UWAGA! UWAGA! Ogłoszenia parafialne! Przeczytaj obowiązkowo!
Do Herosów:
Tej części Apollo nie cenzurował, gdyż akurat pisał tekst nowej piosenki. Pamiętajcie, że wszystkie znalezione tu „ciekawe” słowa niekoniecznie muszą spodobać się rodzicom (w tym boskim), nauczycielom tudzież innym ich adresatom, tak więc starajcie się ich nie zapamiętywać i nie używać!
Do Bogów:
Wszystkie wyrażone w tym tekście poglądy i treści są moimi własnymi opiniami, za które ani Adminka, ani Apollo nie ponoszą odpowiedzialności, tak więc w razie kłopotów spopielona powinnam zostać tylko i wyłącznie ja.
Do wszystkich:
Pamiętajcie: czytacie na własną odpowiedzialność!!!
Arachne
Mój oddech zamienia się w parę, która pokrywa mi okulary. W obozie chyba powinno być nieco cieplej niż gdzie indziej? Podobno ma jakąś magiczną kontrolę klimatu… A raczej miał. Granica się sypie, praktycznie jej nie ma, więc reszta też nawala. Cudnie.
Ruszam dalej. Normalnie za łażenie po obozie, po ciszy nocnej, a w dodatku tak blisko lasu, ukarano by mnie. Normalnie mogłyby mnie pożreć harpie. Ale teraz nie jest „normalnie”. Harpie, zamiast polować na niesfornych obozowiczów, patrolują granice obozu. Chejron, przemocą zaciągnięty do Wielkiego Domu, nawet przez sen mamrocze o antidotach i truciznach. Żaden heros nie próbuje okiwać harpii. Wszyscy odsypiają walkę. Wszyscy, z wyjątkiem mnie. Ja nie zamierzam się kłaść. Nawet gdy jestem przytomna, mój mózg funduje mi maraton filmów grozy, wynajdując tysiąc jeden sposobów, w jakie mógłby umrzeć Allan. Wolę nie wiedzieć, co zastałabym w krainie Morfeusza…
Dochodzę do plaży i zawracam. Nasłuchuję, rozglądam się i węszę, ale w pobliżu nie ma żadnych potworów. Może… może pozwolą nam jeszcze trochę pożyć? Nie. Przecież dwudziestu herosów zgromadzonych w jednym miejscu, działa na maszkary jak gigantyczny neon „Burger Kinga”.
Mam wrażenie, że ktoś lub coś zaraz zajdzie mnie od tyłu i zabije, zanim zdążę choćby krzyknąć… Nie tak wyobrażałam sobie swoją śmierć. Szczerze mówiąc, starałam się nie dopuścić do siebie myśli, że umrę. Staję się jeszcze czujniejsza. To dziwne, ale choć jest chwilę po czwartej nad ranem, wcale nie czuję się zmęczona. Nie spałam już dobę, a nie jadłam jeszcze dłużej, ale nie odczuwam skutków swojego postępowania. Za bardzo się martwię. A jeśli…
Dość! Skarciłam w myślach samą siebie. Może… może on wiedział, co robi. W ciągu kilku godzin patrolowania granic zastanawiałam się nad tym już miliony razy i zawsze dochodziłam do tego samego wniosku: że na dłuższą metę Allan, łażący samotnie po lesie, ma większe szanse na przeżycie niż nasza dwudziestka w Obozie. Taka liczba herosów prawdopodobnie ściągnie tu potwory z całych Stanów. Po raz kolejny rozważam pomysł wysłania obozowiczów poza teren „chroniony”. Oczywiście nie pojedynczo, ale w parach lub małych grupkach, po trzy, max cztery osoby. Rozproszyliby się. Paskudom trudniej byłoby ich znaleźć…
Gdy już prawie przekonałam samą siebie, nagle budzi się we mnie głęboki, wewnętrzny sprzeciw. Obóz to przecież mój dom! Nie mogę go zostawić, uciec jak jakiś pieprzony tchórz, ukryć się w lesie i poczekać, aż bogowie rozwiążą nasz problem. Oni najczęściej nic nie robią, siedzą na dupach na swoim rąbanym Olimpie i, wżerając popcorn, patrzą jak giniemy i nawet palcem nie kiwną… Dość! Wbijam zęby w grzbiet dłoni i zaciskam szczęki najmocniej jak potrafię. Gdybym tego nie zrobiła, no cóż, prawdopodobnie zaczęłabym wrzeszczeć i jeszcze bardziej się nakręcać. A na to nie mogę sobie pozwolić. Mój głos natychmiast zwabiłby tabuny potworów. A słowa ściągnęłyby gniew bogów.
