Był piękny, sobotni ranek w Obozie Herosów. Annabeth właśnie miała jechać na Olimp, żeby sprawdzić czy całe jej „imperium” się nie rozsypało. Kiedy siedziałem nad jeziorem, zaszła mnie od tyłu.
– Hej Glonomóżdżku. Pilnujesz planktonu? – zapytała z uśmiechem.
– Nie, planktonu niech pilnują hipokampy. Co u ciebie? – odpowiedziałem, nie odrywając oczu od malowniczego widoku na horyzoncie.
– Dziś jadę na przegląd Olimpu, pamiętasz? Może pojechałbyś ze mną?
– Chętnie. Ale lepiej nie lećmy samolotem, bo jakoś nie mam dziś ochoty na katastrofę lotniczą za sprawą jakiejś burzy…
– Tak, ja też o dziwo, nie życzę sobie awaryjnego lądowania w fontannie, w Nowym Jorku. To co, wyruszamy? – spytała mnie Annabeth.
– Jasne! – odpowiedziałem żywo, bo obawiałem się, że zaraz przyleci Mroczny i zaproponuje tanie linie lotnicze firmy „Pegaz”.
Kiedy dojechaliśmy pod wielki budynek, w którym znajdowała się winda na Olimp, sprawdziłem, czy w plecaku mam wszystko.
Weszliśmy do budynku i skierowaliśmy się w stronę windy. Jak zwykle za małym biureczkiem siedział mężczyzna. Spojrzał na nas spode łba i zapytał:
– Czyli jak zwykle. Percy Jackson, piętro 300. Za uprzedzenie twojego pytania dostanę napiwek?
Rzuciłem mu dwie drachmy, po czym wsiedliśmy do windy. A już myślałem, że obejdzie się bez walki, mieczy i rannych. A jednak los życzył sobie inaczej.
Choć już wiele razy byłem na Olimpie za każdym razem na jego widok zapierało mi dech w piersiach. Ogromny pałac, cudowne ogrody i niezliczone posągi.
– No, Pani Architekt, posągi fajne ale mogłoby być lepiej. – powiedziałem z przekąsem.
– Och, daj spokój. I tak ograniczyłam figury Hery do minimum. – odpowiedziała z westchnieniem.
Miała dość wciąż gnębiącej ją bogini Hery. Krowie placki na każdym kroku…
Nagle przed nami zmaterializowała się postać Hermesa, boga złodziei i podróżników. Ukłoniliśmy się niezgrabnie.
– Pięknie to urządziłaś, Córko Ateny! – przyznał Hermes. – Choć chyba trochę przesadziłaś z automatyzacją posągów. Kilka razy wydawało mi się, że moja kamienna podobizna wydawała niezidentyfikowane dźwięki.
– Dziękuję, Hermesie. – odpowiedziała Annabeth, czerwieniąc się po uszy. – Ale nie przypominam sobie, żebym dodawała jakieś dźwięki do posągów.
– Może się przesłyszałem. No, ale na mnie już czas. Wiecie, kilka wiadomości do przekazania.
Dałbym sobie rękę uciąć, że miał mało zadowoloną minę kiedy odchodził.
– Widzisz Annabeth? Skoro Hermes tak uważa, to pewnie nasza stara przyjaciółka Meduza pozazdrościła by ci takich super posągów. – powiedziałem, nie mogąc się powstrzymać.
Jej szare oczy rozbłysły gniewem, gdy spojrzała na mnie. Nagle usłyszałem dziwny dźwięk, przypominający wybuch w rurach. Córka Ateny znów popatrzyła na mnie, ale w jej oczach nie było gniewu, ale lekki strach.
– Co to było? – zapytała, drżącym głosem. – A co jeśli Hermes miał rację, i ten dźwięk pochodzi z posągów? Jeśli coś jest nie tak?
– Nie martw się. – chwyciłem ją za rękę. – Wszystko jest okej.
Uspokoiła się trochę, ale nie całkiem.
– Pospieszmy się, zaraz będzie tu Zeus i reszta bogów. Pewnie będą chcieli usłyszeć od ciebie, jak idzie ostatni etap budowy, czyli kafle z niezniszczalnego marmuru. To był świetny pomysł.
Ruszyliśmy przed siebie. Gdy dotarliśmy do Sali Tronowej, zauważyliśmy Hestię, pilnującą ogniska. Odezwała się do nas:
– Witajcie. Dlaczego przybyliście na Olimp? Otwarcie pałacu jest dopiero za tydzień. Nie słyszeliście o tym?
– Pani Hestio. Nie dostaliśmy żadnej wiadomości! – odpowiedziałem.
W tej samej chwili w mojej ręce pojawił się list zaadresowany do Annabeth. Ona skinęła głową, więc rozdarłem kopertę. W środku napisane było tylko jedno zdanie:
Ceremonia przełożona na za tydzień.
– Właśnie zostaliście powiadomieni. – skwitowała Hestia.
– Dziękujemy za informację, Pani. – odparła Annabeth. – A więc wracajmy.
To była dość krótka rozmowa. Kątem oka zauważyłem, że Hestia nagle zniknęła. Zostaliśmy sami.
– Co się dzieje? – zapytałem, lekko przerażony.
– Nie mam pojęcia. – odpowiedziała Annabeth.
Nagle główne drzwi zatrzasnęły się i same zakneblowały.
– Czy to ty byłaś tak mądra, by zamontować tu knebel? – zapytałem mojej przyjaciółki.
– Tego nawet nie było w planach! – krzyknęła.
Dwa metry przed nami, z ziemi zaczął wydostawać się ogromny marmurowy posąg, przedstawiający trzech mężczyzn z długimi włosami sięgającymi ramion. Każdy z nich trzymał w ręku inną broń. Pierwszy łuk ze strzałami w kształcie węży, drugi wielką siatkę z ciężarkami po bokach natomiast trzeci dzierżył miecz o długim i, zapewne, niebezpiecznym ostrzu. Ich kamienne postury zaczęły się materializować, zmieniały kolory, a po minucie stało przed nami trzech facetów, których miny nie wskazywały, że chętnie wypiją z nami herbatkę.
Wyciągnąłem mój miecz, ukryty w długopisie i odetkałem zakrętkę. W miejscu naboju, którym zwykle się pisze, wyrósł miecz, długi na metr.
– Kim jesteście i czego chcecie? – krzyknąłem do mężczyzn.
– Chcemy, hmm, co my chcieliśmy? – zapytał pierwszy zwracając się do towarzyszy.
– Chcieliśmy obalić świat, pamiętasz? Objąć władzę i w ogóle. – odpowiedział drugi.
Trzeci siedział cicho, ale po chwili wyciągnął miecz w moją stronę, celując w klatkę piersiową i dodał:
– Jesteśmy Synami Olimpu.
Fajne.Tylko jedna uwaga Olimp jest na 600 a nie 300 piętrze.Ale każdemu morze zdarzyć się pomyłka:)
Boskie,superowe.Czekam na ciąg dalszy.
Wspaniałe !
Fajne, tylko przyczepię się do „zakneblowanych” drzwi. „Zakneblować” można człowieka, drzwi się rygluje. Ale czekam na CD.
Kilka pomyłek ale… All right 😉 No i czekam na CD 😀
Skuwkę. Długopis ma skuwkę, a nie zakrętkę. A poza tym fajne opowiadanie.
to jest super cd ładnie proszę
nawet fajne. nie….. nie mogę tak powiedzieć , bo to jest bardzo fajne. Czekam na cd
Dzięki. Sorki za pomyłki, niestety nie zauważyłam ich przed wysłaniem
ciekawe to jest