Mój tata próbuje mnie zabić
Stałem w środku wielkiego prostokąta i nie mogłem nadziwić się zmianom jakie zaszły w Obozie Herosów. Był po prostu tak rozbudowany…
Oprócz podstawowej dwunastki w skład prostokąta wchodziło jeszcze wiele domków. Oczywiście żaden nie przypominał drugiego. Trzynasta zbudowana była z czarnego obsydiadu. Wokół paliły się pochodnie, które wydzielały nieprzyjemny zapach siarki. Domek był ogromny. Nad czarnymi drzwiami wisiała wielka tablica z numerem domu, a pod spodem namalowany była wielka czaszka. Budowla tak przypominała mi te z podziemi, że nie miałem wątpliwości do czyich dzieci należała.
Czternastka przypominała wielką, kolorową, prostokątną pisankę. Była pomalowana w kolorowe paski, które tworzyły tęcze. Od tych kolorów można było dostać oczopląsu. Domek nie był zbytnio masywny. Pewnie dlatego, że Irydy nie miała zbyt wiele dzieci. Właściwie to nie wiedziałem czy miała jakiekolwiek potomstwo, no ale i tak zasługiwała na domek na obozie.
Domek Nemezis był bardzo okazały. Pozłacane elementy idealnie komponowały z granatowymi ścianami. Dalej stał domek Hekate, który przypominał małą wersje magicznego zamku. W ogromnych oknach paliły się świece, a z kominów wydobywał się biały dym.
Domek Morfeusza był skromny. Może Mały, zbudowany z ciemnego kamienia. Każdy heros trzymał się od niego z daleka ponieważ wystarczyło tylko koło niego przejść, a już miło się ochotę zwinąć na trawie i zasnąć. Zresztą, nie dziwie się.
Kolejny domek zbudowany był z białego marmuru. Przypominał fortece, której nikt nie dałby rady zdobyć. Nad masywnymi drzwiami namalowana był wielka gałąź palmowa i wieniec. Nie musiałem
być jakimś szczególnym geniuszem żeby domyśleć się, że domek poświęcony był Nike – bogini zwycięstwa. Oczywiście domek był honorowy, ponieważ Nike była dziewiczą boginią.
Domków było o wiele więcej, ale nie za bardzo wiedziałem do kogo należały, więc wolę ich nie opisywać.
Miałem właśnie zanieść plecak do domku kiedy coś we mnie uderzyło. Na szczęście utrzymałem się na nogach. Dobyłem miecza i przystawiłem do gardła… dziecku.
Nie mam na myśli jakiegoś niemowlaka. Nie. Przede mną stał mały chłopiec. Na oko miał z dziesięć lat. Jego jasne blond włosy opadały na czoło. Z rysów twarzy przypominał fretkę.
Myślałem, że zacznie wrzeszczeć widząc miecz, ale on uśmiechnął się szeroko odsłaniając bielutkie zęby.
– Jej! – krzyknął. – Ale fajnie! Masz miecz! Czy ja też taki dostanę? Bardzo bym chciał. Wiesz, że nigdy nie miałem w ręce miecza?
Spojrzałem na niego zupełnie ogłupiały. No wiecie, jak ktoś przystawia wam do gardła ostre ostrze, to z tego co mi się wydaje reakcja powinna być inna nie?
– Nazywam się Alex Richard’s– powiedział. – Jestem synem Apolla uwierzysz?! Wiesz jaki to był szok jak tata mnie uznał? Ej czy ja cię nie znam?
– Eeee… Nie raczej nie.
– Jak to nie? Jestem pewny na sto procent, że cię znam… Już wiem! Widziałem cię na filmie instruktażowym! Jesteś Percy Jackson syn Posejdona! Jesteś super wiesz? Ocaliłeś świat! W ogóle byłeś odjazdowy jak rozwaliłeś bandę potworów!
Że co? Ja na filmie instruktażowym? Czy on żartuje? W ogóle nie wiedziałem o czym on mówi. Byłem w absolutnym szoku. Nie zdążyłem się nawet zająknąć, kiedy otoczyła mnie grupka herosów, których w ogóle nie rozpoznawałem. Zaczęli klepać mnie po ramieniu i mówić jaki to ja byłem dzielny. Wiecie to było troszkę krępujące. Nie każdy traktuje mnie jak jakąś gwiazdę filmową.
