Rozdział 5: Bóg, prezenty i Minotaur.
Hej ho! Na misję by się szło!
Czy tylko mnie dziwi ta chęć chodzenia na misję? Bo szczerze powiedziawszy, to ja tego zupełnie nie rozumiem. Ludzie! Przecież można zginąć! Jakoś mnie chęć zabicia paru potworków nie kręci, ale ok, już dawno wiem, ze tylko ja jestem normalna.
Nieważne zresztą. Mam na imię Blair Crawford i jestem córką Afrodyty. Podczas wakacji, które spędzałam na plaży w Miami zostałam porwana przez Ciacha Numer 2 (Apollo) i jego feministyczną siostrę Artemidę. Po dziwnym spotkaniu z moją kochaną mamusia, której wręcz nie cierpię, zostałam wysłana na głupi obóz, gdzie szkolą herosów. Jak sobie radzę? Cóż: NIENAWIDZĘ TEGO OBOZU! Ale przynajmniej spotkałam Hermesa, który ma mi załatwić nowego szpilki od Gucciego!
***
Cóż, może Hermes był bogiem złodziei i czegoś tam, i czegoś tam, ale jedno trzeba było mu przyznać: wiedział o co mi chodzi. Dlatego następnego dnia ze zdziwieniem zobaczyłam jak leci do mnie na tych swoich kiczowatych skrzydełkach z torebką, gdzie czekały na mnie piękne szpilki od Gucciego.
Wzięłam prezent i sprawdziłam czy to dokładnie te.
– Cudownie! Mój rozmiar! – ale nagle zaczęłam być podejrzliwa – Chyba ich nie ukradłeś?
Hermes zaśmiał się.
– Blair, jestem bogiem złodziei – i mrugnął do mnie.
Spojrzałam się na niego spode łba. Uważałam, ze kradzież jest głupia, dziecinna i zła.
W dodatku już daaaawno nie modna.
– Skarbie, dla ciebie zawsze tylko kupowane – a następnie wyciągnął rękę – A teraz forsa.
Westchnęłam, wyjmując portfel. Naprawdę, jego subtelność była aż… zadziwiająca.
– Cóż z ciebie za dżentelmen… – ironizowałam.
– Handlowiec, kochana, handlowiec – odparł.
Próbował ode mnie wyciągnąć więcej kasy, ale sorry, wiem, ile kosztują buty od Gucciego! Chociaż, szczerze mówiąc, niezbyt wierzę w to, że za mnie zapłacił… Ale cóż, żyje się tylko raz i czasem lepiej pewnych rzeczy nie wiedzieć, nie?
Jeej. Jaka ja mądra jestem! To będzie moja myśl przewodnia na ten tydzień – jeśli jej nie zapomnę. A może wymyślę coś jeszcze? „ Życie jest jak ciastko z marmoladą – wygląda smacznie, ale marmolada może być przeterminowana”. Dobre!
– Zostajesz dziś u nas ? – spytałam.
Bóg uśmiechnął się do mnie czarująco.
– A co, moja droga zapominaczko imion, chcesz abym został?
– Wydoiłeś mnie z forsy. Tak, możesz zostać. Ale jeśli zostaniesz pobity, to pamiętaj, że ostrzegałam i nie ponoszę żadnej odpowiedzialności – odparłam, zgodnie z prawdą.
Hermes zaśmiał się i odebrał następny sms.
***
Dobra, nie napadałam na Hermesa. Po pierwsze był ładny, po drugie miałam już zatargi z bogiem ( a raczej boginią) i po trzecie… OK., co tam będę wymyślać – podobał mi się!
Wiem, wiem co powiecie – „Ale jak to? Heros i bóg? Ty se jaja robisz kobieto?”. No nie robię, nie robię! Zresztą, czy ktoś mówił o związkach? Ja chce po prostu popatrzeć na tę jego śliczną klatę (czy wszyscy bogowie mają takie klaty?) i tyle!
Zresztą, kto by chciał się związać z pracoholikiem? No sorry – smsy, pager, emaile, rozmowy przez telefon(y)… Jeśli ci wszyscy bogowie mają być ważniejsi niż JA (co się, nawiasem mówiąc, wyklucza) to ja dziękuję za taki związek! Chociaż on by pewnie chciał… Zresztą, kto by mu się dziwił? Piękna, inteligentna i taka skromna dziewczyna jak ja, to marzenie.
Hm, czy tylko ja zauważyłam, że jeszcze pamiętam jego imię? To znak!
