Łupie mi w głowie. Boli mnie ręka, a język wysechł na wiór. Ogólnie czuję się paskudnie. Z trudem otwieram oczy. Próbuję podnieść się z łóżka, ale nie jest to najlepszy pomysł- biel dachu w lazarecie momentalnie zostaje zastąpiona przez czerń. Chwieję się i usiłuję nie upaść na twarz. Wtedy ktoś łapie mnie za ramię i popycha z powrotem na łóżko.
-Ej!- słyszę znajomy głos- Masz zakaz wstawania! Własnymi rękami wyciągałem cię z Hadesu i osobiście dopilnuję, żebyś tam nie wróciła przez własną głupotę!- moje oczy znowu działają, jak trzeba, wiedzę w jakim stanie jest Allan i gryzę się w język, by nie powiedzieć czegoś złośliwego. Chłopak ma bladą twarz i podkrążone oczy. Widać, że jest zmęczony.
-Jaka jest sytuacja?- pytam, bojąc się odpowiedzi.
-Yyy… Delikatnie mówiąc, nieciekawa. Jest sporo rannych i brakowało osób znających się na pierwszej pomocy. Chejron, gdy tylko się obudził, pognał do drzewa. W papilotach na ogonie!- mój przyjaciel uśmiecha się, ale w kilka sekund później poważnieje- W każdym razie siedzi na Wzgórzu i tylko co pewien czas przysyła satyrów po jakieś specyfiki.- twarz chłopaka wykrzywia grymas.
-O co chodzi?- pytam. Allan tylko potrząsa głową.- Powiedz mi.- nalegam. Chłopak wzdycha.
-No… niby wiem, że sosna jest ważna, Thalia poświęciła się dla przyjaciół, była córką Zeusa i tak dalej, ale… Chejron bardziej przydałby się tutaj. Lekarz nie powinien wartościować pacjentów, tylko kalkulować, gdzie uratuje ich więcej. Śmiertelnik czy heros, dobry czy zły, wszyscy ranni są równi. Sanitariusz powinien pomagać i mieć gdzieś podziały! Chejron się na nas wypiął i musimy radzić sobie sami. Kompletnie nie wiemy, co zrobić z tą zmiażdżoną nogą, odkaziliśmy ją, zawinęliśmy, ale nie mamy odwagi tam grzebać, żeby nie pogorszyć sprawy. No i jest jeszcze ten syn Aresa…
-Ten, któremu byk rozwalił ramię?- domyślam się- Co z nim?
-Wygląda to na prawdę paskudnie. Powinno już zacząć się zasklepiać, ale nie ma ani kawałka strupa, ciągle się sączy. Powinniśmy zaszyć, ale…- zawiesza głos i widzę, że nie ma ochoty o tym mówić, ale naciskam:
-Ale co?
-Ale Andy ma niesprawną prawą rękę, a Silena po zobaczeniu rany zwróciła śniadanie. Chyba Clarisse byłaby w stanie to zrobić, ale jeszcze się nie ocknęła.
-A ty?- pytam. Chłopak pochyla się i szepcze mi wprost do ucha:
-Ja się brzydzę… Wiem, że to głupie…
-Spoko, rozumiem.- przerywam mu, a chłopak wstaje i widzę, że oddycha z ulgą- Ciało to nie materiał. Tkanina nie pręży się, nie krzyczy i nie krwawi…
-Skąd to wiesz?- pyta zaskoczony- Zszywałaś kiedyś człowieka?- widzę, że wzdryga się na samą myśl.
-Nooo… Nie do końca człowieka…-waham się przez sekundę, ale podejmuję decyzję i nie mówię mu prawdy, której by nie zniósł- I nie do końca zszywałam… Po prostu jak ktoś macha igłą tyle co ja, to nie ma siły, żeby kiedyś nie wbił jej sobie w łapę, tudzież inną część ciała…- widzę, że podjęłam słuszną decyzję, bo wiadomość, nawet w wersji light, sprawia, że mój przyjaciel robi się zielony na twarzy. Nie rozumiem go- nastawia kości, wyjmuje z ciała groty, odkaża i bandażuje, a wszystko to z kamienną twarzą, ba czasem nawet z uspokajającym uśmiechem na ustach, ale boi się wbić igłę w skórę. Zanim zdoła się odezwać, pytam:
-Jak długa jest rana?
-Tak z dziesięć centymetrów, może trochę więcej. Próbowaliśmy po prostu zawinąć i czekać na cud, ale zaczęło się rozłazić…- widzę, że z trudem przełyka ślinę.
-I Chejron nie przyszedł, jak o tym usłyszał?! -krzyczę wzburzona. Nie mogę uwierzyć, że centaur był w stanie zrobić coś tak podłego.
