– Rosie? – zapytałem.
– Mhm?
– Wiesz może, dlaczego Alan nic nie mówi?
Lecieliśmy właśnie na pegazie nad Francją. Mijaliśmy pola, lasy i autostrady. Mimo, że nasza podróż z Nowego Jorku trwała bardzo krótko, różnica czasu „ucięła” sześć godzin i było już dość ciemno. Konie spokojnie leciały w kierunku Paryża. Wokół nas krążyli Percy, Annabeth, Lily i Apu. Rosie siedziała na pegazie przede mną, więc mogłem mówić jej wprost do ucha, nie zważając na szum powietrza.
– Annabeth kiedyś mi o tym opowiadała – westchnęła Rosie. – Alan przybył do Obozu jesienią, gdy na Obozie nikogo prawie nie było. Podobno bardzo długo tułał się po kraju, śpiąc pod mostami i licząc na odrobinę wsparcia. Jedyne co miał, to stara gitara, dzięki której mógł uzbierać trochę pieniędzy. W końcu odnalazł go jakiś satyr i zaprowadził do Obozu. Gdy już byli niedaleko, Alana zaatakowała Chimera. Któryś z doświadczonych herosów zabił ją, ale zanim umarła, zdążyła uderzyć Alana w gardło. Chejron robił co mógł, ale nic nie zdziałał. Gdy byli na Olimpie w zimowe przesilenie, tata chciał przywrócić mu głos, ale Zeus się nie zgodził – powiedziała z goryczą. – Jedyne, co tata mógł zrobić, to dać mu jego wymarzoną gitarę. Alan popadł w depresję i zaczął się ukrywać przed ludźmi. Cały czas ćwiczył i teraz gra tak jak słyszałeś. Przy okazji, wiesz kiedy on się urodził?
– Mogę się tylko domyślać.
– 5 kwietnia 1994.
– Dokładnie wtedy, kiedy Kurt…
– Zgadza się. To jego ulubiony wykonawca.
Zbliżaliśmy się do Paryża. Przed nami było już widać Sekwanę i Wieżę Eiffla. Miasto mieniło się w ciemnościach wszystkimi kolorami tęczy. Na pegazie obok Annabeth właśnie dostawała głupawki. Głowa jej latała na wszystkie strony, gdy chciała przyjrzeć się wszystkim budynkom dookoła naraz.
Nieco przed nami zauważyłem owalną budowlę, rozświetloną jupiterami i błyskającymi światłami. Rozpoznałem Parc des Princes, stadion Paris Saint-Germain. Trwał chyba właśnie jakiś koncert. Usłyszałem znajome, denerwujące dźwięki, które sprawiały, że miałem ochotę kogoś zabić. I ten ktoś właśnie występuje pode mną.
Muszę to zrobić, pomyślałem. Taka okazja zdarza się raz w życiu.
– Percy! – krzyknąłem.
– Tak?!
– Chcę coś tutaj jeszcze załatwić, lećcie dalej! Wylądujcie na katedrze Notre Dame!
– Okej, tylko nie wpakujcie się w tarapaty!
Następnie zwróciłem się do Rosie, kierującej naszym pegazem.
– Wyląduj tam, dobra?
Chwilę później lecieliśmy już w dół, zbliżając się do stadionu. Muzyka (to jest muzyka?) nasilała się. Rozpoznawałem już słowa piosenki. Wyraźnie było słychać dziewczęcy głos. Nasz koń zaczął krążyć nad zadaszeniem trybun. Z daleka widziałem tańczących murzynów, rozchichotany tłum głupiutkich dziewczynek i wreszcie wykonawcę – ni to chłopiec, ni to dziewczynka, w fioletowej bluzie i z fryzurą przypominającą kask.
Poniższy fragment może opisywać przemoc i nienawiść, osobom wrażliwym zaleca się przewinięcie strony w dół i udanie się do kuchni w celu przyrządzenia herbatki uspokajającej.
– Co ty chcesz zrobić?! – zawołała Rosie, przekrzykując jazgot.
– To Bieber! Zabiję dziada! – odkrzyknąłem.
– NIE!
– Dlaczego?
– Bo nie!
