Nie patrzyłam na to, że mam na sobie piżamę- bez wahania wybiegłam na dwór, by przyjrzeć się temu dziwnemu zjawisku. Gdy tylko przekroczyłam próg drzwi, zatkało mnie. Po prostu nie było mi zimno. Czułam się, jakby ktoś mnie owinął kocem. W piżamie na śniegu?!?! To chyba jeden z przywilejów bycia córką zimy, mimo to jednak wróciłam do pokoju, by się przebrać. Ponieważ miałam tylko jedną zimową kurtkę, dosyć poniszczoną, postanowiłam jej nie ubierać. Zabrzmiał dźwięk konchy, jednak zanim zdążyłam zareagować, usłyszałam głos Pana D., jakby mówił przez megafon:
-Uwaga, grupowi domków proszeni są na spotkanie z Chejronem w świetlicy, co mnie osobiście nie obchodzi. A i Marice Ilento ma również się stawić- cały Pan D. Musiałam jeszcze założyć buty i uczesać się, więc trochę mi to zajęło, bo jeden but gdzieś się zapodział. Nie miałam nawet okazji przejrzeć się w lustrze. Wybiegłam z Wielkiego Domu i ruszyłam w stronę świetlicy, ignorując wścibskie spojrzenia. No co? Dzieci Pana Mórz nie toną, to ja mogę sobie nie marznąć. Chociaż pewnie myśleli, po moim wczorajszym występie, że to ja sprowadziłam tę zimę. Weszłam do świetlicy w chwili, gdy padały słowa:
-…i nikt nie ma pojęcia, co się dzieje.-akurat wszyscy spojrzeli na mnie. Chyba trochę zbyt długo zabawiła, bo grupowi ze wszystkich domków już tu byli i wlepiali we mnie swoje spojrzenia. Plama na koszuli?
-Więc może nowa coś wie- syknęła cicho Clarisse- widać, że przybyło jej trochę mądrości.-nie miałam pojęcia, o co jej chodziło, ale uniosłam głowę i powiedziałam
-Ardente dostała w swoje ręce berło zimy i zamierza je rozbić.
W sali zapadła cisza. Chyba wszyscy, łącznie ze mną, nie wiedzieli, czym jest berło zimy. Prawie, bo Chejron miał wyjątkowo posępną minę.
-To bardzo poważna sprawa. Berło zimy to broń Ejrene, dzięki której kontroluję ona przynależną jej porę roku. Jeżeli zostanie ono rozbite, zapanuje na ziemi wieczna zima, nawiedzana śnieżnymi burzami, gradobiciami i mroźnymi wiatrami. To, co teraz widzimy, to tylko cień tego, co nas czeka. Musimy iść i je odnaleźć. Przynajmniej tak mi się wydaje. Merice, powtórz nam przepowiednie Wyroczni.
–Do lasu wejdziesz, by wziąć to, co przywłaszczone
W twoje ręce będzie życie herosa powierzone
Zmierzysz się z potworem, co ciało odbiera
Przy tobie wszelkie życie zamiera
Przywrócisz ład, równość i porządek
Dobrego zły początek- dopiero teraz zrozumiałam, że przepowiednia dotyczy tej sytuacji. Wredna wyrocznia, mogła mi powiedzieć. Chociaż nie wiem, czy z takim trupem można by konwersować. „-Witaj mumio, co tam u ciebie, jak ci mija dzień? –Ah, Meirice, wszystko dobrze. Nikt nie wyciera kurzu na strychu, ale nie narzekam.” No raczej nie.
-Tak więc wszystko już było ustalone wcześniej. Meirice, zgodnie z tradycją możesz wybrać sobie dwójkę towarzyszy- powiedział, a ja już wiedziałam, na kogo padnie mój wybór.
-Percy, Annabeth?- chłopak i dziewczyna spojrzeli na siebie, po czym pokiwali głowami na znak, że się zgadzają.
-Dobrze, jutro wyruszycie. Macie czas na przygotowanie się. Zebranie skończone.- wszyscy wyszli, tylko córka Ateny przyglądała mi się z mieszanymi uczuciami.
-Wiem, że jestem w bluzce na krótki rękaw. Ale skoro jestem córką zimy, nie powinno was to tak dziwić- powiedziałam, już mocno zdenerwowana wszystkimi spojrzeniami.
-Nie chodzi o to, tylko o twoje włosy. Przeglądałaś się w lustrze?
-No nie bardzo.- podeszłam do szyby i szczęka mi opadła. Nie wiem jak, ale ktoś mi zrobił kawał. I to bardzo wredny kawał! Niech ja tylko dorwę tego, kto to zrobił! Moje włosy, z ładnego blond zmieniły kolor na biały. Pędem wybiegłam z pomieszczenia, by wbiec do pokoju. Rzuciłam się do pakowania i zgarniania wszystkich rzeczy do plecaka. Czemu wszystko nagle sprzysięga się przeciw mnie. Co mnie obchodzi to, że jest zima? Wszyscy patrzą się na mnie, jakbym ja była temu winna. Winna temu, że się urodziłam. Rzuciłam się na łóżko, gapiąc się bezmyślnie w sufit. Może jakoś się wywinę? Zaczęłam przysypiać, gdy nagle coś załomotało w okno. W pierwszym odruchu chciałam wyskoczyć z łóżka, ale zaplątałam się w kołdrę i upadłam. Przykryta przez nią, wyglądałam jak wielki biały robak. Powoli podpełzłam do okna i otworzyłam je.
