Najdziwniejsza noc w mym życiu
Gdy już znalazłam się w środku domku Apolla, prawie cały w środku był ze złota. Albo coś zbliżonego do złota. W jednym kącie leżały przeróżne instrumenty, w drugi już kartki z wierszami, a w innym starożytne maski greckie i togi, a w innym stóg łuków i strzał. Wszyscy sobie smacznie spali albo nawet chrapali. Przechodziłam koło niektórych łóżek i nie wiedząc czemu poszłam prosto przed siebie i stanęłam koło czyjegoś łóżka koło okna. Pościel była biała ze słońcem, a poduszki pod kolor. Osoba śpiąca przy tym łóżku była do mnie odwrócona. Nagle potrząsnęła głową na poduszce i obróciła się na drugi bok. Cholera był to Eric. Jego twarz nadal wyglądała cudownie, a teraz widziałam, że ma całkiem niezłe mięśnie w tej piżamie. Był taki piękny nawet jak spał. Czemu to powiedziałam? To znaczy, on jest piękny i w ogóle, ale nigdy nie myślałam tyle o jego urodzie i charakterze jak teraz. Może coś do niego czuła. Po tym jak dzisiaj zerwał z Barbie to poczułam się o wiele lepiej. Ale o jednym nie mogę przestać myśleć. Nie wiem co Eric powiedział Barbie kiedy ona go zapytała To chodzi o tą wiedźmę z Salem!? i co w tedy pierwszy raz użyłam swoich zdolności. Moja ręka zaczęła sama wędrować w stronę jego włosów. Mój mózg nie słuchał ciała. Ale ta jego złota czupryna. Nogi mi miękły na samą myśl. Nie wytrzymałam. Pogłaskałam jego włosy. Były takie miękkie. Eric lekko przymrużył oczy, a potem się uśmiechnął. O rany. Nie wiem ile wytrzymam. Moja ręka sama odsunęła się od jego głowy, ale skierowała się w stronę jego dłoni wystającej z kołdry. A dobra, co mi tam. I tak mnie nie widzi. Położyłam dłoń na jego. Była taka gładka i ciepła. Jego ręka tylko leciutko zatrzęsła się, a potem położyła się normalnie.
Przesunęłam rękę na bok ale nie wiem czemu, jego dłoń złapał mnie za moją jak małe dziecko. Jak ja chcę by to trwało wiecznie. Tyle ciepła, uczucia, gładkości w jednym dotyku. I co z tego, że śpi. I tak było wspaniale. Nagle Eric zaczął się trząść i kręcić głową. Pewnie miał jakiś koszmar. Nagle zacisnął moją dłoń tak, że krew nie dopływała. Miotał się w łóżku jak opętany. W pewnej chwili poderwał się z łóżka z przerażoną miną. Szybko wyciągnęłam rękę z jego uścisku i odskoczyłam od łóżka jak oparzona. Przez chwilę się trząsł, ale potem tylko potrząsnął głową i zaczął rozglądać się po pokoju przeczesując swoje włosy. Mam nadzieję, że niewidzialność jeszcze działa. Eric był cały spocony na koszulce. Odwrócił wzrok w stronę okna. Oglądał blask księżyc widziany przez okno. Usiadłam na ziemi najciszej jak to możliwe. Eric chyba z 5 minut patrzył w okno zamyślony i gdy odwrócił wzrok i zaczął szperać za łóżkiem. Po chwili wyciągnął kartkę A4 trochę pogniecioną i ołówek obgryziony do granic możliwości .Usiadł w wygodnej pozycji i zaczął bazgrać. Ciekawe co. Usiadłam koło niego, tak delikatnie by nie poczuł mojej obecności, ale łóżko i tak lekko zaskrzypiało lecz Eric nie zwrócił na to uwagi. Spojrzałam na jego rysunek.
Na razie namalował sylwetkę, kobiecą w pozycji stojącej trzymającej w ręce chyba kwiatka. Zaczął bazgrać włosy. Długie czarne z kilkoma loczkami na bokach. Ten chłopak miał talent. Mogłabym patrzeć na niego godzinami jak maluje w skupieniu, ale spojrzałam na zegarek koło jego łóżka. Była już za pięć dwunasta! Musiałam już się zmywać. Szybko zeszła z łóżka i może nawet za szybko bo łóżko zaskrzypiało i Eric zesztywniał patrząc na drzwi wejściowe. Po chwili pokręcił głową i wrócił do rysowania. Ufff. Było blisko. Tylko jak ja mam wyjść? Eric od razu się skapnie, że ktoś tu jest. Musiałam pomyśleć chwilę. Jak by to zrobić? Mam! Mam pomysł! Podeszłam do drzwi. Obejrzałam się jeszcze raz na Erica. Zastukałam w drzwi. Eric podniósł nagle głowę i spojrzał zegar.