– Proszę cię!
– Echh… Nie chodzi o to, że go lubię! Chciałabym, żeby on nigdy się nie pojawił! Ale jak go teraz zabijesz, to wiesz co się stanie? Wiesz, co było jak zastrzelili Johna Lennona? Jak umarł Michael Jackson? Nagle stawali się strasznie popularni! Ludzie masowo kupowali ich płyty! W radiu ciągle leciały ich piosenki! – wzdrygnęła się. – Gdyby to coś zginęło, byłoby dokładnie to samo! Tak to możemy mieć nadzieję, że Bieber przejdzie mutację, skończy karierę i ludzie o nim zapomną! Jakby umarł, stałby się legendą, a tego chyba nie chcemy!
– On ma przejść mutację? U dziewczyn to chyba się nie zdarza!
– Fakt, masz rację – przyznała z uśmiechem.
– To go tylko pobiję!
– NIE!
– Ej no, tylko raz mu przywalę, ale tak od serca! Sprawiedliwość musi być!
– Powiedziałam NIE!
– No weź! Będę niewidzialny!
– Ehh… no dobra. Skoro musisz…
Zniżyliśmy lot i wylądowaliśmy na pustej trybunie po prawej stronie sceny. Założyłem medalion od Ateny, zeskoczyłem z pegaza i wbiegłem na scenę. Moje uszy i mózg ledwo znosiły zbliżenie się do kolumn, które niemiłosiernie wyły „BEJBE BEJBE BEJBE OOOH!”. Podszedłem do Biebera i przyłożyłem mu w łeb. Przez stadion przetoczył się krzyk przerażenia. Za Zeusa! – pomyślałem. Potem z kolanka w brzuch, sierpowym w twarz i z glana w nogi. Za Atenę! Za Apolla! Za Polskę! Jakieś dziewczyny zaczęły wrzeszczeć. Potem powaliłem go na ziemię i zacząłem go kopać. Za Smoleńsk! Za Metallicę! Za Kurta Cobaina! Za AC/DC! W końcu skupiłem się i całą moją nienawiść do tej osoby przelałem w kopniaka w gardło. DLA CIEBIE ROSIE! OK, zbliża się ochrona, trzeba się zmywać. Po cichu zbiegłem ze sceny. Przy okazji zauważyłem, że z kolumn nadal słychać „BEJBE BEJBE BEJBE OOOH!”. Czyli to prawda, że Bieber leci z playbacku.
– Miał być jeden raz! – zawołała Rosie, gdy podbiegłem do niej i zdjąłem medalion. Nie wyglądała jednak na rozgniewaną, wręcz przeciwnie, przysiągłbym, że właśnie przestała się śmiać.
– Sorki, nie mogłem się powstrzymać – powiedziałem wesoło. – Chyba nic poważnego mu się nie stało.
– A nawet jeśli, to co z tego? Żadna wielka strata. Byleby nie umarł.
– Masz całkowitą rację – wsiadłem na naszego pegaza i objąłem ją w pasie. – Potraktuj to jako prezent.
– Dzięki – powiedziała, z trudem tłumiąc kolejny wybuch śmiechu. Spięła pegaza i wznieśliśmy się w chłodne, paryskie powietrze.
***
Dolecieliśmy wreszcie do centrum Paryża. Na jednej z wież katedry Notre Dame czekała na nas reszta wycieczki. Percy, Apu i Lily grali w karty, a Annabeth oglądała budynek, robiąc notatki w swoim zeszycie. Pegazy sfrunęły na dół, żeby napić się wody z rzeki i poskubać trawę.
– No nareszcie! Ile można czekać! – zawołał Apu, gdy wylądowaliśmy. – Jakbyśmy wiedzieli, że tak długo was nie będzie, wzięlibyśmy od ciebie stolik i krzesła, a tak musieliśmy na marmurze siedzieć!
– Wybacz, musiałem załatwić ważną sprawę.
Gdy opowiedziałem o tym co zrobiłem (po angielsku) Apu wyszczerzył zęby w najszerszym uśmiechu jakim dysponuje. Percy i Lily zaczęli się śmiać. Tylko Annabeth nie wyglądała na zadowoloną
– Herosi nie powinni krzywdzić śmiertelników – powiedziała.
