Nie pamiętam nic, tylko krzyki, straszne, rozdzierające pełne bólu, krzyki. Potem była ciemność. Łowczynie znalazły mnie w gruzach domku Ateny. Włóczyły się po obozie i usłyszały płacz, więc zaopiekowały się mną.Tak mi powiedziały. Nie wiem co tam robiły ale grunt, że mnie uratował (zawsze lepiej jest być uratowaną niż nie). Dorastałam wśród Łowczyń. Właściwie nie wiem czy jestem herosem, z jednej strony nie bo nie mam boskiego rodzica a z drugiej tak bo ich półkrew składa się na śmiertelnika i boga. Łowczynie przygarnęły mnie i przez trzynaście lat włóczyłam się z nimi.
– Witaj Lucy – powiedziała Artemida pewnego ranka. Wczoraj wieczorem rozbiłyśmy tu obóz. Bogini głaskała za uchem białego wilka.
– Chciałabym z tobą porozmawiać na osobności… o twoich rodzicach.
Co!? Artemida trzynaście lat nic mi nie powiedziała!? A teraz porostu chce ze mną porozmawiać!?
Spojrzałam na Alice dziewczynę, z którą dzieliłam namiot. Była Indianką, i miała w sobie dużo indiańskiego wdzięku. Kruczo czarne długie rozpuszczone włosy błyszczały w słońcu. Rysy miała ostre, indiańskie, ubrana była też jak Indianka. Uśmiechnęła się do mnie i kiwnęła zachęcająco głową. Lubiłam ją.
– Artemido więc ty coś wiesz?! – zapytałam gdy już siedziałyśmy w namiocie.
– Wiem, znałam ich. Twoja matka jest bardzo dzielną dziewczyną trzymała niebo zanim ja ją zastąpiłam aż cud że tyle wytrzymała. Poza tym chciała być Łowczynią. Ma na imię Anabeth. To po niej odziedziczyłaś bląd loki. Jest córką Ateny.
– Anabeth – wyszeptałam.
– Twój ojciec jest wielkim herosem. Uratował Olimp. I wziął ode mnie ciężar nieba. Ma na imię Percy. Po nim masz zielone oczy. Jest synem Posejdona. A czy ty coś pamiętasz z dzieciństwa?
– Pamiętam krzyk i nic więcej.
Artemida kiwnęła głową. Wyszłam z namiotu, Alice czekała na mnie.
– Dowiedziałaś się czegoś? – zapytała z mocno Indiańskim akcentem (słyszałam jak mówiła w ojczystej mowie więc wiedziałam jak brzmi, plus wiedza, którą odziedziczyłam po matce córce Ateny).
– Tak trochę… – nie miałam ochoty na dzielenie się tymi informacjami. Alice zrozumiała zobaczyłam to w jej oczach, zresztą ona jedna mnie rozumiała, ona też nie znała swoich rodziców i też nie pamiętała swojej przeszłości.
– Rozumiem.
Na horyzoncie zobaczyłam Thalie córkę Zeusa. Nie lubiła mnie więc ciągle wymyślała mi jakieś trudne zadania i krzyczała na mnie.
– Zabierz się do roboty Lucy! – powiedziała – jeżeli chcesz z nami mieszkać to musisz się przykładać!
– Thalio to jeszcze dziecko a i tak już pracuje jak normalna Łowczyni. – broniła mnie (jak zawsze) Alice.
– Naścinaj drewna na ognisko Lucy. – powiedziała Thalia, nie zwracając uwagi na słowa Alice.
Zadanie na pozór łatwe ale nie kiedy najbliższym lasem jest park narodowy! Mimo to zabrałam siekierę i ruszyłam na poszukiwanie drewna. Za mną ruszyła Alice. Była starsza miała szesnaście lat a poza tym z racji tego że była utalentowaną Indianką w tropieniu i strzelaniu z łuku niemal dorównywała Artemidzie. Nie wiem jak miało mi to pomóc ale z nią czułam się raźniej. Znalazłyśmy w końcu drzewo i zaczęłyśmy odrąbywać gałęzie.
– Dlaczego Thalia mnie nie lubi? – zapytałam głosem smutnego dziecka.
– Myślę że to dlatego bo znała twoich rodziców, zwłaszcza matkę a z twoim ojcem się kłóciła, i teraz pewnie myśli ” Jak ona mogła z takim kretynem?!! Co ją podkusiło?!”
Zaśmiałyśmy się. Nagle Alice zesztywniała. Usłyszałam szmer, który ona musiała usłyszeć już wcześniej.
– Co to było!? – pisnęłam.
– Nie wątpliwie potwór, widzę jego ślady ma spore łapy. Musimy zawiadomić o tym Artemide i Thalie!
Pognałyśmy pędem do obozu zostawiając siekiery i narąbane drewno.
– Pani Artemido! – krzyczałyśmy obie nawet nie łapiąc tchu po kilometrowej gonitwie.
Artemida wyszła przed namiot.
– Co się stało? – zapytała łagodnym głosem.
– Słyszałam potwora i widziałam jego ślady – powiedziała Alice – powoli zbliża się do obozu.
