Po pierwsze, bardzo chciałabym was przeprosić za okropny poziom tego opowiadania. Nie mogłam go zlepić. Nie potrafiłam go dociągnąć do końca. No i to prowadzi do drugiej rzeczy za jaką chciałam was przeprosić, mianowicie, że tak długo musieliście na nie czekać.
Jeszcze raz bardzo, bardzo przepraszam i mam nadzieję, że spojrzycie na to łagodnym wzrokiem.
Szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak opisać to co zobaczyłam kiedy strażnik wyprowadził nas na zewnątrz. Światła radiowozów oślepiły mnie jak tylko przekroczyłam próg drzwi. Podniosłam rękę na wysokość oczu i dopiero wtedy zobaczyłam tłum stojący przed Bramą Zachodu. Ogromny szereg gapiów stojących za szybko ustawionymi barierkami. Przeleciałam wzrokiem po ich twarzach. Niektórzy było po prostu ciekawi, a inni przerażeni, jednak mój wzrok spoczął na jednej nastolatce. Była mniej więcej w moim wieku. Miała ciemne, niemal czarne włosy, szczupłe nogi i ciemną karnacje. Jej czekoladowe oczy wpatrywały się wprost we mnie. Poczułam, że moje ciało sztywnieje. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko widząc wyraz mojej twarzy. Odwróciłam się i chwyciłam Grovera za rękę.
– Spójrz na tamtą dziewczynę – powiedziałam do niego, lecz kiedy się odwróciłam mój palec wskazywał puste miejsce wśród tłumu gapiów. – Gdzie…
Grover spojrzał na mnie zmartwiony.
– Annabeth – zapytał. – Wszystko gra ?
Wpatrywałam się w pustą przestrzeń. Zastanawiałam się gdzie ona się podziała, i jak to się stało że tak szybko zniknęła. Najbardziej jednak nurtowało mnie pytanie kim była ta dziwna dziewczyna. Miałam dziwne przeczucie, że mnie znała, że wiedziałam kim jestem. Byłam tego pewna.
– Annabeth? – głos Grovera wyrwał mnie zza myślenia. – Co jest?
Zawahałam się.
– Wszystko gra. – powiedziałam. – Lepiej zastanówmy się co tu się dzieje.
Rozejrzałam się dookoła. Tłum przed budynkiem robił się coraz gęstszy. Wozy telewizyjnie nadjeżdżały ze wszystkich stron. Policjanci biegali między ludźmi. Gwar rozmów zagłuszał nawet wycie syren wozów strażackich.
– Bogowie! – krzyknął Grover.
Spojrzałam na niego. Satyr stał wpatrywał się z przerażeniem w górę Łuku. Powędrowałam ze jego wzrokiem i zamarłam. Gapiłam się jak głupia w wielką dziurę w ścianie, z której sączył się czarny dym.
– Talent do rozwalania wszystkiego to on ma po tatusiu. – stwierdziłam.
Grover spojrzał na mnie urażony. Otworzył usta żeby coś powiedzieć ( pewnie jaka to ja jestem okropna i nieobiektywna ), ale go uprzedziłam.
– Chodź. – chwyciłam go za rękę i zaczęłam ciągnąć w stronę drzwi. – Musimy go stamtąd wydostać zanim…
– A wy dokąd? – usłyszałam za sobą głęboki głos. Wielka ręka chwyciła mnie za ramię ciągnąc w tył. Już miałam wyciągnąć sztylet, ale zobaczyłam mundur w który był ubrany ten człowiek.
– Musimy się dostać na górę panie władzo. – powiedziałam starając się zachować spokój.
Policjant spojrzał na mnie z góry. Ciemne włosy opadły mu na niebieskie oczy. Odgarnął je szybkim ruchem ręki.
– Przykro mi panienko. – powiedział.- Budynek jest zamknięty. Nie można tam wchodzić.
Zacisnął palce na moim ramieniu, i zaczął ciągnąć w stronę blokad ustawionych przez policję. Próbowałam mu się wyrwać, ale ten tylko zacisnął uścisk.
– Tam jest nasz przyjaciel! – wrzasnęłam. – Pan nie rozumie…
– Doskonale rozumiem – przerwał mi. – Postaramy się go znaleźć, ale wy musicie opuścić ten teren, ponieważ tu jest niebezpiecznie. Proszę nie stawiać oporu, bo będę zmuszony użyć siły. A tego byśmy nie chcieli, prawda?
Zatrzymał się i spojrzał na mnie z góry. Miał dumny wyraz twarzy. Musiał dużo ćwiczyć na siłowni ponieważ miał dobrze rozwiniętą tkankę mięśniową. Sprawiał wrażenie dumnego, może i nawet odrobinkę egoistycznego i próżnego człowieka.
– Eee…Oczywiście panie władzo – odpowiedziałam.