Zastukałam jeszcze raz.
-Kto się dobija o tej porze? – powiedział oburzony Eric wstając z łóżka i podążając w stronę drzwi.
Gdy już otworzył drzwi na oścież to był dla mnie znak by już wiać. Szybko przeszła pod ramieniem Erica i znalazłam się za drzwiami.
-Halo? – zapytał się Eric wyciągają głowę poza domek i znalazł się tuż przed moją twarzą
I nie wiem co się stało. Może sama Afrodyta to uczyniła (jeśli tak to obiecuję że przybędę na Olimp podpalę jej włosy własną prostownicą) ale coś od tyłu leciutko mnie popchnęło i przez przypadek dotknęłam ustami jego policzka. Musiała szybko zareagować, ale chciałam by to trwało trochę dłużej. Spojrzałam na Erica. Stał osłupiały, ale się leciutko uśmiechał. Może mu się wydawało, że miał za dużą wybujałą wyobraźnię. Jednak trochę dało mi to…szczęścia. Ale musiałam kończyć. Leciutko odsunęłam usta od jego gładkiego policzka. Eric nagle zesztywniał, obejrzał się jeszcze raz i zatrzasnął drzwi za mną. Wow. Stałam teraz osłupiała ze zdziwienia. To było nawet…przyjemne. Otrząsnęłam się i szybko zaczęłam biec w stronę mojego domku. Szybkim krokiem wbiegłam do domku nie zważając na to czy kogoś obudzę. Chciałam teraz tylko szybko się położyć spać i śnić długo o tym co przeżyłam pierwszego dnia na tym obozie. Wbiegłam do mojego pokoju zatrzaskując drzwi z hukiem. Rzuciłam się z rozpędu na łóżku i uśmiechałam się jak idiotka przytulając mojego Kłuika. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi i otwierane leciutko.
Stała tam Kate w szlafroku i śmiesznych kapciach w króliczki. Przecierało oko, to był znak, że musiałam ją obudzić.
-Hej, coś się stało? – zapytała Kate otwierając szerzej drzwi.
-Nie, nic. Przepraszam, że was obudziłam, ale zasiedziałam się eee… nad książką – rzuciłam pierwszą myśl jaka wpadłam mi do głowy, nie mogłam im na razie powiedzieć co zaszło w domku Apolla.
-Zasiedziałaś się? Chyba raczej zamierzałaś już spać na dworze tylko było za zimno – powiedziała to uśmiechając się – Dobra, już nic. Chciałam sprawdzić czy nic się nie stało. Śpij dobrze bo jutro dostaniemy wycisk od nowych nauczycieli.
-No masz rację, jeszcze raz przepraszam, że was obudziłam was.
-Nie ma sprawy. Dobranoc
-Dobranoc
Kate zatrzasnęła drzwi i było słychać szuranie jej kapci o podłogę i trzaskanie drzwi od jej pokoju. Szybko zeskoczyłam z łóżka i podbiegłam do szafy w poszukiwanie piżamy. Po chwili znalazłam koszulkę niebieską ze Snopy i spodnie do kompletu. Jednym ruchem się przebrałam i wskoczyłam do łóżka. Przyłożyłam głowę do poduszki i pozwoliłam by Morfeusz wziął mnie w swoje objęcia. Już po chwili spałam jak zabita. W tej chwili miałam jeden z moich najdziwniejszych snów.
Byłam na środku pustyni, ale słońce nie paliło. Zbierało się chyba na burzę. Moją ulubiona porę. Można było czuć w powietrzu zapach już wody z nieba, kwiatów i czegoś słodkiego. Pozwoliłam by wiatr powiewał moje włosy jak chce. By mnie otulał w swym tańcu uczuć. Szept wiatru był słyszalny wszędzie, a krople wody zaczeły powoli opadać na ziemię. Na sekundę zamknęłam oczy by skupić się na tym wszystkim. Deszcz uderzał we mnie delikatnie, że miała dreszcze na plecach aż po ręce. Lekkie uczucie zimna sprawiały, że czułam się świeżo. Nagle jakieś ciepłe ręce znalazły się na moich barkach. Szybko otworzyłam oczy i się obróciłam. Doznałam szoku. Stał tam Eric piękniejszy niż zwykle ubrany w dżinsy i podkoszulek. Uśmiechał się w taki sposób, że robiło się mi ciepło.
