– Spóźniliście się – powiedziała Rosie.
– Sorki, to nie nasza wina – odparłem.
– Co może być ważniejsze od ratowania świata? Poza tym, jak was nie było, zdążyłabym jeszcze obskoczyć ze dwa sklepy!
Rosie i Lily były obładowane wielkimi torbami. Nawet Annabeth miała ze sobą dwie reklamówki. Percy posłał nam spojrzenie: „Dlaczego mi to zrobiliście?” „Nigdy więcej”.
– Autograf Cliffa Burtona? – podsunął Apu.
– Jak niby? Przecież on nie żyje!
– Też nam to powiedział. Annabeth, wiesz coś o tym? – zapytałem.
– Co? – Annabeth oderwała wzrok od witryny wielkiego sklepu z butami.
– Właśnie sobie takie kupiłaś – powiedział Percy z pretensją w głosie.
– Wcale nie takie same! Patrz! – oburzyła się Annabeth. Wyciągnęła z torby pudełko i pokazała nam nowe pantofle, kremowe sandały na szpilkach ze złotymi sprzączkami.
– Całkiem całkiem, może zamiast projektować budynki zostaniesz projektantką mody? – zapytałem ironicznie. – Ciekawe jakby wyglądały obcasy w stylu korynckim?
– Przestań! – zawołała, chociaż wyglądała na zaintrygowaną tym pomysłem.
– Mniejsza o to. Spotkaliśmy właśnie w jednym ze sklepów człowieka, który nie żyje od 25 lat. Wiesz może jak to możliwe?
– Pamiętasz może jak się nazywa ta ulica?
– Pola Elizejskie… Noż kurde!
– Już rozumiesz? To miejsce jest jednym z nielicznych w Podziemiu, gdzie mogą dostać się żywi, i przy okazji jedynym, które nie przemieszcza się wraz z Centrum Zachodu. Zmarli mogą poruszać się w obrębie całej ulicy, ale śmiertelnicy ich nie widzą, przynajmniej nie w ich pierwotnej postaci. Łuk Triumfalny jest bramą łączącą aleję z resztą Elizjum.
– Spotkałaś kogoś?
– Wydawało mi się, że widziałam Galileusza, ale nie jestem pewna.
– Nie chciałabym przeszkadzać, ale mamy tu jakieś obowiązki, zgadza się? – przypomniała Rosie.
– Luwr jest niedaleko – powiedziała Lily. – Możemy się przejść.
***
Dotarliśmy do muzeum około wpół do ósmej. Luwr jest zamykany o szóstej, więc w środku nikogo raczej nie było oprócz ochrony. Do środka dostaliśmy się przez okno toalety.
– Okej – powiedziałem. – Zasady są proste. Nie rozdzielamy się i nic nie dotykamy, chociażby nie wiadomo jak by nas interesowało – tu spojrzałem na Annabeth – i nie wiadomo jak nas kusiło, żeby zrobić coś głupiego – tu spojrzałem na Apu. – Nie chcę mieć potem problemów ze smerfami.
– Ale jesteś – powiedział Apu i zrobił udawanego focha.
– A pójdziemy zobaczyć chociaż Monę Lisę? – zapytała Annabeth.
Spojrzałem na resztę. Mina Percy’ego mówiła: „Nie próbuj nawet dyskutować, i tak to zrobi”.
– Dobra, niech ci będzie.
Mimo, że było jeszcze wcześnie, w niektórych korytarzach było tak ciemno, że nie dało się normalnie iść.
– Apu, zabrałeś swoją super-hiper-mega latarkę? – zapytałem.
– Kurde, wiedziałem, że o czymś zapomniałem! – Apu klepnął się w czoło tak głośno, że echo poniosło się chyba po całym budynku.
– Nie będzie nam potrzebna – powiedziała Rosie, patrząc na Apu jak na idiotę. Następnie zamknęła oczy. Gdy je otworzyła, świeciły one jasnym, błękitnym światłem, jak ksenonowe reflektory samochodowe.
– Jak…? – zapytałem.
– Bycie córką boga słońca jest czasem bardzo praktyczne – odpowiedziała.
