaluchy, które z wielką uciechą chlapały się wodą w fontannie. Wokół tego placu na ławeczkach siedziały dumne babunie i dziadkowie. Normalny dzień w ludzkim parku. Całej tej gromadce nawet przez myśl nie przeszło, że całkiem niedaleko, na parkingu stoi Apollo we własnej osobie. Właśnie dlatego tam byłam żeby się z nim spotkać. Tak więc kierowałam się w jego stronę w towarzystwie mojej przyjaciółki i upierdliwej Lilian. A co na to wszystko mój braciszek? Miał mnie głęboko gdzieś. Właśnie w blond włosach postawionych na żel opierał się luzacko o swoją czerwoną furę i mrugał do przechodzących córek Afrodyty (chodzi mi konkretnie o takie blondi wychodowane w solarium). Towarzyszący mu Hermes również podpierał się na aucie (dziadkowie, sami stanąć nie mogą) i gapił się w laptopa. Otóż ta jakże urocza scena trwałaby dość długo. Znając Apolla podszedłby do dziewczyn, uśmiechnął się i zapewne umówił się na randkę gdyby nie jego najnowsza zdobycz. Otóż zauważyła z daleka zaistniałą sytuację i krótko załatwiła podrywacza. I tu jest pole do popisu dla Was. Zgadnijcie jak? Podpowiem, że zdzieliła go po głowie, ale czym? Nie, wałkiem nie, przecież to Alekto. Cegła? A skąd u licha? Pałka? Toż to dama, nie przesadzajmy. Użyła torebki broń praktyczna i skuteczna, gdyż jej wagę można porównać do średniej wielkości paki cegieł. To uspokoiło Apiego i Hermesa.
– Ona to przynajmniej nie ma torebki- stwierdził z tajemniczym uśmiechem Hermes – może to nawet dobrze, nasza wiadomość jej się nie spodoba.
– A więc ja idę odpalić samochód, żeby mieć czym uciekać, a ty jej przekaż to, co musisz.- zwrócił się do Apolla, któremu mina gwałtownie zrzedła.
– Chwilę, chwilę!- bóg momentalnie odzyskał humor- ja mam kluczyki, więc będzie odwrotnie.
– Zamknąć się- krzyknęła Alekto – przekazujcie informację i jedziemy na zakupy, teraz!
– No dobrze- zaczął jej chłopak- idziesz na bal.- stwierdził szybko i schował się za Erynie.
Alekto przewróciła oczami, a wszyscy wstrzymali oddech czekając na mój wybuch szału. I tu ich zaskoczyłam! Zamiast wrzeszczeć, bić i kopać spokojnie odpowiedziałam, niezwykle z siebie dumna.
– Nie mam sukienek!
Hermes i Apollo popatrzyli po sobie:
– Mamy dla ciebie strój, odpowiedni na takie przyjęcie, żebyś znów nie przyszła na sportowo.
Moje opanowanie gwałtownie się skończyło.
-Nie pójdę na bal! Nigdy! Chyba że mnie siłą zaciągniecie! O ile oczywiście ktoś się odważy to zrobić. Nie przygotowałam się na wyprawę do obozu herosów, ciuchy nie spakowane, że o wszelakim prowiancie nie wspomnę. Mam potem żreć żarcie ludzi? Tą truciznę?! Po moim trupie! Zresztą nie posiadam także pojazdu odpowiedniego do poruszania się po miastach śmiertelników, ani też forsy, za którą mogłabym cokolwiek kupić. Tak więc NIGDZIE NIE IDĘ!
– Pójdźmy na kompromis ja Ci dam samochód, wysokiej technologii zupełnie za darmo. Do tego super bezpieczny, elegancki i, co najważniejsze, szybki, a ty pójdziesz na bal i tym samym oszczędzisz mi nieprzyjemności ze strony Zeusa.- stwierdził Apollo, który wykazywał szczególne zamiłowanie do motoryzacji i pojazdów wszelakich. W swoim pałacyku, trzymał ich skład
-Mamusiu zimno mi.- wypaliła w najgorszym momencie Lilian
-Uuu, ktoś została mamusią.-mruknął Hermes
-O zostaliśmy wujkami.- kontynuowała Api
-Wiesz jak Ares nie lubi dzieci.
-Tak ma na nie alergię.
-Zgadzam się.-Wypaliła wszystko niech tylko nie zaczną gadać o tym, jak Ares według nich jest uparty i głupi i nie potrafi dbać o swoje.