Tylko coś było nie tak ze scenerią. Ja nadal czułam deszcz na moim ciele, a za plecami Erica było tyle słońca ile tylko jest możliwie na pustyni. Nie rozumiałam tego. Eric leciutko pogłaskał mnie po policzku przez co wszystko straciło najmniejszy sens. Próbowałam odwzajemnić ten gest, ale gdy tylko zaczełam zbliżać rękę do jego twarzy coś jakby mnie ukuło, a raczej moja ręka odbiła się z bólem. Eric nadal głaskał mnie po moim policzku uśmiechając się przy tym. Jeszcze raz próbowałam, ale nadal ten sam efekt. Zaczęłam walić w niewidzialną powłokę. Ręce mnie bolały od uderzeń, a Eric cały był w skowronkach. Nagle niewidzialna powłoka zaczęła przybierać czarną barwę i twarz Eric zniknęła za czarną kurtyną. Obraz za mną też zniknął zmieniając się w ciemną otchłań. Zaczęłam krzyczeć i przywoływałam kogokolwiek. Nagle jakiś grom światła oświetlił ciemność. Teraz znajdowałam się na gigantycznej szachownicy. Stałam w pierwszym rzędzie pionków. Koło mnie stał tylko Sky z dzidą i tarczą znieruchomiały jak posąg.
Za mną stała Kate, Lalya i Eric. Do tego jeszcze jakieś kamienne postacie. Na miejscu królowej stała…Hekate. Stała w czarnej sukni do ziemi i koronie z kości. Była w pozie z mieczem wymierzonym w stronę przeciwnika z groźną miną. Byliśmy biali. Spojrzałam w drugą stronę na czarnych.
Stały tam wszystkie możliwe potwory z mitologi greckiej. Na miejscu króla był kościotrup w koronie ze złota z brylantami zamiast oczu. Był w pozie stojącej z wyciągniętą dłoni w naszą stronę. W powietrzu można było poczuć napięcie. Nagle z miejsca gońca wysunęła się Empuza. Miałam ją na mitologi. Była ona w rodzaju wampira tylko z oślim zadem. Była ona też…towarzyszką Hekate. Posąg zaczął delikatnie posuwać w moją stronę, a mi nogi zaczeły się uginać ze strachu. Poczułam, że szkliwo z zębów zaczyna mi się niszczyć od drżenia mojej szczęki. Empuza znalazła się tuż przed moją twarzą. Była ona długowłosą szatynką, a kły wystawały jej ze szczęki. Pionki czarne grają według swoich zasad. Po chwili wszystko wokół planszy zaczęło płonąć, a z płomieni wynurzyła się Steno. Zasyczała swoim wężowy językiem i złapał mnie w pasie przyciągają do jednego z jej węża na jej włosach. Wąż zaświeci czerwonymi ślepiami i skoczyła na mnie wciągając mnie w nicość.
Obudziłam się z krzykiem podskakując na łóżku ciągle się trzeszcząc. Spojrzałam na zegarek na moim łóżku. Była równo ósma. Usłyszałam trzaskanie drzwi. Pewnie już ktoś wstał. Szybko wyskoczyłam z łóżka i otworzyłam szafkę. Wyjęłam czarne spodnie i moją kochaną bluzę mojej drużyny szkolnej w rugby. Była w kolorze czarnym, a na rękawach biała, a pierwsza litera drużyny, „L” była z tyłu na plecach. Włożyłam szybko trampki i ułożyłam włosy jednym ruchem. Wyskoczyłam z pokoju i od razu zauważyłam Lalye i Kate rozciągające się przy jakimś programie w telewizji. Wszystkie były ubrane w stroje sportowe.
