od autorki: To już druga część historii, którą tworzę. Chciałabym ją zadedykować Archane, której dziękuję za słowa otuchy i uwagi, dotyczące poprzedniego rozdziału.
.
Obudziłam się. Czułam, że leżę na czymś miękkim. Próbowałam się podnieść, jednak ramię bolało mnie tak mocno, że nie byłam w stanie tego zrobić. Po chwili usłyszałam głosy.
– Chejronie, co z nią? – powiedział dziewczęcy głos. Najwyraźniej mówiła o mnie.
– Straciła dużo krwi, Annabeth. Ortros musiał przegryźć jej ramię dosyć mocno.
– A myślałem, że zdążymy przed którymś z potworów – teraz usłyszałam głos chłopięcy – mówiłem Annabeth i Jane, żeby się pośpieszyły!
– Niestety – podsumował jeszcze inny głos – co się stało to się nie odstanie – ta osoba wyszła z pomieszczenia, dziwnie stukając, jakbym słyszała chód konia…
– Annabeth, pomyśl. Jeżeli jest kolejnym żywiołem… – chłopak zawahał się.
– Mówisz tak samo o każdym nowo przybyłym obozowiczu. Nie możemy tak pochopnie tego stwierdzać Percy.
W tym momencie otworzyłam oczy. Zobaczyłam nad sobą dwie dość wysokie postacie. Jedną z nich była dziewczyna, którą zobaczyłam przed utratą przytomności. Miała okrągłą twarz i blond włosy, które układały się w fale. Drugą osobą był chłopak, którego też zapamiętałam z tamtego wydarzenia. Miał morskie oczy i brązowe włosy. Oboje zauważyli, że się obudziłam.
– Idź – szepnęła blondynka do chłopaka – porozmawiam z nią.
Chłopak odszedł, z lekkim grymasem na ustach. Chwilę zatrzymał się w drzwiach, spojrzał na mnie z nadzieją i wyszedł z pomieszczenia.
– Witaj – powiedziała dziewczyna – masz, wypij to, poczujesz się lepiej – dała mi szklankę z jakimś napojem. Płyn był złoty, lekko przezroczysty. Wypiłam łyk. Napój smakował jak koktajl wiśniowo – pomarańczowy. Moja mama robiła go prawie codziennie. Było słodki, chociaż lekko ostry. Czyżby robili go też tutaj?
– To nektar – powiedziała dziewczyna – Jestem Annabeth Chase.
– Mów mi Alex – odpowiedziałam – Gdzie my jesteśmy?
Annabeth jakby wahała się przez chwilę.
– W obozie… Herosów.
– „Herosów”? – zdziwiłam się. Doskonale wiedziałam, kim byli herosi, ale żeby od razy nazywać tak obóz… W tej właśnie chwili do pomieszczenia wszedł… Centaur.
– Witaj Alex.
– Ja… Skąd zna pan moje imię?
– Widziałem się z twoją mamą.
To naprawdę robiło się dziwne. Ten centaur był u mojej mamy? Po co tam był? Przed oczami zobaczyłam sceny, które mogły się wydarzyć. Zerwałam się z łóżka.
– Co pan jej zrobił?! Co się tu właściwie dzieje?! – krzyczałam, patrząc się raz na centaura, raz na Annabeth – Gdzie ja jestem?!
– Po pierwsze Alex, uspokój się. Po drugie, nic nie zrobiłem twojej matce. Rozmawiałem z nią. Po trzecie… Jesteś heroską. Właśnie jesteś w Obozie Herosów.
W ogóle nie wiedziałam, o co chodzi centaurowi. Wpatrywałam się w niego zdezorientowana.
– Jedno z twoich rodziców jest bogiem, Alex. Nawet w naszych czasach bogowie nadal zakochują się w śmiertelnikach i mają z nimi dzieci. Tak również stało się z tobą. Myślę, że twoja matka opowiadała ci o tym, jak ojciec ją opuścił. Widzisz, tak się składa, że musiał. Zeus zabronił bogom kontaktów z ich dziećmi. To nie zmienia faktu, że odziedziczyli po nich w pewien sposób zdolności i są herosami. Obóz Herosów to twój nowy dom.
Nie, nie, NIE!
– To… To jakieś szaleństwo! To nie możliwe, żeby bogowie istnieli naprawdę!
Centaur westchnął.
– Chejronie, ona nie może się przemęczać, dopiero co się obudziła. – dodała Annabeth z troską. Miała całkowitą rację. To było dla mnie za dużo.
