Pewnie niektórzy widząc autora opowiadania domyślają się, o czym to będzie. W razie czego napiszę: ,,Nowa Wielka Przepowiednia” to kontynuacja ,,Innej heroski” pod innym tytułem i 4 i pół roku później.
To opowiadanie dedykuję wszystkim blogowiczom, którzy na nie czekali, którzy chcieli poznać dalsze losy Julii (czyli w zasadzie osobom, dzięki którym to opowiadanie powstało) oraz Kasi (Carrefour)o której dziwnym trafem nie wspomniałam w ostatniej części ,,Innej heroski” .
Hej. Znowu się spotykamy (jeśli mogę to nazwać ,,spotkaniem”). Sporo czasu minęło, co? 4 i pół roku. Jej. Dla niektórych herosów to cud tyle przeżyć wiedząc kim się jest.
Ciekawi was, co porabiałam przez ten czas?
Otóż bardzo wiele, gdyż jak widzicie nie znalazłem nawet chwili, by cokolwiek opisać. Spróbuję wam skrócić te lata w kilku zdaniach (co nie będzie najprostsze ).
Kiedy dowiedzieliśmy się ile mamy czasu na trening itd. to wzięliśmy się ostro do roboty. Każdy uczestnik obozu został całorocznym. Tak na dobrą sprawę to każdy z nas miał cały czas trening, nie licząc nocy i posiłków. Przez to widywałam się praktycznie tylko z osobami z domku Ateny i Posejdona. Dostałam kilka misji, gdyż musiałam mieć dodatkowe urozmaicenia poza tymi w Obozie Herosów.
Bo na pewno byłam jedną z osób, o których była mowa w Nowej Wielkiej Przepowiedni.
Na święta wyjeżdżałam do rodziny. A, nie wspominałam nic o Johnie i Peterze. Od ok. pół roku są na Obozie (m.in. z powodu tej przepowiedni, musieli mieć dodatkowy trening i jak zapewne się domyślacie z powodu Johna, który jest sami wiecie jaki). Zdecydowali się na taki sam układ co ja, tylko, że odwrotnie: jadali z domkiem Ateny, a poza tym przebywali w domku Posejdona.
Może ciekawi was, co u Jasona i Chrisa? Tutaj sprawy zmieniły się w niemalże 100%. Jak wcześniej wspominałam, nie mieliśmy okazji spędzać ze sobą zbytnio czasu. Jeśli przeprowadziłam z nimi choć jedną rozmowę w ciągu 2 tygodni, to było bardzo dużo.
Do obozu doszedł Billy Anderson. Ma 15 lat. Jest synem Zeusa i równocześnie bratem Chrisa. Ale są między nimi wyraźne różnice. Np. Billy ma ładniejsze…
Na brodę Hadesa! Ja to naprawdę napisałam? Przecież nie będę wymieniać każdego nowego! Ale ten jakoś mi … Zresztą nieważne. Zapomnijmy o tym bos… herosie.
No to mniej więcej by było na tyle jeśli chodzi o ubiegłe lata. Jednak najważniejsze nastąpiło teraz. Może zacznę opowiadać od pewnego dnia, a dokładniej mówiąc 22 czerwca. Wcześniej nie zwracałam uwagi na datę, ale widocznie inni tak. Jak każdego dnia wstałam rano. Wzięłam prysznic, ubrałam się i poszłam na śniadanie. Kiedy je jadłam zauważyłam, że Jason, Chris i Billy co chwilę mi się przyglądają. Próbowałam to ignorować, ale mimo wszystko nie powstrzymałam się od rozmyślań na ten temat. Co ich ugryzło, do cholery?
Wychodząc po posiłku i kierując się na arenę, zobaczyłam, że czeka tam na mnie Jason. Nie wypadałoby go tak po prostu minąć, i zresztą chciałam z nim pogadać, więc zatrzymałam się na chwilę.
-Hej Julia!- zawołał wesoło chłopak.