-Eeee…Meirice?- odezwał się znajomy głos
-Nie.-odparłam- Jestem złym duchem pościelowym tego pokoju. Jeśli nie odejdziesz, spotka cię kara.
-Przecież wiem, że to ty.
-To co się głupio pytasz- warknęłam, zdejmując z siebie pościel. Ledwo to zrobiłam, miałam ochotę znów się schować. Pan zarozumialec z lasu.
-Czego chcesz?- spytałam mało uprzejmie.
-Słyszałem, że idziesz na misję. Więc idę z tobą.- odparł prosto z mostu.
-Mowy nie ma- odcięłam się- Nawet cię nie znam.
-Nico di Angelo- przedstawił się i wyciągnął rękę.
-Meirice Inverio- odpowiedziałam, po czym opamiętałam się- Mowy nie ma!
-Mogę pomóc.
-Dziwne, że chcesz to zrobić- spojrzałam na niego z ukosa.
-Obiecałem Arrane.- powiedział, czym dotknął mnie do żywego.
Nie potrzebuje niańki, dobra! Sama dam sobie radę! Odczepcie się wszyscy ode mnie!- zaczęłam krzyczeć, po czym ściągnęłam z siebie kołdrę, rzuciłam ją na chłopaka i zatrzasnęłam z hukiem okno. Tej nocy śnił mi się pobliski dworzec. Musiałam wejść do pociągu, ale nie byłam w stanie. Zapadałam się coraz głębiej w ziemie, a Arrane i stojące obok niej duchy kręciły głową z dezaprobatą.
Wyruszyliśmy po śniadaniu. Wszyscy zdziwili się, gdy zarządziłam, że jedziemy na dworzec, ale gdy powiedziałam, że miałam sen, nic nie powiedzieli. Widocznie to było normalne. Patrzyłam na ludzi ubranych w ciepłe kurtki w środku lata, dyskutujących o anomaliach pogodowych. Czułam się temu trochę winna, a z drugiej strony było coś jakby gniew za to, że wszyscy zwalają na mnie tą misję. Nie chciałam tego. Chciałam spokojnie żyć, jak najbardziej spokojnie jak to możliwe w życiu herosa. Coś trąciło mnie w ramię.
-Wysiadamy- powiedziała Annabeth.
Pokiwałam głową i wysiadłam z furgonetki.
-Gdzie jedziemy?- zapytał Percy, patrząc na mnie z oczekiwaniem.
-Wejdźmy najpierw do środka- powiedziałam, patrząc na duży budynek z szarego kamienia, oraz na mały tłumek przy wejściu, składający się z wchodzących i wychodzących. Przepchnęliśmy się do środka, każdy z plecakiem i rozejrzeliśmy się po peronie. Było tu dosyć tłoczno, więc nikt nie zwracał na nas uwagi. Przyjrzałam się rozkładowi jazdy, gdy moją uwagę zwróciła jedna nazwa: Woodhaven. „Do lasu wejdziesz..”, ale skoro miałam jechać kolejką, to było jedyne, co kojarzyło mi się z lasem.
-Wyjeżdżamy za pięć minut. Pójdę zobaczyć, może uda mi się jeszcze kupić bilety-odwróciłam się, a moja szczęka opadła w dół.
-To ty!- krzyknęłam i wyciągnęłam oskarżycielsko rękę.
Moi współtowarzysze odwrócili się i jednocześnie unieśli ręce w geście powitania.
-Cześć Nico. Czemu masz taką minę Meirice?
-To ja pójdę kupić bilety.- powtórzyłam mechanicznie.
-Nie trzeba- syn Hadesa wyciągnął w naszą stronę cztery bilety- Wiem, że nie macie zbyt dużo pieniędzy na podróż.
-Masz w zupełności rację. Dlatego ja, biedna dziewczynka, skoro nigdy nie byłam na dworcu, pójdę sobie pozwiedzać.- warknęłam i ruszyłam w stronę toalet.
-Nie odchodź za daleko, za chwilę wyjeżdżamy.- krzyknęła Annabeth.
Oparłam się o ścianę i westchnęłam głęboko. Nagle czyjaś ręka dotknęła mojego ramienia. Odwróciłam się, by stanąć twarzą w twarz z dziewczynką mojego wzrostu. Położyła palec na ustach, wskazała przechodzącą obok rodzinę z dzieckiem, po czym przejechała palcem po gardle.
-Radzę ci pójść ze mną- wyszczerzyła zęby, które stały się kłami. Wiedziałam, że nie mam wyboru. Poszłam za nią, słysząc odjeżdżający pociąg.
Interesujące… Nawet bardzo interesujące… Pisz szybciej!!! 😉
Bardzo, bardzo fajne! Czekam z niecierpliwością na cd. ;D
Przepraszam za końcówkę, ale nie chciało mi się już pisać 😀
Ciekawe i interesujące! Czekam na ciąg dalszy:)
Końcówka wymiata! No i robal pościelowy XD
fajnie ci to wyszło
czekam na kolejną część
i gdzie cd?
ciekawe