– Jeszcze chwilę, Annabeth –teraz Chejron zwrócił się do mnie – Stwierdzono u ciebie dysleksje, prawda? Może nawet ADHD!
– Skąd pan to wie? – spytałam z nutą histerii w głosie.
– U każdego z obozowiczów to stwierdzono. – blondynka nie wytrzymała i musiała wciąć się do rozmowy – Odczytujesz tylko starożytną grekę…
Rzeczywiście tak było. Annabeth znowu miała rację.
– Mój tata… był bogiem? – wyszeptałam.
– Myślę, że tak. – zakończył Chejron – Alex, masz siłę, by odwiedzić obóz?
– Chejronie… – westchnęła Annabeth. Ja jednak kiwnęłam głową. Jeśli mój tata był bogiem, mogę to zaakceptować, jeżeli od tego zależy moje życie. Annabeth spojrzała na mnie wzrokiem pełnym współczucia. „Ona też musiała kiedyś to przeżywać” – pomyślałam.
– Percy stoi przed domkami. Idź do niego.
Wyszłam z domku. Ból w ramieniu nie przeszkadzał mi aż tak bardzo. Rozejrzałam się dookoła. Na wzgórzu, znajdowali się obozowicze, w różnym wieku. Aż szczęka mi opadła, kiedy zauważyłam, co trzymają w ręku. M i e c z e. Z drugiej strony obozowiska widniało wielkie jezioro. Był to wspaniały widok. To wszystko było jak jakaś bajka. A ja miałam stać się jej częścią…
Percy’ego zauważyłam przy domkach. Było ich dwanaście. Każdy inny. Niesamowite. „Na pewno każdy domek należy do innego boga” – przemknęła mi myśl. Percy potwierdził moją tezę. Opowiedział mi jak to wszystko tutaj funkcjonuje i jak przyzwyczaił się do życia tutaj.
– Jak mnie znaleźliście? – zapytałam po chwili. Percy jakby się zastanawiał nad odpowiedzią.
– Wcześniej dostaliśmy wiadomość od Chejrona, że jest w Filadelfii heros, który jeszcze nie wie prawdy o sobie i w każdej chwili może być w niebezpieczeństwie. Tak więc Chejron w jakiś sposób wyszukał adres, gdzie mieszkałaś, i szkołę, do której chodziłaś. Chcieliśmy cię złapać przy wyjściu ze szkoły, niestety spóźniliśmy się. W ostatniej chwili zdążyliśmy. Myślę, że gdybyśmy byli kilka minut później, byłoby za późno – powiedział, patrząc się mi prosto w oczy.
– Kto jest twoim rodzicem? – rzuciłam pytanie bez emocji.
– Posejdon. Pan mórz i oceanów – wyczuł moje zmartwienie – Co jest? Powinnaś się cieszyć, że twój tato jest bogiem.
Usiadłam na trawie i podciągnęłam kolana pod brodę.
– No właśnie się staram. Ale coś mi nie wychodzi. Mój tato nie odzywał się do mnie przez prawie czternaście lat! Z czego tu się niby cieszyć… Na razie żaden bóg uroczyście nie oświadczył, że jest moim ojcem. – powiedziałam markotnie.
– Och, mojemu tacie długo zajęło zastanawianie się, czy uznać mnie za swojego syna, czy nie. Ale w końcu to zrobił i kilka razu uratowałem Olimp.
– Brawo. Gratuluję. – powiedziałam cicho.
– Oj nie marudź. Na razie będziesz mieszkała w domku Hermesa. A ponieważ nie dobiegł jeszcze koniec roku szkolnego, to nie ma jeszcze wielu herosów w domkach – powiedział z przekąsem – A Chejron już wkrótce przywiezie twoje rzeczy z domu.
Coś mi się nagle przypomniało. Coś, co Percy powiedział dziś rano.
– Posłuchaj, rano mówiłeś coś o dwóch żywiołach… – odwróciłam się w stronę Percy’ego. Ale nie siedział już przy mnie. Stał kilka metrów przy mnie i zawołał.
– Chodź, już czas kolacji!
„Ach, nieważne” – pomyślałam leniwie.
Wstałam z trawy i podeszłam chwiejnie do Percy’ego. Nagle złapałam się za ramię. Prawie krzyknęłam z bólu, ale zagryzłam wargę. Percy zaniepokojony spytał:
– Co jest? – Wskazałam na ramię, nic nie mówiąc.
– Idziemy do Chejrona – zadecydował. Stanowczo pokręciłam głową. Miałam już dosyć tego centaura.
