Wiecie co? Przynajmniej nauczyłam się nie zawsze warto wtrącać nos w nie swoje sprawy. Co prawda uwielbiałam Percy’ego Jacksona Ricka Riordana i mity greckie, ale nie spodziewałam się, że to może być prawda. I jeszcze jedno ja NAPRAWDĘ BYŁAM NAJZWYKLEJSZĄ ŚMIERTELNICZKĄ. Wszystko przez ten okropny miecz. I od razu mam dla was 3 rady:
1.Cieszcie się z tego co macie.
2.Nie wtrącajcie się do czegoś co was nie dotyczy.
3. Jeśli kiedyś znajdziecie piękny, srebrny, błyszczący miecz i ogarnie was przeczucie, że wszystko się zmieni pod żadnym pozorem nie dotykajcie go!
Jestem Jane Liver, 121 ofiara przeklętego miecza. No dobra, a więc oto co mi się przydarzyło.
Pewnego dnia byłam ze szkołą w muzeum. Wystawa dotyczyła średniowiecza. Nie wiedzieć czemu nie lubiłam tej epoki, a więc gdy w 3 Sali stary piernik przewodnik opowiadał o życiu codziennym postanowiłam zwiać razem z Alexis, moją psiapsiółką. Zwiedzałyśmy sobie muzeum na własną rękę, gdy ujrzałam piękny, srebrny, błyszczący miecz. Leżał na podłodze. Wzięłam go do ręki. Wszystko zrobiło się tak jakby wyraźniejsze. Czułam, że mogę wszystko!
– Jaki ładny, dziwne, że leżał na podłodze. Powinniśmy go zwrócić obsłudze muzeum -powiedziała Alexis. Było mi szkoda, ale nie mogłam go ukraść/
– No dobrze – Poszłyśmy go zanieść jakiemuś kolesiowi z obsługi (byle nie naszemu przewodnikowi). Koleś zachwycał się mieczem, ale stwierdził że nie pochodzi z tego muzeum/
– Ten miecz ewidentnie pochodzi ze starożytności, a w naszym skromnym muzeum są tylko okazy ze średniowiecza, moje drogie. – Oddaliłyśmy się. Zanim Alexis zdążyła się odezwać oznajmiłam
– Jest mój – I wpakowałam miecz do plecaka. Z reszty zajęć muzealnych postanowiłyśmy się zwolnić. Uwagi mnie nie obchodzą. A rodzice… no cóż wyjechali do Kanady. A zresztą oni są wspaniali: nigdy mnie za nic nie karzą, a ja kocham ich z całego serca. Jesteśmy bardzo szczęśliwą rodziną. Nie chciałam by jechali do Kanady, ale musieli. Dziś wieczorem wracają. Poszłam do domu. Rzuciłam plecak w kąt i włączyłam TV. Był ustawiony na wiadomości. Już miałam przełączyć, gdy zaintrygowało mnie zdjęcie zniszczonego samolotu.
– Samolot lecący z Kanady na Florydę – Ja mieszkam na Florydzie – został trzaśnięty piorunem. – Przyjrzałam się zdjęciu dokładnie. Spalony samolot wyglądał jak ten, którym lecieli moi rodzice. Z bijącym sercem wpatrywałam się w ekran. – Nikt z pasażerów nie przeżył – oznajmiła ponuro reporterka. O nie! Modliłam się by to był inny samolot niż ten którym lecieli rodzice. – A oto lista pasażerów – Błagam nie Liverowie! Błagam nie Liverowie! – …George i Caroline Liver – oznajmiła reporterka. Teraz już nie miałam wątpliwości.
– Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeee! ‑ wrzasnęłam. Podłam na podłogę i zaczęłam walić pięściami w dywan rycząc. Mogło to wyglądać komicznie, ale mi nie było do śmiechu.
– Wszyscy pasażerowie nie żyją – pobrzmiewał w mojej głowie drwiący głos reporterki raniąc mnie. Parę godzin leżałam tak na podłodze. Z czasem mój ryk zamienił się w płacz, a potem w szloch. W końcu wstałam i z całej siły kopnęłam w telewizor, w którym jakiś gościu gadał o prawdopodobnych przyczynach katastrofy. Wyłączył się. Z mojego plecaka wydobywał się lekki blask. Podeszłam do niego. To ten miecz tak błyszczał. Wzięłam go do rąk.
– Witaj pani, czy pragniesz zemsty? – usłyszałam w swojej głowie. Czy oszalałam? Głos był delikatny i zachęcający do działania. Zdecydowanie nie były to moje myśli. Nie widziałam o co chodzi, ale odruchowo wymamrotałam:
– Tak… O ile można się zemścić na piorunie.