Mężczyzna uśmiechnął się promiennie i wepchnął nas za barierki. Miałam świetny plan. Poczekać aż facet sobie pójdzie i za pomocą mojej czapeczki niewidki przedostać się do budynku. No ale jak powiedziałam : miałam. Wszystko udaremnił uroczy pan policjant zostawiając nas pod opieką innego funkcjonariusza prawa. Loary, bo tak się nazywał nasz stróż, z uporem godnym lepszej sprawy nie spuszczał z nas wzroku. Dosłownie. Usiadł przed nami na krześle i bez przerwy się gapił. Miałam ochotę trzepnąć go w twarz, oczywiście tak dyplomatycznie, ale Grover najwyraźniej wyczuł moje emocje i siłą swojego wzroku kazał mi się uspokoić. Tak więc nic nie mogłam zrobić. Parzyłam tylko jak pod Bramę Zachodu zjeżdża się coraz to więcej wozów służb porządkowych, a po jakimś czasie można było dostrzec pierwsze wozy telewizyjne.
Miałam właśnie zacząć pasjonującą rozmowę z Loary’m, kiedy przez gwar rozmów przedarł się przeraźliwy krzyk kobiety. Strażnik zareagował tak, jakby każdy zareagował – odwrócił się żeby sprawdzić co się dzieje. To był moment na który czekałam. Zerwałam się z siedzenia, chwyciłam Grovera za rękę i pociągnęłam go w stronę tłumu.
– Było blisko…- powiedział zadyszany satyr, kiedy już oddaliliśmy się od policjanta na bezpieczną odległość. – Pięknie to zrobiłaś.
Spojrzałam na niego i z uśmiechem na ustach przewróciłam z oczami.
– Wiem i dziękuję.
Zaśmiał się i poprawił swoją czapkę, bo troszkę się osunęła po biegu. Ja w tym czasie rozejrzałam się wokół. Miałam złudną nadzieję, że uda mi się znaleźć Percy’ego ale niestety się myliłam.
– Chodź – powiedziałam do Grovera. – Czas najwyższy poszukać tego rozwalacza zabytków.
– O bogowie Annabeth! – jęknął mój przyjaciel. – A ty oczywiście niczego nigdy nie rozwaliłaś prawda?
Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie z taką kpiną, że aż mi się głupio zrobiło.
– Przecież ja tego nie powiedziałam – stwierdziłam, zamykając Groverowi dalsze pole do popisu.
Przez jakieś piętnaście minut, nic tylko przedzieraliśmy się przez tumy gapiów, szukając syna Posejdona. Raz nawet Grover był pewny że go znaleźliśmy, ale kiedy chwycił go za ramię krzycząc : Percy!, okazało się że to jakiś rudzielec o piwnych oczach. Satyr przeprosił chłopaka, a kiedy się oddaliliśmy powiedziałam mu że wszyscy by się raczej połapali że to nie Percy, gdybyśmy przyprowadzili go do obozu.
– Bardzo śmieszne! – powiedział sarkastycznie i z obrażoną miną ruszył przed siebie.
Ja za to zwijałam się ze śmiechu, bo przecież to było śmieszne… Oczywiście że było… Prawda?
No, ale wracając do tematu. Już chciałam znaleźć jakieś rozwalony hydrant i wysłać do tego Glonomóżdżka iryfon, kiedy nieoczekiwanie Grover wrzasnął : Peeercy! I chwycił w ramiona prawidłowego chłopaka. Wyglądał całkiem dobrze, nie licząc dziurawej nogawki i osmolonego ubrania. Spojrzałam na niego wściekła.
– Nie można cię zostawić samego ani na minutę! – stwierdziłam.- Co się stało?
Chłopak spojrzał na mnie, ale widząc wyraz mojej twarzy szybko opuścił wzrok.
– Tak jakby spadłem. – powiedział ,,tak jakby” nic się nie stało.
– Percy! Dwieście metrów?
Najwyraźniej chciał doprowadzić mnie do szału kolejną błyskotliwą odpowiedzią, kiedy rozległy się głosy policjantów, którzy krzyczeli : zrobić przejście!. Wszyscy rozstąpili się i koło nas przebiegli sanitariusze. Na zielonych noszach nieśli około czterdziestoletnią kobietę. Miała ciemne włosy i dziki błysk w oczach. Tak jakby była na skraju szaleństwa.
– A potem ten olbrzymi pies – powiedziała – ogromny, ziejący ogniem pekiń…
– Oczywiście proszę pani. – przerwał jej sanitariusz. – Proszę się uspokoić. Pani rodzinie nic się nie stało. Lekarstwo zaczyna działać.
– Nie zwariowałam! Chłopak wyskoczył z okna przez dziurę w ścianie a potwór zniknął! – zamilkła bo w tym momencie dostrzegła Percy’ego. Otworzyła szeroko oczy w których malował się istny strach. – To on! To ten chłopak!
Syn Posejdona zareagował błyskawicznie. Odwrócił się i znikł jej z oczu, ciągną za sobą mnie i Grovera.