-Cześć Jason. Masz teraz trening na arenie? Nie wiedziałam, że czasem mamy zajęcia razem!- odpowiedziałam szczerze zdziwiona, ale również uradowana. To, że teraz spędzaliśmy mało czasu razem nie oznaczało, że sprawia mi to przyjemność. Jesteśmy przyjaciółmi.
-Nie mam treningu na arenie. I ty też nie.-powiedział z tajemniczym uśmiechem.
-Mam mam. Nie wiedziałam, że wiesz kiedy i gdzie mam trening, ale jeśli tak, chyba coś ci się pomyliło. Na pewno powinnam już być tam – odpowiedziałam grzecznie wskazując na arenę.
-Rozmawiałem z Chejronem. Dał mi dziś wolne i tobie też.
Otworzyłam szeroko oczy i usta. Chejron zwolnił mnie z zajęć? Niemożliwe… przecież on właśnie najbardziej chciał, żebym ćwiczyła. Najwięcej i najczęściej. A teraz po prostu mówi, że mogę odpocząć?
I wtedy zorientowałam się, że ten uśmiech Jasona oznacza zapewne, że robi sobie ze mnie jaja. Jak najszybciej zamknęłam usta i odparłam:
-Ha ha. Prawie mnie nabrałeś. Nie mam poczucia czasu, ale chyba mamy lato, a nie 1 kwietnia?
-Julia, nie żartuję. Właśnie tracisz czas, jaki załatwiłem ci na odpoczynek. Może przejdziemy się nad jezioro? Jak za starych, dobrych czasów? – powiedział rozluźniony Jason, nieświadomy chyba troszkę własnych słów.
-Co proszę? Tracę czas, jaki załatwiłeś mi na odpoczynek? To dzięki tobie, a nie dobrego serca Chejrona? – spytałam szczerze zdziwiona.
Chłopak przygryzł na chwilę wargę, ale następnie znowu się uśmiechnął i powiedział wesoło:
-Nie drążmy tego tematu. Pójdziesz ze mną? Czy wolisz zostać? Nie bój się, nic ci się nie powinno stać, jesteś pod opieką dorosłego. – zażartował.
Jakoś ostatnio rzadko o tym myślałam, ale to była prawda. Jason miał w gruncie rzeczy 18lat, już od 2 lat jest dorosły, czy tam pełnoletni, jak kto woli.
W końcu mu uwierzyłam.
-Dobra. Pójdę z przyjemnością, ale mam nadzieję, że mi wszystko wyjaśnisz.
-Ooo, na pewno ci wyjaśnię, nie martw się.
I poszliśmy nad jezioro rozmawiając wesoło. Przypominaliśmy sobie wszystkie chwile spędzone nad wodą, w obozie. Temat misji omijaliśmy szerokim łukiem.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, Jason wyjął coś z kieszeni, a ja rozdziawiłam usta. W jego rękach znajdowało się otwarte małe pudełeczko, a w nim bransoletka. Rozpoznałam ją z jego opisów. To ten przedmiot spowodował, że Jason miał przy uchu tę dziwaczną bliznę. To była bransoletka jego siostry, Brittney…
-Jej – wydukałam.
Syna Apolla najwyraźniej humor nie opuścił. Nadal był uśmiechnięty od ucha do ucha.
-Dziś jest wielki dzień. – powiedział uroczyście.
Próbowałam wytężyć pamięć, ale nie mogłam dojść, którego mamy dzisiaj.
-22 czerwca. – podpowiedział domyślając się, na czym tak dumam.
Olśniło mnie.
-Na Olimp! Nie wiem, jak mogłam zapomnieć! Dziś przesilenie letnie! – krzyknęłam zaskoczona swoim gapiostwem. Ale co do tego miała ta bransoletka?
Jason przewrócił oczami.
-Tak, Julia, ale nie o to mi chodziło. Dziś, o godzinie 7:23 skończyłaś 15 lat!
Na początku byłam zdezorientowana, ale później sobie przypomniałam datę swoich urodzin.
-Raju, masz rację… to dlatego Chejron zgodził się dać mi wolne.
-Tak. A to jest prezent ode mnie.
Wskazał na pudełko.