***
Od kilku dni czasami spotykałam się z Hermesem, który czasami przywoził mi różne upominki. Było miło, chociaż to nie były perfumy Chanel no.5 ani nic takiego… Najczęściej jakąś śmieszną maskotkę, albo czekoladki, albo kwiaty…
Tymi maskotkami mnie trochę śmieszył. Po co mi malutki centaur jak ma się prawdziwego w pobliżu?
Mimo wszystko, musiałam podziękować.
– Śliczne – odparłam – Ale nie musisz…
– Muszę – zaśmiał się – Będzie do kolekcji.
Spojrzałam się na niego zdziwiona. Wiecie, ja tam nic nie zbierałam… Chyba, że mówimy o butach i torbach.
– Wiesz, dziękuję, są śliczne, ale ja wyrosłam ze zbierania maskotek – odparłam.- To dobre dla dzieci…
Nagle twarz Hermesa stężała. Złapał mnie za nadgarstek i ścisnął z całej siły.
Krzyknęłam.
– Ty… Przecież ty to lubisz… – nagle jakby coś zrozumiał – Wybacz, czasami zapominam, że ty… Nieważne.
I odszedł, pozostawiając mnie z małym centaurem w ręce.
***
Czy zdziwiłam się, że Hermes coraz częściej spędzał u nas czas? Niezbyt, jakoś mnie w ogóle to nie obchodziło. Był sobie, był, a jak się zmył, to przynajmniej wiedziałam, że mam jeszcze portfel. W dodatku wszystkich traktował po równo, nie wywyższał się, ni nie mądrzył jak Artemida i nie miał żadnych głupich wierszyków, które były pisane byle jak.
Krzyknęłam, gdy głośne DZYŃ dobiło się do moich uszu. Och, na Zeusa! Czy oni naprawdę chcą abym miała wory pod oczami? Obozy, kolonie, harcerzyki – nigdy mnie to nie kręciło. „Jee! Biegamy bez śniadania wokół boiska!” Jee! Śpimy w jednym pokoju!” bleee. Naprawdę, żal mi biedaków – zamiast wyjeżdżać na Karaiby jadą na bezsensowne obozy i…
Cóż, wysoką cenę płacę za to, że mój ojciec miał chętkę na boginię (albo vice versa, czy jak to tam się pisze).
Westchnęłam, siadając obok jednej z moich sióstr i zaczęłam się malować. Kremy, pomadka, potem podkład i szminka, cień i…
Zaraz, zaraz.
Zaczęłam grzebać w poszukiwaniu TEJ NAJWAŻNIEJSZEJ RZECZY. O nie, o nie… Bez niej mój rytuał jest bezsensu!
GDZIE JEST MÓJ TUSZ DO RZĘS?!
– Blair, wszystko OK.? – spytała mnie Sarah.
Miałam ochotę ją zabić! Mój świat właśnie runął, a ona się pyta czy wszystko jest w porządku!
– Zginął mi tusz do rzęs! – krzyknęłam.
Sarah wzruszyła ramionami.
– Pewnie ktoś z Hermesa… – westchnęła – Ale jeśli chcesz to mogę ci pożyczyć…
Niezbyt jej słuchałam – wybiegłam na dwór, wykrzykując bardzo inteligentne: „Oddajcie mój tusz do rzęęęs!”, przy czym na końcu mój głos się łamał. Od razu poleciałam do domku Hermesa i kopniakiem otworzyłam drzwi ( w końcu bycie cheerleaderką i te kopniaki i wymachy się na coś przydały).
Musiałam wyglądać troszeczkę potwornie, gdyż wszyscy odsunęli się na drugi koniec domku.
– Gdzie jest mój tusz?! – wrzasnęłam.
Ktoś podniósł drżącą rękę i wypowiedział tylko dwa słowa:
– B…Bracia Hood…
To mi wystarczyło do Total-disaster! Krzyknęłam: „HOOOOOD!!!” najpotworniejszym głosem, jaki tylko posiadałam i wybiegłam, wymachując rękami jak opętana.
Przebiegłam obok Wielkiego Domu.
– Kto to tak biega?! – wrzasnął Pan D.
Chejron poukładał papiery.
– Blair. Jak zwykle codzienna rundka z Braciami Hood po obozie.
