Nie powiem, żeby budzenie w środku nocy było czymś fajnym.
Odrzuciłam na bok rozczochraną grzywkę i puściłam się biegiem w stronę głosu. Gdy wiedziałam, że jestem dostatecznie blisko, zaczaiłam się za najbliższym krzakiem i wychyliłam głowę.
Krzewy naprzeciwko mnie szeleściły, ale nie od wiatru. Ktoś tam był, uciekał.
Po chwili wyłonił się z nich jakiś kształt. Zdecydowanie należał do człowieka. Przy większym przyjrzeniu można było dostrzec zakrwawioną twarz chłopaka. Miał mocno rozcięte czoło, a do krwi przyklejały się gęste pasma czarnych i brudnych włosów. Z moich obserwacji wynikło, że był mniej, więcej w moim wieku.
Biegł w moją stronę, dawał z siebie wszystko. Wtedy zobaczyłam, co go goniło.
Zza krzaków coś się wyłoniło. Tym razem był to potwór, a konkretnie cerber, czyli jeden z nielicznych mitycznych stworzeń, które zapamiętałam z lekcji historii. Miał trzy głowy i był ogromny.
Czułam, że muszę mu pomóc (chłopakowi, nie potworowi). Zrezygnowałam jednak z tej opcji, gdyż uświadomiłam sobie, że nie mam przy sobie żadnej broni. Czekałabym tam i obserwowała go dalej, gdyby właśnie w tej chwili się nie przewrócił (nawet nie wiecie, jak bardzo bym chciała, żeby to był Eroll!).
Natychmiast wyskoczyłam zza krzaków i podałam mu rękę, żeby wstał. Nie miałam teraz nawet humoru na jakiś dokuczliwy tekst.
-Biegnij! – wrzasnęłam i ruszyliśmy do przodu.
-Może lepiej, gdybyś go zabiła?
-Nie mam nawet czym!
Chłopak zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, a potem jego wzrok zatrzymał się na mojej bransoletce. Chwycił mnie za nadgarstek przyglądając się jej uważniej. Ze strachu przed goniącą mnie kupą mięsa, nie byłam w stanie zaprotestować.
-Przekręć węża! – krzyknął po chwili, dysząc ciężko.
Byłam w tak wielkim szoku, że nawet wykonałam jego zadanie (posłuchałam się, rozumiecie?! W moim przypadku, to nie jest normalne). Dosięgłam breloczka wiszącego na rzemyku. Wyglądał imponująco. Miał kształt pochodni, z palącym się na niej zielonym ogniem, oraz oplatającego ją węża.
Po przekręceniu gada stało się coś niemożliwego. W mojej dłoni pojawiło się jakiś, jak dotąd nieznany mi miecz. Właściwie, to nigdy nie trzymałam takiej „zabawki” w ręce (No, chyba, że liczyć plastikowy ze szkolnego przedstawienia, kiedy grałam jednego z trzech muszkieterów).
Broń wywarła na mnie ogromne wrażenie, czułam się jakby zawsze był mój i był dla mnie stworzony. Już go pokochałam i nie tylko pod względem wyglądu, a był piękny. Rękojeść była czarna i poozdabiana zielonymi elementami. Wokół niej był owinięty wąż. Na połyskującym ostrzu był wygrawerowany jakiś napis, którego nie miałam czasu teraz czytać. Z moją dysleksją pewnie by mi to trochę zajęło.
Wraz z kawałkiem zabójczej broni odwróciłam się dynamicznie. Potwór najwyraźniej deptał nam po piętach, bo ostrze teraz znajdowało się zaledwie kilka centymetrów od jego środkowej głowy. Zamachnęłam się. Zrobił unik, a następnie z olbrzymią siłą pchnął mnie na ziemię. Miecz wyleciał mi z ręki i wylądował kilka metrów dalej. Cerber otworzył pysk z zamiarem ugryzienia mnie. Przesunęłam się na bok. Zwinnie wysunęłam się spod jego łap. Zaczęłam biec w stronę Broni, jednak nie powiodło się to, bo ledwie ruszyłam stworzenie zdążyło mnie przewrócić. Zrezygnowana wrzasnęłam do niego:
-Idź sobie i zostaw mnie w spokoju, ty kupo mięsa!
Opcją, którą obstawiałam, było to, że zaraz umrę, ale na pewno nie to, co się zdarzyło naprawdę.