– Dobra, królowo ciemności – powiedziałem. – Prowadź.
Rosie wyglądała, jakby nowy przydomek bardzo jej się spodobał. Chodziliśmy dość długo po całym muzeum, mijając wiele znanych rzeźb i obrazów. Parę razy musieliśmy się też chować przed mundurowymi. Pamiętam, że kiedyś byłem tu ze szkolną wycieczką. Moje zwiedzanie polegało na tym, że przez pół godziny chodziłem po muzeum, żeby zobaczyć Monę Lisę, a następne półtorej godziny puszczałem łódeczki w fontannie. A, no i kupiłem sobie pączka.
Szliśmy właśnie po dziale sztuki starożytnej. Nagle Lily zatrzymała się.
– Co się stało? – zapytał Apu.
– Czuję coś… Taką intensywną energię…
– Czyli chyba jesteśmy blisko – powiedziałem.
Nagle coś mnie olśniło. Wiem, czego powinniśmy szukać!
– Tam – zarządziłem i ruszyłem szybkim krokiem w wyznaczonym kierunku.
Na końcu korytarza stała marmurowa rzeźba. Przedstawiała ona półnagą kobietę. Przecież to oczywiste! Wenus z Milo, najsłynniejszy posąg Afrodyty na świecie! Bogowie, czemu ja na to wcześniej nie wpadłem?
Stanęliśmy dookoła rzeźby. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, oprócz tego, że Annabeth wyciągnęła jeden ze swoich zeszytów i zaczęła szkicować. Przyklęknąłem obok postumentu i zacząłem go badać. Nagle coś dziwnego rzuciło mi się w oczy.
– Patrzcie – powiedziałem, wskazując na krawędź kamiennego bloku. – Tu jest wyryte moje imię.
Istotnie, obok narożnika postumentu był wyrzeźbiony napis Voyt. Obejrzałem rzeźbę jeszcze raz.
– Tu obok jest jeszcze… Rosie, po drugiej stronie są Percy, Annabeth, a tutaj jeszcze Apu i Lily. Dziwne, bardzo dziwne…
Dotknąłem mojego imienia na kamieniu. Ku mojemu jeszcze większemu zdziwieniu, litery zaczęły świecić niebieskim blaskiem.
– Chodźcie tu – powiedziałem do reszty. – Dotknijcie swoich imion.
Gdy wszyscy zajęli miejsca (imię Rosie było zaskakująco blisko mojego) coś się wreszcie zaczęło dziać. Powietrze przed nami zamigotało i po chwili ujrzeliśmy Erosa.
***
Domyślam się, jak wyobrażaliście sobie boga miłości. Pewnie wydawało się wam, że jest to dzieciak w samej pielusze z łukiem i skrzydełkami. Jeżeli tak, to muszę wam powiedzieć: Gówno prawda. Przed nami stał na oko czterdziestoletni mężczyzna, z gęstymi włosami koloru miodowego i krzaczastymi włosami. Był dość wysoki i szczupły, a ubrany był jak myśliwy. Miał buty trekkingowe, kurtkę i spodnie w barwach moro i taką samą czapkę z wyszytym sercem przebitym strzałą. Przez ramię miał przewieszoną strzelbę na pasku.
Gdy tylko się zmaterializował, wszyscy padliśmy na kolana (jak to przed bogiem). Poczułem też przyjemny zapach, jakby wiśnie, morele, ananasy, ale także smażona szynka i ser. Normalnie te aromaty by do siebie nie pasowały, lecz w świecie greckich bogów nie istnieją normalne sytuacje.
– Witaj, Panie Erosie – powiedział Percy.
– Witajcie – powiedział Eros głębokim basem. – Spodziewałem się was.
– Czyli pewnie znasz powód, dla którego przybywamy, prawda? – zapytałem.
– Oczywiście. Chętnie wam pomogę. Na Olimpie jest teraz tak mało miłości… – westchnął bóg.
– Wiesz, gdzie mamy szukać pierścienia Hery? – zapytała Annabeth.
– Powiem wam, że musicie udać się na północ, gdzie dokładnie, wie ten oto chłopak – wskazał na mnie.