W końcu zobaczyłam ich. Szczerzyli się w moją stronę, poklepali po plecach i zaczęli uciekać z głośnym śmiechem. Bałwany! Jak ja ich dorwę to…
Nagle ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam głowę i przed sobą zobaczyłam jakże piękną twarz Ciacha Numer Jeden (jak ktoś się jeszcze nie przyzwyczaił – Hermes), który wydawał się niezwykle rozbawiony.
– Puść mnie! Musze ich gonić! – krzyknęłam.
Bóg wyglądał, jakby zaraz miał umrzeć ze śmiechu.
– Blair… – odparł nagle śmiertelnie poważnym tonem – Czy wiesz, że cały czas biegacie wokół Wielkiego Domu?
Dla potwierdzenia jego słów, zaraz z drugiej strony budynku przylecieli bracia Hood, którzy na początku chcieli uciekać, lecz gdy zobaczyli swojego ojca, krzyknęli „Czółko!”.
Ja im dam czółko! Jak ich tylko dorwę…
Hermes wyciągnął rękę, a jego synowie rzucili mu mój śliczny tusz do rzęs, który kosztował pewnie więcej niż ich dom.
Nie, żebym się chwaliła kasą…
Ciacho Numer Jeden schował tusz do kieszeni i zaczął iść w stronę lasu. Zaczęłam go błagać, by oddał mi tusz, lecz bóg mnie w ogóle nie słuchał.
***
– Oddam ci tusz – powiedział Hermes – Jak spędzisz ze mną trochę czasu.
Zdziwiłam się.
– Czemu akurat ze mną?
Wiem, to dziwne pytanie jak na mnie – w końcu miss kompleksów nie jestem.
– Cóż. Lubię ciekawe kobiety. A ty na pewno do nich należysz
– Chodzi o to, że jestem głupia?
Hermes zaśmiał się.
– Nie, nie jesteś głupia. Ale płytka na pewno. I oryginalnie myśląca.
– Czyli głupia.
Ciacho Numer Jeden wzruszył ramionami.
– Wiesz, ile kobiet cieszyłoby się z tego, że bóg zwrócił na nie uwagę?
– Ta… Mamy do wyboru Zeusa, który już od setek lat ma kryzys wieku średniego, Hadesa, który myśli, że jest cool i nikt mu jeszcze nie wytłumaczył, że nie jest, Apolla z żałosnymi wierszykami…
Hermes zakrył mi usta, cały czas się śmiejąc.
– Wiesz, że bogowie mogą to usłyszeć? – szepnął.
By mnie uciszyć, bóg zbliżył się do mnie na tyle blisko, ze czułam jego oddech. Opierałam się teraz na łokciach, w pozycji półleżącej, a on położył się w poprzek mnie i oparł głowę na ręce, a drugą zatkał mi usta.
Nigdy wcześniej nie widziałam jego oczu tak blisko. I dopiero teraz zauważyłam w nich coś, co bardzo dobrze znałam – ten ukryty smutek, tak często widywany w oczach mojej matki, tej, która mnie wychowała, gdy robi sobie nową operację plastyczna i ma nadzieję, że ojciec zauważy jakąś zmianę. Gdy czuje zapach kobiecych perfum na jego koszulach.
Pogłaskałam go po policzku.
– Jesteś… czuję w tobie smutek, Hermesie. Co się stało?
Bóg spojrzał się na mnie zdziwiony, a jego oczy zrobiły się ciemne. Przez chwilę wpatrywał się we mnie nieobecnym wzrokiem i dotknął moich włosów.
-May… – pokręcił głową – Nic…
Następnie delikatnie ucałował moje czoło, szyję, usta…
***
Żeby nie było, to do niczego nie doszło. Nie jestem takim typem dziewczyny – no sorry! Te wszystkie „dajki” to zakompleksione, nic nie warte dziewczyny, ot co!
Jednak to nie ważne. Hermes od tego czasu mało ze mną rozmawiał – mimo że cały czas go spotykałam na obozie. Jedyne co od niego słyszałam to: „Cześć, Blair” i uśmiech; „Cześć, Blair” i mrugnięcie.
No sorry! Całowałam się z nim! Mógłby choć trochę spędzać ze mną czas, a nie tak mnie omija! Nie sądzę, by żałował, bo cóż… raczej by mnie omijał, a nie mrugał i się uśmiechał, prawda?
Mimo wszystko, postanowiłam to z nim wyjaśnić. Niech sobie nie myśli, że może się mną tak bawić!
Dlatego właśnie zaczęłam go szukać w Wielkim Domu i już miałam pukać do drzwi pana D., gdy usłyszałam głos Pana D.