-Jason, nie mogę, wręcz nie mam prawa tego przyjąć. To… – zaczęłam, ale chłopak przerwał mi.
-…przedmiot, który będzie ci idealnie przypominał o mnie, a jeśli zostanie w moim posiadaniu, to każde spojrzenie na nie będzie niosło za sobą bolesne wspomnienia i nienawiść do Chrisa, czego chyba nie chcesz. Jeśli będę widywał ją każdego dnia na twojej ręce, to, wierz mi, będę miał radochę jak dziecko widzące prezenty pod choinką – wszedł mi w słowo, choć nie powiedział tych słów, jakie ja chciałam powiedzieć.
Zamilkłam. Zastanowiłam się nad tym, co powiedział, po czym podałam mu niepewnie rękę, wskazując gestem, żeby mi ją założył. Zrozumiał od razu i strasznie się ucieszył i zapiął ozdobę za pierwszym podejściem.
Znowu zaczęliśmy rozmawiać jak za dawnych czasów. Śmiech, luz, te uczucia biły od nas z wielką mocą. Po godzinie (chyba najszybszej w moim życiu) usłyszeliśmy wołanie Sary Gwen, córki Hekate, która kilka lat temu sprawiła, że poznałam przepowiednię o sobie znacznie szybciej. Wołała:
-Ty! Jacob! Syn Apolla! Tu jest ranny człowiek! Szybko!!! – darła się. Rozzłościłam się, że zabiera osobę, dzięki której uniknęłam dziś harówy, ale znałam cenę ludzkiego życia. Ale nie musiała przynajmniej, jak Pan D., przekręcać imion!
Jason zerwał się na równe nogi. Szybko mnie przeprosił, że musi odejść, a ja bez wahania mu pozwoliłam. Po jakimś czasie wrócił do mnie i powiedział:
-Julia, cieszę się, że mogłem wreszcie spędzić z tobą dłużej czas. Ale to jest grubsza sprawa i muszę im pomóc…
-Jasne. Jason, znam cenę ludzkiego życia, Idź szybko i nie przejmuj się mną! – powiedziałam szczerze.
Chłopakowi wyraźnie ulżyło i pobiegł w przeciwną stronę. Ja zostałam w tym miejscu. Weszłam po kostki do wody. Po kolana. Po pas. Nie mogłam się oprzeć i dałam nura. Nie mogłam oddychać pod wodą tak jak tata – musiałam co jakieś 20 minut wypływać na powierzchnię. Ale to i tak chyba więcej, niż wynosi norma, prawda?
Popływałam chwilkę i wyszłam z wody w wyśmienitym nastroju. Popatrzyłam na obóz.
Widziałam Jasona, opatrującego jakąś osobę (zapewne z domku Hermesa, ci to się dopiero w kłopoty pakują) i używającego swoich zdolności leczniczych. Jason był najlepszym medykiem na obozie. Ba, mało tego, zdążył mnie odratować nawet po kontakcie z jadem Kampe! To był wyczyn.
Zauważyłam też Chrisa, który wyraźnie czegoś wypatrywał. Kiedy jego wzrok powędrował w moją stronę i mnie zauważył, uśmiechnął się i podbiegł. Jejku, jak to się stało, że oni wszyscy mieli tak nagle czas?
Kiedy był już przede mną, powiedział:
-Hej, Julia! Ale dawno nie rozmawialiśmy! – stwierdził.
-Siema. No, faktycznie mieliśmy długa przerwę w kontaktach… – odpowiedziałam ze śmiechem.
-Dlatego pragnę zaprosić cię nad jezioro, nad którym zresztą już jesteśmy – odrzekł i znowu oboje zaśmialiśmy się.
-Może usiądziemy?- zapytał niepewnie.
-Jasne.
Na nowo zaczęliśmy rozmawiać. W końcu nie wytrzymałam i zadałam mu pytanie:
-Tak w ogóle, to co się stało, że nie ma cię na treningu?
-Chejron dał mi wolne, kiedy poprosiłem go o coś i podałem powód. Ty tez nie jesteś na treningu. Chciałem poprosić o zwolnienie z ćwiczeń i ciebie, ale podobno Jason mnie uprzedził… – odpowiedział bez zająknięcia, po czym dodał.