Potwór cofnął łeb i powoli ze mnie wstał. Następnie jakby nigdy nic, uciekł w stronę lasu. Szybko pobiegłam po miecz. Przekręciłam węża, oplatającego rękojeść. Na mojej ręce znowu wisiała bransoletka od tatusia.
-Skąd to się tutaj wzięło? – powiedziałam.
-Nie mam pojęcia, ale zastanawia mnie inna rzecz. Jakim prawem on się ciebie posłuchał?! TO BYŁ CERBER!
-Może jestem aż tak straszna, że nawet najprawdziwsze i najbardziej przerażające potwory się mnie boją – zaśmiałam się.
-Niemożliwe, jak to się mogło stać? No i dzięki za uratowanie mi życia.
-Spoko, ale się nie przyzwyczajaj, bo mam w zwyczaju ratować tylko siebie.
-Dobra, jestem Ethan. Ethan Nakamura.
-A ja Evelyne Tungles – uśmiechnęłam się do niego.
-Jak to się stało, że on Cię zaczął gonić – dodałam po chwili.
-Normalnie, po prostu jesteśmy teraz poza magicznymi granicami obozu.
-co?!
-No wiesz, obóz ma magiczne granice chroniące przed wtargnięciem na jego teren zwykłych śmiertelników, czy potworów.
-Fajnie – odpowiedziałam ponuro – To może wejdźmy na te granice, bo jakoś nie mam ochoty na kolejne dziwne przeżycie tego dnia.
-To chodź.
-Długo tu jesteś, to znaczy skąd wiesz tyle o tym miejscu i dlaczego Cię tu nigdy nie widziałam?
-Powiedzmy, że wybrałem się na krótki spacer, jestem tutaj od roku.
-Rozumiem.
-Kto jest twoim boskim rodzicem?
-No nie! Ty też?! Wy naprawdę w to wierzycie?
-Raczej tak, ale ja nie wiem, co o tym sądzić, bo wciąż jestem nieokreślony.
-To tak, jak ja. Czyli też mieszkasz w 11?
-Oczywiście.
Zaśmiałam się cicho. W końcu przedarliśmy się przez las. Przed oczami ukazał się nam domek Hermesa (dla nieokreślonych, czyli nasz). Weszłam do niego niechętnie. Ethan szedł tuż przede mną. Wszyscy spali (no może nie zupełnie wszyscy).
Luke przekręcił się na bok, uchylając powieki. Uśmiechnął się do mnie i z powrotem usnął.
-Świetnie, znikam na chwilę, a moje łóżko już jest zajęte – szepnął zbulwersowany.
-Od czego jest podłoga?! –zaśmiałam się i położyłam wygodnie na wywalczonym niedawno miejscu.
Zanim usnęłam, przemyślałam sobie jeszcze jedną rzecz, a konkretnie, to zmieniłam swoje poglądy. Zaczęłam wierzyć w tych całych Bogów i traktować mitologię na poważnie.
córcia wujka hadesa, jak nic. A poza tym PIERWSZY
Lubie jak opowieści z książki są opowiadane przez osoby postronne. Nadal czekam na jej boskiego rodzica
No, chyba nareszcie wiem kto jest jej boskim rodzicem! Hurra! 😀
A teraz komentarz, część właściwa: Herosowe! Świetne, po prostu super! 😀
Mam tylko i wyłącznie dwie drobne uwagi: Na końcu napisałaś „Bogów”, a powinno być „bogów”. Numer dwa, to to, że czasem dajesz jakieś zdanie pytające z kropką na końcu i piszesz – zapytałam. Myślę że łatwiej byłoby zrobić znak zapytania. 😀
No i to by było na tyle. 😀 Czekam na przygód ciąg dalszy!
Cerberek podobno nie lubi robić sobie wycieczek na powierzchnię (jest stróżem na pełen etat), ale spoko, mogło mu się znudzić siedzenie u Hadzia.
I LOVE jej teksty!
I LOVE to opowiadanko!
I HATE Justin Bieber! 😀
No do cerbera to niepodobne, ale może ma jakiegoś klona, bo według mitologi to jak wychodzi na powierzchnię to prawie ślepnie ale spoko
A poza tym to kocham jej zachowanie i zawsze z chęcią czytam twoje opowiadania CD i to szybko !!!!
Super, kocham jej charakterek.
fajnie, ale nie wiedziałam, że „wujek Hades” ma coś do „Cioteczki Eris”… 😀
ciekawy rozdział