Opuściliśmy w pośpiechu hotel. Apu o mało co by nie zostawił w pokoju swojego topora, gdybym mu nie przypomniał (po długiej wiązance moich przemyśleń i epitetów na temat jego intelektu, wyglądu i zapachu), że jadł nim wczoraj jogurt. Percy zagwizdał na pegazy i wylecieliśmy w miasto przez okno. Wylądowaliśmy w jakimś parku, żeby przemyśleć sprawy.
– Dobra – powiedziałem. Musimy znaleźć Erosa. Ma ktoś może pomysły, gdzie on najczęściej przebywa?
– Tam, gdzie najczęściej zakochują się ludzie – powiedziała Lily.
– Tak, to nam naprawdę zawęża obszar poszukiwań – rzekła Annabeth. Przez te 10 minut przed opuszczeniem hotelu zdążyła się doprowadzić do porządku. – Cały Paryż to miasto miłości! Może jakieś konkretne miejsce?
– Wieża Eiffla, Pola Elizejskie, Sekwanna, Notre Dame, Luwr… – zaczęła wyliczać Rosie.
– Plac Pigal – dodał Apu.
– Ten tylko o jednym… No tak, to miejsce z tego wszystkiego ma najwięcej wspólnego z miłością – przyznałem.
– Może po prostu będziemy go szukać? – zaproponował Percy. Przy okazji zauważyłem, że Annabeth kiwa potakująco głową i zaciska kciuki.
– Nie mamy na to tyle czasu – oznajmiłem.
– Czas nas nie goni – przypomniała Annabeth.
– Was może nie, ja chcę zagrać ten koncert.
– Czyli Dioni jednak się zgodził? – zapytał Apu. Winorośl na jednym z drzew zaszumiała mimo braku wiatru.
– Tak, przed 4 lipca chciałbym skończyć tą misję. Annabeth, nie martw się, możemy dzisiejszy dzień poświęcić na zwiedzanie – Annabeth wyszczerzyła zęby i szepnęła „yes!”
– No więc jeszcze raz. Gdzie będziemy szukać?
– Wieża Eiffla? – zapytała Rosie.
– Mało prawdopodobne. Za bardzo tam wieje.
– A co to ma do rzeczy?
– Bo on lata na takich malutkich skrzydełkach… – zatrzepotałem w charakterystyczny sposób palcami. Rosie zachichotała.
– Pola Elizejskie? – zapytała Lily z nadzieją w oczach.
– Nie martw się, też pójdziemy – Lily rozpromieniła się.
– Luwr? – zapytała Annabeth.
Nagle coś mi zaczęło świtać. Przypomniałem sobie o przepowiedni.
– No tak! – zawołałem. – Wiem już gdzie powinniśmy szukać. Tak, tak, wszystko się zgadza!
– Powiesz nam wreszcie? – zapytał Apu.
– Pamiętasz przepowiednię? Prawdę odkryją w miejscu przeciętym przez róży linię!
– No i co z tego?
– To z tego, dziurawy kartoflu, że ta linia przechodzi centralnie przez pałac!
– Oczywiście… – Annabeth klepnęła się w czoło. – Pierwszy południk zerowy, punkt odniesienia dla wszystkich zabytków w Paryżu!
– Trafiłaś w sedno tarczy – powiedziałem. – Uważam, że nie powinniśmy odwiedzać muzeum w dzień. Wkradniemy się tam w nocy. Zabezpieczenia są tak skonstruowane, że dopóki nic nie ukradniemy, nie musimy się niczego bać. A na razie… możemy trochę pozwiedzać.
***
Annabeth oprowadzała nas po Paryżu. Zwiedziliśmy m.in. wzgórze Montmatre, dzielnicę La Defence, Panteon, Wersal, Sainte-Chapelle i wiele innych zabytków, które w ogóle mnie nie interesowały, za to moja siostra musiała dokupić kilka zeszytów, żeby pomieścić swoje notatki. Mieliśmy szczęście, bo w tym czasie nic nas nie zaatakowało, chociaż wydawało mi się, że widziałem dziewczynę z oślą nogą, innym razem faceta z trzema rzędami zębów w ustach. Postanowiłem jednak, że póki nie będzie potrzeby, nie będziemy walczyć. Spędziliśmy tak czas do około czwartej po południu, gdy udaliśmy się na Pola Elizejskie, żeby coś zjeść. Tam Annabeth się trochę uspokoiła, za to głupawki dostały Rosie i Lily, które od razu chciały iść na zakupy. Ustaliliśmy, że spotkamy się pod Łukiem Triumfalnym o siódmej.
– Tylko nie przesadzajcie, te kieszenie są już i tak wypchane – ostrzegłem je.
– Nosisz ze sobą standardowe wyposażenie orkiestry symfonicznej – powiedziała Rosie. – Naprawdę nie będziesz miał miejsca na kilka toreb?
– Kilka… – mruknąłem pod nosem, ale dziewczyn już nie było.