-Nie przyszedł. Mój brat mu powiedział, ale mało co do niego docierało. W końcu Andy nie wytrzymał i zaczął krzyczeć, że chłopak może się wykrwawić na śmierć, a Chejron mruknął tylko „to świetnie…”.- widzę, że zaciska pięści i nagle przychodzi mi do głowy pewna myśl. Mówię powoli:
-Tyyy… A ile ja tu właściwie leżę? I jak tu trafiłam?
-Jesteś tu około godziny, może półtorej. Jak piorun zabił byka…- w tym momencie przerywam mu gwałtownie:
-Jaki piorun?!
-Nie jesteśmy pewni, ale PODEJRZEWAMY, że Zeus postanowił przyjść z pomocą swojej córce…- po tych słowach się uspokajam, bo choć nie wiem dokładnie, co się stało pod sosną, to nie mam najmniejszej ochoty o tym rozmawiać.- W każdym razie błysnęło, huknęło i z byka został tylko kolczyk. Zaczęliśmy przenosić rannych, a Chejron się obudził i pognał na Wzgórze. Cała historia. Poopatrywaliśmy, kogo się dało, ale w dwóch przypadkach potrzebujemy pomocy, więc tą nieszczęsną nogę pozawijaliśmy na chama żeby się nie lało, a na rękę Andy założył opaskę uciskową, bo krew aż tryskała… Obu podajemy środki przeciwbólowe i coś na sen, może za chwilę spróbujemy podłączyć temu od Hermesa kroplówkę z nektarem, bo już prawie nie krwawi. Tylko nie podoba mi się, że za jakiś czas, jak już się wszystko zasklepi, będzie trzeba znowu tam grzebać, żeby poskładać kości, bo KTOŚ nie raczy się zjawić.- widzę, że znów zaciska pięści i nie mam mu za złe tego, co powiedział o Chejronie, choć wiem, że ocenił centaura niesprawiedliwie, bo sama jestem wściekła. Widzę, że Allan nie ma ochoty o tym mówić, ale ta sprawa nie daje mi spokoju. Pytam:
-A jak się ma ten od Aresa?
-Trochę lepiej, niż na początku, ale boimy się przesadzić z tą opaską…- widzę, że znowu z trudem przełyka- W dodatku nie możemy dać mu nektaru…
-A to dlaczego?- dziwię się.
-Bo działa jakośtam, nie pamiętam słowa, ale w każdym razie przyśpiesza pracę serca, daje kopa szpikowi, żeby produkował więcej krwinek, odkaża no i oczywiście rozgrzewa.
-Yyyy…- nie bardzo rozumiem o co chodzi i chłopak to dostrzega, bo cierpliwie tłumaczy dalej:
-Jeśli serce pracuje szybciej, to pompuje więcej krwi, a im więcej jej pompuje, tym więcej wycieka… Rozumiesz?- kiwam głową. To dziwne, ale do tej pory nie wyobrażałam sobie, żeby nektar mógł zaszkodzić w jakiejkolwiek sytuacji.
-Czyli musimy poczekać, aż rana się zasklepi?- pytam dla pewności.
-Tak. Potem będzie już z górki: podamy nektar, szpik wyprodukuje krwinki i po zabawie. Gościu jest silny, więc tak po tygodniu byłby względnie sprawny…- mój przyjaciel zawiesza głos i nagle posępnieje. Kończy cichym głosem-… tylko najpierw rana musi się zamknąć.- widzę, że opuszcza ramiona i pochyla głowę. Jest zrezygnowany. To musi naprawdę boleć: wiedzieć o cierpieniu i nie móc pomóc… Nagle mój bezsilny smutek zmienia się w postanowienie.
-Zrobię to.- mówię pewnym głosem.
-Co?- pyta chłopak, a gdy otwieram usta, widzę, że jego twarz gwałtownie się zmienia i wiem, że zna już odpowiedź:
-Zrobię to. Zaszyję tą rękę.
Opowiadanie fajne, wciągające.
Czekam co dalej z tego będzie 😆
Bardzo fajne opowiadanie. Szybko wciąga. Czekam na cd. 😀
Powiem tak, jak Hannu Lepisto po najlepszych skokach Małysza:
Gut, sehr gut.
Arachne… Nie bardzo wiem jak Ci to powiedzieć… Ona nie bardzo może być córką Pana…………………. .
Ale opowiadanko wciągające, intrygujące i …. NIESAMOWITE!!! PISZ 1000 000 x szybciej bo nie wiem co Ci zrobię ;P BŁAGAM – SZYBCIEJ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! 😉
Pocieszam wszystkich, następne niedługo, bo to wysłałam całkiem niedawno. 😀
Nemo, to nie córka ***.
bardzo fajne wciągające
fajne to