Hej. Powinniście mnie już kojarzyć z opowiadania o mojej siostrze Rose. Nazywam się Eva. Mam 13 lat. Herosem jestem od roku. Nie… jestem nim od urodzenia, ale wiem o tym od roku. Myślę, że jeśli ma być to kompletne opowiadanie musimy się cofnąć ponad rok w tył.
***
Obudziłam się kilka minut po dziewiątej. Ubrałam białe rurki i różową tunikę w papugi. Związałam włosy w wysokiego kucyka (w tym kucyku sięgały za łopatki). Gdyby to był film widzielibyście teraz niewysoką ok. 150 cm dziewczynkę z grzywką wczesaną w kucyk o kolorze słomy, wąskimi ustami, wielkimi oczami w ciepłym kolorze brązu. Drobny nos zasypany złotymi piegami. Tak to właśnie ja, Eva House.
Zeszłam na śniadanie. Tak przy okazji, moi rodzice to Cristina i Fred House, moja siostra to 16- letnia Laura (też oczywiście House).
Kiedy weszłam do kuchni w oczy rzuciła mi się sterta pachnących omletów. Przy stole siedziała już Laura w ręczniku na ciemnych włosach i makijażu na piwnych oczach. Mojego taty już naturalnie nie było, bo pojechał do swojej firmy. Natomiast moja 40-letnia mama ubrana w białą bluzkę i szare spodnie, myła patelnię. Kuchnia była bardzo mała więc idąc na moje miejsce przy stole potknęłam się o worek ze śmieciami.
-Jasny gwint…- Jęknęłam masując stopę.- Co za bystrzak postawił tutaj ten worek?
– To nie jest pytanie na miejscu. Jest nim pytanie: co za bystrzak nie zauważa worka na śmieci stojącego praktycznie na środku?- odpowiedziała z błyskiem w oku Laura, a ja wiedziałam, że to ona postawiła tam przyczynę mojej gleby.
Jadłyśmy w spokoju omlety. Zauważyłam jak moja mama zerka na mnie kontem oka.
-EVA! Jak ty moje dziecko jesteś ubrana? Na koniec roku?- Krzyknęła Cristina House.
No tak. Było by dziwne gdybym czegoś nie przeoczyła, na przykład końca roku.
Kiwnęłam głową i poszłam zmienić ciuchy. Wakacje, a po wakacjach VI klasa i prawdopodobnie nowa szkoła. Norma. Jestem dyslektykiem i mimo, że staram się być spokojna i grzeczna, nie do końca mi to wychodzi. Ja i moja siostra byłyśmy praktycznie przeciwieństwami. Laura jest dość wysoka, ma 173cm. A ja? Poza tym ona w szkole jest wzorowym uczniem, w domu zwariowaną nastolatką, ja na odwrót.
Kiedy wróciłam na dół Laura już była w butach, a mama zakładała swój zgrabny, szary żakiet.
Wsiadłyśmy do samochodu, jak zwykle Laura włączyła swoją ulubioną stację (100% Bieber)
-WEŹ, ZARAZ SIĘ ZRZYGAM!!!- wydarłam się tradycyjnie.
Moja siostra wzruszyła ramionami i całkiem wyłączyła radio. Po paru minutach wysiadłam z samochodu i pomachałam Laurze i mamie. Szukałam wzrokiem mojej jedynej przyjaciółki – Tibby. To wysoka dziewczyna o kasztanowych włosach, dziwnie żywo brązowych oczach i ostrych rysach.. W końcu poszłam w dziki tłum. Spotkałam sporo znajomych np.: piękna i delikatna Kate, Josh chodzący o kulach, kujon Alex, Sophie przypominająca mysz. W końcu znalazłam ją w łazience.
Po 2 godzinach plecenia bzdur dyrektorki mieliśmy wakacje.
– Idziemy na spacer? – zaproponowała Tib.
Przytaknęłam i zamiast do domu skręciłyśmy w inną uliczkę. Nagle dziewczyna mocno wciągać powietrze.