Zjedliśmy z Apu pizzę i też poszliśmy coś kupić. Dużo czasu spędziliśmy w sklepie z grami komputerowymi, bo mój kumpel chciał sobie kupić coś, czego nie dostałby w Polsce. Zastanawiałem się, jak on zrozumie francuskie wersje językowe, jak on po polsku czasem nie rozumie jak się do niego mówi. Niemniej jednak wybrał sobie kilka znanych tytułów i cały czas czegoś szukał. Ja nie byłem raczej zainteresowany grami, i tak mój komputer w większości by ich nie uciągnął.
Rozejrzałem się po sklepie. Była tu też kawiarenka internetowa, wiele osób siedziało przy komputerach grzebiąc w sieci lub grając w jakieś gry. Przyglądałem się graczom i ze zdziwieniem stwierdziłem, że wszyscy przypominają mi jakieś znane osoby. Zmarłe znane osoby.
– Coś tu jest nie halo – powiedziałem do Apu, który właśnie przeszukiwał dział ze strzelankami.
– Nie Halo? – zapytał Apu. – No to może Left4Dead’a?
– Pfff… – westchnąłem. – Płać za wszystko i wychodzimy, nie podoba mi się to miejsce.
– Też mi się tu nie podoba, strasznie drogo tu mają.
Apu zapłacił za gry i wyszliśmy znowu na głośną ulicę. Udaliśmy się następnie do sklepu muzycznego, gdzie nakupiłem sobie płyt, których mi brakowało w kolekcji, między innymi Steal This Album! System of a Down, oraz Cryptic Writings Megadeth, którego nie mogłem dostać nigdzie w Polsce. Kupiliśmy sobie też świecące na różne kolory struny do gitar oraz obiecane pałki dla Larsa. Następną godzinę spędziliśmy wybierając gitary. Apu wziął jakiś bas i podszedł do miejsca, gdzie można było go podłączyć i ograć.
– No nie! – powiedział Apu. – Akurat jak ja chcę pograć, musi być zajęte!
Oderwałem wzrok od nowego modelu Gibsona, spojrzałem na kącik do grania i zaniemówiłem. Na stołku siedział i grał na basie wysoki, długowłosy gościu w spodniach-dzwonach i czarnej koszulce z wyszytym autobusem. Bogowie… nie… to niemożliwe!
– Zaraz mu wygarnę! – zawołał Apu.
– Głupi jesteś! – odpowiedziałem mu. – Czy ty wiesz chociaż kto to jest?!
– Ktoś, kto zaraz oberwie?!
– Bogowie, brońcie! – powiedziałem i dodałem ciszej: – Przecież to Cliff Burton!
***
Gdy Apu dowiedział się, kto siedzi przed nim, o mało co nie zemdlał. Legenda metalu, najlepszy basista w historii… Staliśmy w osłupieniu, słuchając solówki, którą kojarzyłem z jakiegoś utworu.
– Ale jak… przecież on nie żyje! – szepnął w końcu Apu.
– Może to nie on – przyznałem. – Ale nic nie wiadomo. Musimy się jakoś upewnić.
– Masz jakiś pomysł?
– Zaskoczę cię, bo mam – powiedziałem i podszedłem do basisty. – Przepraszam bardzo, przeprowadzamy ankietę do gazety. Czy zechciałby pan wziąć w niej udział?
– O co chodzi? – zapytał, nie przestając grać.
– Czy ma pan jakieś tatuaże?
– Mam jeden na ramieniu – odpowiedział, podwijając rękaw koszulki. Na ramieniu miał wykłutą przerażającą, trupią twarz. W tym momencie byłem już pewien.
– Ty jesteś Cliff Burton! – zawołałem.
– Ciszej… – powiedział Cliff. – Nie wszyscy muszą wiedzieć.
– Ale… jak… przecież ty nie żyjesz! – powiedziałem ciszej.
– Zgadza się. Po śmierci jednak za zasługi dla muzyki trafiłem do raju, a to miejsce jest jego częścią. Powiedziano mi, że ludzie nie będą mnie widzieć, w każdym razie nie jako mnie. Dlaczego wy mnie widzicie?
– Nie jesteśmy w pełni ludźmi. Pamiętasz może… trójgłowego psa? Albo takiego starego faceta na czarnym tronie?
– Kojarzę coś… Cerber, Hades, tak?
– Dokładnie. No to wiesz chyba, że to był Pan Umarłych, prawdziwy, tak samo jak pozostali bogowie greccy. I ja jestem synem Ateny, a kolega tutaj – przyciągnąłem do siebie Apu – synem Demeter. I basistą przy okazji.
– Tak? A mógłbyś coś zagrać? – zwrócił się do mojego kumpla.
– No tak, tylko że ty teraz zająłeś…
– Ależ nie, nie ma problemu! – Cliff wstał i podał Apu swój bas. Apu zagrał jakiś kawałek.
– Co to było? – zapytał Cliff.
