Kiedy się obudziłam leżałam w Wielkim Domu. Usiadłam i zaczęłam się rozglądać. W pokoju nikogo nie było. Pomyślałam o naszyjniku, który zalazłam w jeziorze. W tej samej chwili poczułam zimno metalu na szyi. Dotknęłam się w tym miejscu. Rzeczywiście było tam coś takie cienkie i okrągłe. Pewnie łańcuszek. Spojrzałam w dół i go zobaczyłam. Mój medalion. Rozpięłam zapięcie i obracałam go w palcach. Był owalny, wykonany z niebieskiego szafiru. Nie miał żadnego metalu, oprócz malutkiej zawieszki i srebrnego delikatnego łańcuszka. Był przepiękny. Na odwrocie były wygrawerowane runy Ansuz, Gebo i Naudiz co oznaczało wiedzę, miłość i ochronę.
Założyłam go z powrotem. Pasował idealnie. Tak jakby był zrobiony specjalnie dla mnie. Bo był. Chyba.
Wyszłam na werandę, gdzie siedział Pan D. popijając swoją dietetyczną colę, Chejron czesał swój eee… ogon. Annabeth stała przy balustradzie stukając nerwowo palcami. Percy próbował ją uspokoić. Kiedy weszłam wszyscy (prócz Dionizosa, oczywiście) odwrócili się w moją stronę. Podeszli do mnie, a Percy i Annabeth przytulili mnie tak, jakby ogłoszono, że umarłam, a potem jakimś cudem się obudziła.
– Hej – wydusiłam wreszcie – wiem, że spałam, ale już jestem, a wy mnie zaraz zgnieciecie.
Kiedy mnie puścili Annabeth powiedziała:
– Sorki, ale tak się cieszymy, że się już ocknęłaś.
– Racja. Byłaś nieprzytomna przez kilka godzin. – dodał Percy. – I nie wiedzieliśmy co ci jest.
Szliśmy w stronę jeziora.
– A tak w ogóle to co się stało? – spytałam.
– No – zaczęła córka Ateny – wysłałaś do nas te dwa prądy wody. Przypłynęliśmy do ciebie i zobaczyliśmy cię nieprzytomną.
– Zabraliśmy cię do Wielkiego domu i czekaliśmy aż się obudzisz. – dokończył Percy.
– A czy wy mi go założyliście? – zapytałam biorąc w palce medalion.
– Nie. – odpowiedział Percy. – Miałaś go już na sobie kiedy cię znaleźliśmy.
– Dziwne. – stwierdziłam.
Siedzieliśmy teraz na pomoście. Ja i Percy mieliśmy nogi w wodzie, a Annabeth leżała na jego kolanach.
– Percy, ty grasz na gitarze? – spytałam ni stąd ni z owąd.
– Tak, ale skąd wiesz?
– Widziałam ją pod twoim łóżkiem. Chowasz ją specjalnie czy nie masz nigdzie miejsca?
– Nie odpowiem na to pytanie. – pokręcił głową.
– Dobra. To mogę ją pożyczyć?
– Umiesz grać? – zdziwiła się córka Ateny.
– No zawsze chciałam się nauczyć. Kiedyś Afrodyta przyprowadziła do mojego domu jakiegoś kolesia. I on mnie nauczył. Gdybyście tylko widzieli jakie on ma auto. Złoty mercedes. Tata omal zawału nie dostał kiedy go zobaczył. – zaśmiałam się na to wspomnienie.
Annabeth i Percy spojrzeli po sobie.
– Tami, Ten ktoś to Apollo. – powiedziała córka Ateny. – Nie wiedziałam, że Afrodyta potrafi myśleć o kimś innym poza sobą. Ciekawe czy…
Nie słuchałam już wywodów Annabeth.
A ci, których Afrodyta jeszcze przyprowadzała… To czy oni też byli bogami? Za dużo tego jak na jeden dzień.
-Przepraszam was, ale muszę iść pomyśleć – powiedziałam nieprzytomnie.
Wstałam i pobiegłam prosto do domku numer 3.
Wyjęłam gitarę spod łóżka Percy’ego i powędrowałam do lasu. Chciałam sobie znaleźć takie odległe i dobrze schowane, żeby było one tylko moje.
Chodziłam z pół godziny, kiedy wreszcie je znalazłam.
Weszłam chyba do najstarszej części tego lasu. Wszędzie były bezlistne drzewa, a ich gałęzie były strasznie grube i powykręcane we wszystkie strony. Niektóre z nich sięgały do ziemi, więc było łatwo się po nich wdrapać.