No, niby wszyscy w obozie (może za wyjątkiem Pana D. i Chejrona) wiedzą, że nieszczególnie lubię Olimpijczyków. A przynajmniej nie wszystkich. Oczywiście, Artemis jest spoko, Apollo chyba też, przecież mi pomógł z tą ręką. Hestię darzę sympatią, choć nigdy jej nie spotkałam. Po prostu nie da się jej nie lubić. Ale reszta…no…eee… Gdyby usłyszeli to, co miałam ochotę wykrzyczeć, niewątpliwie zmieniliby mnie w kupkę popiołu.
Niektórzy obozowicze, słysząc jak wygłaszam swoje poglądy, dziwnie się na mnie patrzyli. Podobno gdy spekulowano, kto mógłby przyłączyć się do Kronosa, zawsze byłam w ścisłej czołówce. Niewiarygodne, że można się tak bardzo mylić. Może i nie lubię bogów, za to że postanowili zmienić mi życie w gówno, zanim jeszcze się urodziłam, ale na pewno nie przystałabym do tytanów. To tak, jakbym przyłączyła się do mafii, żeby natłuc osiedlowym dresom, tylko oczywiście w innej skali. Dresy czasem kogoś pobiją. Czasem zdemolują ogródek przed sklepem. Czasem coś ukradną. Sporadycznie coś gorszego. Bogowie są jak dresy: upierdliwi, ale można się z nimi dogadać. Albo im nakopać. Ale tytani są jak mafia…a mafia to zupełnie inna para glanów. Mafia kradnie na dużą skalę. Mafia handluje bronią i narkotykami. Mafia morduje. Nawet swoich… Nie, z dwojga złego wolę dresów. Czyli bogów. Za nic nie przyłączyłabym się do Luke’a.
O nie. Luke. Czuję się tak, jakbym wbijała sobie zęby nie w rękę, lecz w serce.
On był dobry. On jest zły. Ale był dobry. Teraz jest zły.
Kłócę się sama ze sobą. W końcu wygrywa jednak Arachne-oskarżycielka i zaczyna zalewać mój umysł argumentami.
„Otruł sosnę. Napuścił na nas byka. Straszliwie trudno było pokonać to cholerstwo. Gdyby nie stało się to, co się stało, prawdopodobnie byśmy nie żyli. Leżelibyśmy na wzgórzu, bladzi, wykrwawieni. Albo spaleni na popiół…” O hujera! Przez potok zarzutów pod adresem Luke’a przebija się straszna myśl. A jeśli Allan spotka takiego byka? Nie jest najlepszy w walce wręcz, jego przewagą jest to, że może trafić przeciwnika z większej odległości.