– Więc uważacie, że na obozie jest szpieg?
– Najprawdopodobniej, lecz nie, o wiele lepsza jest odpowiedzieć: na pewno. Jeszcze nie wiem, kto to, ale… – Chejron zawiesił głos, czuć było, że jest bardzo zmęczony – Wojna się zbliża. Thalia nie długo będzie miała szesnaście lat i przepowiednia…
– Skąd masz pewność, ze to ona, a nie Percy jest herosem z przepowiedni? – mruknął Hermes .
Chejron wzruszył ramionami.
– Kto tam wie, ja nigdy tych herosków nie lubiłem. A tak w ogóle, Hermesie, czy nie miałeś zająć się wyszukiwaniem szpiegów a nie spędzasz czas z tą Barbarą? – mruknął Dionizos, który choć raz nie pomylił imienia.
Nie, żebym była wredna. Tylko on ostatnio nazwał mnie: „Margaret”. No ja przepraszam – w czym imię „Blair” jest podobne do „Margaret:?!
– Cały czas obserwuję – warknął Hermes – Może ty się czymś zajmiesz, zamiast czepianiem się mnie, co Dionizosie? Mam dużo roboty i…
– Myślę, że możesz zrezygnować ze spotkań z Kalipso i tą wariatką, matką twojego zdradzieckiego syna? Co tu kryć, zawsze potrafiłeś dobierać kobiety. – syknął Dionizos.
Ktoś walnął w stół z całej siły.
– NIE MASZ prawa mnie oceniać… – warknął Hermes.
Dionizos zaśmiał się.
– Och, ależ ja cię nie oceniam! Ja tylko ci mówię co ty robisz – odparł – Nie mów, że nie widzisz podobieństwa tej dziewczyny do tej swojej wariatki, Hermesie. Jej twarz, włosy… Jednak baw się nią! Pewnego dnia zauważysz, że ona nie jest twoją ukochaną. Tylko nie wiń mnie, że cię nie ostrzegałem…
Hermes krzyknął przeraźliwie.
Uciekłam.
***
Nie byłam zadowolona.
Nie, zupełnie się tego nie spodziewałam.
Jednak może powinnam? Afrodyta coś wspominała… Jednak całe spotkanie z nią starałam się wyprzeć z pamięci.
Co nie zmienia faktu, ze gdy tylko usłyszałam wiadomość, całe wspomnienie z moją matką uderzyło mnie z całej siły.
Jak tylko to usłyszałam, nie powiedziałam nic. Nie mogłam się wysłowić, chociaż pamiętam, że moje przyjaciółki starały się mnie bronić, jakkolwiek mogły. Mówiły, że za wcześnie, że mało się uczyłam, że dlaczego ja… Zwłaszcza ludzie z Aresa się buntowali.
Jednak ja nie powiedziałam nic. Chciałam krzyczeć, płakać – błagać! by to nie było prawdą. Ale byłam tak zszokowana, że słowa ugrzęzły mi w gardle.
Dostałam zadanie.
Zadanie, drugie, które pojawiło się po moim przyjeździe na obóz. Pierwszym zajęli się Percy i jego koleżanki. W ogóle nie pomyślałam, że ja… Kiedykolwiek…
Nie, nie warto o tym myśleć.
Zamknęłam oczy, ale od razu przed moimi oczami pojawił się Chejron, mówiący o zadaniu i o tym, kto się nim zajmie. Minotaur. Ostatnio atakuje ludzi i ja mam się nim zająć. Ja!
Z ciężkim sercem poszłam się spakować. Wzięłam kilka najważniejszych rzeczy i moją broń – pierścionki, które po dotknięciu zamieniały się w sztylety.
Na Zeusa! Jestem córką Afrodyty, powinnam myśleć tylko o urodzie, miłości i kosmetykach, a nie wybierać broń…
– Sztylety to odpowiednia broń dla ciebie, chociaż z mieczem też byś sobie pewnie poradziła.
Krzyknęłam i odwróciłam głowę, widząc stojącego w cieniu Chejrona.
– Słabo sobie radzisz z łukiem, ale jesteś wysportowana, gibka i silna. Miecz pewnie by tylko ci przeszkadzał, ale sztylety? Najlżejsze i łatwe do manewrów.- odparł.
Przytaknęłam i patrzyłam jak próbuje mi pomóc z odpowiednim doborem miecza.
– Czemu ja?
Moje pytanie odbiło się echem po pokoju.