– To nie jest śmiertelnik! To potwór! Albo jakiś zły półbóg, na przykład syn Eris, bogini chaosu! Żaden człowiek nie może być aż tak okrutny!
– Hmmm…
– Mniejsza o to. Musimy teraz gdzieś przenocować – oznajmiłem. – I od razu mówię, że jak komuś przyjdzie do głowy nocowanie w magazynie – spojrzałem tu wymownie na Apu – to na Obozie zgłoszę go do sprzątania po satyrach. Ma ktoś pomysł gdzie?
Lily tylko się uśmiechnęła i wyciągnęła z torebki telefon. BlackBerry, wypasiony, różowo-czarny, strasznie drogi. Wykręciła numer i zadzwoniła.
– Tata? Cześć! Tak, jestem grzeczna. Nie, nie mam żadnych. Nic szczególnego. Co? Tak, fajnie. Tak. Słuchaj, jest sprawa. Mógłbyś nam załatwić nocleg w Paryżu? Tak, na misji. Na jedną noc. Sześć osób. Tak. Nie, bez spa! Nie! Bez śniadania do łóżka! Tak, żeby przenocować. Gdzie? Niedaleko Notre Dame. Słucham? OK, dobra, dzięki. Kocham cię, cześć! – schowała telefon z powrotem do torebki.
– Załatwione.
***
Hotel znajdował się tylko kilkaset metrów od katedry. Może i nie było tam spa, ale i tak mieszkaliśmy w luksusach. Dostaliśmy trzy pokoje. Ja zająłem pokój z Apu, dziewczyny zamieszkały we trzy obok nas, a Percy dostał własny pokój naprzeciwko dziewczyn. Pierwsza reakcja mojego brata, jak tylko weszliśmy do pokoju:
– Łoo kurde! Xboxa mają! Ale czad! I nawet Guitar Hero jest!
Pokoje były dość duże. Wykąpałem się i założyłem czyste ciuchy, bo śmierdziałem rybami, cyklopami i Justinem Bieberem. Nie zmieniłem tylko spodni, bo przełożenie tego wszystkiego do innych kieszeni mogłoby być osobną misją, znacznie trudniejszą od tej. Położyliśmy się spać dopiero około drugiej, bo jeszcze długo graliśmy na Xboxie. Dużo czasu spędzili też u nas Percy i Rosie. Założę się, że nie spotkaliście nigdy dziewczyny, która w Battlefieldzie zaliczyła 100% headshotów. Pięć razy z rzędu.
W nocy znów miałem sen o jeziorze. Tym razem zanim się obudziłem, zauważyłem w oddali sylwetkę wysokiego na około 5 metrów mężczyzny w garniturze. Obok niego szedł jakiś dzieciak. Wyglądał znajomo, ale nie mogłem skojarzyć kto to. Znowu za to pojawił się potwór, i znowu gdy zaryczał, obudziłem się.
Spojrzałem na zegarek. Była piąta nad ranem. Dziwnym trafem nie byłem już śpiący, więc ubrałem się i, nie wiedząc co robić, wyszedłem na balkon.
– Piękny jest Paryż nocą – usłyszałem głos obok siebie. Na leżaku siedziała Rosie w swoim granatowym szlafroku. Przeskoczyłem barierkę dzielącą nasze balkony i usiadłem obok niej.
– Już kiedyś tu byłem, ale czegoś mi brakowało. Może dlatego, że do miasta miłości trzeba przyjechać z kimś szczególnym…
Pochyliłem się ku Rosie. Czułem się, jakby czas nagle zwolnił. Annabeth opowiadała mi kiedyś o mocy Kronosa i uczuciu, jakiego się wtedy doznaje.
Usta Rosie były blisko…
Blisko…
Coraz bliżej…
Tuż tuż…
BUM BUM BUM! – ktoś zapukał do drzwi.
– Kur$&! Co za #&#%, ^#%&%$ – tu padło kilka nieprzyjemnych określeń z mojej strony – jest tak po%^&$^%, że przychodzi po nocy?! Mam iść otworzyć?