Widzę to przez sekundę: łuk zapala się w smukłej, pociętej przez struny dłoni jak pochodnia, ciemnobrązowe, kręcone włosy stają w płomieniach, słyszę straszliwy, mrożący krew w żyłach krzyk palonego żywcem nastolatka, czuję tłusty odór… Dość! Muszę przestać o tym myśleć! Chyba mi odwala. Przecież on nie może spotkać tego potwora, zanim paskuda się zregeneruje minie wiele lat… Ale może spotkać jakiegoś innego. Na przykład…
-Kurrr…- warczę. Mój umysł nie chce mnie słuchać. Im bardziej staram się nie myśleć o synu Apolla, tym więcej okropnych scenariuszy ciśnie mi się do głowy. Allan osaczony przez drakainy. Allan ścigany przez sforę piekielnych ogarów. Allan rozrywany na strzępy przez chimerę. Allan napadnięty przez cyklopów…
Przyśpieszam kroku, ale nadal staram się zbytnio nie hałasować. Jest mi cholernie zimno, ale to nie dlatego drżę…
Trzask! Trzask! TRZASK!
Słyszę, jak patyki pękają pod czyimś ciężarem i momentalnie kieruję głowę w stronę dźwięku. To nie jest naturalny hałas, zwierzęta nie poruszają się tak głośno. Czasem, gdy wieje silny wiatr, gałęzie odłamują się same… Tylko że teraz nie ma wiatru.
W myśli przeklinam swoją głupotę i gwałtowne odwrócenie głowy. Uspokajam oddech, powoli, jak najciszej podchodzę do najbliższej kępy krzaków, która powinna zapewnić mi jako taką osłonę. Nie będę budzić całego obozu tylko dlatego, że coś się do nas skrada. Najpierw chcę wiedzieć, co to. Może tylko drakaina lub inny, niezbyt potężny potwór z którym sama dam sobie radę. Albo w ogóle coś zupełnie niegroźnego, zabłąkany pies albo co.
Pochylam się lekko, nie będę kucać, bo potem mogę nie wstać dostatecznie szybko. Zamieram, tylko moja dłoń powolutku sunie w kierunku szyi. To jedna z najprostszych sztuczek- nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Potwór nie zobaczy mnie w ciemności dopóki nie zacznę wymachiwać rękoma, wywijać mieczem, skakać lub robić czegoś równie głupiego. Ale może mnie wyczuć. Wiatru nie ma, ale jednak…
Czaję się pewnie około minuty, najwyżej półtorej, ale wydaje mi się, że spędzam w ukryciu całe wieki. A jeśli wyjdę i okaże się, że jestem w połowie trzeciego tysiąclecia? I że ludzie są w trakcie czwartej wojny światowej? Albo że na naszej planecie jest za gorąco, by żyć… Kurde! Mam ochotę walnąć się w czoło, by odpędzić dziwne myśli, ale ten ruch na pewno by mnie zdradził, więc tylko przygryzam wargę. Mięśnie mam napięte do granic możliwości, niemal do bólu. W końcu kładę dłoń na wiszącym na mojej szyi pająku. Nareau jakby stara się dodać mi odwagi, choć nadal wygląda jak zwykła, plastikowa ozdoba kupiona na targu, a nie jak śmiercionośna broń. Czuję się nieco lepiej, nie jestem już bezbronna.
Wsłuchuję się w ciszę, która wcale nie jest ciszą. Nad moją głową delikatnie szeleszczą liście. Gdzieś wysoko przelatuje ptak, krzyczy skrzekliwie, a potem zawisa w bezruchu, jakby czekając na odpowiedź. Nie otrzymuje jej, więc po chwili odlatuje w swoją stronę.
Też chciałabym odlecieć. Odpłynąć. Odbiec. Walczyć. Cokolwiek, byleby dało się rozgrzać. Jest koszmarnie zimno. Dziwne trzaski już się nie rozlegają. Może potwór zawrócił? Albo się przesłyszałam i w ogóle nie było żadnego potwora? Wygodnie byłoby tak stwierdzić, ale w lesie ufam swoim zmysłom i instynktowi o wiele bardziej niż rozumowi. Jestem pewna, że coś tu jest. A przynajmniej było.