– Chodźmy wreszcie na kolację – szepnęłam. Percy patrzył się na mnie jeszcze chwilę z niepewnością, po czym poprowadził mnie do stołówki.
Jeśli chcecie wiedzieć, jak wygląda stołówka, to jest to kwadratowe, dość duże pomieszczenie, gdzie na środku stoi dwanaście ogromnych, prostokątnych stołów. W jednej ze ścian wbudowany był kominek. Było tu miło i przytulnie. Rzeczywiście czułam się jak w domu.
Przy stołach siedziało już kilka obozowiczów. Percy przedstawił mnie niektórym z nich. Wydawało mi się, że najprzyjemniejsza z nowo poznanych była Jane, heroska z domku Hermesa. To ona była drugą dziewczyną, która uratowała mnie od tego psa w ślepym zaułku.
– Bardzo miło mi cię poznać – powiedziała. Nie kłamała. Chyba rzeczywiście było jej miło.
Usiadłam przy niej. Na razie byłam nieokreślona przez boga, dlatego tymczasowo zamieszkiwałam domek boga podróżnych.
Rozglądałam się wokół siebie. Biorąc przykład z innych, przemówiłam do szklanki. Chyba nic nie mogło mnie już zdziwić.
– Sok pomarańczowy. – powiedziałam obolała. Moja szklanka zapełniła się pomarańczowym, wyrazistym napojem. Jednak barwa mojego głosu nie uszła uwadze Jane.
– Nadal boli? – zgadła.
– Mhm.
– Powinnaś z tym iść do kogoś doświadczonego. Raczej do Chejrona, bo Pan D. nic by z tym nie zrobił…
– Pan D.? Kto to? – zapytałam z ciekawością.
– Ach, ty jeszcze nie wiesz? Pan D. jest dyrektorem obozu. Za karę. – wyszeptała. W tej chwili drzwi otworzyły się z trzaskiem. Wszedł mężczyzna, gruby i niski. Ubrany był w czerwony dres w paski. Miał bardzo czerwony nos. W ręku ściskał pogniecioną puszkę dietetycznej coli. Z kimś mi się kojarzył. Po chwili już wiedziałam – to był Dionizos, bóg dzikiej natury i winorośli.
– Chejronie, ty stary koński zadzie! Mówiłem ci już, że… -krzyczał, jednak dopiero w tej chwili zauważył, nie jest sam w stołówce. Wszystkie oczy były zwrócone na niego. Powoli, bez gwałtownych ruchów wycofał się do drzwi i zatrzasnął je z powrotem. W stołówce zabrzmiały śmiechy i szepty.
– Pan D. od kiedy tu jest, kłóci się z Chejronem non stop. No i nienawidzi Percy’ego. – powiedziała z uśmiechem i pokazała za siebie. Siedział tam Percy, jako jedyny ze stołu Posejdona. Zobaczył, że się na niego patrzę i uśmiechnął się do mnie. Natychmiast odwróciłam wzrok. Za chwilę zobaczyłam, że wszyscy podchodzą z potrawami do kominka.
– Co oni robią? – spytałam Jane.
– Ty też idź – powiedziała i obie ustawiłyśmy się w kolejce – Na początku kolacji wrzucasz kawałek potrawy do kominka „na ofiarę” dla bogów. Oni uwielbiają ten zapach. Możesz pomyśleć jakieś życzenie – może pomogą ci je spełnić.
Nadeszła moja kolej do złożenia „ofiary”. Wzięłam kawałek kurczaka, wrzuciłam je w palenisko i pomyślałam „Proszę cię…Pokaż mi, że jesteś i towarzyszysz mi na co dzień”
Po kolacji Chejron oświadczył, że trzeba wracać do domków i nie ma zamiaru szukać obozowiczów po zmroku. Tak więc poszłam do domku Hermesa. Ktoś rozłożył sobie śpiwór obok mojego. Siedziała na nim obcięta na krótka brunetka. Jej zielone oczy przypominały mi kogoś boleśnie…
– Clara! – krzyknęłam.
– Alex! – dziewczyna spojrzała na mnie i podbiegła. Objęła mnie krótko – Wiedziałam, że tu będziesz!
– To dlatego się do mnie nie odzywałaś… ? Z powodu mojej odmienności…? – zapytałam markotnie.
– Coś ty, dziewczyno! – jej mocno zielone oczy spotkały się z moimi – Ja też jestem heroską!
Dopiero teraz dotarło to co powiedziała moja przyjaciółka.