– Jakbyś mógł – powiedziała Rosie zawiedzionym głosem.
Wszedłem do pokoju. W łazience było zapalone światło, pewnie Lily się pindrzy, pomyślałem. Zdziwiło mnie jednak to, że w pokoju nie było Annabeth. Nic raczej się jej nie stanie. W tym momencie liczyło się tylko to, żeby gościu stojący za drzwiami pożałował, że nam przerwał.
Wyjrzałem przez wizjer (dobrze, że tu jest). Kur**, lokaj, walet pie&%$@^. Otworzyłem.
– Dzień dobry, czy to państwo zamawiali budzenie? – zapytał chamskim głosem po angielsku z wkurzającym, francuskim akcentem. Był wyjątkowo wysoki, miał krótkie czarne włosy i głupawą, okrągłą czapeczkę. Za sobą ciągnął wózek z jedzeniem, przykryty zasłonką.
– Nie, to pomyłka – warknąłem.
– A to pardon – powiedział, szczerząc swoje żółte zęby. – Może życzą sobie państwo coś do picia?
– Nie, dziękujemy – co za chamidło francuskie, pomyślałem.
– Rozumiem. Muszę jeszcze tylko na moment wejść sprawdzić licznik gazu – licznik gazu w pokojach? Pochrzaniło go?
Lokaj wszedł do pokoju, nadal ciągnąc za sobą ten swój cholerny wózek. Jednak gdy drzwi zamknęły się za nim, wózek zaczął znikać. Naprawdę mi się to nie podobało. Na jego miejscu pojawiło się ciało czarnego konia. Centaur wstał i nagle w jego rękach pojawiła się włócznia.
– Wy herosi nigdy nie zrozumiecie, jakimi jesteście bufonami! – krzyknął. Bufonami?! Ja bufonem? A kto, przepraszam, wtargnął mi do pokoju w czasie, kiedy normalni ludzie jeszcze śpią?! Otworzyłem Kentri i czekałem na atak.
Centaur natarł na mnie. Zdołałem jednak się obronić. Przez jakiś czas udawało mi się unikać ciosów, jednak w pewnym momencie włócznia przebiła moje lewe ramię. AUUUU! Na szczęście nie krzyknąłem, tylko zacisnąłem zęby i zacząłem zaciekle walczyć. Zmusiłem przeciwnika do wycofywania się. Jednak wtedy centaur zrobił coś nieoczekiwanego. Wyłamał drzwi do pokoju tylnymi nogami, złapał Rosie w pasie i zaczął uciekać. No nie, ten &%# na zbyt dużo sobie pozwala! Dwoma szybkimi ruchami złożyłem miecz i otworzyłem ukrytą w scyzoryku kuszę na zatrute strzałki. Wybiegłem z pokoju, gdy człowiek-koń zbliżał się do narożnika korytarza. Rosie krzyczała i próbowała się wyrwać.
Apollinie, proszę, pomóż mi ocalić twoją córkę, powtarzałem w myślach, celując w centaura.
Wystrzeliłem. Usłyszałem świst lecącego pocisku i odgłos trafienia w ciało. Centaur zdążył zniknąć za zakrętem, gdzie, sądząc po dźwiękach, zamienił się w proch.
Pobiegłem w kierunku Rosie. Klęczała na czerwonej wykładzinie, wpatrując się w krąg czarnego pyłu. Przykucnąłem obok niej.
– Jesteś ranny – powiedziała drżącym głosem. Zdjęła mi bluzę i położyła dłonie na moim przedramieniu. Wypowiedziała parę słów po grecku, a rana zaczęła znikać. Po chwili nie było po niej żadnego śladu.
– Dzięki – szepnąłem.
– To ja powinnam dziękować tobie – odpowiedziała, przysuwając się do mnie. – Co to w ogóle było?
– Nie jestem pewien, ale… – wyciągnąłem z kupy potwornego pyłu identyfikator. – Tak, teraz jestem pewien. To był Nessos, największa szmata wśród centaurów. Zupełne przeciwieństwo Chejrona. Nienawidzi herosów, za to uwielbia porywać piękne dziewczyny – w tym momencie Rosie lekko się uśmiechnęła. – Dawniej zabił go Herakles. Nessos porwał mu żonę.