– Ależ można. Znam twe myśli. Lubisz Percy’ego Jacksona?
– Co???
– No bo wiesz pani, mity greckie i opowieści o Percym to prawda.- Teraz to chyba naprawdę zwariowałam. Gadam z mieczem, który próbuje mi wmówić że mity greckie to prawda. Może jeszcze jestem herosem? Albo lepiej, boginią?
– Nie pani, jesteś śmiertelnikiem.
– Ej ty, ja tylko myślałam z sarkazmem. A zresztą nie wmówisz mi tych głupot.
– No dobra, odłóż mnie i wyjrzyj przez okno, a potem mnie weź i znowu wyjrzyj.- Zrobiłam tak. Za pierwszym razem zobaczyłam grzebiącego w śmietniku żula, a gdy wzięłam miecz do ręki zamiast żula ujrzałam… skrzydlatego potwora.
– Kto, a raczej co to do diaska jest?! – wrzasnęłam.
– To jest potwór, a wcześniej go nie widziałaś przez…
– Mgłę, tak?
– Tak – Po godzinnej rozmowie z mieczem dałam się przekonać. Miecz wyjaśnił mi też że bogowie są źli, że bawią się ludzkością.
– A jak można im przeszkodzić?
– Czyli chcesz się zemścić na Zeusie za rodziców?
– Tak!
– Na początek trzeba skończyć z herosami.
– Jak to skończyć? – Brak odpowiedzi znaczył to o czym myślałam. Miałam zostać mordercą? Oni to mordercy. Dlaczego mam się nie mścić? I tak trawiła bym do sierocińca. Zresztą i tak już zwariowałam. Wtedy myślałam, że to świadoma decyzja, teraz wiem, że byłam otumaniona przez miecz.
– Tak, chce. Ale nie umiem walczyć.
– Nie musisz.- Ręka z mieczem sama się poruszyła i wykonała skomplikowany cios.
– Wow!
– No to nie mamy czasu do stracenia! – kierowana łagodnym głosem miecza i gniewem wyszłam z budynku. Z mieczem w dłoni widziałam wyraźniej. Skrzydlaty żulek właśnie wyciągnął ze śmietnika zniszczone buty, kiedy odwrócił się do mnie. Zmierzył mnie wzrokiem. Gdy zobaczył miecz zaczął uciekać wrzeszczą coś po nieznanym mi języku. Zdziwiona spojrzałam za umykającym potworem trzymającym kurczowo buty. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do parku. Miecz delikatnie się poruszył.
– Czuję herosa, tego co wyrzucił buty na śmietnik. – Świat się zatrzymał. Ruszyłam pędem do czarnowłosego chłopca. Zamachnęłam się mieczem. Uskoczył. Czułam euforię i nie panowałam nad sobą.
– Ej.- Zaskowyczał walnięty w kostkę heros. Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Zrobiłam widowiskowy obrót i… ciach. Było po nim. Uśmiechnęłam się (raczej to miecz się uśmiechnął moimi ustami, ale tego dowiedziałam się potem.) Oddaliłam się od ciała nie czując nic prócz otumaniającej euforii. Nie byłam sobą. Jedynym „moim” uczuciem wtedy był gniew. Następne 2 tygodnie spędziłam na jeżdżeniu po świecie i likwidowaniu herosów. Prawie nie spałam i nie jadłam. Sądziłam, że to co robię jest słuszne, a tak zasadzie to nie myślałam, miecz robił to za mnie. Jeszcze byłam ,,Panią’’, ale to miecz decydował za mnie, tyle, że ja nie zdawałam sobie z tego sprawy. Któregoś dnia, gdy miałam zadać decydujący cios do jedynej nie otumanionej części mojego umysłu przedarło się piskliwe pytanie herosa:
– Dlaczego to robisz? Wydaje mi się, że nie jesteś potworem. Po co Ci to?
– Yyyyyy… ja się mszczę.
– Nieważne za kogo, ale na pewno już się zemściłaś. Wiesz ile naszej krwi wylałaś? To bez sensu. Po co to robisz? – Heros chyba miał rację. Miał blond włosy i śliczne niebieskie oczy. Spojrzenie w nie na chwilę wybawiło mnie od otępiającego działania miecza. Opuściłam go.
– Co ty robisz?! Nie słuchaj go i zabij! – Wrzasnął w mojej głowie miecz.