No nie wiem, ale słuchacze jedynego słusznego radia powinni to ocenzurować, to karygodne, takie słownictwo moja panno!! 😛 Opowiadanie oczywiście doskonałe. Czekam na następną część:)
AAAAA!!! Super, super, super, super, super! Nawet nie wiesz, jaka to męka czekać na twoje opowiadania! Tylko ty potrafisz napisać opis przeżyć na 3 strony w Wordzie tak, żebym ja to czytał z wytrzeszczonymi oczami, 10 cm od monitora ze śliną cieknącą na klawiaturę, zastanawiając się co będzie dalej. Niniejszym składam hołd mojej ulubionej autorce i mojemu ulubionemu opowiadaniu. Nachodzi mnie tylko jeszcze jedno pytanie – czy ona w końcu zostanie określona?
Jak dla mnie twoje opowiadania są jednymi z najlepszych na blogu. Kocham je i zawsze czytam z ogromnym zainteresowaniem. To również mnie nie zawiodło czekam na cd
Piękne czekam na CD natomiast martwi mnie bezsenność innych blogowiczów…
Żadne opowiadanie nie przebije twojego, twoje są idealne!!! Nie mogę się doczekań dalszych części. 😀
Voyt, sorry za zniszczoną klawiaturę…
Kłamczuchu, sorry za słownictwo, ale ja mniej więcej tak mówię. Tak albo gorzej (np. potrafię zbudować ośmiowyrazowe zdanie złożone, w którym jest siedem przekleństw + spójnik i wypowiedzenie to nie polega na wyliczaniu obraźliwych rzeczowników… i jak to o mnie świadczy? Nie najlepiej, co? 😉 )
Czyli coraz więcej wśród nas Nocnych Marków… Ja tu w nocy nie wchodzę, bo mój comp pracuje tak głośno że przebija niejeden traktor… A za ścianą z płyty GK śpią ludzie, których niespecjalnie rajcuje perspektywa pobudki o czwartej nad ranem… 😉
Genialne, jak zawsze.
oj droga panno, nie grzeszysz słownictwem 😉
opowiadanie oczywiście GENIALNE, czekam na cd
Oj, właśnie grzeszę- przeklinać przecież nie wolno.
No ale jak ciągle słyszysz brzydkie słowa to w krew wchodzi…
Mówię (i piszę) tak jak widać, bo np. gdy wychodzę na ulicę to zamiast „siema” lub „cześć” słyszę „wyp&erd@l@j kur>o jeb@n@” (objaśnienie cenzurki: @=a, &=i, >=w).
Ogólnie za moje „wspaniałe” i przebogate słownictwo podziękujcie żulkom drogim i dresikom kochanym. I nie miałabym nic przeciwko, gdyby to podziękowanie polegało na skopaniu im tyłków (najlepiej glanikami)…
Arachne!
Ja cię przepraszam!
Dopiero teraz zauważyłem, że i w moim, i w twoim opowiadaniu synowie Apolla mają tak samo na imię! Naprawde sorki, nie uważaj tego za plagiat!
Skąd ja znam traktor w (nie)zgrabnej obudowie komputera?
Oj słownictwo nie ładne, no ale cóż poradzić… Poproś osoby z okolicy bo ja mam dość daleko. I słynna wypowiedź wychowawczyni klas 1,5-3 ( na świadectwie) „(…)bardzo bogate słownictwo(…) chociaż i tak się powiększyło w ciągu paru lat i wyjść na ulicę.
Ale prawda taka że gdybym wyszedł na ulicę zamiast to czytać to by gorzej na psychikę wpłynęło.
A może to spokojne nastawienie po lekturze „Orły Imperium”?
Super opowiadanie czekam na cd.
Ja tak normalnie nie mówię, ale w myślach czasem się powie parę epitetów.
PS. Voyt, ciesz się że opowiadania to nie telefony komórkowe, bo mogło by być „zakazać sprzedaży i 50 milionów odszkodowania.
PS. Nie ponoszę pełnej odpowiedzialności za słowa które napisałem, ponieważ były one pisane o godzinie widniejącej powyżej. Za wszelkie uszczerbki na psyhice i offtop przepraszam.