– Twoja matka… – zaczął Chejron.
Wstałam, uderzając w ścianę. Moja matka, moja matka! Ona NIGDY nie będzie moją matką i nigdy nią nie była. Dała mi życie i nic więcej.
– Czemu wy wszyscy słuchacie tej głupiej bogini miłości?! Nie ma mocy Ateny czy Hery i…
Chejron spojrzał na mnie zdziwiony.
– Blair… czy ty sobie nie zdajesz sprawy, jak wielką i niszczycielską moc ma miłość?
„Wszyscy jej podlegamy. Nieśmiertelni, bogowie, ludzie, herosi…”
***
Jak się dowiedziałam, nasz drogi przyjaciel Minotaur znajdował się w jednym z lasów Alaski. Jeśli mieliście kiedykolwiek geografię to wiecie, że nie jest tam za ciepło i za słonecznie. Powiem więcej: jest tam okropnie! Zimno, pochmurno i w ogóle brzydko.
Naprawdę Apollo powinien zająć się tym miejscem. W końcu jest bogiem słońca! Chyba…
Westchnęłam, przechodząc przez głupi, wystający korzeń. Wiem, że drzewa, kwiaty i robaczki są nam potrzebne do życia, bo inaczej umrzemy itd., itp., ale to nie oznacza, że miałam lubić przyrodę, prawda?
Nagle usłyszałam ryk. Pobiegłam w tamtą stronę i zobaczyłam najprawdziwszego Minotaura, atakującego małą dziewczynkę.
Był odrażający. Już nie mówię, ze był pół człowiekiem-pół bykiem, ale cuchnął. Okropnie cuchnął. I na pewno nie mógł startować na Miss Świata.
Byłam ciekawa, co widziała dziewczynka. Wielkiego drwala chcącego ją zabić? Możliwe.
Nabrałam garść kamieni i rzuciłam w potwora.
Naprawdę bycie cheerleaderką się przydaje . Trafiłam go prosto w oko.
Minotaur wrzasnął (nie miał zbyt ładnego głosu. Do X-factor się na pewno nie nadawał) i puścił dziecko, kierując się w moją stronę.
Przyklasnęłam, by do końca skupił się na mnie.
– Słuchaj, kupo mięsa! Wiesz, że twoja stara goli włosy maszynką do mielenia?!
Szczerze, to nie lubiłam żartów o „Twojej Starej”, ale nasłuchałam się ich aż tyle, że jakieś zapamiętałam.
I nie miałam lepszego pomysłu na wkurzenie go.
Nie wiem czy mnie zrozumiał, ale zawył i zaczął biec w moją stronę.
Przygotowałam się na to.
Zgięłam nogi i pochyliłam się lekko to przodu.
Moje pierścionki zamieniły się w dwa sztylety.
Był już blisko, jeszcze sekunda i…
Odetchnęłam.
Następnie odwróciłam się i ruszyłam biegiem, krzycząc:
– RATUNKUUUU!!!
Zawsze uważałam, że moje pomysły są godne każdej nagrody.
Długo uciekałam, dziękując bogom za wysportowanie. Przeskakiwałam przez wystające kamulce, pochylałam się w odpowiedniej chwili, by nie walnąć o drzewo.
Minotaur nagle stanął i wyrwał drzewo wraz z korzeniami.
No dobra, tego się nie spodziewałam.
Wrzasnęłam, w ostatniej chwili się uchylając. Niestety, dostałam.
Przez chwilę miałam mroczki przed oczami. Dotknęłam pulsującego miejsca – krew skapywała mi na ubranie.
Minotaur podniósł głaz i podszedł do mnie.
Rozejrzałam się.
W ostatniej chwili przeturlałam się do drzewa i rzuciłam w niego jeden ze sztyletów. Miałam nadzieje, że one wracają czy coś… Bo inaczej mam przerąbane.
Wstałam i zaczęłam uciekać. To była prawdziwa zabawa w kotka i myszkę i jeśli to nie był Tom & Jerry to raczej wiadomo, kto wygra.
Nagle Minotaur ryknął i zauważył jakiś ruch przy drzewach.
Odwróciłam głowę.
Stała tam ta dziewczynka, którą wcześniej zaatakował. Wpatrywała się w to wszystko i chyba chciała mi jakoś pomóc.
– Dziecko – szepnęłam – Uciekaj!!!