– Nie. – Oznajmiłam.- A gdzie ,,Pani”? Wiej! – Wrzasnęłam do herosa. Posłuchał i wziął nogi za pas. Spojrzałam na swoje odbicie w kałuży. Moje niegdyś lśniące jasno brązowe loki, były teraz skołtunione i oklapłe. Błękitne oczy pociemniały. Najgorzej jednak wyglądała twarz i cera. Moja skóra zrobiła się blada, a pod oczami powstały wielki sińce. Ubrania miałam podarte. Wyglądałam jak zombie.
– Teraz to ja rządze. – Usłyszałam wydobywający się z moich własnych ust metaliczny, dziwny głos. Niegdyś kojący głos miecza. Od tej chwili nic już nie było tak jak być powinno. Nie byłam ani zwykłym Dziedzinkiem, ani Kinder-psychopatą. O nie, byłam niewolnicą miecza. Owszem robiłam to co wcześniej, czyli likwidowałam herosów, ale całkowicie wbrew sobie. Czasami na ulicach widywałam dziwne, promieniujące potęgą postacie patrzące na mnie (poprawka: na miecz) z niesmakiem, ale nie miałam czasu się im przyjrzeć, gdyż mieczyk ciągnął mnie przeciwną stronę jakby ze strachem.
– Jeszcze nie czas…- Szeptał wtedy cicho. Wiedziałam, że to bogowie. Wedle mitów mogli zetrzeć mnie w pył. Czyżby nie zależało im na dzieciach? Swoim dziwnym zachowaniem utwierdzali mnie w przekonaniu że są po prostu źli, że chcą patrzeć jak za pomocą miecza (kolejna poprawka: miecz za pomocą mnie) siekam herosów na kawałeczki. No dobra, wróćmy do mnie. Nie czułam już tej otumaniającej euforii, gdyż to nie było konieczne do panowania na moim ciałem. Nie władałam już sobą, miecz mną sterował. Byłam uwięziona we własnym ciele, które nie robiło tego czego chciałam. Nie mogłam spać ( nie, że by mi się nie chciało, wręcz przeciwnie podałam z nóg, miecz mi nie pozwalał). Czułam jak miecz wysysał ze mnie życie. Z każdym dniem traciłam siły. Byłam tylko świadomością, która odczuwała jednak ból i wycieńczenie całego ciała. Czułam jak miecz wysysał ze mnie siły życiowe. To było okropne. Z każdym dniem traciłam energię. Pewnego dnia natrafiliśmy z mieczem na dużą zorganizowaną grupę herosów. Przerobilibyśmy ich w krwawy placek, gdyby nie facet w hawajskiej i centaur. Spętali mnie i miecz.
– To tylko śmiertelnik.
– Z przeklętym mieczem.
– Nie zabijajmy go jeszcze.
– A niby dlaczego? Zabiła tylu herosów. W tym moje dzieci…
– Hermesie to tylko ofiara, niewolnik miecza. Wiesz co on robi ze swoimi ,,panami”.
– To co z nią zrobimy, Chejronie?
– Zabierzemy do obozu.
– Mówię Ci to nie jest dobry pomysł…- W każdym razie Hermes i jego kopytny przyjaciel zabrali mnie do obozu herosów. Tam Chejron rzekł do mnie:
– Śmiertelniku jeśli mnie słyszysz to słuchaj: Wiesz czym naprawdę jest ta broń? Nie jest zwykła. Jest przeklęta. Wieki temu zły duch panoszył się po świecie. Duch ten żywił się energią życiową. Zeus zaklął go w miecz. Przeklęty miecz. Duch łaknie energii i zemsty. Kusi potęgą, zemstą, bogactwem. Nie ty pierwsza się złapałaś. Jesteś dokładnie 121 ofiarą przeklętego miecza. Niestety większość (wszyscy) tych którzy się złapali kończy marnie: duch wysysa całą ich energię. Nie wiem jak można Cię uratować. Chyba tylko obcinając rękę.
– Chejronie jesteś głupcem. Tym razem zmiażdżę Cię.- Rzekł miecz moimi ustami
– Nie, ty jesteś głupcem mieczu.- Miecz jakimś cudem się wyswobodził. Ruszyłam w kierunku domków. Przerażeni herosi nawet nie zdążali pisnąć gdy przemielaliśmy ich w krwawą papkę. Jakiś heros uciekł do lasu. Ruszyłam za nim. Był to mały słodziutki herosik o wielkich niebieskich oczach.
– Nie krzywdź mnie, proszę.- Powiedział. Nie mogłam go zabić. Nie. Nie! Nie!!!