– Jak… ale ja nie… – wydukałem.
– Powiedz chłopcze, czy nie miewasz ostatnio snów, jakichś wizji lub proroctw? – zapytał bóg.
– Mam, ale…
– Pomyśl, skojarz swoje marzenia senne z tym, co ci powiedziłem. Wiesz już coś?
Zacząłem się zastanawiać. Na północ, jezioro, ten dziwny potwór… Kurde, wiem! Wiem!
– Już rozumiem. Czy aby tylko dobrze? – zapytałem.
– Jesteś mądrym człowiekiem – pochwalił mnie Eros. – Jestem pewien, że sobie poradzicie. Tylko uważajcie. Sam nie mogę odzyskać pierścienia, muszę siać miłość. Chciałbym was ostrzec, że to, z czym przyjdzie wam walczyć jest niezwykle potężne i trudne do pokonania, będziecie musieli naprawdę współpracować, tak jak jeszcze nikt. Naprawdę zależy mi na tym, żeby miłość znów gościła wśród bogów. Chciałbym ułatwić wam misję, więc dam wam pewien dar.
Po chwili cała sala wypełniła się purpurowym dymem. Gdy opadł, Erosa już nie było, a Annabeth, Percy i Lily leżeli na ziemi, nieprzytomni.
Podbiegłem do Annabeth, żeby sprawdzić, czy nic jej nie jest. Rosie zajęła się Percy’m a Apu pochylił się nad Lily.
– Bogowie, żeby tylko nic się im nie stało! – jęknęła Rosie.
– Spokojnie – Annabeth zaczęła odzyskiwać przytomność. – Nic mi nie jest – powiedziała i zamilkła. Powoli dotknęła ze zdziwieniem swoich ust.
– Co się stało? – zapytał Percy i też, zaskoczony, zaczął pocierać swoje usta.
Apu, Rosie i ja też byliśmy zdumieni. Dlaczego? Percy i Annabeth mówili płynną, poprawną polszczyzną.
A potem stała się rzecz jeszcze dziwniejsza. Lily zatrzepotała rzęsami, chwyciła pochylającego się nad nią Apu za szyję i pocałowała go.
***
Opuściliśmy muzeum najszybciej, jak tylko się dało. Pegazy zabrały nas do jakiegoś parku, gdzie mogliśmy spokojnie porozmawiać.
– Dobra, mów co wiesz – nakazała Rosie, patrząc mi prosto w oczy.
– Co to jest, przesłuchanie? Zgaś natychmiast te lampy! – zawołałem.
Rosie zamrugała, a światła w jej oczach zgasły. Znów miały tą samą, błękitną barwę.
– Dobra, teraz na spokojnie. Co ci się ostatnio śniło? – zapytała Annabeth.
– Widziałem… góry. Wielkie, zarośnięte góry, do tego wielkie lasy, gęste, że ja p… I jezioro, wielkie, długie jezioro. A w jeziorze potwora, chyba drakona, albo coś w tym stylu – powiedziałem.
– To wszystko? – zapytał Percy.
– Tak, chyba tak.
– Chyba wiem, gdzie musimy lecieć – powiedziała Annabeth.
– Gdzie? – zapytała Lily, siedząca na kolanach Apu.
– Na północ, tak jak powiedział Eros – czułem się dziwnie, rozmawiając ze wszystkimi po polsku. Normalnie Amerykanie nie mieliby szans nauczyć się tak dobrze polskiego, a tu PUFF! I wszyscy mówią płynnie, bez jakiegokolwiek akcentu.
– A dokładniej? – zapytał poirytowany Apu.
– Pomyśl, jezioro, w którym pływają potwory. Na świecie są tylko trzy takie miejsca. Pierwsze to jezioro Bajkał, ale ten krajobraz mi jakoś nie pasuje do ruskich. Drugie to gdzieś w Nowej Zelandii, ale Eros wyraźnie mówił, że mamy lecieć na północ. Trzecie miejsce pasuje idealnie.
– To znaczy? – zapytał Percy.
– Szkocja – powiedziałem. – A dokładniej to jezioro Loch Ness.