Weszłam na jedno z drzew i usiadłam na jego najgrubszej gałęzi. Zaczęłam grać moją ulubioną piosenkę „destiny” mało znanego zespołu PLAY.
Kiedy skończyłam z sąsiedniej gałęzi dobiegł mnie czyjś głos:
– Widzę, że korzystasz z tego czego cię nauczyłem.
Odwróciłam się i ujrzałam przed sobą Apolla.
– O cześć. – przywitałam się. – Pożyczyłam gitarę Percy’ego. Dawno nie grałam i pomyślałam, że w ten sposób odpędzę od siebie wszystkie myśli.
Uśmiechnął się.
– Chciałem cię przeprosić za to, że nie mówiliśmy ci z Afrodytą kim jesteśmy.
– Wow. Myślałam, że bogowie nigdy nie przepraszają.
– Bo niektórzy, uważają się za ważniaków. A ja oprócz tego, że się za takiego nie uważam, jestem uczciwy, przystojny, zabawny i skromny.
Zaśmiałam się. Rzeczywiście był bardzo skromny.
– A czy inni bogowie też mnie odwiedzali?
– Chodzi ci o Demeter, Persefonę, Hermesa i Aresa?
A jednak. Ale jestem im wdzięczna, gdyż wszyscy mnie czegoś nauczyli. Demeter – pielęgnowanie roślin (gdybyście widzieli tą dżunglę w moim pokoju), Persefona – oswajanie dzikich zwierząt, Ares – władanie mieczem, a Hermes – jak wysłać dziesięć sms-ów w jedną minutę.
– Ale czemu Afrodyta was przyprowadziła?
Zastanawiał się przez chwilę, po czym jego wzrok padł na mój naszyjnik.
– Fajny wisiorek. – powiedział. – Mogę zobaczyć?
Gdy go dotknął, przed oczami pokazała mi się pewna wizja.
Z tego co zobaczyłam byłam w domu. Było to zapewne kiedy miałam kilka miesięcy. Mama trzymała mnie na rękach, a Afrodyta siedziała przed nią i mówiła:
– Nie wiedziałam, że do tego dojdzie. Musiałam ją stamtąd zabrać zanim przebudzą się z zaklęcia.
– Adoptujemy ją. Ale prędzej czy później dowie się kim jest. – powiedziała moja mama.
W tej chwili wizja się urwała. Zaczerpnęłam powietrza i popatrzyłam ze strachem na Apolla.
– Obiecałem, że nic ci nie powiem, ale nie było mowy o tym, że nie mogę ci pokazać.
Nie wiedziałam co się stało. Przyszłam tu, żeby choć na chwilę pozbyć się uporczywych myśli. A teraz mam ich jeszcze więcej.
– Przepraszam, ale muszę już iść.
Wzięłam gitarę i zeskoczyłam z gałęzi. Pobiegłam do domku.
Chyba zaraz zemdleję. Muszę się położyć.
* * *
Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Odłożyłam gitarę i przeszłam do mojego „pokoju”. Rozpuściłam włosy i w ubraniach weszłam do łóżka. Niemal natychmiast zasnęłam.
.
Rozdział 10
Obudziłam się następnego dnia. Nie pamiętam, żeby coś mi się śniło. Bolała mnie jednak głowa. Na to pomagało mi zawsze wybieranie ubrań. Nie wiem dlaczego tak jest, ale pewnie gdy byłam mała Afrodyta mi o tym gadała (chodzi o modę, ciuchy itp.).
Podeszłam do mojej torby i wygrzebałam dżinsy rurki i fioletową tunikę. Na nogi założyłam klapki. Wzięłam jeszcze ręcznik, bieliznę, szczoteczkę i poczłapałam do łazienki.
Po porannej toalecie, przebrałam się i wróciłam do domku.
Zamieniłam klapki na czarne adidasy. Afrodyta by się pewne ucieszyła, że noszę ubrania, które od niej dostałam.
Przeczesałam włosy palcami i wyszłam na zewnątrz. Był piękny słoneczny dzień. Na polanie widziałam grających satyrów (chodzi mi oczywiście o siatkówkę), a z areny dobiegał dźwięk ocierających się o siebie ostrzy.
Cały czas bolała mnie głowa, więc poszłam do Wielkiego Domu z nadzieją, że zastanę tam Chejrona.
Znalazłam go na werandzie. Czytał jakąś książkę. Kiedy weszłam podniósł głowę.