-Co tam u was? – zapytałam wykładając się na całej kanapie
-Nie widać, ćwiczymy. Szykujemy się do zajęć. Tobie też radzimy – powiedziała Kate robią skłony
-No, w szczególności ja – powiedziała Lalya – Tytania nie wygląda na taką co by skakała po łące i zbierała stokrotki, tylko podpalając je jednym mrugnięciem – odrzekła Lalya podskakując
-Nie może być aż tak zła – skłamałam. Jak tylko ją zobaczyłam to od razu kolana się ugięły pode mną ze strachu
-Tiaa…nie potrafisz kłamać Jenna i nie próbuj bo nie wychodzi ci to za dobrze – powiedziała to pokazując mi język
-Chciałam ci tylko poprawić humor
-Sky też nie ma za dobrze – stwierdziła Kate
-Nom, Avril zachowuje się tak jakby lubiła ten strach wywoływany przez nią
-Może. Kiedy ja byłam na końcu z tymi wężami to ona wyczarowała mi pytona żółtego -powiedziałam to łapiąc się za zawieszkę na mojej szyi
-No, jest szalona i to na 100% -powiedziała Kate – O zobaczcie która godzina, czas na śniadanie !
-Jeszcze muszę poćwiczyć, Kate zostań jeszcze 5 minut. Nie znikniesz ani nie zamienisz się w dynię bo spóźniłaś się o 10 minut – powiedziała Lalya robiąc brzuszki
-Dobra, ale tylko 10 minut – powiedziała Kate i wróciła do ćwiczeń.
-Ja będę na was czekać na śniadaniu – powiedziałam wychodząc z domku
Szybkim krokiem przeszłam przez ciemne drzewa. Znalazłam się przy jeziorku gdy zauważyłam Skya nad jeziorkiem siedzącego na kłodzie starego drzewa. A że zostało mi trochę czasu to podeszła do niego by mu przypomnieć o śniadaniu. Szybki krokiem podbiegłam do niego. Chyba w ogóle mnie nie słyszał bo nawet się nie odwrócił albo to brak wychowania. Gdy znalazłam się tuż nad jego głową zobaczyłam, że jest wpatrzony w odbicie słońca w jeziorze. Woda iskrzyła się tycimi diamentami. Zdjęcie można by dać do ulotki tego obozu. Żeby wyrwać Skya z transu potargałam jego włosy. Nagle jak porażony prądem wstał i wykierował ręką w moją stronę. Jego mina wyrażała strach. Gdy wykonał prosty ruch ręką wskazując w moją stronę, z wody wystrzelił długi strumień wody wycelowany wprost w moja twarz. Ja tylko zrobiłam krok do tyłu i potknęłam się o kamień i upadłam na ziemi. Moje ciało działało odruchowo obronnie więc moja ręka zrobiła prosty odruch, jakby odrzuciła coś na bok co leciało w jej stronę. Tak właśnie się stało z tym strumieniem, daleko poleciał za kierunkiem mojej ręki, a mocny powiał moimi włosami i Skya. Szybko oddychałam i nie wiedziała to mam myśleć.
Serce waliło mi jak młot, a pot leciał po plecach jak wodospad. Sky dopiero po chwili ogarnął i szybko podał mi rękę bym wstała
-O rany! Tak mi przykro, to było przez przypadek. Zaszłaś mnie od tyłu i nie wiedziałem jak zareagować więc coś takiego powstało, a potem…
-Nie szkodzi – przerwałam mu to, gadałby jak najęty – Co tam nowego?
-A nic – powiedział to po tym jak usiadł z powrotem na kłodę
-Tego nie nazywa się nic, wiesz – powiedziałam to siadając koło niego na kłodzie – myślisz nad swoimi mocami?
-Nom, a ty nie?
