Jeśli kiedykolwiek zdarzyło wam się dotknąć szczęścia, to długo tkwiło w waszej pamięci. Jest ono bowiem czymś więcej niż wspomnieniem – jest nadzieją.
Gdy nastał ranek wyszłam ze swojego domku dobrze wypoczęta, nie wiadomo jakim cudem skoro prawie nie spałam. Wreszcie czułam, że żyję. Na dziedzińcu pojawiał się już coraz więcej obozowiczów, usiadłam przy niewielkim stoliku przed naszym domkiem, który był przeznaczony tylko dla mnie i moich braci. Wszystkie dzieci Bogów miały przeznaczony dla siebie własny, a innym nie wolno było przy nich siadać.
-Jak tam pierwsza noc? – usłyszałam głos Kirray – a za swoimi plecami.
-Dobrze – skłamałam
Bracia się dosiedli. Wszyscy zgromadzili się już przy swoich stolikach, a driady zaczęły podawać na tacach różnego rodzaju jedzenie. Przy głównym stoliku dojrzałam Chejrona – centaura (człowieka z ciałem konia) i kilku dziwnych- aa tak wczoraj się dowiedziałam od Mitchela, że mieszkają tutaj także satyrowie (ludzie od pasa w dół z ciałem kozła), muszę przyznać, że byłam w szoku, iż w ogóle istnieją takie stworzenia jak centaury czy satyrzy. Wspomniał on też o dyrektorze obozu, panu D. ale jakoś dziwnie nie chciał wymówić jego imienia, powiedział, że wszyscy go nazywają po prostu pierwszą literą imienia.
Całą czwórką zaczęliśmy wcinać pyszne jedzonko. W tym czasie śledziłam wzrokiem po wszystkich stolikach. Niektóre z nich były puste, przy niektórych siedziała tylko jedna osoba, a stolik przy domku o numerze 11 był tak przepełniony, że niektórzy jedli na podłodze. Mój wzrok ponownie utkwił przy stoliku przed „Wielkim Domem” czyli siedzibą kierownika, dyrektora i nijakiej wyroczni, o której nadal nic nie wiem. Dopiero teraz zobaczyłam przy stoliku nową osobę. Był tam mężczyzna, który pierwszy raz odwiedził mnie w domu i doprowadził matkę do łez.
-czy… to jest…wydukałam
– tata, tak jest dyrektorem obozu, nie domyśliłaś się? – odparł Pollux
-ale, niby jak miałam się domyślić?
-Pan D.
-Aaa, no tak, rzeczywiście – byłam teraz w wielkim szoku, po pierwsze, że nie skojarzyłam…Dionizos, pierwsza litera „D” po drugie mój tatulek jako jedyny z greckich Bogów przebywa w obozie, ciekawe tylko czemu- Postanowiłam zapytać – on tutaj pracuje czy jak?
-No nie wiem jak to określić, on ma karę i musi.
-karę?
-tak, od innych bogów, wiesz ojciec nie zachowywał się kiedyś najlepiej.
Przyglądałam się dalej tacie. Wyglądał tak, jak wtedy, gdy go ostatnim razem widziałam. Miałam ochotę mu wygarnąć, że mnie bezczelnie zostawił. Byłam ciekawa, czy moi bracia też to ścierpieli.
-Czy on was też tak zostawił przed domkiem bez wyjaśnienia?
-Nie, ty byłaś jedyna. Po nas wysłali satyrów. Bo nasi starzy mają teoretycznie zakaz widywania nas. Jedynym wyjątkiem jest tata, bo prowadzi obóz z herosami (półbogami), ale nigdy nie wysyłali go, żeby przyprowadził do obozu jakiegoś nowego obozowicza.
-jejku
Nie byłam w stanie nic więcej wykrztusić. Wbiłam wzrok w jedzenie i kontynuowałam.
-Ten sen, mieliśmy iść z tym do Annabeth-powiedział Pollux. Odchrząknęłam – i do, któregoś z dzieci Morfeusza.
Bracia zaczęli się wtedy wypytywać o jaki sen chodzi. Opowiedziałam im wszystko ze szczegółami.
-dziwne – podsumował David.
Wszyscy skończyliśmy jeść. Dalej czekaliśmy przy stoliku.
-Dobra, no to chodźmy może im przekazać tą cenną informację-powiedział Kirray.
Dla entuzjastycznego przytaknięcia pstryknęłam palcami. Wtedy stało się coś bardzo dziwnego- Koło talerza przede mną pojawiła się puszka z Colą.
-skąd ona się tu wzięła?!
