Rozdział czwarty: Tatusiek wreszcie się przyznał.
Stałem osłupiały patrząc na znak nad moją głową. Był to dość dziwny hełm. Wyglądał jakby był przeznaczony dla kogoś mrocznego.
– No pięknie. – Mruknął Dionizos, który pojawił się nie wiadomo skąd. A no tak. Był bogiem i mógł się teleportować. Ah ta moja głupia łepetyna!
– Czyli Michael jest synem Pana Śmierci, Władcy Umarłych oraz Lorda Mroku… – Odezwał się Centaur. Ja byłem zbyt zszokowany tym co usłyszałem.
– Hades? – Jęknąłem. Słyszałem opowieść Grovera o tym, jak synowie i córki Hadesa przegrali w II Wojnie Światowej. Przełknąłem głośno ślinę. A co jak …… A co jak będą chcieli mnie zabić? To znaczy ci bogowie. Zerknąłem w górę, sprawdzając czy żaden piorun czy promień nie leci we mnie. Odetchnąłem z ulgą widząc tylko sufit. W końcu wyszedłem z Wielkiego Domu i poszedłem do domku Hermesa. Usiadłem na swojej części podłogi.
– Co jest? – Zapytali jednocześnie Travis,Connor i Kevin.
– Jestem określony. – Odpowiedziałem smętnie. Kevin spojrzał na mnie dziwnie.
– To po co tu jeszcze jesteś? Idź do swojego domku.- Mruknął z uśmiechem.
– Nie widziałem domku Hadesa. – Syknąłem. Zrobili duże oczy. Kevinowi zbladł uśmiech. Wstałem i wyszedłem. Wskoczyłem na arenę i zacząłem dźgać mieczem kukłę. Usłyszałem stukot kopyt.
– Michaelu. Mam coś dla ciebie. To od twego ojca i jeszcze od kogoś. – Mruknął. Podał mi coś na wzór litery „T” oraz kominiarkę.
– Mam się do czegoś włamać? – Uniosłem wysoko brwi. Centaur roześmiał się.
– Nie. To od twego ojca jak mówiłem. – Uśmiechnął się.
– Eheee! – Pokiwałem głową jakbym wszystko rozumiał. Ale nie. Nie rozumiałem.
– I to od twojej matki. – Mruknął i podał mi pasek z guzikiem w kształcie pioruna przeszywającego czaszkę.
– Od mojej mamy? – Otwarłem szeroko buzię.
– Tak. Uczyłem ją. Jest heroską. Córką Zeusa. – Mruknął. – Więc zapewne masz jej umiejętności i moc. – Szepnął.
– Yyyyyyyy eeeeee aaaaaa uuuuuuuuuuuu ummmmmm? – Wydałem z siebie takie dźwięki. Poszedłem nad jezioro i byłem tam aż do kolacji. Wszyscy szeptali. Zdziwiło mnie trochę, że przy stole Artemidy…siedziały jakieś dziewczyny! Dowiedziałem się, że to łowczynie i później będzie walka o sztandar. Westchnąłem cicho. Gdy już wszyscy byli ustawieni usłyszałem dźwięk konchy. Ruszyliśmy. Miałem to coś „T” i kominiarkę i pasek. Pasek założyłem. Nacisnąłem guzik i po chwili byłem w lekkiej zbroi z przyczepioną tarczę do nadgarstka. Pomyślałem, że przydałby się miecz i z literki „T” Wyrósł miecz. Po chwili pomyślałem o toporze i zamiast miecza pojawił się topór. Najwyraźniej te „T” było czymś…do zmieniania broni. Zobaczyłem łowczynię, która zaatakowała mnie nożem myśliwskim jak nakładałem kominiarkę. Po chwili zniknąłem. I pojawiłem się za łowczynią tak jak pomyślałem.Teleportacja….ale super! Zaatakowałem ją mieczem w plecy, ale akurat przegraliśmy,bo któraś z łowczyń przeniosła sztandar na swą stronę. Po grze poszedłem spać no i….od razu zasnąłem.
Świetne!!! Jestem twoim fanem!
Herosowe!!!
świetne!!!
choć trochę krótkie 😀
za krotkie ale i tak nie można powiedzieć, że jest nie super, bo to jest HEROSOWE!!!
wybaczcie nie porozumienie w nicku zamiast delfai miało być delfia
Nie no… Bardzo mi się podoba to opowiadanie… Dobrze napisane 😉
Świetnie, ale krótkie
I walka o sztandar jest za krótka. Ale oprócz tego fajne :p