-Cały czas
I tak nam się ciągnęła rozmowa. Gadaliśmy o wszystkim co możliwe. O mojej szkole, o jego szkole, kiedy pierwszy raz użyliśmy herosowskich zdolności, o rodzicach, snach itp. Sky był nawet fajny. Cichy ale fajny, powiedzmy że był na 99%. Oboje lubiliśmy tą samą muzę, styl ubierania, oboje nienawidziliśmy tych samych ludzi i gwiazdorów. Ciekawe czemu akurat w moim towarzystwie się rozluźnia? Czemu jest taki skryty z Kate i Lalya? Ma jakiś sekret, którego się wstydzi? Może tylko udaje takiego „emo” a tak naprawdę kocha Justina Biebera? Bałam mu się zadać tych pytań, bo mogłam go jakoś speszyć, a i tak już wiem, że będzie unikał tematu. Gdy tak sobie rozmawialiśmy o wszystkim, zleciało z 15 minut, a wszyscy wychodzili na śniadanie, i już jedli, a my tylko mogliśmy rozmawiać. Ale po tym jak poczułam zapach bekonu z jajkami ślinka mi poleciała. Już namawiałam Skya do pójścia na śniadanie, ale on zatrzymał mnie i założyliśmy się kto sobie szybciej wyczaruję jagodziankę. Oczywiście on był szybszy, a ja zamiast wyczarować jagodzianki wyczarowałam różowego oposa w okularach, oboje wybuchliśmy śmiechem. W końcu on wyczarował mi coś do jedzenia. Moglibyśmy cały dzień siedzieć nad brzegiem i zajadać się jagodziankami i patrzeć na różowego oposa, ale nadszedł czas pierwszej lekcji. To na pewno będzie lepsze od lekcji w starej szkole. Gdy tylko Skyowi zabrzęczał zegarek, że czas na lekcję nie mogliśmy podnieś się z kłody. Po tym długim pożegnaniu oboje poszliśmy do miejsc spotkań.
Ja miała iść na wschód obozu. Szłam omijając wszystkie domki po kolei, włącznie z wielkim domkiem. Przy okazji zauważyłam Pana D jak przegrywał w pokera z nimfą o blond włosach. Panu D to się nie podobało zbytni bo cały czas walił kielichem z colą o krawędź stołu. Szybko szłam na wschód, potem naszło mnie pytanie. Gdzie ja dokładniej mam czekać? Doszłam już do wschodniej granicy obozu. Popatrzyłam na zegarek. Byłam spóźniona o 5 minut, a tu Lani nie ma jeszcze. Wiec usiadłam na takim wystającym kamieniu i zaczęłam wsłuchiwać się w szum wiatru między drzewami. Leciutkie syczenie i szeleszczenie liśćmi było najlepszą muzyką dla moich uszu. Wielki koncert wiatru przeszkodziło mi dźwięk deptanych gałęzi. Szybko obróciłam się w stronę z skąd wylatywał dźwięk. Ujrzałam sylwetkę niedaleko za drzewami. Kobiecą. Była ubrana w białą szatę przeplataną w pasie złotym pasem i z jednym ramiączkiem. Włosy miała zrobione w koka, ale takiego przystające na greckie kobiety. Na szyi miała długi naszyjnik z zębem, a raczej kłem. Proste, a jednocześnie piękne rysy twarzy odzwierciedlały jej starożytną urodę, a błękitne oczy były podkreślone czarną kredką dzięki temu wydawały się większe. Szła powolnym krokiem, a gdy wiatr podwijał jej szatę było widać, że ma na sobie pozłacane sandały. Nie mogłam nadziwić się jej pięknu którym mogła dorównać nawet bogini. Nagle, gdy tylko mnie zauważyła i się uśmiechnęła, znikła z podmuchem wiatru na zachód. Zaczęłam rozglądać się nerwowo we wszystkie strony. Wiatr przez chwilę ucichł, ale wisior na mojej szyi zaczął się rozgrzewać i trząść. Ciszę przerwał lekki świst wiatru koło mojej głowy. Szybko obróciłam głowę za mnie i zobaczyłam Lani stojącą za mną uśmiechniętą od ucha do ucha.
-Brawo za zręczność, Joenna – powiedziała, a raczej wyśpiewała, z szczerym uśmiechem na twarzy – Chodź za mną
Lani podążyła w stronę za granicą.
-Ale tam jest koniec obozu! – krzyknęłam za Lani zatrzymując się tuż przed końcem granicy
-To właśnie kolejna z naszych atrakcji – powiedziała to Lani machając na mnie ręką bym się pośpieszyła
Cóż, co mogę zrobić? Jednym, wielkim, nie pewnym krokiem przeszłam przez granice. Poczułam, że wszystkie moje mięśnie napinają się jakby czekały na atak jakiegoś potwora. Lani to musiała zobaczyć bo zapytała:
-Jesteś nowa w obozie?
-Tak jestem tu od wczoraj – powiedziałam to podchodzącą szybkim krokiem
-A, to wszystko wyjaśnia. To trochę zmienia sprawę. Dobra pomyślmy – powiedziała to drapiąc się w głowę – Mam! – krzyknęła po chwili – Złap mnie za rękę, to będzie mała prezentacja tego czego będziesz mogła się nauczyć ze mną – dodała to podając mi swoją dłoń
Bez wahań złapałam ją za rękę. Jej ręka była ciepła i gładka jak najdroższa satyna. Dodać do tego piękną grecką opaleniznę to jej ciało można było uznać za idealne.