-Julia, czy wiesz, że dziś jest 22 czerwca? – zapytał lekko podenerwowany.
-Jakąś godzinę temu Jason uświadomił mi to.
-Aha… A wiesz, że dziś są twoje 15 urodziny?
Kurczę, skąd oni to wszystko pamiętają?
-Tak. Też zaledwie jakiś czas temu zostałam o tym powiadomiona. – odpowiedziałam ze śmiechem.
– Widzisz… mam coś dla ciebie.
Mówiąc to wyciągnął, podobnie jak Jason, z kieszeni, pudełeczko z naszyjnikiem, który do złudzenia przypominał nasze rzemyki obozowe. Wyglądał na ręcznie robionego. I z pewnością taki był. I wiedziałam, że coś takiego mógłby mi przynieść tylko Chris, gdyż było to zrobione z tego samego, z czego kiedyś zrobił nasze ,,te coś w rodzaju siedziby”. Było to jakby bezpiecznym kawałem pioruna.
Tan naszyjnik wyglądał bardzo pięknie i wiedziałam, że Chris na pewno nieźle się przy tym napracował.
-Wszystkiego najlepszego – wyszeptał.
-Jejku, Chris, to jest naprawdę piękne. – odpowiedziałam trochę wzruszona.
-To nic takiego. Mogę ci założyć? – spytał.
-Jasne. Poproszę – odpowiedziałam.
Założył mi ten śliczny i oryginalny naszyjnik. Po czym chciał chyba coś jeszcze powiedzieć, ale sprawa przybrała taki sam obrót jak wcześniej z Jasonem. Ktoś od Zeusa (ale na pewno nie był to Billy) zawołał:
-Chris! Chodź tutaj! Chejron zwołał natychmiastowe zebranie grupowych!
Byłam trochę wściekła. Osoby, z którymi ostatnio spędzałam tak mało czasu, a tak bardzo chciałam to zmienić, musiały mnie opuszczać po mniej niż półtorej godziny przez jakieś przypadki.
Chris westchnął.
-Julia… przepraszam… ale…
-Rozumiem. Zebrania grupowych są teraz jeszcze ważniejsze niż kiedyś. Musisz iść… – dodałam na koniec zrezygnowana.
-Dobra… to miejmy nadzieję, że do szybkiego zobaczenia.
-Tak. Cześć.
I odszedł. Cóż. W pewnym sensie miałam dzisiaj pecha.
Myślałam, że już raczej nikt nie może pamiętać o moich urodzinach (choć później dostałam jeszcze iryfon od rodziców w tej sprawie).
Ale zapomniałam, że jeszcze jedna para oczu była we mnie skierowana na śniadaniu.
Po krótkiej samotnej przechadzce po plaży, a później po zwykłym siedzeniu na piasku, poczułam, że ktoś zakrywa mi dłońmi oczy i szepcze do ucha:
-Bu – powiedział ten piękny głos.
To mógł być tylko Billy Anderson.
Dobra, wcześniej tego nie zrobiłam, ale teraz się nie powstrzymam.
Ten chłopak był po prostu… no, bardzo przystojny. Miał cudowne, błękitne oczy, kasztanowe włosy. Mimo tego, że różnica między nami wynosiła tylko kilka miesięcy (on był starszy) to był sporo wyższy ode mnie. Na oko miał… nie wiem… 1m 78 cm? I nie zapominajmy, że jeszcze nie skończył rosnąć. Był szczupły i cały wspaniały. Na obozie od 3 lat. Wspaniale sobie radził mieczem, łukiem. Spryt, nieprzewidywalność podczas walki… to jego mocne strony. Ale dość opisów.
Oboje zaśmialiśmy się. Billy przysiadł się koło mnie.
-Widzę, że ktoś sobie leniuchuje. Nie powinnaś mieć treningów, hę? – zapytał cały czas uśmiechając się.
-Nie, nie powinnam mieć treningów. Chejron dał mi wyjątkowo wolne.