Wstaliśmy i poszliśmy z powrotem do pokojów. Po drodze jeszcze zapytałem:
– Czy on… nic ci nie mówił przed śmiercią?
– Nie… nic – odpowiedziała Rosie.
– Rosie – powiedziałem stanowczo. – Na pewno nic?
– A o co ci chodzi?! – zawołała.
– Posłuchaj mnie. Gdy Nessos zginął z ręki Heraklesa, powiedział jego żonie, żeby zebrała trochę jego krwi, bo dzięki temu będzie mogła sprawdzić, czy Herakles jest jej wierny. Kilka lat później, gdy podejrzewała męża o zdradę, wyprała w niej jego ubranie. Gdy Herakles się w to ubrał, krew przeżarła mu skórę. Tak cierpiał, że żeby się nie męczyć, popełnił samobójstwo. Zeus go wtedy wskrzesił i uczynił nieśmiertelnym.
Rosie tylko pociągnęła nosem i wyciągnęła z kieszeni szlafroka małą buteleczkę. Wyciągnąłem ją z jej ręki i wyrzuciłem do najbliższego śmietnika. Następnie zatrzymałem się i przytuliłem Rosie.
– Nie zrobiłabyś tego, prawda?
– Nie, oczywiście że nie!
– No ja myślę.
Zbliżaliśmy się już do naszych pokojów. Właśnie zza drzwi wyłoniła się głowa Apu.
– Kurde, Wojtek, wiem, że żeby dobrze śpiewać trzeba ćwiczyć, ale ogarnij się i daj mi się wyspać!
– Sorki, to nie moja wina – powiedziałem. – Zbierajcie się, za chwilkę wybywamy z tego lokalu – dodałem po angielsku, bo właśnie na korytarzu pojawiła się Annabeth. Nie wiem, co mnie bardziej zdziwiło. Czy to, że jej blond włosy, zwykle idealnie uporządkowane i uczesane w każdej sytuacji, były tym razem zwichrzone, rozczochrane i spadały jej na twarz, czy to, że właśnie wyszła z pokoju Percy’ego. Spojrzała na nas nieprzytomnym wzrokiem, rzuciła jeszcze spojrzenie na wywalone drzwi i weszła do pokoju.
– Heej! Ziemia do Annabeth! – powiedziałem.
– Coest? – zapytała, odwracając się.
Rozejrzałem się. Apu poszedł się spakować, tak jak Rosie, Lily jeszcze siedzi w kiblu. Pochyliłem się do mojej siostry i zapytałem z szerokim uśmiechem:
– Będę wujkiem?
Annabeth tylko zachichotała i poszła się przygotować do opuszczenia hotelu.
Za Smoleńsk! HAHAHAHA! Genialne Voyt, ale trochę mi wstyd za ciebie, dziewczynę udzrzyć, nawet taką jak ona? Muejmy nadzieje, że Artemida przymknie oko i ci to wybaczy. Opowiadanie super.
O BOGOWIE!!! Jesteś najlepszym… nie, czekaj. NAJLEPSZYM pisarzem jakiego znam. Tego, co napisałeś, nie da się ocenić. W skali do 100 dałabym ci 1000000000000000. Myślałeś kiedyś o napisaniu książki? Serio pytam. Jak taki talent nie zostanie pokazany całemu światu to chyba nawet Apollo się popłacze.
TO BYŁO BOSKIE! Po prostu… Nie wiem, co jeszcze mogę napisać. Tego się nie da opisać słowami. Doskonałe, fenomenalne, oszałamiające, niesamowite… to i tak nie do końca oddaje to, co chciałabym powiedzieć. Zdecydowanie jest to najlepszy rozdział ze wszystkich. Czekam z ogromnym zniecierpliwieniem na następną część!!!
Za Smoleńsk! Za Polskę! Hahahahahahaha 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀
„Może życzą sobie państwo coś do picia?
– Nie, dziękujemy – co za chamidło francuskie, pomyślałem.”