-Co masz zamiar mi pokazać? – zapytałam niepewna gdy poczułam jak jej rozgrzewa się
-Mały środek transportu, trochę to będzie podobna umiejętność do jednej ze sztuczek dzieci Hadesa. Trzymaj się i postaraj nie zwymiotować, ok?
Pomachałam głową na potwierdzenie. Ogółem nie miałam z żadnych takich rzeczy jak klaustrofobia czy coś.
Nagle, szybsze od mrugnięcia oka, znalazłam się w powietrzu lecąc tak szybko, że nawet wampiry ze zmierzchu zostawały za mną w tyle ( może trochę przesadzam). Czułam na twarzy mocny powiew powietrza, a otoczenie jakie widziałam raczej przypominało wymieszane wszystkie kolory w paćkę i nic nie mogłam dostrzec oprócz tego, że odcienie zielenie zmieniały na jaśniejszą, a potem w ogóle w niebieski. Po dwóch sekundach takiej jazdy czułam te jagodzianki co jadłam ze Skyem chcą wydostać się na zewnątrz. Na szczęście czas mojego cierpienia szybko się skończył, bo poczułam, że się zatrzymałyśmy. Gdy tylko moje stopy dotknęły sypkiego podłoża, poczułam, że nie mam żadnej kontroli nad nogami i poczułam, że uderzam tyłkiem o gorący piasek. Miałam teraz zawroty głowy i uczucie wymiotów
-Już dobrze, tylko machaj głową, zamknij oczy i powdychaj powietrze – powiedziała Lani poklepując mnie po plecach – Zawsze jest tak na początku
-A ty, za którym razem się przyzwyczaiłaś? – zapytałam po czym dostałam czkawki
-Po drugim razie, czułam tylko po tym lekkie zawroty głowy
Zaczęłam głębiej oddychać świeżym powietrzem. Lekkie powiewy na moją twarz sprawiały, że czułam się lepiej. Posiedziałam tak z pięć minut gdy usłyszałam głos Lani:
-Już lepiej?
Na odpowiedź pomachałam głową na potwierdzenie. Moja głowa stała już w miejscu i a jagodzianka zmieniła plany co do wyjścia. Lani pomogła stanąć mi na równe nogi. Teraz byłyśmy na małym odcinku plaży z pięknym widokiem na jezioro. Obok mnie była mała budka rybaka, ale cała była porośnięta roślinami i kwiatkami w rozmaitych kolorach. Mały całkiem stabilny pomost był połączony z chatką rybaka. Z trzech stron byliśmy otoczeni drzewami. Przyjrzałam się dokładniej jeziorku.
-Czy tym, po drugiej stronie, na pomoście nie jest przypadkiem Pan D? – powiedziałam wskazując palcem na pomost gdzie ruszał się ktoś i jedyne co mogłeś zauważyć to koszulę w różne śmieszne wzorki
-Tak, brawo Jenna za spostrzegawczość, jesteśmy po drugiej stronie jeziora nad którym znajduje się obóz. Tu – wskazała mała chatkę – będą odbywały się nasze lekcje tak samo jak innych dzieci Hekate z możliwością władania nad wiatrem. Wybrałam to miejsce ponieważ w drodze w to miejsce będziecie mogli poćwiczyć umiejętności, współpracę, oraz walkę z rozmaitymi potworami. Nasze lekcje będą polegały na próbach otwarcia twojego umysłu i władanie nad jednym z czterech żywiołów. Czy ty w ogóle wiesz co potrafi zrobić wiatr? – zapytał to spoglądając na mnie z lekką nutą szaleństwa w oczach.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Stałam wpatrzona w piękne oczy mojej nauczycielki, a jednocześnie kapłanki mojej matki. Pomachałam przecząco głową, a Lani westchnęła. Przeszła kawałek plaży i podeszła bliżej wody.