– Enter Sandman… Metalliki.
– Echh… kogo oni wzięli na basistę? – westchnął Cliff. – Ja bym to zagrał tak… – wziął od Apu bas i zagrał to samo, tylko dodając znacznie więcej wygibasów technicznych, solówkę i parę innych sztuczek.
Spojrzałem na zegarek. Zbliżała się siódma, więc musieliśmy się zbierać, żeby się nie spóźnić na akcję.
– Apu, musimy się zbierać – powiedziałem. – Miło było poznać, panie Burton. Naprawdę, szkoda, że pana zabrakło.
– Zaczekaj – powiedział Apu. – Mógłbym prosić o autograf? – powiedział, wyciągając mi z kieszeni swój bas. Cliff spojrzał ze zdziwieniem, ale nic nie powiedział.
– A jak wytłumaczysz ludziom, że nagle dostałeś autograf zmarłego? – zapytałem.
– Ten bas jest z rocznika 1985, po prostu powiem, że go kupiłem na Allegro już z autografem!
Cliff podpisał się markerem na tylnej płycie gitary. Zapłaciliśmy za kupione rzeczy i ruszyliśmy szybkim krokiem w stronę Łuku Triumfalnego.
Do Adminki – w zdaniu „Na ramieniu miał wykutą przerażającą, trupią twarz.” zamiast „wykutą” było „wykłutą”, w sensie, że wytatuowaną.
Super! Jak zwykle zresztą. 😀 Bardzo ciekawy pomysł z tymi zmarłymi. To z Apu też było świetne. 😀 No i wygląda na to, że plan wycieczki do Paryża na następny rok mam ułożony. 😀
Genialne jak zawsze.
Jak przeczytałam o jogurciku to się z krzesła zwaliłam 😀 Jeść toporkiem (wprawdzie w stanie niegroźnym, ale jednak…)! Chociaż w sumie… ja jadłam grochówkę nożem, więc chyba już nic na tym świecie nie jest dziwne…
Literóweczki wyłapałam, ale byłam tak zafascynowana treścią opowiadania, że wypuściłam je na wolność.
Po prostu… brak słów!
OSTRZEŻENIE!
Jeśli na następną część będziemy musieli czekać zbyt długo to przykujemy Cię do krzesła i zmusimy do pisania… Albo zainstalujemy mechanizm, który będzie puszczał „muzykę” Biebera za każdym razem, gdy przestaniesz tworzyć…
Buhahaha!
…
Chyba zaczyna mi odbijać… Uzależniam się… Jestem jak narkomanka- żyję od działki do działki…
WIĘC DAWAJ NASTĘPNE (dłuższe) OPOWIADANIE ZANIM DOSTANĘ DRGAWEK!!!
ekstra! Tak szybko pisz następne!
System of a down…Też słucham 😉 a opowiadanie superowe!!! I czekam z niecierpliwością na CD
Po prostu brak słów!!:) Nie wiem co powiedzieć. Jak każda część ta też była świetna Po prostu sie dzisiaj nie rozpiszę i powiem tylko KOCHAM TWOJE OPOWIADANIA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
trzysta wykrzykników dla ciebie !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
liczyłam… jest dokładnie 300
Cudo!!! Jogurcik wymiata! Uwielbiam twoje historię. Są herosowe, super, fajne, odjazdowe, śmieszne I długo by jeszcze wymieniać;)
To było ZAJEBISTE!!!
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
(100).
do Arachne – u adminki są już 2 kolejne rozdziały, które zajmują razem około 11 stron, więc na długość nie będziesz narzekać. Co do akcji… Wiem, że nie będziesz narzekać! 😉
http://www.fanfiction.net/s/6880451 – znalazłem tu bardzo ciekawe opowiadanko, niestety po angielsku. Ciężko mi było uwierzyć w to, o czym ta dziewczyna pisze, ale podobno to bardzo popularny temat w zagranicznych opowiadaniach. Ja takiego wątku w książce nie wykryłem. A wy?
Faktycznie – NIESTETY po Angielsku. Ale wspomagając się tłumaczem przeczytałam. Ja takiego wątku nie wykryłam, ale mimo to opowiadanie jest świetne. 😀 Skoro to popularny temat, zaczynam więcej czytać zagranicznych opowiadań. 😀
PS: I bardzo się cieszę na myśl o długości kolejnej części twojego opowiadania. 😀
JAK ZAWSZE CUDOWNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
– Coś tu jest nie halo – powiedziałem do Apu, który właśnie przeszukiwał dział ze strzelankami.
– Nie Halo? – zapytał Apu. – No to może Left4Dead’a?
Rozwaliło mnie 😀
Świetne opowiadanie.
PS. Myślałem że nie będzie tym razem żadnych gróźb.
Booooskie!!! To zagraniczne opowiadanie też fajne, ALE Twoje lepsze jakieś 100000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000000 X
GEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEENIUSz! Padam na kolana!
bardzo ciekawy ten rozdział