-Nie no, co to ma być, ona jest tu drugi dzień i już to opanowała. Ja jestem ponad cztery miesiące i dalej nie umiem sobie wyczarować coli – powiedział z irytacją David.
-wyczarować?
-Noo, to jedna z naszych umiejętności, tylko dzieci Dionizosa to potrafią. Możemy jeszcze wyczarować sobie wino, ale to trzeba wielu lat praktyki. Żaden z nas tego nie potrafi.
-co wy macie na myśli, że ja ją stworzyłam?
-ehe dokładnie tak.
-Suuper – powiedziałam i chwyciłam puszkę.
Wszyscy odeszliśmy od stolika, kierując się do domku numer 6, w którym mieszkała Annabeth. Zatrzymał nas jednak Chejron swoim niskim i donośnym głosem.
-Dzisiaj o 13.00 odbędą się wyścigi rydwanów. Prosimy wszystkich obozowiczów o wypolerowanie wozów i osiodłanie koni.
-Co to? – zapytałam po przemówieniu.
-Ciekawa zabawa, chodź.
Dotarliśmy do Annabeth. Stała obok Percy’ego. Rozmawiali.
-Siema, mamy wieści – powiedział Kirray.
Bracia opowiedzieli im wszystko z ubiegłej nocy. Annabeth podparła głowę.
-niesamowite, sądziliśmy, że tego mrowiska już nie ma po tym jak je nawiedziliśmy ze spiżowym smokiem.
-zaaaraz wy tam byliście i co to jest spiżowy smok?! – wrzasnął Pollux, a ja byłam tak samo zdezorientowana, jak on.
-No ba, kiedyś podczas bitwy o sztandar. Te gigantyczne mrówki, w mitologii nazywane Mymerkami porwały Beckendorf’a ,a spiżowy smok- kiedyś wam o nim opowiemy.
Teraz to ja już nic nie rozumiałam. Nie mogłam uwierzyć, że Percy i Annabeth tam byli, czym jest spiżowy smok i kim jest Beckendorf ?!
Oczywiście czułam się strasznie niepoinformowana. To jest częste w moim przypadku…
Wracając do zaistniałej sytuacji. Podążałam za moimi nowymi przyjaciółmi. Po obfitym śniadaniu wszyscy kierowali się do stajni. Weszliśmy do dużego pomieszczenia. Było w nim mnóstwo boxów. Każdy należał do innego domku i każdy miał ich dwa. Jeden domek = dwa konie. Podeszliśmy do tych oznaczonych liczbą 12. Należały do nas dwa konie. Jeden był biały w brązowe łatki, a drugi na odwrót, czyli brązowy w białe łatki. Razem prezentowały się przekomicznie.
Podeszłam do jednego z nich ostrożnie z wyciągniętą ręką. Chciałam go pogłaskać, ale bałam się, aby mnie nie ugryzł czy coś. W końcu widział mnie pierwszy raz na oczy. Nie myliłam się z myślą, że czuł się nieswojo. Zwierzę się cofnęło w niechęci.
-zaczekaj-powiedział stojący za mną Percy
Chłopak ustawił się naprzeciwko konia i zaczął jakby z nim rozmawiać. To było super dziwne.
-Spokojnie. Ona Ci nic nie zrobi, jest nowa z domku Dionizosa- Niee, no co ty. -Daj spokój stary, zaufaj mi- dzięki.
-Załatwione Canny, już się Ciebie nie będzie bał – powiedział i promiennie się uśmiechnął. Spojrzałam się na niego jak na idiotę.
-Co ty wyprawiałeś, czy ty na serio myślałeś, że on Cie zrozumie?!
-Tak, byłem tego pewny, słyszałem jego myśli. W końcu jestem synem Posejdona, a to on stworzył konie. Umiem się z nimi porozumiewać.
-taa, dobrze wiedzieć – nie docierało do mnie ani jedno jego słowo. Wyciągnęłam rękę w stronę konia, aby udowodnić chłopakowi, jak bardzo się myli. Jednak sytuacje nie potoczyły się tak jak chciałam. Zwierzę do mnie podeszło i samo zaczęło zbliżać swój łeb do mojej ręki.
-jejku – tylko to udało mi się wykrztusić.
Po dwóch godzinach koń był już doskonale wypielęgnowany i z chęcią wcinał swoją marchewkę, która stanowiła nagrodę. Postanowiłam wyjść do chłopaków na zewnątrz, aby sprawdzić, co z wozem.
Ku moim oczom ukazał się najładniejszy rydwan, jaki widziałam. Był koloru srebrnego, a w niektórych miejscach poozdabiany był fioletowymi wzorami. Lejce były utworzone z pnączy winnych.