– Nie!!! – Wrzasnęłam strasznie głośno. Przeszyła mnie fala zdziwienia. A potem odzyskałam nad sobą kontrolę. Ulga i wycieńczenie. Hermes do mnie podbiegł. Zdziwił się.
– Daj rękę. To jedyne wyjście.- Zrobiłam jak kazał. Wyjął miecz i ciachnął dłoń z mieczem. Ból który przy tym czułam był niczym. Po chwili zemdlałam.
– Za późno. Ten wysiłek ją wykończył.
– Oparła się. Niesamowite. Mam nadzieję, że sąd to rozpatrzy.- Tyle usłyszałam zanim ujrzałam tunel z światełkiem na końcu. Odchodziłam. Koniec? Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze. Potem nie czułam już nic. Zaczęłam unosić się w powietrzu. Byłam lekka jak piórko. Patrzyłam na swoje ciało z góry. Było blade i wychudzone. Widziałam Chejrona i Hermesa klęczących przy nim. Nagle wszystko rozwiało się. Stałam przed studiem nagraniowym Requiem. Czułam, że muszę tam wejść. No tak, to wejście do Hadesu. Weszłam do środka. Spojrzałam na kolejkę duchów. Wielką kolejkę. Nie uśmiechało mi się czekać 2000 lat. Podeszłam do recepcjonisty.
– Czy to prawda, że trzeba czekać 2000 lat?
– Jak się nie ma kasy to tak. Wiesz jakie drogie są włoskie garnitury…- Obmacałam swoje widmowe kieszenie. Ku swojemu zdziwieniu poczułam, że w jednej są pieniądze. Wyjęłam. 3 złote drachmy. Skąd się tu wzięły? Położyłam je na ladzie.
– No to mi się podoba. Chodźmy.- Zaprowadził mnie do windy.- Jak się nazywasz? Ja jestem Charon, przewoźnik.
– Jane.
– Nazwisko?
– Liver.
– Liver, a czy ty nie… – Zmierzył mnie wzrokiem.
– Życzę powodzenia w sądzie. – Wymamrotał. Wysadził mnie z windy, która zresztą zmieniła się w łódź. Zobaczyłam Cerbera. Był naprawdę wielki. Myślałam gdzie iść. Na łąki asfodelowe? Chyba umarłabym z nudów (mimo, że i tak już nie żyje). Wiedziałam, że nie ma szans bym trawiła do Elizjum, ale i tak skierowałam się do namiotu sądu. Trochę postałam w kolejce. W końcu nadeszła pora na mnie. Niepewnie weszłam. Za stołem siedziały 3 osoby. Jedna z nich miała czarne włosy, władczy wyraz twarzy i charakterystyczny kapelusik: Czyżby Napoleon Bonaparte? Drugi miał brodę i także wyglądał na Władce. Trzeci miał długie włosy i rozmarzony wyraz twarzy.
– Jane Liver? – Spytał brodaty. Skinęłam głową.
– Kolejna służka przeklętego miecza? Jaką tym razem damy karę? – Karę? Ja zostałam OPĘTANA.
– Karę?
– Tylko mi tu nie wyskakuj z opętaniem. Oczywiście, że karę. A co ty sobie myślałaś. Że elizjum jest dla morderców? Wy, od przeklętego nie zasługujecie nawet na łąki asfodelowe.
– Minos, dlaczego zawsze jesteś taki surowy? – Rzekł długowłosy.
– Szekspir! Ty mi się tu nie wtrącaj.
– Prawie skończyłem opos o tobie. Tylko co się rymuje z przebrzydły idiota? – I zaczęli się okładać pięściami.
– Oni zawsze tak? – Spytałam Napoleona.
– Tak, ale odkąd Szekspir zaprzyjaźnił się z Detalem jest jeszcze gorzej. A przy okazji co wolisz kolczaste krzesło, czy wieczne bieganie po kaktusach?
– Eeeee…
– Wygrałem! Niech będzie piekielny ogień! – Wrzasnął Minos.
– Coooo? – Wydusili z siebie Szekspir i Napoleon.
– Minosie, ta tortura jest straszna. To przesada.
– Ja tu jestem sędzią głównym! Tartar i piekielny ogień.- Co? Trawiłam do Tartaru. Za co? To miecz nie ja.