– Będziemy musiały go przywitać! – wtrąciła Thalia.
– Za ile powinien tu być? – zapytała Artemida
– Za niecałe półgodziny.
– Przygotować się na przyjęcie potwora!! – krzyknęła Thalia wychodząc z namiotu.
Łowczynie ustawiły się w stronę którą pokazałyśmy.
Rzeczywiście potwór zjawił się dwadzieścia minut potem.
– Cierniak. – wymamrotała Artemida.
– Co!? – zapytałam
– Znowu się spotykamy! – zawołał stwór.
Łowczynie strzeliły z łuków ale potwór odparował strzelając kolcami. Bitwa rozgorzała na dobre.
– Alice osłaniaj Lucy! – krzyknęła Artemida.
Alice strzeliła z łuku trafiając Cierniaka w oko, potwór zawył i strzelił nową porcją kolców. Spojrzałam na Artemide, strzelała z łuku i rzucała sztyletami. Nagle usłyszałam ostrzegawczy krzyk Alice, a potem jęk. Alice zasłoniła mnie sobą. Jej ciało przebiło naraz dwadzieścia kolców. Upadła mi do stup. Uklękłam przy niej. Żyła. Ścisnęła mnie za rękę i szeptała coś w ojczystej mowie. Płakałam a ona gładziła mnie po twarzy.
– Ciii Panienko, ciii, niema co płakać – szepnęła.
Twarz miała bladą z rozciętego policzka lała się krew. Moje łzy padały na jej twarz wokół nas świstały strzały. W desperacji chwyciłam za jeden z kolców i wyrwałam go. Krew wytrysnęła z rany jak z fontanny próbowałam zatamować krwawienie i wsadziłam ręce w strumień krwi. Posoka splamiła mi całkowicie moją białą koszulkę. Usłyszałyśmy ryk potwora a potem triumfalne okrzyki Łowczyń.
– Wygalałyśmy – szepnęła Alice a na jej ustach zagościł słaby uśmiech – trzeba się cieszyć.
– Nie mów tak! Nie mogę się cieszyć kiedy ty umierasz! – wyszlochałam – Ale ty nie umrzesz prawda? Wszystko będzie dobrze! Wyzdrowiejesz! MUSISZ!!!
– Nie Lucy. Nie wyzdrowieję. Umrę.
Podbiegła do nas Artemida.
– Moja dzielna! – po policzku bogini spłynęła łza.
Indianka nie żyła. Artemida położyła jej rękę na czole. Zapadła już noc więc nie widziałam co robiła. Nagle dziewczyna rozprysła się w milion gwiazd i ułożyła się w gwiazdozbiór dziewczyny, która tropi. Obok niej zobaczyłam gwiazdozbiór dziewczyny z łukiem.
– To jedyne co mogłam dla nich zrobić. -powiedziała Artemida widząc że wpatruję się w gwiazdy.
– Czemu ona to zrobiła?
– Alice kiedyś miała przyjaciółkę. Pewnego razu zaatakował nas piekielny ogar. Alice zagapiła się. Natalii jej przyjaciółka została rozszarpana na strzępy. Alice nigdy tego sobie nie wybaczyła. Była jak martwa, ciągle szeptała w ojczystej mowie. Ożywiła się kiedy przyszłaś, Lucy. Nie chciała dróg raz popełnić tego błędu.
Wstałam i poszłam do lasu. Postanowiłam odejść od Łowczyń. Tę noc spędziłam pod gołym niebem, rano zgłodniała i niewyspana ruszyłam głębiej w las. W południe zobaczyłam krzak malin więc najadłam się. Mniej więcej tak minęły mi trzy dni. Czwartego dnia wieczorem zobaczyłam ogromnego psa. Zauważył mnie, obnażył kły i zaczął warczeć. Cofnęłam się odruchowo. Pies skoczył na mnie a ja rozcięłam jego ciało nożykiem, który dostałam od Łowczyń, pies rozpłynął się w piach. Odwróciłam się za mną stały cztery psy. Skoczyły równocześnie. Cięłam. Jeden z psów zawył i rozpłynął się. Odskoczyłam tak że jeden z nich znalazł się między sporym głazem a mną. Przycisnęłam psa do skały tak że ten zawył i ugryzł mnie w łydkę. Krzyknęłam z bólu. Wbiłam nóż w oko psa. Rzuciłam się na potwora, który stał na głazie do, którego poprzednio przycisnęłam psa. Rozcięłam jego głowę. W tej chwili poczułam okropny ból, czwarty pies zwalił mnie z nóg leżałam na ziemi a pies szarpał moje ciało krzyczałam i waliłam psa po głowie. Mdlejąc usłyszałam krzyki. Ocknęłam się w obozie Łowczyń, Artemida siedziała obok mnie. Przy niej siedział młody chłopak i mówił coś po staro Grecku a potem dotknął mojej rany. Moje ciało przeszedł prąd a potem ostry piekący ból. Krzyknęłam. Dopiero teraz zauważyli że jestem przytomna. Chłopak uśmiechnął się zawadiacko a potem puścił mi oko.