Wywnioskowałam, że to robota najstarszego z mojego rodzeństwa – Polluxa.
Chciałam sprawdzić, czy inne domki mają z nami szanse. Wierzyłam, że nie. Zawiodłam się. Najsolidniej wyglądał rydwan domku Hefajstosa. W końcu byli dziećmi syna kowali, specjalizowali się w takich rzeczach. Mogłam się założyć, że byli wyposażeni w znakomite bajery.
Kilka wozów dalej stał wóz córeczek Afrodyty, na widok którego chciało mi się śmiać. Był cały różowy, a dziewczyny zamiast go dopracowywać siedziały na siedzeniach i poprawiały makijaż.
Następny rydwan należał do dzieci Demeter. Miał złotą barwę, a boki były przyozdobione kolorowymi kwiatami. Ich lejce także były porośnięte gęsto liśćmi, podobnie jak nasze. Mocował się przy nich Mitchel. Po chwili dostrzegł mój wzrok i uśmiechnął się z wzajemnością.
Przeniosłam wzrok na wozy po drugiej stronie. Przy jednym z nich stał Percy. Jego ciemnobrązowe włosy, prawie czarne powiewały na wietrze. Jego wóz był niebieski, był poozdabiany muszelkami, przez co sprawiał wrażenie, jakby był częścią oceanu. Nie mogłam uwierzyć, że sam wykonał taki kawał dobrej roboty.
Za nim stał wóz, przy którym także mocowała się jedna osoba. Tą osobą był chłopak, którego na początku mojego przyjazdu pokazał mi David. Wydawało mi się, że nazywał się Nico, ale nie byłam pewna. W każdym bądź razie wóz był przerażający. Podobnie jak jego domek, był cały czarny, a w środku stały pochodnie z palącym się zielonym ogniem.
Byłam zaszokowana, tak wysokim poziomem moich przeciwników. Bałam się, że coś mi się stanie.
-Czy to jest bezpieczne?
-Niekoniecznie, przy dużej nieuwadze można nawet zginąć – odpowiedział mi Kirray, ta odpowiedź mi nie pochlebiała.
-W szczególności uważaj na grecki ogień Nico’a, to najpotężniejsza broń tutaj. Spaliłaby Cię doszczętnie – dodał David.
Przełknęłam głośno ślinę. Dochodziła 13.00- Pollux właśnie przyprowadził konie. Byliśmy gotowi.
Chejron kazał ustawić się wszystkim zawodnikom na linii startu. Za chwilę miał się odbyć mój ostatni wyścig. Byłam nowicjuszem w tej kategorii, nie miałam szans z cała resztą, która pewnie robiła to setki razy.
Rozległ się gwizdek. Wszyscy ruszyli. Ku mojemu zdziwieniu na prowadzeniu były córeczki Afrodyty, a tuż za nimi Percy. My byliśmy mniej więcej w środku. Na samym końcu był wóz Morfeusza.
Jego konie nawet nie ruszyły, gdyż spały, prawdopodobnie, któryś z braci je przypadkowo uśpił.
Pollux siedzący za lejcami poganiał konie, które po mimo jego starań nie zmieniały tępa, jednak nie dawały za wygraną i mieliśmy czwartą pozycję.
Wszystko by było git, gdyby tuż koło nas nie pojawił się wóz Demeter. Mitchel rzucił mi przepraszającą minę i wrzucił nam do wozu kwiat. W czasie gdy chciałam go chwycić wybuchł z niego zielony gaz. Zaczęło, tak śmierdzieć, że osunęłam się na podłogę. Byłam ogromnie zdenerwowałam. Wspięłam się po ławce w górę i pstryknęłam palcami. W mojej drugiej ręce pojawiła się puszka z colą. Z całej siły cisnęłam ją w przód. Trafiłam Mitchela prosto w głowę. Chłopak stał na wozie jeszcze przez chwilę, ale w końcu stracił równowagę pod wpływem ciśnienia zadanego przez zabójczy napój i wylądował z hukiem na pisaku. Odsunął się na trawnik. Wściekła i z ledwie odzyskanym rozsądkiem wykopałam bombę kwiatową z naszego wozu. Jak na życzenie bomba uderzyła w białego rumaka córeczek Afrodyty, który przestraszony zmienił kierunek wywalając dziewczyny z wozu. Nim się obejrzałam uzyskaliśmy drugą pozycję, tuż za Percy’m. Nie trwało to jednak długo, bo po chwili śmignął nas Nico swoim czarnym rydwanem. Zaczął doganiać syna Posejdona jadącego po prawej stronie trasy. Gdy szli już łeb w łeb, chłopak odwrócił głowę i przed moim przyjacielem, gadającym z końmi otworzył się wąwóz głęboki na jakieś 10 metrów. Rydwan najeżdżając na szczelinę od razu wybił Percy’ego w powietrze. Wylądował na środku trasy. Tuż przed naszym wozem.