Chyba offka nie ma…
Co do proszenia osób z okolicy, to sama siebie proszę i na dresików poluję (jak robią coś złego, czyli prawie zawsze).
Co do „bogatego” słownictwa to na naszym osiedlu standardem jest, że takich słów jak ja tutaj używają w piaskownicy trzylatki…
Voyt, o imię się absolutnie nie gniewam: przecież ty piszesz przez jedno „l” a ja przez dwa, więc to nie jest to samo 😀 .
No tak, bo imię i nazwisko mojego bohatera to ode mnie jeszcze jeden hołd dla Metalliki – Alan to drugie imię Jamesa, a Lee to drugie imię Kirka i Cliffa
Hemm… C’rde! Dobrze, że jeszcze nie podałam nazwiska „mojego” Allana- wyszłoby tak samo i… z tego samego powodu (nie wzięłam „Jamesa”, bo „Allan” bardziej kojarzy się z Apollem).
Dobrze wiedzieć, że ktoś jeszcze słucha czegoś poza Bieberem, Dodą i innym pseudomuzycznym śmieciem. 😀
Arachne słońce ty moje, ja sobie tylko żartowałem. Słownictwo mi w żaden sposób nie przeszkadza. Spapkowski mnie się powstrzymuje niż ty
Nie denerwujcie mnie Biberem, mam go po dziurki w nosie, jest WSZĘDZIE!
Słońcem nie jestem, nie świecę (jeszcze)!
A Sapkowskiego czytałam sporo, więc wiem. Czytałam nawet Ziemkiewicza i Kresa, oni są jeszcze „lepsi”…
Tak se siedzę przy komputerku i piszę, bo rodziców i sąsiadów nie ma, więc laptopik sobie może dowolnie głośno pracować… Kolejna część się produkuje… O tej zaczepistej godzinie 😀
m/
Arachne, jeśli jeszcze mi powiesz, że jego wygląd i charakter to hołd dla Kurta Cobaina to normalnie…
Cobaina akurat z wyglądu i charakteru nie znam. Bojkotuję go za to, co ze sobą zrobił, słucham tylko muzyki, która jest… OK, brak słów…
Ale uważam, że zabił nie tylko siebie, ale też swoją twórczość, swój głos, swoich fanów…
Nie czytam o Cobainie. Nie mam jego zdjęć. Słucham tylko jego muzyki i to mi wystarczy.
Cóż wyraziłem się nie jasno. Ja z natury „chłonę” szybko słowa więc i takie wpadły.
Hmmm, muszę się za Sapkowskiego wziąć, bo wiedźmin ponoć dobra książka.
PS. Piszę nowe opowiadanie.
Opowiadania pisz, Sapkowskiego czytaj (wiedźmin jest zaczepisty, polecam)!
Czy wiecie że Justin Bieber ma po Polsku na imię JUSTYN BÓBR???
Nie wiem jak wy ale ja go NIENAWIDZE!!!
A Arachne, ty jak nikt inny potrafisz opisywać sytuację. Robisz to
– świenie
– superowo
– herosowo
– bosko…
No po prostu genialnie!!! Napisz cd, pliss…
– Twoja wierna fanka 😀 😀 😀
PS. Poster Biebera powiesiłam sobie na tablicy „strzałkowej”. Moje przyjaciółki mają ubaw kiedy trafią go między oczy albo w nos, bo wtedy strasznie głupio wygląda!!!
No wiesz, ziomy z mojej klasy jak dorwały plakat Zjebera to:
-podarły go,
-poskakały po nim,
-opluły go,
-podpaliły,
-wrzuciły do muszli klozetowej i spuścili…
Szkoda, że nie brałam w tym udziału …
Arachne spójrz z dobrej strony nie musiałaś oglądać jego twarzy:D
Arachne, sorry jeszcze za tą „Arahne” bo to „c” mi gdzieś przepadło…
fajne podoba mi się