Koło wokół mnie zaczęło się powiększać i zawężać. Czułem się przytłoczony. Zaczęło brakować mi powietrza.
– Ej, ludzie! – krzyknąłem. – O co wam chodzi?!
– Chcą poznać największego ze wszystkich herosów. – powiedział ciepły damski głos za mną.
Oczywiście rozpoznałem go od razu. Nie musiałem się nawet zastanawiać do kogo należał.
Uśmiechnąłem się i odwróciłem stając przed Annabeth. Jej blond loki spoczywał swobodnie na ramionach. Była ubrana w białą bluzkę, z nadrukowaną srebrzystą sową i niebieskie dżinsy.
Ręce miała oparte na biodrach i uśmiechała się do mnie szeroko.
Podszedłem do niej i nie zważając na tłum pocałowałem ją. Nie widzieliśmy się od ślubu mamy i Paula. Strasznie się za nią stęskniłem. No i oczywiście martwiłem się o nią. Nigdy nie wiadomo, kiedy herosa dopadnie jakiś potwór. A ja nawet nie chcę myśleć co by się stało gdyby zginęła.
Kiedy już się od niej oderwałem córka Ateny uśmiechnęła się ciepło.
– Dlaczego masz brudną twarz? – zapytała.
– Co? – zapytałem zdziwiony, a po chwili przypomniałem sobie, że oberwałem w twarz. – Aha. To. Rachel uderzyła mnie walizką.
Annabeth zaśmiała się głośno. Miło było usłyszeć jej śmiech. Dawno go nie słyszałem. Poza tym świetnie wygląda kiedy uśmiech zdobił jej twarz… No dobra. Muszę przestać zachowywać się jak jakiś ciapowaty idiota. Jak tak dalej pójdzie zacznę się rozklejać kiedy tylko będę ją widział. No, a do tego nie mogłem dopuścić.
– Znając ciebie, pewnie sobie zasłużyłeś – powiedziała z przekąsem.
Spojrzałem na nią spod zmrużonych powiek.
– Nie prawda – burknąłem udając urażonego.
– To może ją o to zapytam, co?
– Dobra, wygrałaś.
Znowu się zaśmiała i pocałowała mnie. Mogliśmy stać tak całą wieczność, nie zważając na otaczający nas świat, gdy nagle za moimi plecami rozległo się pełne irytacji chrząknięcie.
Annabeth momentalnie zesztywniała, a najgorsze, że wiedziałem dlaczego. Praktycznie za każdym razem kiedy byłem gdzieś z Annabeth i ją całowałem zawsze nam przerywała.
Odwróciłem się i stanąłem twarzą w twarz z szarooką kobietą. Jej mina była pełna dezaprobaty, a oczy mówiły, że miała ochotę mnie zabić.
– Witaj Ateno – powiedziałem, starając żeby mój głos brzmiał w miarę normalnie.
Bogini spojrzała na mnie sarkastycznie. Była ubrana podobnie jak Annabeth : elegancka biała bluzka i dżinsy.
Oczywiście Atena wiedziała, że ja i Annabeth jesteśmy razem. Nawet nie próbowaliśmy tego ukrywać, bo to by tylko pogorszyło sprawę. Osobiście podejrzewałem, że Atena już poprzedniego lata wiedziała, że mamy się ku sobie. W końcu była boginią mądrości, więc umiała przewidzieć takie rzeczy. Poza tym pierwszego dnia naszego chodzenia, cały Olimp już wiedział o naszym związku, a wszystko dzięki Afrodycie. Chciałem się gniewać na boginię miłości, ale zbytnio nie mogłem, ponieważ gdy tylko wiadomość doszła do Ateny zaczęło się robić ciekawie.
No bo wiecie, to, że o wszystkim wiedziała nie oznaczało, że to akceptowała. Wręcz przeciwnie. Za każdym razem próbowała uprzykrzyć mam życie. Kiedy miałem gdzieś iść z Annabeth, zawsze towarzyszyła nam sowa. Jak to mi kiedyś Atena powiedziała : „Chce mnie mieć na oku, gdybym chciał zanadto zbliżyć się do jej córki.”.