Niestety, bestia ruszyła wprost na małą. Wstałam, wskakując na niego i biłam po głowie, starając się odwrócić jego uwagę. Udało mi się, lecz nie na długo – nagle Minotaur złapał mnie w talii i rzucił o ziemię.
Krzyknęłam, uderzając w miejsce nieopodal dziewczynki. Krew lała mi się na oczy, a całe ciało bolało. Wstałam, choć kończyny miałam zdrętwiałe.
Musiałam nas ukryć… Na Zeusa!
W tej samej chwili zauważyłam szczelinę, na tyle dużą, bym zmieściła się ja i ta dziewczynka. Spojrzałam na małą.
– Wezmę cię teraz na ręce, dobrze? – szepnęłam.
Chyba przytaknęła, nie wiedziałam – szybko ją uniosłam i zaczęłam biec ku naszej małej kryjówce. Schowałyśmy się w ostatniej chwili przed uderzeniem Minotaura, który teraz ryczał i próbował jakoś nas dorwać. Musiałyśmy iść głębiej…
Nagle zauważyłam… drzwi. Zwykłe, drewniane, drzwiczki.
Wiem, że nie powinnam tam wchodzić, ale zrozumcie mnie – krwawiłam i musiałam ochronić tą małą, która najpewniej widziała atak drwala. Powinnam się zastanowić, co mogę tam zobaczyć i zdecydować czy warto ryzykować. Myślę, że gdybym chwile posiedziała w kryjówce, nie otwierając tych drzwi, odpoczęłabym chwilę i zaczęła walczyć z Minotaurem to nic by się nie zdarzyło…
Niestety, nie miałam na to czasu. Okazało się, że Minotaur może się zmieścić do naszej małej kryjówki…
Dlatego z całej siły otworzyłam drzwi i wepchnęłam tam dziewczynkę, a potem sama weszłam, zatrzaskując je za sobą.
Och, nie powinnam tam wchodzić.
Po trzaśnięciu, trochę piachu spadło z drzwi, odsłaniając jedną rzecz:
∆
***
Cóż, jak widzimy – zaczyna się dziać. Cieszę się, że wam się podoba, gdyż moja koleżanka nie lubi Blair i miło mi, że wy ją tak ciepło przyjmujecie 😉 Ja lubię Blair, śmieszy mnie jej głupota i płytkość, ale zaczęłam ją też w wielu rzeczach rozumieć – mam nadzieje, że jeśli ktoś z was nie lubi Blair po skończeniu tej misji zacznie ją rozumieć, a przynajmniej mieć iskierkę sympatii 😉
Jak wam się podoba pierwsza misja Blair?
A i mam nadzieję, że nie przeszkadza wam wykorzystanie przeze mnie w ten sposób Hermesa. Cóż, jego działanie może wydawać się dziwne, ale myślę, że Dionizos choć trochę wyjaśnił, dlaczego Hermes się tak zachowuje…
Cóż, nie wchodźmy w melodramaty, te jeszcze będą. W końcu moje okrutne pomysły muszą się na kimś wyżywać, więc Blair czeka jeszcze dużo niezbyt miłych przygód. <śmiech bardzo złego zła>
Pozdrawiam was serdecznie i życzę miłego, herosowego, dnia! :*
Super, herosowe, cudowne!!! Uwielbiam Blair, ona jest boska!
Super!!! Lubię bohaterów takich jak Blair.
Świetne!!! Ja też bardzo lubię Blair. Na początku niestety pomyślałam: głupia córeczka Afrodyty uważa się za najlepszą.
Moja opinia jak widać się zmieniła. Myślę, że to dobrze… Ale teraz na prawde ją polubiłam:)
Mnie Blair nadal trochę irytuje. No, ale taka ma być. I taka jest śmieszna.
FAJOWE!!!!
Szczerze mówiąc Blair jest moim ulubionym opowiadaniem
jest piąta część, więc już focha nie ma wspaniale to wszystko obmyśliłaś i dziękuje za taką szczegółową odpowiedź co do plotkary
Kiedy kolejna część? Chce więcej.
Normalnie genialne!!! Blair jest tak głupia że aż śmieszna!!! pisz dalej, świetnie ci to wychodzi!!! Powodzonka! 😀
Hm jak napiszę
Postaram się w tym tyg, ale nie obiecuję, bo niedługo testy ale do końca kwietnia powinno być…
Jakby to ktoś czytał, to kilka dni temu wysłałam Admince następną część, więc niedługo powinno być 😉
zajebiste !!! chce wiecej !
ciekawe