-Ja bym dawno temu postawiła warunek- ja albo on.-gadał Api.
-Ona już się zgodziła.- wtrąciła się Alekto
Erynia stała obok mnie z grobowa miną. Wy pewnie myślicie, że erynie to okropne istoty plujące jadem. I tu się mylicie, nie jest ich tylko trójka. No w tych czasach jest za duża ilość przestępców. Dzieciobójcy, ojcobójcy i inni tacy bez nich istniało by coś takiego jak zbrodnia doskonała. No i maja pilnować aby nie było takich drzewek jak Syzyf. No dotąd Hades ma problemy. I taki jeden Hitler aż pięćdziesiąt dwa razy umarł i nie zszedł z tego świata. Po tym w Hadesie doszło do wielkiej reformacji. W tydzień po tym jak Zeus dał fundusze nie było tam żadnych problemów. Wielkie kolejki sądu zniknęły. Wiele małych sal zastąpiły tą jedną monstrualną z wielką sędziowska trójką. Tam są skazywane na sfery (tak mówimy na tereny hadesu). No i Haron ma teraz masę pomocników. Jedna gondola nie utrzyma tysiąca osób lecz maksymalnie trójkę. Do tego stworzono tysiące nowych stanowisk więc nie ma tam takiego bezrobocia. Wiele bóstw bez własnych specjalizacji tam pracuje i herosów, są też zatrudnienia u Hermesa w poczcie i Aresa w armii.
Co do Alekto. Ma czarne włosy spięte w odstający kucyk, końskie białe zęby i lekko za długą twarz. Jest wysoka, prawie takiej samej wysokości jak Api, i jest dość silna. Nosi mundur „Policji Hadesa” posiada mało broni, bo tylko bicz i pistolet oraz latarkę. Tak latarka to też broń. Kiedyś, kiedy walczyła z Aresem, prawie go nią pokonała. Ta latarka ma regulacje jasności światła. Najjaśniejsze prawie wypala oczy a ta regulacja to : skradanie, normalne, jasne, za mocne oraz wypala oczy. No i funkcja antylatarki czyli ściemniarka.
-Kochanie i ty.- tu zrobiła przerwę w przemowie wyraziście patrząc na Hermesa-nie mam sukni. Może coś znajdę w twoim butiku.
-Tak sir!- odrzekli jak w wojsku moi bracia
W pięć sekund wlepili mi kopertę z zaproszeniami, jakieś trzy torby i opakowanie na garnitur. Po chwili zniknęli.
-Jest dla mnie garnitur.- wrzasnęłam radośnie
-Alek.- przeczytała moja koleżanka kartkę przy garniturze
-Acha pewnie jest tu też suknia dla matki.
-Nie, dla ciebie. Lepiej pójdźmy do domu.
-Dobrze, a z tą suknią to tak na serio.
***
Siedziałam już w swoim fotelu w moim domu. Nie ma w koło mnie już tylu bachorów, jednak lubię ten swój mały domek. Ale to uczucie nie musieć nic. Siedzieliśmy w czwórkę w koło mojego stolika.
-Alek co miało znaczyć to wczoraj?-spytałam go na stronie-Przecież ty mieszkasz po drugiej stronie Olimpu.
-No ja tu mieszkam.-wypalił
-Jak to?
-Zapomniałaś o potopie u mnie.
-Aha.
-Zapomniałaś.
-Tak.
-Drzwi z delfinkiem.
-Już pamiętam otworzyłam je miesiąc temu.
-To wrota do Atlantydy.
-Już pamiętam. Jak to możliwe, że zapomniałam o tym.
-Twoja skleroza mnie dobija.
-To, że mam wielką wyprawę zwalnia mnie z pamiętania takich bzdetów.
-Zatopiłaś prawie cały Olimp i zrujnowałaś moje mieszkanie.
-Ups.
-Tak ups. Otworzyć drzwi do zatopionego miasta.
-To przejście Posejdona i ja mam aquafobia to dla mnie było traumatyczne zjawisko.
-Nie gadaj o traumie mi tutaj mam wspaniały dzień.
-Ja nie.
-Kim jest ta mała dziewczynka.
-Rzepem u ogona.
-Acha podobno idziecie na Bal Maskowy.
-Ty też.
-Nieeeeeeeeeeeeeeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-Co to za krzyki?-spytała Mel
-Alek dowiedział się, że idzie na bal.-wytłumaczyłam rozbawiona
-Ale ja tam nie idę.-zaczął zaprzeczać mój kolega
-Ja też.-papugowałam po nim
-Ja też. Mogę cię nazywać mamusią.-to na pewno wiecie kto powiedział
-Mamusią, a to taki rzep u nogi. Nie widziałem cię kilka dni i już ciąża. A ojciec mi mówił, że kobieta zmienną jest.-paplał Alek
Moja mina chyba go ostudziła, nawet Lilian przestała piszczeć. Mel pokazała na stroje i po chwili wpadłam do łazienki ,aby się przebrać. Dostałam suknie koloru jasno niebieskiego, na dole była to mała bufka lub coś innego czego nie potrafię nazwać. Góra była prosta bezrękawnik i mały dekolt. Bardziej przeraziły mnie byty, moja mała stopa się w nich mieściła. Były to małe lekko zaokrąglone czarne buciki z trzycentymetrowym obcasem. Długie rękawiczki uniemożliwiły mi włożenie broni. Mała maska tylko na oczy była kolory czarnego z srebrnymi dekoracjami.
Wyszłam z łazienki i zobaczyłam, że wszyscy są już przebrani. Alek bosko wyglądał w tym garniturze. Po raz pierwszy się mu przyjrzałam, miał krótkie złociste włosy ,które lekko błyszczały w słońcu. Jego oczy koloru mojej szaroniebieskiej sukni emanowały spokojem. Był wysoki i według kilku dziewczyn naprawdę grzeszył urodą.
I tu zerknęłam na Mel, och boże to co zobaczyłam mnie zszokowałam. Miała na sobie wielgaśnego czerwonego potwora, z masą małych złotych koralików. Kto robi tak wielkie uknie. Na twarzy miała lisią maskę.
Lilian była ubrana w czerwoną neonową sukienką. W ręce trzymała drewnianą łyżkę. Nie wiem po co i to pewnie pozostanie dla mnie tajemnicą. Miała identyczna maskę jak ja ale czerwoną.
-Zapotniałaś o kimś księżycu ty mój zapomniałaś.-zauważył mój kolega
-O kim Aleku Apiumie.-zapytałam
-Zgaduj.
-Nie pietruszkuj mi tu.
-Małe włochate i cię nie słucha.
-Ty.
-Nie. Śmierdzi to.
-Lilian.
-Nie!
-Mel.
-Lubi mnie gryźć.
-Wita.
Moja skunksowa przyjaciółka, kochająca gryźć mojego przyjaciela. Pewnie pamiętacie historię o „perfumach” Afrodyty.
-Witam, gdzie jest mój skunks?
Zaczęłam biegać po pokoju mówiąc jej imię.
-Twoja skleroza mnie dobija, u weterynarzy pogryzła pudla Afrodyty – Norberta. Obserwacja w ramach wścieklizny, kończy się jutro.
-Acha no to dobrze, Mel nie pamiętałaś.
-Pamiętałam ale czekałam aż sobie przypomnisz.-skłamała moja koleżanka.
No mi kłamać prosto w oczy. Kto tu jest boginią kłamstw?!
-No to idziemy, za chwile idziemy.-powiedziałam.
-Wiesz, która jest godzina. Dziewiętnasta.-wytłumaczyłam mi Mel.
-No to już.
Ruszyliśmy do pałacu Zeusa z nadzieją, iż nic się nie stanie.
Fajne, jak zawsze
WRESZCIE!!!
Momentami literówki (np. „Haron”) sprawiają, że mam ochotę wypierdo*** komputer przez okno i sama również skoczyć, ale poza tym KOCHAM TO OPOWIADANKO!!!
Nieeeee. Znowu Amelia. I w tym opowiadaniu i w opowiadaniu sog’a. ( oczywiście opowiadanie super, nic do niego nie mam ) Czemu akurat Amelia???
Rachel to moje opowiadanie. Przeczytaj komentarze pod opisem Mel.
No tak. To dlatego w obu była mowa o Lunie. Sory, ale najpierw przeczytałam opis Amelii.
Ufff… W 100% ZGADZAM SIĘ Z ARACHNE!!!!!!!!!!!!! Miałam ochotę rozwalić ekran! „A” zamiast „ą”, „ą” zamiast „a” itp…!!!!!! A oprócz tego to… całkiem, całkiem. 😀