-Uważaj!!! – krzyknął do niego Pollux.
Chłopak leżał tuż przed naszym pędzącym rydwanem. Za kilka sekund go zgnieciemy. Teraz już wiedziałam, o co chodziło mojemu bratu odnośnie braku ostrożności. Zbliżyliśmy się do chłopca. Wtedy stało się coś dziwnego, ale w połowie dla mnie zrozumiałego. Przed naszym wozem utworzyła się 10-metrowa wodna ściana. Zrozumiałam, że utworzył ją syn Posejdona. Doskonale go uchroniła, ale zatrzymała nasz rydwan. Wszyscy zawodnicy nas wyprzedzili. A Pollux niezdarnie próbował nakierować konie z powrotem do jazdy. Nasz rydwan jechał w zawrotnym tempie doganiając powoli wszystkie inne. Pędziliśmy szybciej niż inni. Dostrzegł to chyba jeden z synów Hefajstosa. Rzucił w naszym kierunku podejrzliwie wyglądającą piłkę. W chwili wylądowania jej w naszym rydwanie, piłka dostała nóg- dosłownie. Przeobraziła się w ogromnego pająka. Krzyknęłam najgłośniej jak
mogłam. Nie znosiłam tych istot. Zbliżała się do mnie w bardzo szybkim tempie. Nie byliśmy już ostatni, do mety brakowało tylko jakieś 100 metrów. Po Nico’u nie było ani śladu. Mieliśmy szansę wygrać, gdyby nie to. Pająk podszedł do mnie szybko, z jego brzucha wypełzło kilka mniejszych. Chciałam się cofnąć. Pod moją stopą nie wyczułam już jednak powierzchni. Upadłam. Obolała zerknęłam do przodu. Zauważyłam rydwan Ateny. Pędził w mgnieniu oka- prosto na mnie. Po chwili nastała ciemność…
Jestem pod ogromnym wrażeniem. Canny jest super! Twoje opowiadanie jest CUDOWNE. 😀 I trzyma się w całości książki, a to dla mnie najważniejsze. Jedyne, co ciągle zawraca mi głowę, to to, że Morfeusz odpowiada za sny raczej tylko o ludziach,a nie ogólnie za sen. Ale nie ważne, tak tylko piszę. 😀
Nie mogę się doczekać dalszego ciągu. Pisz jak najszybciej!
Podoba mi się że jest w tym opowiadaniu tyle opisów.
Niektóre zdania są napisanie niepoprawnie. Często powtarza się w nich wyraz był .
No i jest kilka literówek, ale całe opowiadanie to przyćmiewa.
Czekam na CD
Po pierwsze:
to co mnie zawsze irytuje- brak dużych liter w wielu zdaniach i znaków interpunkcyjnych;
po drugie:
tak jak napisała justyna są powtórzenia i literówki;
i po trzecie:
opowiadanie jest bardzo fajne 😉
sorry wszystkim za te błędy, ale Word niestety interpunkcji nie poprawia… a to nigdy nie było moją mocną stroną ;/
Tak wiem, powtarzam, ale powtarzać zamierzam: wywal powtarzające się powtórzenia! 😉
WKU*** MNIE BRAK WIELKICH LITER!!!
Są błędy typu:
-„W tym czasie śledziłam wzrokiem po wszystkich stolikach.” (można WODZIĆ wzrokiem, albo śledzić wypadki przy wszystkich stolikach)
-„Chłopak stał na wozie jeszcze przez chwilę, ale w końcu stracił równowagę pod wpływem ciśnienia zadanego przez zabójczy napój i wylądował z hukiem na pisaku.” (pomijając „pisak” i „ciśnienie” to brzmi tak, jakby cola miała własną wolę i sama z siebie walnęła chłopaka)
-„Ku moim oczom ukazał się najładniejszy rydwan, jaki widziałam.” (Po co to „ku”?)
OPOWIADANIE JEST BARDZO FAJNE, ALE BŁĘDY NAPRAWDĘ IRYTUJĄ!!!
Zgadzam się z Arachne. Opowiadanko super ale… Ok, czekam na LEPSZY CD!! 😀
Fajne opowiadanie, czekam na ciąg dalszy. Ale duże litery na początku zdań, to naprawdę irytuje!
fajne