Nadal nie wychodzę z kryjówki, ale jestem tego bardzo bliska. Może naprawdę nikogo tu nie ma? Okej, trzeba sprawdzić. Rozglądam się wokoło, by się upewnić, że nic nie czai się w zasięgu wzroku. Nie. Nic. Zero.
Nabieram powietrza, zamykam oczy i przełączam się na słuch. Przez kilka sekund słyszę tylko bicie własnego serca i ciche tykanie zegarka, ale po chwili pojawiają się inne dźwięki: delikatny szelest liści, skrzypienie gałęzi, szum krwi krążącej w moich żyłach. A potem sięgam jeszcze głębiej. I słyszę to, czego się obawiałam. Bum bum. Bum bum. Bicie czyjegoś serca. Zaledwie kilka metrów ode mnie. Bum bum. Bum bum. Rytmiczne uderzenia. W ich rytmie nieznacznie porusza się całe ciało, leciutko potrącając leżące na ziemi liście… Wróć! Nie tak leciutko. Za mocno, żeby to było normalne. I rytm nie jest wcale tak równy. A szelesty nie są z nim tak idealnie zgrane, jak być powinny. Słyszę też oddech. Jest płytki i urywany…
Otwieram oczy i z powrotem włączam moje pozostałe zmysły. Z nową siłą dociera do mnie, jak bardzo jest mi zimno i niewygodnie i jak bardzo śmierdzę. Muszę zebrać myśli… Jeśli to coś zachowuje się w taki sposób to może być… ranne? Albo podniecone perspektywą rychłego posiłku…
Jeśli nie jest w pełni sprawne to się przede mną chowa. A jeśli jest głodne to pewnie chce mnie „wziąć na przetrzymanie”- czeka, aż cała zesztywnieję i nie będę mogła walczyć, więc będzie mnie łatwo zjeść… Hmmm… Myśl! Chyba w obu wypadkach mam większe szanse jeśli uderzę pierwsza… Chociaż uwięziony w pułapce, ranny potwór może robić różne dziwne rzeczy. Widziałam już takie sytuacje. Sama ich doświadczałam. Kiedy jesteś osaczony, zaczynasz rozpaczliwie walczyć już nie po to by się bronić i przetrwać, ale tylko po to, by zadać przeciwnikom jak najwięcej ran…
Czyli muszę podejść tak, by nie odciąć paskudzie wszystkich dróg ucieczki. Wolę żeby nadal włóczyła się po lesie niż żeby w ataku szału przerobiła mnie na pasztet…
No dobra, chodzi nie tylko o to. Po prostu nie lubię zabijać. Jeszcze jak potwór jest „zwierzokształtny” to jestem w stanie to zrobić bez zbytnich wyrzutów sumienia (patrz: byk). Gorzej z tymi, które choć w niewielkim stopniu przypominają ludzi. Wystarczą ludzkie oczy, ludzka twarz, ludzkie dłonie… A wiele potworów we Mgle wygląda zupełnie normalnie: jak nauczyciel, jak żul, jak dres. Potem zasłona opada, ale pamięć i tak rejestruje przykrywkę człowieczeństwa. I to wystarczy, by utrudnić wysłanie paskudy do Tartaru. Nieco pomaga fakt, że martwe ciała rozsypują się w proch i świadomość, że poczwara i tak za kilka, kilkadziesiąt lub kilkaset lat wróci. To trochę odrealnia całe zajście, można sobie wmawiać, że wcale nie zabiliśmy…
OK, muszę się skoncentrować. Potwór prawdopodobnie jest za tym kamieniem. Czyli za plecami ma gęste krzaczory. Jeśli jest ranny, wątpię żeby się przez nie przedzierał. Więc muszę podejść z prawej lub lewej, żeby w razie czego mógł zwiać w drugą stronę. Okrążę kamień z prawej strony, będę miała swobodę ruchów i będę mogła dowolnie wymachiwać mieczem. Uśmiecham się lekko. To dobra strategia. Annabeth by mnie pochwaliła.
Przygotowuję się do biegu. Czuję się, jakby lewą nogę oblazły mi mrówki. Jeszcze raz przyglądam się odłamkowi skalnemu, za którym prawdopodobnie kryje się potwór i dochodzę do wniosku, że poczwara nie może być dużo większa od człowieka, bo inaczej by się tam nie zmieściła. Ta myśl dodaje mi odwagi, a jednoczenie napełnia lękiem. Trzy…dwa…jeden…teraz!
Wyskakuję z krzaków, robiąc mnóstwo hałasu. Miecz sam zjawia się w mojej ręce, jakby miał własną wolę i duszę rwącą się do walki. W kilkunastu krokach pokonuję odległość dzielącą mnie od skały. W ciągu tych kilku sekund czuję, jak w moje włosy wplątują się liście gałązki i igły, ale jest coś jeszcze, jakaś przenikająca je, srebrzysta energia, dająca mi siłę, szybkość i pewność. Unoszę broń by zadać jeden potężny, miażdżący cios. Przy odrobinie szczęścia zakończyłby on walkę albo przynajmniej poważnie osłabił przeciwnika, ale przy wielkim pechu, powiedzmy gdybym chybiła, mogłabym stracić oręż…
Uderzam zza głowy, bez zastanowienia i litości.
I właśnie w ten sposób omal nie powoduję tragedii.
ŁoŁ Łoł Łoł!!!! Genialne!! To napięcie i ta atmosfera!!! Wspaniała!!! Cudownie się czyta Jesteś Boska
Całkowicie zgadzam się z powyższym komentarzem! To jest HEROSOWE!!!!
Suuuuuper!!! Chcę kolejne części!!! Żądam ich!!! Zaczapiste!!! 😉
Fajne, fajne, ale ostatnio coś krótkie piszesz te rozdziały. Więcej! Więcej!
Szkoda herosa/łowczyni/driady/satyra który/a oberwał/a od Arachne.
Super opowiadanie, ale za krótkie.
@Owiec
Ale ona PRAWIE doprowadziła do tragedii czyli na szczęście nic takiego się nie stało. ALE PROSIMY O DŁUŻSZE!!!!
TO JEST GENIALNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Jesteś suuuuuuuuper! pisz tylko dłuższe. Next please!
@ wszyscy 😉 :
Spełniam życzenia: następna część ma ok. trzech stron, a kolejna (na razie) niecałe cztery. Tylko chyba sobie na te opowiadania trochę poczekacie…
genialne :0