-Wiatr – mówiła teraz donośnym głosem i pełny dumy – potrafi wszystko. To on wypełnia twoje płuca i daje ci życie – Teraz głośno nabrała powietrza do płuc – Daje ci życie. Ale także może ci je odebrać lub uprzykrzyć. Nie zliczone katastrofy z huraganów. Wiatr ma niezliczoną siłę. Może ugasić płomień, unieść ziemię i wodę. Można porównać go do kobiety. Jest kapryśny i ma swoje niezaspokojone zachcianki, które zrobi za wszelką cenę. Ale my, kapłani i dzieci Hekate, możemy poczuć jakie to przyjemne uczucie władanie nad nim. Niestety musimy się tym dzielić z 4-oma innymi bogami, braćmi. Lecz, oni nic z tym nie robią, możemy bawić się wiatrem jak dzieci. Tylko zapamiętaj jedną rzecz, nigdy nie kłóć się z najwyższymi królami przestrzeni, bo z bogami się nie zadziera – zamilkła na chwilę i podeszła do mnie wolnym krokiem – oni nigdy nie dadzą ci zapomnieć, że kiedyś zrobiłeś błąd- teraz jej twarz posmutniała, a oczy były jakby nieobecne wpatrzone w piasek
-Co się stało? – zapytałam z troską w głosie
Ona tylko spojrzałam na mnie po czym wyciągnęła przed siebie rękę. Drugą ręką dotknęła się przy nadgarstku i delikatnie przejechała palcem wzdłuż ręki do ramienia. Na początku nic się nie działo, ale po chwili na jej ręce zaczęły robić się cienkie linie. W mgnieniu oka na jej ręce był napis po grecku zrobiony z blizn. Spojrzałam na jej twarz, była wykrzywiona w grymas bólu.
-Υπέρβαση ορίου – przeczytała napis – Przekroczona granica – przetłumaczyła
-Kto ci to zrobił? – zapytałam dotykając jej blizn
-Eol, bóg burz. To jest informacja dla ciebie byś nigdy nie przekroczyła granicy swoich możliwości. Ja zapłaciłam cenę wyższa niż ci się zdaję. Ta blizna to tylko przypomnienie
Zapadła teraz nieprzyjemna cisza. Lani usiadła koło mnie na piasku, i obie patrzyłyśmy na to jak woda przypływa na brzeg i odpływa, jednocześnie słuchając szumu wiatru między drzewami. Tak mogłyby wyglądać wszystkie lekcje z Lani. Trochę było mi nawet jej szkoda. Coś czułam, że nie mówiła mi wszystkiego. Że boi się czegoś, lub kogoś. Niestety, było tak fajnie, ale się skończyło, bo Lani szybko wstała i podała mi rękę bym też wstała.
-No wstawaj leniu, czas zacząć lekcje
No to można ująć, że lekcje byłyby gdyby Lani nie była taka bezlitosna. Kazała mi się jakość połączyć z nim, ale jak ja mam do cholery to zrobić!? Powiadomiłam ją, że stawałam się niewidzialna, a ona, że to jedna z rzeczy jakich mogę zrobić jak tylko się skupię.
No to na tym kończy się moja wspaniała przygoda w świecie herosów. Wszystko skończyło się dobrze, ja zestarzałam się jako samotna kobieta z masą kotów, reszta mojej rodziny rozjechała się po świecie. Ja przestałam z magią. Moimi ostatnimi słowami były „Włącz mi modę na sukces”. Możecie zamknąć książki i zakończyć czytanie moich przygód.
Niestety mam dla was złe wieści i dobre. Co wolicie najpierw? To może złe?
Złe mówią o tym, że to nie koniec moich przygód. Jeszcze wiele się wydarzy, dobrych i złych rzeczy. Złe są ponieważ nie obejdzie się bez intryg, bólu, strachu i nie jestem sama tego pewna, ale może nawet śmierci.
Pewnie chcecie znać dobre wieści, co? To mam kolejną złą ponieważ to była podpucha by wam przypomnieć, że każdy heros musi ufać i polegać na sobie bo jedno przysłowie powiedział mi jeden z wrogów „Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej”
Fajne! Mam nadzieję, że będzie następna część!
Super! Kiedy CD ?
Jedno z moich ulubionych opowiadań na blogu!!
fajne pisz dalej to będzie co czytać 😛
fajne, kiedy ciąg dalszy????
„stóg łuków i strzał.”- chyba „stos”? „stóg” może być siana.
Afrodyta na stos! 😀
Jak można lubić Biebera?!
super!juz sie nie moge doczekac dalszej części:))
super