Oczywiście na początku mnie to denerwowało, ale z czasem przywykłem.
Nagle rozbłysło światło. Wszyscy zamknęli oczy. Kiedy już blask znikł otworzyłem oczy i zobaczyłem brodatego mężczyznę ubranego w hawajską koszulę i plażowe szorty. Wpatrywał się we mnie swoimi zielonymi oczami i uśmiechał szeroko.
– Cześć tato – powiedziałem. – Co tu robisz?
– Witaj synu. Ktoś musi cię podrzucić na Olimp prawda? – stwierdził Posejdon. – A wolałbym nie ryzykować, wysyłając cię w taką podróż z Ateną.
Spojrzał na boginię modrości, która rzuciła mu mordercze spojrzenie. Tata wzruszył tylko ramionami.
– Podróż ? – zapytałem.
Tata spojrzał na mnie zdziwiony, jakby nie wiedział o co mi chodzi. Ann przewróciła oczami.
– Bogowie… Czasami przypominasz mi wielkie dziecko, wiesz Percy?
Spojrzałem na nią oburzony. Ja? Wielkie dziecko?
– Że co?
– Dzisiaj jest otwarcie Olimpu. Miałeś jechać ze mną wcześniej aby wszystko przygotować. Mama i Posejdon zaoferowali się, że nas podrzucą. Tylko mi nie mów, że zapomniałeś.
– Oczywiście, że nie – skłamałem. – Jak mógłbym zapomnieć…
Prawda była taka, że zapomniałem. No co? Każdemu może się zdarzyć nie? Miałem tyle spraw na głowie, że Wielkie Otwarcie zupełnie mi z niej wyleciało.
Kiedy ostatnio rozmawiałem z Annabeth przez iryfon, mówiła mi, że nasi rodzice wezmą nas na Olimp. Nie wiedziałem zbytnio jak mają zamiar to zrobić. Kiedy zapytałem o to moją dziewczynę, ona tylko pokręciła głową śmiejąc się. Najwyraźniej uznała, że żartowałem. A ja nie żartowałem. Naprawdę nie wiedziałem jak mamy się tam dostać. Jak tak teraz na to patrzę, to cieszę się, że nie wiedziałem.
Annabeth spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Wiedziała, że kłamie, ale najwyraźniej postanowiła tego nie komentować. Oczywiście było to dla mnie ulgą. Nie miałem ochoty słuchać kolejnego wykładu z cyklu ,,Perseuszu Jacksonie, mógłbyś w końcu wydorośleć i stać się odpowiedzialny”. Już raz coś takiego słyszałem. Nie była to przyjemna rozmowa. No o ile coś takiego można nazwać rozmową. Annabeth stała nade mną prawiąc mi morały, a ja nawet nie mogłem się odezwać, ponieważ dawałem jej tylko kolejnych argumentów. Jeśli jeszcze raz miałbym przez to przechodzić… Cóż, zeszłoroczna wojna z Panem Tytanów to przy tym uroczy mecz tenisa stołowego.
– Mniejsza o to – powiedziała Annabeth, wyrywając mnie z zamyślenia. – Jak już będziesz gotowy czekam na Olimpie.
To powiedziawszy podeszła do swojej matki i zniknęła w oślepiającym błysku światła.
– Kobiety… – mruknął Posejdon, a następnie spojrzał na mnie. – Ruszamy?
Tata strasznie się zmienił od ostatniego lata. Nie miał już do mnie takiego dystansu. Mogłem z nim o wszystkim porozmawiać. Stał się bardziej, że tak powiem wyluzowany. Oczywiście na początku myślałem, że mu odbiło , ale z czasem przywykłem.
– Ta, jasne. – odpowiedziałem. – Tylko zaniosę plecak do domku.
– Poczekam tu.
Wziąłem torbę do ręki i pomaszerowałem w stronę kamiennego domku ozdobionego muszelkami. W środku był dokładnie taki jak go zostawiłem. Pościelone łóżka, róg Minotaura na ścianie i nowe źródełko od taty. Stary dobry domek. Rzuciłem plecak na łóżko i przemyłem twarz wodą. Od razu poczułem się silniejszy. Woda działa na mnie jak ,,dopalacze”. Wystarczył jeden chlust i już dałbym rade utrzymać na ramionach cały świat. Co zresztą miałem okazję doświadczyć trzy lata temu. To nie były miłe wspomnienia.