– Od kiedy tu jesteś? – spytałam, już z uśmiechem.
– Przed chwilą tu dotarłam – odpowiedziała – Ale o obozie i o moim prawdziwym obliczu wiedziałam już dawno. Nie odzywałam się do ciebie dlatego, bo nie chciałam się wygadać! Gdybyś wiedziała, że jesteś heroską, zanim byś tu dotarła, byłabyś w większym niebezpieczeństwie. Nie miałam pewności, że ty też jesteś tak jak ja, ale miałam rację! – wyjaśniła Clara, a mnie zrobiło się lżej na sercu. Wreszcie ktoś, kogo znałam prawie od zawsze, był taki jak ja!
– Wiesz kto jest twoim rodzicem? – zapytałam po chwili.
– Nie, na razie nie. Ale mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni.
Po chwili usłyszałam, że ktoś mnie woła. Blondynka weszła, mówiąc:
– Alex, Chejron cię szukał.
– Dzięki – powiedziałam, a potem zwróciłam się do Clary – Zobaczymy się później!
Wyszłam na powietrze. Wieczór tutaj był taki piękny! Powietrze było przejrzyste, świeże, jakby po burzy. Ponad pachołkami drzew niebo było granatowe, jednak pomiędzy drzewami granat przeplatał się z niebieskim.
Przed domkiem głównym stał Chejron, czekający prawdopodobnie na mnie.
– Chciał mnie pan widzieć? – spytałam cicho, zawstydzona moim zachowaniem wobec niego w domku głównym.
– Tak, Alex. Jak już ci mówiłem, byłem niedawno u twojej matki. Powiedziałem, że będziesz się z nią kontaktować. Ach, powiedziała jeszcze, żebym przekazał ci to – centaur podał mi plecak, zapewne z ubraniami i moją ulubioną książkę „Bogowie Olimpijscy – prawda czy mit”. Chejron uśmiechnął się, patrząc na tytuł książki.
– Teraz masz już odpowiedź – powiedział, śmiejąc się – Poczekaj jeszcze chwilę – chyba o czymś sobie przypomniał i wszedł do Wielkiego Domu. Po chwili wyszedł trzymając coś, co przypominało sztylet zamocowany do ochraniacza.
– Jesteś praworęczna, prawda?
Mruknęłam, że tak. Centaur zamocował mi ochronę do prawego nadgarstka, a wraz z nią sztylet.
– Kiedy prostujesz palce, sztylet wysuwa się zza rękawa…
– Panie Chejronie – przerwałam cicho – Chciałam przeprosić za moje zachowanie, wtedy, po dotarciu tutaj. Nie powinnam się tak zachować… I dziękuję panu za ten sztylet – wyprostowałam palce i sztylet natychmiast się wysunął, z cichym, metalicznym odgłosem.
– Och, Alex, naprawdę, nic się nie stało. Wiele obozowiczów przybyło tutaj, nic nie wiedząc. Jestem do tego przyzwyczajony. – powiedział z przekonaniem. A teraz, szybko, do domku Hermesa. Już późno.
CDN
Super, świetne, fantastyczne. 😉 Do długości się nie przyczepię – w sam raz. 😀 Z tego co pamiętam wykryłam parę błędów, ale nie dały mi się specjalnie we znaki i już zapomniałam.
To teraz czekam na kolejną część – w miarę możliwości równie długą. 😉
Super. Bardzo fajne. Ciekawe czyją jest córką. Tylko jest 4 żywioły, a nie 2, ale jeszcze nie wiemy o co z nimi chodzi.
Czyżby bogowie szarpnęli się na remont stołówki?
Dzięx za dedykację 😀
Wykryłam jedną literówkę (y->u) i coś mi się nie zgadza ze stołówką i dwunastoma domkami… Bo są dwie możliwości:
a) Jak dobudowywali domki to wyremontowali stołówkę (ale wtedy byłoby więcej domków)
b) To się dzieje przed OO i nadal jest dwanaście domków (ale wtedy stołówka mieściłaby się w pawilonie)…
Pisz dalej! Chcę się dowiedzieć, o co chodzi z tymi żywiołami!
Ja też!!! Uwielbiam to!!! 😀
Super. tytuł zaciekawił mnie bardzo. Opowiadanko fajne. Pisz dalej
Ciekawy tytuł, intrygujące opowiadanie bardzo mnie wciągnęło i czekam z niecierpliwością na dalszą część.
No. Może być ciekawie 😀
EXTRA. 😀 😀 😀
extra rozdział