***
– Kiedy wyruszamy? – zapytała Rosie.
– Najlepiej jak najszybciej – odpowiedziałem. – Który dzisiaj jest?
– 25 czerwca – odpowiedziała Annabeth.
– Czyli stoimy nieźle z czasem. Mimo to myślę, że im wcześniej, tym lepiej.
W tym momencie powietrze obok nas zamigotało. Nie było to jednak pojawienie się boga, lecz iryfon. Po chwili przed nami stał półprzezroczysty Lars.
– Siemano, możecie rozmawiać? – zapytał lekko roztrzęsionym głosem.
– Oczywiście, a co?
– Jest troszkę źle – powiedział. – Hera oznajmiła, że jeśli pierścień się nie znajdzie do 2 lipca, zacznie się wojna. Na razie jest jako taki spokój, ale wolimy nie wiedzieć co się stanie, gdy bogowie zaczną się dzielić. Lepiej się pospieszcie, zanim stanie się coś niefajnego.
– A tak poza tym co? Jak tam przygotowania do koncertu?
– A nieźle. Hefajstosy montują scenę i robią fajerwerki, potem się zamontuje jakąś elektronikę. Przydałyby się też jakieś światła.
– Hermesowcy nie mają nic na składzie?
– Ech… Okazało się że nic nie działa, bo tak długo leżało, poza tym myszy przeżarły wszystkie kable.
– A ćwiczycie coś z Alanem?
– Co? A, tak, tak, oczywiście! – taa, a ja jestem Hadesem.
– Czy to nie jest mój domek? – zapytał Percy, przyglądając się otoczeniu.
– A nawet jeśli, to co? – zapytał Lars tym swoim wkurzającym tonem.
– Tak sobie po prostu przypomniałem, że słona woda przewodzi prąd!
W tym momencie za plecami Larsa usłyszeliśmy dziewczęcy głos, mówiący w jakimś bulgoczącym języku, brzmiący jakby ktoś się dławił.
– Ktoś tam jeszcze jest? – zapytała Annabeth.
– Ikke nu! Jeg diskussion med kolleger! – zawołał. – To jest Caroline, córka Hery, z Danii.
Obok Larsa stanęła niewysoka, szczupła dziewczyna z długimi, brązowymi włosami i błękitnymi oczami. Lars objął ją w pasie.
– Córka Hery, tak? Chcecie zostać królem i królową obozu? – zapytał Apu.
– Lars, vi nødt til at gå til lektioner – powiedziała Caroline. – Musimy iść na zajęcia.
– No to cześć! Aha, Lars, kupiliśmy ci pałki!
– Dzięki, na razie! – iryfon zafalował i zniknął.
– Kurde, zapomniałem włączyć zabezpieczeń przed wyjazdem – mruknął Percy.
– Mniejsza o to, na pewno nic ci nie ukradli – powiedziałem.
– To córka Hery – burknęła Annabeth. – Nie powinniśmy jej ufać.
– Nie zajmujmy się tym teraz. Mamy tydzień na znalezienie pierścienia, albo mamy spodziewać się kolejnego pandemonium. Wyruszymy jutro rano – zakomenderowałem.
– Ludzie, jesteśmy w Paryżu, a nie byliśmy jeszcze na wieży Eiffla! – przypomniała Rosie.
– Bo były straszne kolejki – powiedziała Lily.
– Teraz jest wieczór, więc może będzie większy luz. Idziemy? – zapytałem.
– Jestem za – powiedziała Annabeth.
– Ja też – powiedziała Lily.
– I ja – dodał Apu.
– No to jazda stąd – powiedziałem.
Przy okazji – w tym roku, dokładnie 27 września mija 25 lat od tragicznej śmierci Cliffa. Pamiętajmy o tym. Metal up your ass! (*) m/
Genialne! Jak każda część zresztą. Jak zwykle akcja I humor idą w parze. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Braterstwo jest the best!
Ps pierwsza!
Super!!! Herosowe opowiadanie! Długie i ciekawej treści. Bardzo je lubię i nie mogę doczekać się kolejnej części.