– Ocknęła się! – zawołała Artemida
– Tak – odparł chłopak.
Znów poczułam ból. Jęknęłam. Artemida ścisnęła mnie za rękę.
– Ale nas urządziłaś! Piekielny ogar prawie rozszarpał cię na strzępy. Czemu nas opuściłaś?
– Ja, ja przepraszam. – wyjąkałam.
– Już skończyłem! – powiedział chłopak – Ładna ta twoja nowa Łowczyni, ekstra laska!!
– To nie jest Łowczyni. – powiedziała spokojnie Artemida – Możesz już wyjść – zwróciła się do mnie.
Wyszłam z namiotu. Nagle na mojej drodze pojawił się chłopak.
– Podobasz mi się! – powiedział
Zarumieniłam się. Chłopak miał mniej więcej tyle lat co ja.
– Ty mi też… – wyszeptałam.
Uśmiechnął się nonszalancko i przysunął się do mnie.
Nie zdążyłam nic powiedzieć bo chłopak mnie pocałował. Wiem że jestem za młoda ale dorastałam wśród Łowczyń więc nie miałam pojęcia o miłości i nie wiedziałam jak zachowują się normalne trzynastolatki. W głowie mi się kręciło kiedy wracałam do namiotu.
Od tej pory spotykałam się z chłopakiem po kryjomu choć on nigdy nie zdradził mi swojego imienia.
To Apollo? I czy to już koniec Klamczuch chce więcej
Super !!! 😀 Odjazd !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
:D:D:D:D 😀
Eee…szybka jest!!!
No, no szybka:) Tak to ogółem fajne:P
Jest to najlepsza część ze wszystkich, ale jak dla mnie, to to się dzieje zdecydowanie za szybko… Nadal. Niektóre zdania musiałam czytać po kilka razy, żeby zrozumieć. Śmierć tej Indianki jest zdecydowanie za szybka. Wykryłam w opowiadaniu masę błędów. Okropnie dużo i interpunkcji i innych głupich błędów, czy ty to czytasz jeszcze raz przed wysłaniem? „- Wygalałyśmy – szepnęła Alice” Wygalałyśmy?! …
No i innym się to może podobać, ale mi osobiście nie leży, że oni po kilku słowach się zaczęli lizać. No bo sorry, ale nie sądzę, żeby nawet w życiu Herosa zdarzały się takie sytuacje.
Jednak nie poddawaj się, bo piszesz coraz lepiej i czekam na cd.
Ciekawe co u Percego i Annabeth…..
Nie no, pięć minut znajomości a oni już takie czułe wyznania?! U nas to się rozwleka na jakieś pół roku do póki co 6 lat! No i tak od razu pocałunek?! Takie to dziwne, ale i tak jest zaje*ist! 😀 Jest dużo błędów w interpunkcji, w jednym miejscu napisałaś „stup” przez „U” otwarte!!! Hello! To się odmienia- stopy, jest „O” więc musi być „Ó” zamknięte! Ale poza tymi oto błędami jest SUPER!!
Ogółem fajne, ale błędy są po prostu straszne. No i apeluję o mniej wykrzykników, kiedy nie są potrzebne. Na przykład: ,,Podobasz mi się!” – to mi zabrzmiało jakby się zdziwił. Taki nieprofesjonalny podryw byłby znośny z jej strony, bo się na tym nie zna, ale jeśli chodzi o jakiegoś chłopaka (mam nadzieję, że nie chodzi o Apolla, chociaż tylko jego Artemida toleruje na tyle, żeby z nim gadać) to powinien się jakoś wykazać, a nie wołać: ,,podobasz mi się!” trochę pogadać i już się całować. (Tak na marginesie, ciekawe co Artemida powiedziałaby na to, że ktoś się całuje w jej obozie.) No i to koniec wymieniania, bo się trochę rozpisałam. Więc ogółem ciekawe. 😀 Czekam na następną część!
Przecież w „Lucy 4” pisało że tydzień po powrocie od hadesa Lucy pojawiła sie w obozie jako 11 latka, a tutaj pisze, że spędziła 13 lat wśród Łowczyń, ale ogólem bardzo fajne. 😀
@Percy
Jako trzynastolatka
aha
ala drugi gwiazdozbiór to była zoe a poza tym artemida nie zamieniała w gwiazdy każdej łowczyni.wiem że nie lubisz thalin ale nierób z niej tyrana.a poza tym fajne
Dziwne.
Niektóre osoby mają racje ten tekst nie zgadza się z poprzednimi. Miałam nadzieję, że utrzymassz dobry poziom opowiadania. Lekko straciłaś go przez niedokładność z ty co pisałaś przed chwilą. Ale nie martw się ogółem opowiadanie jest dobre.
super pisz dalej
Fajne
Trochę dziwne. Za mało uczuć.Za dużo dramaturgii(tu już nie bardzo ale w poprzednich częściach, trochę za dużo jak na mój gust…)
bardzo fajnie piszesz, jakie będą dalsze przygody lucy?
fajne bardzo fajne