– Witaj Tamido. – przywitał mnie.
– Cześć. Chejronie czy masz może jakiś lek na ból głowy?
– Niestety nie mam tabletek. A nie próbowałaś wyleczyć się za pomocą wody?
– Brałam prysznic, ale nic nie pomogło.
Zaczął mruczeć coś pod nosem.
– Powinienem mieć jeszcze dope. Chodź za mną.
Podniósł się z wózka, na którym dotąd siedział i wszedł do Wielkiego Domu. Zaczął szukać tego dope cokolwiek to jest.
– Hmmm. – powiedział. – Skończył się. Zaraz wracam.
– Dokąd idziesz? – zapytałam.
– Przyprowadzę jakiegoś herosa od Apolla. Powinien znać na niego przepis.
Wyszedł, a ja usiadłam na kanapie. Czułam się tak, jakbym dostała pustakiem po głowie.
W końcu Chejron wrócił z jakimś chłopakiem.
Był wysoki, miał brązowe włosy, które opadały na czarne jak węgiel oczy.
Wstałam i podeszłam do nich.
– Tamido, to jest Lucas. Lucas to jest Tamida. – przedstawił nas sobie Chejron.
– Cześć. – powiedział wyciągając rękę.
– Cześć. – uścisnęłam ją.
Muszę przyznać, że chłopak był całkiem ładny.
– Muszę iść. – ogłosił centaur zerkając na mnie kątem oka.
– To – zaczął Lucas – Chejron powiedział, że boli cię głowa, a nawet woda nie podziałała.
– Tak, to jest trochę dziwne. – skwitowałam.
– A jak bardzo boli?
– Pozwól, że odpowiem ci pytaniem na pytanie. Dostałeś kiedyś pustakiem w głowę?
– Nie, ale pewnie musi bardzo boleć.
– No właśnie. Masz więc swoją odpowiedź. – uśmiechnęłam się.
Kazał mi się położyć na kanapie. Zajął się przygotowaniem jakiejś mazi. Kiedy skończył podał mi to coś.
– I co ja mam z tym zrobić? – zapytałam.
– Zjeść.
Ledwo powstrzymał się od śmiechu, gdy zobaczył moją minę. Głowa bolała mnie tak mocno, że powiedziałam jedyne krótkie „okej”.
Smakowało okropnie, ale jakoś dałam radę przełknąć.
– Rany, chyba zaraz zwymiotuję. – powiedziałam.
– Tak jak wszyscy. – odparł z uśmiechem.
Paliło mnie w ustach. Miałam ochotę się czegoś napić. Kątem oka zobaczyłam szklankę. Stał na kredensie w drugim końcu pokoju.
Podbiegłam tam i wzięłam ją do ręki. Nakierowałam strumień wody (nie wiem skąd się wziął, ale nie myślałam teraz o tym), który wleciał prosto do szklanki. Wypiłam wszystko od razu.
– Wow. – powiedział Lucas. – Nie wiedziałem, że było tak źle.
– No widzisz. – odpowiedziałam.
Chciałam podejść bliżej, ale potknęłam się o dywan. Lucas w porę zdążył mnie złapać. Nie puścił mnie, ale cały czas trzymał mnie za ręce, co mi nawet nie przeszkadzało.
– Dzięki. – powiedziałam, podnosząc głowę.
Spojrzałam w jego oczy. I wtedy mnie uderzyło (nie dosłownie). Nie mogłam przestać się gapić. On najwyraźniej też nie. Staliśmy jak zahipnotyzowani. W końcu się jednak ocknęłam.
– Lepiej pójdę poszukać Annabeth. – wydukałam. – Cześć.
Wybiegłam na zewnątrz.
Chciało mi się latać. I chyba wiem jak to zrobić. Pobiegłam prosto do stajni pegazów.
CDN
Fajne.
Super!
Super! Kiedy cd?????
Świeeeeeeeeeeetne!!!!!!!!!! Nie mogę się doczekać dalszej części:)
Niesamowite!! Błagam o Ciąg Dalszy!!!! 😀
jak dla mnie bardzo!!! spoko i podoba mi się
Nie no, gadki Apolla są PRO! XD Czekam na CD!
„Chciało mi się latać” mnie rozwaliło!!! Zwykle mówi się: Chciało mi się…spać/jeść/pić/rzygać/śpiewać… takie tam. BŁAGAM o cd!!!
A! Zapomniałabym: 😀 😀 😀
kiedy cd ?! 😀 .
super