– Nieeeeee! – Wrzeszczałam gdy 2 demony chwyciły mnie za ręce. W każdym razie trafiłam na stos. Demon podpalił go. Ogień był inny. Rozprzestrzenił się w sekundę i pochłonął mnie. Cierpienie było potworne. To co robił ze mną przeklęty miecz było niczym. Jak Hermes obcinał mi rękę to były łaskotki. Wygięłam się w łuk i zaczęłam wrzeszczeć. Podejrzewam że kąpiel w Styksie była by przyjemna, w porównaniu z tym. Czy to sprawiedliwe? Przecież to wina miecza. Bogowie i sąd są nie fair. Nie trzeba było się mścić. Bogowie itp. to nie dla zwykłych śmiertelników. Tak myślałam rozkoszując się każdą sekundą mojego wiecznego cierpienia.
.
Koniec
.
PS To moje pierwsze upublicznione opowiadanie chciałam być oryginalna więc nie ma happy endu. Jeśli wam się podobało i sądzicie, że mogła bym wam napisać coś jeszcze piszcie.
Mi się podoba 😉 Jest kilka literówek, ale poza tym wszystko ok. I napisz coś jeszcze ^^
No, oryginalne xD
Ale czy „facetem w hawajskiej koszuli” nie powinien być Dionizos? Bo napisałaś, że to Hermes… więc coś tu chyb anie gra… :p
Poza tym było kilka literówek, ale to nic poważnego
I byłoby fajnie, gdyby był dalszy ciąg, bo serio fajny pomysł i nieźle piszesz 😉
Mi się bardzo podoba, mimo tych małych błędów, o których wspomniała Maggie McKinley. Opowiadanie jest naprawdę oryginalne i ciekawe. Szkoda tylko, że tak smutno się kończy. Myślę, że bez wahania możesz napisać coś jeszcze.
Powodzenia i pozdrowienia!!!
A nie mogłabyś tego kontynuować? To opowiadanko jest fascynujące. Proszę, nie co ja mówię! BŁAGAM o kontynuacje!! Jak nie chcesz jej zrobić to mogę ci pomóc. Mój adres mailowy : nemo.blacksky.13@gmail.com ok?
No wreszcie jakieś opowiadanie w pełni nie podporządkowane zasadom komercji i tandety, kończące się w porządny sposób rozwiewający wszystkie nadzieje na lepsze czasy. W takim momencie żałuję, że na blogu nie ma systemu oceniania, bo dałbym maksymalną ocenę jaka byłaby dostępna. A tak mogę tylko napisać: DUŻY SZACUN!
Wspaniałe.Barrdzo mi się podoba.Odbiegające od normy
Fajne? Herosowe? Super? Nie… to nie są właściwe słowa. To jest takie… mroczne. Smutne. Poruszające. Niepokojące. Nie wiem co jeszcze, ale coś w tym jest. Nie potrafię tego nazwać, ale wiem, że jest. Czai się na granicy świadomości i nie daje spokoju…
Wow! Dzięki! Nieprzypuszczałam że będzie się tak podobać. Bedę myśleć nad kontunucją, ale nie wiem co jeszcze mogę napisać. Mam za to pomysł na nowe opowiadanie.
Odwołując się do twojej prośby piszę abyś pisała więcej TAKICH opowiadań. Miałaś wspaniały i bardzo oryginalny pomysł z tym opowiadaniem, nie tylko dlatego, że nie ma szczęśliwego zakończenia i nie ma części, ale też dlatego że bardzo mi się podoba twój styl pisania. A więc proszę napisz nam coś jeszcze, 😉
Świetne. Po prostu boskie. No… Aż czuć mrokiem, czuć tę klątwę i całą niesprawiedliwość. Masz może pomysły na coś jeszcze? Bo opowiadasz wspaniale.
Ups, komp mi się zaciął i nie zauważyłam co napisałaś. 😀 Skoro masz pomysł na kolejne opowiadanie, to proszę, pisz jak najszybciej i wysyłaj expresem. 😀
Jedno z najlepszych opowiadań na blogu. Dramatyczne, oryginalne, tragiczne.. Czego więcej chcieć?!
Kilka pomyłek było, ale nie ma o czym mówić przy tak wspaniałej, oryginalnej fabule, przy dramatycznym, choć pełnym śmiesznych momentów stylu.
Opowiadanie świetne, ale chyba za dużo razu używałaś słowa miecz. Nie lepiej byłoby go zastąpić jakimś innym, żeby nie było powtórzeń?
No i jakoś nie pasuje mi z tym facetem w hawajskiej koszuli. Nie powinien być nim Dionizos, a nie Hermes?
Ooo… super! Pierwsze opowiadanie Myksy w historii bloga- zajebiste 😀
genialne ciekawe zakończenie