-To ciekawe… Mi też.
-Hmm… ciekawe z jakiego powodu?
-Pomyślmy… jego dobre serce?
Znowu śmiech. Ostatnimi czasy Chejron nie miał zbytnio dobrego serca.
-Czy ktoś dzisiaj nie stał się moim rówieśnikiem? – zapytał udając, że się zastanawia.
-Skąd ja mam to wiedzieć?
Zaśmiał się znowu.
-Wszystkiego najlepszego.
Te życzenia mówiły wszystko, nie musiał dodawać żadnego ,,dużo zdrowia, szczęścia”.
-Ja nawet nie wiedziałam, którego dzisiaj mamy. Nawet, gdy Jason mnie o tym uświadomił, pomyślałam, że chodzi mu o przesilenie letnie. Jak więc wszyscy o tym pamiętają?
-Oj nie wiem, nie wiem… ale z tego co słyszę wynika, że nie pierwszy wpadłem na to, że dziś kończysz 15 lat. – powiedział.
-No tak, nie byłeś pierwszy.
-Chciałabyś, żebym dał ci prezent? – zapytał wprost, a ja wiedziałam, że i tak mi go da, bez względu na moją odpowiedź.
-A czy mam wybór? – zapytałam udając szczerze zainteresowaną.
Znowu usłyszałam jego śmiech.
-Chyba nie. – odpowiedział.
Jego prezent był najskromniejszy i mówiąc szczerze, odpowiadało mi to.
Była to najnormalniejsza w świecie czekolada. No, może nie najnormalniejsza. Była magiczna, choć nie miałam pojęcia skąd Billy ją wytrzasnął. Jej magia polegała na tym, że nigdy się nie kończyła (!) i miała taki smak, na jaki aktualnie miałam ochotę. Tak przynajmniej głosiła ulotka.
-Dzięki. Skąd ją wytrzasnąłeś?
-To zostanie moją tajemnicą.
Wzruszyłam ramionami i zobaczyłam, że James Adams idzie w naszą stronę. Był grupowym domku Posejdona. A właśnie – czy nie powinien być teraz na zebraniu?
-Julia, Billy, musicie iść ze mną na dalszą część spotkania.
-A po co? Nie jestem grupową. – powiedziałam zbita z tropu.
-Ja też nie. – dopowiedział mój towarzysz.
-Ale Chejron otrzymał następną przepowiednię. Dotyczącą Nowej Wielkiej Przepowiedni i osób, które się na nią udadzą.
CDN
Super!!! Na to czekałam i warto było. 😀
Super.Pisz dalej
Super! Herosowe! Warto było czekać, bo opowiadanie jest świetne! :0
naprawdę wybitnie cudowne. co prawda już to czytałam ale nie mogłam się oprzeć żeby nie zrobić tego drugi raz
wydaje mi sie ze nie czytalas calego ale tylko pierwsza czesc, ale moge sie mylic thalio..
SUPER, SUPER, SUPER, SUPER, SUPER, SUPER!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Piszesz doskonale i wgl. Nie do się zrobić tak żeby tego nie przeczytać
SUPER!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Idealne!!! SUPER
Extra!! Pisz dalej!!
podpisuje się pod wszystkimi opisami z dobrą opinią!!!!!!
3 kandydatów- nieźle 😀
James Adams! Czy ty przypadkiem nie czytałaś Cheruba? A opowiadanie super. Dzisiaj Tłusty Czwartek! Obrzarłam się jak nie wiem co! Aaa! Co ja piszę
@Atalanta
Nie, nie czytałam Cheruba… Wszystkie nazwiska wymyśliłam sama (choć nie twierdzę, że takie wgl wcześniej nie istniały) i jeślki mi się wydawało, że takie nazwiska mogą wystąpić w Ameryce i nikt nie uzna tych osób za obcokrajowców, to je wprowadzałam w życie
super pisz dalej
Ja chce taką czekoladę !!! Opowiadania wszystkie super
Co z tą kontynuacją?! Zaginęła w akcji?!
Geniusz! Ja też chcę taką czekoladę! Zakończenie naj!
super