P.S. A ja we wrześniu mam urodziny. Dokładnie czwartego 😉
A tak przy okazji – wystarczająco długie? (pytanie skierowane głównie do Arachne)
Długie, fajne, ciekawe, bezbłędne (znaczy mam jeden błąd: „z gęstymi włosami koloru miodowego i krzaczastymi włosami” -> chyba krzaczastymi brwiami? Ale tylko ten jeden błędzik. Poza tym jest herosowo :D)
@Maggie zauważyłem to, zanim opowiadanie zostało wstawione (tak w ogóle to chodziło o wąsy 😉 ).
o wąsy???? prawdziwy myśliwy Jak zwykle co tu dużo pisać. Super,ekstra, megageniastycznie Jak dla mnie jest wystarczajco długie. cd——————-szybko!!!!!!!
A i pytam się tak dla pewności, bo wiem że jesteś fanem Metallici, ale chodzi ci o tego basiste co w przez autokar zginął ??
Extra! JAk zawsze zresztą, akcja i humor to lubie najbardziej!
extra! zresztą jak zawsze, humor i akcja to lubię. A i nie nie jest za krótkie, jak dla mnie to jest w sam raz. 😉
W poprzedniej części opowiadania Cliff ma na sobie koszulkę z autobusem, więc tak, o niego chodzi.
Opowiadanko NADAL za krótkie! Ledwo się wczułam i… Pierdut! Cięcie! Koniec!
Powtórzenie lub literówka w opisie Amora (o włosach), poza tym chyba nic… Ale nie wiem, bo opowiadanie wciąga do tego stopnia, że nie zwracam uwagi na pierdoły.
Świetne!!! Niemoge się doczekać CD!!
PS: Percy może się obawiać że dzieci Hermesa mu coś buchną 😉 😀
Wysłałem dwie części razem, jutro pewnie będzie.
Arachne, naprawdę, nie chciałem ich dzielić, ale razem miały 11 stron i nie wiem, czy adminka by ich nie podzieliła.
Poza tym, ty też długich rozdziałów nie wstawiasz 😉
Ten rozdział jest… Jakby to ująć… Cudowny, doskonały i… wogóle już nie mam pomysłu na określenia. Taki świetny, że brak mi epitetów. 😀 Po prostu cudny! 😀
Też zastanawiałam się nad tymi włosami, ale skoro to już wyjaśnione to nie będę się czepiać. 😀
Czekam na następną część jakbym siedziała na szpilkach. 😀 Mam nadzieję że będzie szybko. 😀 I dłuuugo. 😀
PS: A o 27 nie zapomnę. Akurat 5 dni po moich urodzinach…
No wiesz Voyt, ja nie ma tłumów krwiożerczych fanów którzy zmuszaliby mnie do pisania. Mam za to ostatnią prostą w szkole (czyt. „ostateczną, rozpaczliwą walkę o oceny, dzięki którym mogłabym podnieść średnią i dostać stypendium”). Piszę mniej więcej jedną czwartą strony dziennie, a czasem nawet nie tyle (od piątku nie pisałam w ogóle, bo dziś miałam megaważny konkurs z chemii, ultraważny spr z biologii, superważny test z niemca, superważną pracę klasową z matmy i hiperważną poprawę z polaka). Ale postaram się dawać trochę więcej…
Hah, Arachne – dobre 😀 Ja z koleżanką piszemy na polskim opowiadania 😀 DŁUŻSZE VOYT!!!!!!!! 😀
@Arachne, może nie masz TŁUMÓW krwiożerczych fanów, ale na pewno masz JEDNEGO krwiożerczego fana zmuszającego Cię do pisania opowiadań o Arachne. (Ten fan to ja 😀 )
@Voyt Kolejne boooooskie opowiadanie. Nawet nie ma się do czego przyczepić 😀
Gdzie następna część? Tylko spokojnie…. Opanuj się….
GDZIE DO JASNEJ CHOLERY JEST NASTĘPNA CZĘŚĆ?!
Czy w ogóle będzie?
Loch Ness ale fajnie! Następna część się zapowiada naprawdę genialnie!!!!
bajeczny podoba mi się rozdział