Dowiaduję się bardzo ważnej rzeczy.
Ryk był potężny. Wystraszyłam się nie na żarty. Odwróciłam się za siebie tam skąd dobiegał odgłos, ale nic nie zobaczyłam. Dopiero po chwili ujrzałam zbliżającego się do mnie z daleka olbrzymiego skorpiona. Miał kilka metrów wysokości i dwa razy tyle długości. Na końcu ogona kołysał się kolec z jadem. Ani myśląc zaczęłam uciekać w stronę zatoki. Biegłam ile sił w nogach. Nagle gdy wydawało się, że już po mnie nie wiadomo skąd wyskoczył Percy uzbrojony w miecz i tarczę. Z rozpędu skoczył na skorpiona i przepołowił go na pół, samemu nie odnosząc żadnej szkody. Na moich oczach skorpion obrócił się w pył. Chłopak odwrócił się do mnie.
– Nic Ci nie jest? – zapytał lekko zdyszany.
– Nie, co to było? Czy TOBIE nic się nie stało? Jak Ty się tu znalazłeś? Czy to … – ruchem ręki przerwał moją lawinę pytań.
– Hej, hej spokojnie na razie trzy pytania wystarczą – powiedział – To był skorpion zapewne jak sama zauważyłaś. Jeden z potworów łażących po lesie na potrzeby treningu lub bitwy o sztandar. Nie, nic mi się nie stało, a znalazłem się tutaj gdyż właśnie wracałem z plaży i usłyszałem twój krzyk.
– A skąd masz miecz i tarczę? Co to jest bitwa o sztandar?- kolejne pytania wypływały z moich ust.
– Miecz z długopisu, tarczę z zegarka – na potwierdzenie tych słów złożył obydwa przedmioty – Bitwa o sztandar jest to gra terenowa, którą rozgrywamy raz na jakiś czas. Następna będzie jutro, zobaczymy do jakiej drużyny trafisz.
– A Ty z kim jesteś?
– Z domkiem Ateny, Hermesa, Hefajstosa i Apolla. Jak najdalej od dzieci boga wojny.
– Dlaczego?
Nie odpowiedział.
Postanowiłam wrócić razem z nim do obozu, musiałam się czegoś dowiedzieć.
– Percy?
– Tak?
– Czyją córką jest Thalia? – ta rzecz nie dawała mi spokoju. Spojrzał na mnie uważnie i powiedział:
– Niech sama Ci powie. – tak, fajnie by było…
Popołudnie minęło bez zbędnych komplikacji, spędziłam je na włóczeniu się po obozie i poznawaniu mojego nowego otoczenia.
Następnego dnia, tak jak mówił Percy rozegrała się bitwa o sztandar. Musze przyznać, ze grecka zbroja nie jest zbyt wygodna ale jaka praktyczna! Poza tym dotąd nie wiedziałam, ze umiem posługiwać się mieczem. Trafiłam do drużyny razem z Annabeth i Percym.
Rozeszliśmy się po lesie. On poprowadził nasz zespół na spotkanie wrogiej drużyny, a ja z Annabeth pobiegłyśmy po sztandar. Na naszej drodze napotkałyśmy kilka potworów i dzieciaków z przeciwnej ekipy. Jednak w pamięci pozostało mi jak na razie tylko spotkanie z Clarisse.
Właśnie dobiegłyśmy do strumyka płynącego przez sam środek lasu. Sztandar był po drugiej stronie. Nigdzie nie było widać ani jednego obrońcy. Annabeth założyła swoją czapkę niewidkę, a ja zaczęłam skradać się w kierunku flagi. Nagle nie wiadomo skąd pojawiła się przede mną wysoka dziewczyna, z blond włosami. „Clarisse” – pomyślałam. Miała na sobie zbroję, hełm i uzbrojona była w elektryczną włócznię i tarczę.
– O czy to nie nasza Aria? – zapytała.
– Jestem ARIEN.
– Och, przepraszam. Nie zdążyłam sprawić Ci zapoznawczej wizyty w „toalecie”, więc rozprawię się z tobą teraz. Może być?
– Nie rozumiem o czym mówisz – zaczynałam się bać. Jednak nie dane mi było się dowiedzieć, bo w tej właśnie chwili Clarisse zaatakowała.
Pod jakimś nie znanym impulsem wyciągnęłam miecz z pochwy i także ruszyłam do ataku. Na początku tylko odpierałam ciosy, ale potem zaczęłam także je zadawać. W pewnym momencie kiedy Clarisse wygrywała, ogarnęła mnie złość. Wielka niepohamowana złość, że przegrywam. I w tym właśnie momencie w moją przeciwniczkę uderzył piorun. Nie miałam pojęcia skąd on się wziął, ale Clarisse leżała teraz na ziemi. Z lasu wyłoniła się Annabeth zwabiona odgłosem pioruna. Spojrzała najpierw na Clarisse, potem na mnie, a potem znów na nią. W końcu chyba postanowiła sprawdzić co z dziewczyną.