– O co chodzi? – zapytałam. – Czy ona mówi o tym pekińczyku z windy?
Chłopak spojrzał na mnie posępnie.
– Tak. Kiedy zjechaliście na dół ten kochany pekińczyk zmienił się w Chimerę. Jakby tego było mało miał przy sobie mamusie, którą jak się pewnie domyślasz jest Echidna. Walczyłem z potworem a on dziabnął mnie w nogę. Nie wiedziałam co robić i wyskoczyłem przez okno. Wiesz, wtedy sobie pomyślałem że lepiej jest rozpłaszczyć o tafle wody niż być pomału zjadanym przez Chimerę! No i kiedy już myślałem że to koniec, wpadłem do wody jakbym skakał z półmetrowego murka a nie dwustumetrowego zabytku. Nie dość że nie połamałem sobie kręgosłupa to jeszcze na dodatek byłem suchy. A, no i umiem oddychać pod wodą. No.. Miałem już właśnie wychodzić z wody kiedy usłyszałem głos kobiety. Na początku myślałem że to moja mama, ale powiedziała że jest jakimś posłańcem. Przyniosła wiadomość od mojego… eee… taty. Powiedziała żebym przybył na plaże w Santa Monica i coś żebym nie ufał darom. Później grzecznie podziękowałem tatusiowi i wypłynąłem na powierzchnie. No a potem znalazł mnie Grover, no a resztę wesołej historyjki już znacie.
– Rany! – wrzasnął Grower zanim zdarzyłam się odezwać. – Musimy dostarczyć cię na plaże w Santa Monica! Nie możesz olać wezwania ojca.
Satyr miał absolutna rację. Chciałam właśnie zaproponować jakiś plan, kiedy (znowu) któś mi przerwał.
– … Percy Jackson. – mówił reporter stojący przed kamerą. – Zgadza się, Dan. Kanał Dwudziesty dowiedział się, że chłopak, który mógł spowodować dzisiejszy wybuch, pasuje do opisu młodego człowieka poszukiwanego przez policję w związku z poważnym wypadkiem samochodowym, jaki miał miejsce w New Jersey trzy dni temu. Policja sądzi, że chłopak przemieszcza się na zachód. Pokazujemy wszystkim zdjęcie Percy’ego Jacksona.
Zanim zdjęcie pojawiło się na monitorze, całą trójką skoczyliśmy za furgonetkę i popędziliśmy w stronę dworca.
– Zacznijmy od tego, co najważniejsze. – powiedział Percy. – Musimy wydostać się z miasta!
CDN????
Uff….
bogowie… NARESZCIE! Jak zwykle wspaniale. Apollo nad tobą czuwał
NAAAAAAAAAAAAAAARESZCIEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!! Czekałam…
No właśnie, ile czekałam??? Strasznie długo:( Ale teraz już jest. Kiedy będzie następne? KOCHAM TO!!! TO JEST BOSKIE!!!
Świetne!!! Chcę dalszych części!!!
Nie wiem, za co przepraszałaś na początku! Za te minibłędziki? Za literówki? Za brak jednej kropki? Jeśli te pierdoły są według Ciebie warte takich fanfar to weź się w łeb puknij!!!
super,super,super. Ja bym na twoim miejscu nawet nie myślała o przeprosinach. I oby dalsze części szybciej….ale warto było poczekać cd!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Eh nie wiem dlaczego ale uważam że ten rozdział mi nie wyszedł.
Jakiś taki słaby jest, no ale jeśli wy uważacie że może być to okey.
Dzieki za wszelakie komentarze
Korsyka :
Nie mam pojęcia ponieważ (znowu) nie umiem się za to wziąść
Pozatym moje kochane technikum mi wcale nie pomaga. Mam tyle nauki że na komputerze spędzam około pół godziny dziennie a nawet mniej. Więc nawet się za to nie wzięłam .
Bardzo orginalne opowiadanie, czytam je od samego początku. Mam nadzieję, że będzie więcej rozdziałów.
Tak!!!!Nareszcie!!!!!!!!!!!!!
Wspaniałe!!:)))))
nie wiem co sobie ubzdurałaś, z tą „beznadziejnością”, opowiadanie perfekcyjne jak zwykle, ale chyba każdy kto pisze na bloga tak czasami ma, że wydaje mu się, że jest ono beznadziejne, ale pamiętaj, tak ci się tylko wydaje
Za co przepraszasz ?! To jest świetne.
Zgadzam się z poprzednimi komentarzami. Napisane jest przepieknie więc… Pisz dalej a nie przepraszaj za nie wiadomo co…
Nie było tak źle… Powiem więcej- Było cuuuuuuuuuudownie!!!!
„Złodziej pioruna oczami Annabeth” to twoje życiowe powołanie! Więc pisz!
Dawaj tu szybko CD!!! To jest boskie!!!!!!! CHCĘ WIĘCEJ!!!!!!!! T E R A Z ! ! ! ! ! ! ! ! !
jest cudowne ta to ma gadkę