„Bufonami?! Ja bufonem? A kto, przepraszam, wtargnął mi do pokoju w czasie, kiedy normalni ludzie jeszcze śpią?!” :p :p :p 😛
Ja po prostu kocham to twoje opowiadanie 😀
Jeah! Twoje opowiadanie jest prześwietne! Należało się Biberowi, lecz nie sądzę żeby JAKIKOLWIEK bóg był aż tak okrutny żeby stworzyc tą babę. Jak Bieber umrze to na pewno wynajdą mu jakąś okrutną karę. A Erynie będą miały przesrane.
Z DEDYKACJĄ DLA ZJEBERA:
„Die, die, die my BARBIE”
Posmakuj prawdziwej muzyki, Bieberozaurze @@@. I do zobaczenia w piekle!
Voyt, biję czołem! Zostawiłam sobie Twoje opowiadanie na koniec i jak czytałam pozostałe, to siedziałam jak na szpilkach. Jeszcze pięć, jeszcze cztery, jeszcze trzy…
Kawa, Hey i Twoje opowiadanie- to wszystko, czego potrzebuję do życia!
Arachne
Ja do twojej listy dodaje jeszcze czekolede i się z tobą zgadzam w 100%
Te opowiadania są świetne!!!!!!!!!!!!!!! Mnóstwo humoru i akcja to jest to czego potrzeba w dobrym opowiadaniu, a twoje zalicza sie z całą pewnością właśnie do takich opowiadań, a nawet więcej. Po prostu świetne! Bardzo mi się podobało!!!
cudo, po prostu cudo. To zdecydowanie jedna z najlepszych części. Teraz śmiało mogę napisać, że jak dla mnie to NAJLEPSZE OPOWIADANIA na całym świecie.
Bieber – nie myślałam, że to kiedyś powiem, ale Rosie ma rację i lepiej niech żyje, ten śmieć
Humor po prostu genialny. Nadal jeszcze trzęsę się ze śmiechu.
Genialne. Akcja przeciw bieberowi sprawiła, że tarzałam się po ziemi ze śmiechu. To z centaurem było przecudne. Też bym się wkurwiła gdyby ktoś mi przerwał romantyczną scenkę;). Końcówka też niezła, ale rozkojarzonej Anabeth to ja sobie wyobrazić nie umiem. Nawet po tym xd
HAHAHAHAHAHA!!! Świetne! Naprawdę powinieneś napisać książkę:)
Zgadzam się z poprzednimi komentarzami!!! Uwielbiam twoje opowiadanika i wgl, skopałeś biberka jak należy, podobał mi się jak zwykle twój humor no i … Nie wiem co napisać xd ZOSTANIESZ WIELKIM PISARZEM!!! Masz własny blog? Jak nie to załóż 😀
Jak możesz tak pisać o moim Justinku. Kocham go! Jesteś okropny! Jak wogóle można słuchać metalu? Bieber rządzi i tyle. On jest taki słitaśny! I boski! Jak wy możecie. O jej pomyliłam blogi! Myślałam ze to blog justinie.
Bieber’s fan –> Skończyłabyś sobie wreszcie robić te cholerne jaja????????? :/
I jak jeszcze raz będziesz narzekała na opowiadanie Voyta, cały blog sprzymierzy się i cię ZABIJE!!!!
Fanko Biebera, rozumiem, że może Ci przeszkadzać treść opowiadania i możesz się na jej temat wypowiadać jak chcesz (o ile nie przeklinasz), ale NIE WOLNO Ci obrażać autorów tekstów, a już szczególnie odradzam najeżdżanie na tego konkretnego blogowicza, gdyż 90% logujących się tu ludzi (w tym ja) to jego wielbiciele.
Uwierz mi, lepiej nie pisz takich rzeczy o Voycie, bo przyjdziemy pod Twój dom z widłami!
Właśnie! Voyt i ( 😀 ) Arachne rządzą!!! I nieoficjalny „Klub Glaniarza” oraz blogowicze (w tym ja) lubiący Metallice NIE LUBIĄ tego konkretnego wykonawcy, bo artystą to go nazwać nie można.
Opowiadanie Voyta jest GENIALNE!!!
GENIUSZ!!!!!!!!!!!! Nie mam slów… Slownik by się przydal!
genialne to jest.