-Kryj się!- zaszumiała dziwnie, wtapiając się w szelest drzew.
Szybko ujęła moją rękę i pociągnęła za sobą na jakieś drzewo.
-Co ty…- zaczęłam zdumiona, ale ona zatkała mi usta. Nagle, niby nie wiadomo skąd wyłoniło się coś co przypominało wielkiego psiaka. Wytrzeszczyłam oczy, a Tibby zeskoczyła prosto na grzbiet tego czegoś. Ten zaczął się miotać. Chyba jednak nie miał szans z atakującą. Tibby stojąca już obok mnie na gałęzi drzewa krzyknęła:
– Okropny ogarze! Poddaj się dopóki mam litość!
Byłam przekonana, że miałam teraz oczy jak 5 złotych. Dziewczyna znowu pociągnęła mnie za sobą. A pies zapadł się pod ziemię. Miałam mnóstwo pytań.
-Musimy się zmywać!- powiedziała patrząc mi w oczy.
Nic nie rozumiejąc pobiegłam za nią. Zawędrowałyśmy do mojego domu. Przyjaciółka kopnęła z lekkością drzwi.
-Pani House?! Panie House?! Lauro?!- Wołała wszystkich Tib.
Po chwili Laura zbiegła schodami.
-To już Lauro. Zaatakował ogar.- Wyjaśniła dziewczyna, jakby moja siostra cokolwiek rozumiała. Ale ona odpowiedziała.
-Znak od Joshuy.- tu Tibby pokręciła przecząco głową- Nie?? Nie mów mi tylko, że coś was zaatakowało to Jamajka! Tu praktycznie nie ma potworów. Ale nie ważne, dzwonię po tatę.
Kiedy wsiadaliśmy odezwałam się.
-Co tu się dzieje? Gdzie ja jadę?
– Słuchaj Evo. Od początku. Kojarzysz może mity greckie? Zeus, Hefajstos, herosi, nimfy et cetera? No właśnie no to mamy niespodziankę. To wszystko jest prawdziwe- tu wyplułam sok, który właśnie zamierzałam połknąć.- mało tego, Eva ty jesteś jego częścią. Na h.
-Hefajstos?? – to wydało mi się dość nie logiczne, ale dobra.
-Niee. Jesteś herosem. Pół bogiem.
Zatrzymałam się w pół ruchu. Pokręciłam głową. Tibby przytaknęła.
-Ja mam dwoje rodziców!! To niemożliwe… chyba, że…
Tib. Znowu przytaknęła.
-No, ale nie jesteś sama. Ja też moim rodzicem jest Ares.
I znowu oczy jak 5 złotych.
CDN
Hmmm… Skoro to Jamajka, to skąd ona wie, jakiej wielkości jest półdychówka?
no tak, ale u nich nie ma zbyt dużych monet Arachne, więc gdyby napisała „oczy jak 50 centów” nie byłoby to już takie zbyt dobre porównanie 😉
Ja lubię to opowoadanie. Fajnie się zaczyna:)
Yyyyyyyyyyyyyy… nie opowoadanie tylko opowiadanie,sory…
Wow… Tak … szybko. Ale oprócz tego – błąd. Napisałaś, że ma dysleksje i musi zmieniać szkoły… A CO Z ADHD??!! 😉
napisalam ze chciala by byc spokojna ale jej to nie wychodzi. czy jakos tak
no całkiem fajne 😉 pisz dalej
moim zdaniem niektore momenty opisujesz nienaturalnie. czy w domu mowisz czasem jak sie o cos potkniesz kto postawil tu ta przyczyne mojej gleby? czasem lepiej powtorzyc wyraz. to nie lekcja j polskiego. albo to z tym ze wyplula sok itd. to tak jakby od razu w to uwierzyla co jest moim zdaniem niemozliwe. ale ogolnie pomysl calkiem fajny
jak zawsze wspaniałe. co tu więcej dodać?