Wyszedłem z domku i skierowałam się w stronę taty. Cały tłum Obozowiczów zniknął. Nie chciałem wiedzieć co takiego tata zrobił, że sobie poszli.
– Jestem gotowy – powiedziałem, kiedy już do niego podszedłem.
– Dobrze – powiedział wyciągając do mnie ręce. – Chodź tutaj.
Dobra możecie się ze mnie śmiać, ale nie wiedziałem jak mam zareagować. Mój tato rzadko okazywał mi jakiekolwiek uczucia, a jeszcze bardziej się do mnie przytulał.
– Na czym to właściwie ma polegać? – zapytałem żeby się jakoś wyplątać z tej krępującej sytuacji.
– Pamiętasz co ci rok temu mówiłem o teleportacji?
Pokiwałem głową.
– To bardzo szybka forma lotu powietrznego.
Tata uśmiechnął się i potaknął.
– Zrobimy to samo. Chodź.
Podszedłem do niego. Posejdon otoczył mnie ramionami. Pachniał tak jak zawsze. Morska woda i piasek.
– Pamiętam jak ostatnio teleportowałem Pimpusia – powiedział Posejdon.
Poczułem jak moje brwi się unoszą.
– Pimpuś? – zapytałem.
– Tak. Uroczy mały labrador. Chciałem go zabrać na Olimp. Był naprawdę słodki. Nauczyłem go paru komend.
– Nazwałeś psa Pimpuś?
Tata spojrzał na mnie oburzony.
– Ja przynajmniej umiem rozpoznać płeć zwierzęcia – powiedział z przekąsem. – No, a Pimpuiś to świetne imię dla labradora. O wiele lepsze niż Nessie.
Trzy lata temu uratowałem małe stworzonko. Nazwałem je Nessie, bo myślałem, że to dziewczynka. Było jednak zupełnie inaczej. Nessie, a właściwie Ofiotaur , był jednym z najstarszych mitologicznych stworzeń. Nie dość, że dawał wielką moc, to jeszcze był samcem. Lepiej się popisać nie mogłem.
– Dobra – powiedziałem, chcąc jak najszybciej zmienić temat. – Jakoś nigdy nie widziałem Pimpusia na Olimpie.
– Bo go tam nie ma. Rozpadł się w trakcie teleportacji.
Zanim doszedł do mnie sens tych słów ogarnęło mnie dziwne ciepło. Rozległ się trzask. W klatce piersiowej poczułem ból. Tak dawno go nie czułem, że prawie zapomniałem, że istnieje. Nie zdążyłem nawet krzyknąć. Ostatnie co pamiętam, to światło- tak ostre, że zamieniło się w wielką ciemną plamę.
CDN
BOSKIE 😀 czekam na cd.
Herosowe! Bardzo fajne!
Genialne nie mogę się doczekać ciągu dalszego!! Posejdon – jak zawsze boski 😉
Jejku…. Nie umiem dobrać słów…. Świetne? Boskie? Herosowe? Po prostu odjazdowe!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
ale supperrrr!!!!
Wow…. To jest…. WOW! TO JEST BOSKIE! Przy tym moje opowiadanie to… wypociny…. xd Będziesz pisać dalej Złodzieja pioruna oczami Annabeth??
Wow! Wow! I jeszcze raz wow! To opowiadanie jest świetne! Czekam na cd. 😉
GENIALNE! Jedne z najlepszych na blogu!
Czytam to na informatyce w szkole i w czasie dialogu o Pimpusiu miałam niekontrolowany wybuch śmiechu 😀
Wszystkim mówię jedno wielkie : DZIĘKUJE!!!!
No a jeśli chodzi o trafne pytanie asi_48 to mysle że tak, ale dopiero jak skończą mi sie pomysły na te opowiadanie. No a muszę przyznać, że narazie mam ich całkiem sporo. Aż sama się dziwie.
Uwieżycie że ciągle przychodza nowe.? Czasami takie dziwne, że szok.
Zresztą zobaczycie, jaką mam szurnietą wyobraźnie 😆
super