– Jest nieprzytomna – oznajmiła – Jak Ty to zrobiłaś?
– Po prostu się zezłościłam.
– Nie mogłaś jej tak po prostu pokonać! To córka Aresa!
– Jak widać jednak mi się to udało – powiedziałam zadowolona z siebie. Przypomniałam sobie jednak, po co tu jesteśmy. Pobiegłam po flagę i zaraz potem niosłam ją przez strumień.
Wokół nas zgromadzili się herosi z obydwu drużyn. Moja drużyna gwizdała i wiwatowała, a drużyna przeciwna z nieukrywanym zdziwieniem przyglądała się nieruchomej córce Aresa. Przygalopował Chejron i dwóch satyrów z noszami. Dziwne jak szybko potrafią się rozejść informacje. Zdumiewające. Oprócz Clarisse Chejron do Wielkiego domu zabrał jeszcze mnie i Annabeth.
W Wielkim domu Annabeth została wysłana na rozmowę do Chejrona, a na mnie czekała Thalia. Siedziała w fotelu. Ręce oparła na kolanach, a jej twarz przedstawiała obraz nieskrywanej satysfakcji. Zaprosiła mnie ruchem ręki abym usiadła obok niej.
– Pamiętasz jak gdy spotkałyśmy się po raz pierwszy powiedziałam Ci, że jesteś taka sama jak ja? – zapytała.
– Tak, pamiętam – odparłam ostrożnie. Nie miałam pojęcia do czego zmierza.
– Otóż nie miałam wtedy na myśli tylko tego, że jesteś herosem. Miałam na myśli to, że … wydawało mi się, że jesteś DOKŁADNIE taka jak ja. Dzisiaj się to potwierdziło.
– Czy mogłabyś w końcu przejść do sedna sprawy?
– Nie popędzaj mnie – warknęła – Mam pytanie. Co czułaś kiedy w Clarisse walnął piorun?
– Złość, niepohamowaną złość, że mogę przegrać tamten pojedynek. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Tak, też myślałam. Ja mam tak samo, dlatego uważam, że jesteś moją siostrą.
– Co?! Rodzoną siostrą?
– NIE! Oczywiście, że nie rodzoną! Przyrodnią! Pomyśl trochę, mamy tego samego boskiego rodzica! – nie spodziewałam się takiego wybuchu z jej strony.
– A tak, sorry. A można wiedzieć kto jest twoim rodzicem?
– Dowiesz się w swoim czasie – odpowiedziała tajemniczo – na razie mieszkaj jeszcze w jedenastce.
Po tej trochę dziwnej rozmowie, w której dowiedziałam się, że jestem siostrą Thalii, ale nie kto jest moim boskim rodzicem, odbyło się ognisko. Wszyscy wiwatowali na moją cześć. Oczywiście wszyscy z mojej drużyny. Drużyna Clarisse tylko patrzyła z niesmakiem, a już przytomna dziewczyna ze złością przeszywała mnie wzrokiem. Jakby mówiła: „To jeszcze nie koniec”. Miałam dość tego spojrzenia więc wzięłam swój talerz i podeszłam do ogniska. „Dla Ciebie Tato” – pomyślałam, rzucając w płomienie połowę mojej wielgachnej porcji. I w tym właśnie momencie wszelkie odgłosy obozowiczów umilkły, bowiem wszyscy patrzyli się na moją głowę. Ściślej mówiąc patrzyli ponad moją głową. Podniosłam wzrok i ujrzałam blaknący już znak pioruna nade mną. Spojrzałam na Thalię, która skinęła tylko głową z satysfakcją. Percy i Nico gapili się na mnie z szeroko otwartymi oczyma, a Annabeth tylko się uśmiechnęła.
Przez tłum gapiów przebił się Chejron i oznajmił wszem i wobec:
– Witaj w obozie herosów, Arien Lingsday, córko Zeusa! – zagrzmiał. Po czym już ciszej dodał – Od dziś zamieszkasz razem z Thalią w domku numer jeden.
Wszyscy zaczęli klaskać, a ja czułam się jakbym właśnie odkryła Amerykę.
CDN
Od autorki: Mam prośbę o dokładne komentowanie, żebyście powytykali mi błędy, bo chcę wiedzieć co źle robię i jak mogę to poprawić.
Robisz błędy jednego typu, takie jak „przepołowił go na pół”. „Przedokładniasz”, że się tak wyrażę (jak kogoś przepołowisz to wiadomo, że rozcięłaś go na pół i nie musisz tego pisać).
Poza tym zaczepiste!
Pierwsza?
Dzięki, Arachne, będę pamietac.
Superowe! Sorry, że tak długo, ale musiałem przeczytać wszystkie od początku Bardzo mi się podoba
Fajne… Tylko… więcej akcji… bo tu jest jej za mało. Moim zdaniem. Nie gniewaj się proszę…
Świetne opowiadanko
Fajne. Nie sądziłam, że ona będzie córka zeusa. Bardzo mi się podoba.
cudowne opowiadanie super się czyta