Wiecie, jak czuje się człowiek, gdy zawali mu się świat? Gdy wszystko w co wierzył i wszyscy, którym ufał zaśmieją mu się w twarz? Nie chcecie wiedzieć. Miałam ochotę kogoś uderzyć. Byłam gotowa uwierzyć w każde kłamstwo, nawet szyte liną okrętową, dosłownie we wszystko, co uniewinniłoby Luke’a. W mojej głowie walczyły ze sobą dwa jego wizerunki: opiekuńczy, łagodny Luke, który czekał na mnie pod domkiem w środku nocy, który niejednokrotnie bronił mnie przed gniewem Chejrona i Pana D., który pocieszał mnie, gdy kolejni uznani obozowicze opuszczali domek Hermesa podczas gdy ja nadal tam pozostawałam…i szalony Luke- truciciel, który zdradził wszystko i wszystkich, otruł swoją dawną przyjaciółkę i zaatakował Silenę. Po co on to zrobił?! Co mu odwaliło?!
Już kiedy wróciłam do obozu, zdziwił mnie brak grupowego, ale pomyślałam wtedy, że jest na jakiejś misji. A przez te dwa tygodnie od przyjazdu byłam tak zmęczona conocnymi wartami przy drzewie, do których Allanowi udało się namówić obozowiczów, że byłam praktycznie głucha. I wreszcie, tej nocy, wszystkie elementy układanki wskoczyły na właściwe miejsca. Teraz też zdałam sobie sprawę z tego, że wiem, kto wpuścił paskudę, która zaatakowała Percy’ego. To był Luke. Wiedza jednak przyszła za późno. Nic nie mogłam zrobić. Na moich oczach szpilki sosny żółkły i jedna po drugiej opadały na ziemię.
Jak przez mgłę słyszałam krzyki i rozmowy herosów. Mówili coś o Horście. Z mojej otępiałej głowy byłam w stanie wydobyć tylko tyle, że to chyba on miał wartę z Sileną. A potem ktoś podbiegł do mnie i zaczął klepać mnie po twarzy. Przez skorupę otępienia przedarł się ostry głos Clarisse:
-Co jej jest?! Wstawaj, mięczaku!- podniosłam się chwiejnie na nogi i już miałam wygarnąć córce Aresa, co o niej myślę (trzy czwarte tego wywodu należałoby ocenzurować), gdy usłyszeliśmy dobiegające od strony drogi ryki. W kilka sekund później prawie stratowała nas mućka w rozmiarze XXXXXXL. Była większa od trzech byków razem wziętych, a śmierdziała jak całe stado. Jakiś metr od nas nagle zachwiała się w pędzie i runęła na bok, jakby wbiegła w niewidzialną ścianę. Zrozumiałam, że to właśnie jest ta magiczna bariera, o której mówił Chejron. Już miałam zamiar się uspokoić, gdy z przerażeniem spostrzegłam, iż potwór podnosi się i centymetr po centymetrze, przebija się w naszą stronę.
-Do broni!- ryknęła Clarisse i sama dała przykład, nacierając na poczwarę i tnąc mieczem w jej kolano. Mućce chyba nieszczególnie się to spodobało, bo ryknęła jeszcze głośniej niż poprzednio i kopnęła dziewczynę w głowę, tak silnie, że córka Aresa przeleciała w powietrzu jakieś trzy metry i z metalicznym BANG! rąbnęła o kamień. Nie poruszała się.
-*** [jeden z braci Clarisse wyraził swoje niezadowolenie słowami, których lepiej nie przytaczać]- geniusz skoncentrował na sobie uwagę potwora.
Trzech pozostałych chłopaków z domku Aresa zaatakowało wściekle potwora, a ten… zionął na nich ogniem. Nie żartuję! Płomienie buchały z jego nozdrzy, a byk zdawał się tym zupełnie nie przejmować.
Korzystając z tego, że uwagę potwora odwracali synowie boga wojny, z których jeden wymachiwał ogromnym, dwusiecznym toporem, a dwaj pozostali atakowali przy pomocy długich mieczy, zachodziłam demoniczną wołowinę z boku. Miałam wrażenie, że Nareau sam znalazł się w mojej dłoni i sam zadał cios.
-Karkówka!- krzyknęłam, gdy mućka rozpoczęła kolejny koncert, jednak nadal nie wyparowała.
Potwór zdawał się być niezniszczalny: strzały Allana i jego brata odbijały się bez szkody od jego futra lub topiły się w ogniu, topór i miecze pozostawiały, może i bolesne, ale płytkie rany. Reszta chyba też to zrozumiała, bo ktoś, nie wiem kto, krzyknął:
-Jak my to mamy, do jasnej ciasnej pokonać?!- Po czym oczy wszystkich na sekundę zwróciły się na mnie. Zrozpaczona, pomiędzy jednym a drugim unikiem, zerknęłam w stronę Clarisse, ale ta nadal była nieprzytomna. To jest właśnie największy problem: wszyscy chcą ode mnie rozwiązania, którego ja, brutalnie mówiąc, nie znam. Nienawidzę, jak ludzie chcą ode mnie czegoś takiego. Nienawidzę podejmować decyzji. Ale ktoś musi. Na dzieci Aresa nie ma co liczyć- jedyna wśród nich osoba z dodatnim IQ nadal leżała nieprzytomna. Dzieci Afrodyty, które z niewiadomych przyczyn tu przylazły, kryły się za krzakami. Ani od nich, ani od synów Apolla i potomków Hermesa, a tym bardziej nieokreślonych nie spodziewałam się pomocy. Wzięłam głęboki oddech.
-Silena!- krzyknęłam, przetaczając się pomiędzy nogami żywego gulaszu- Zajmij się Clarisse, albo niech zrobi to jakaś twoja siostra!- miałam nadzieję, że posłuchała, nie miałam jednak czasu tego sprawdzić, bo byłam zbyt zajęta unikaniem śmierci.
Łucznicy w końcu zrezygnowali z ostrzału i przyłączyli się do natarcia, widząc widocznie, że byk ma groty w nosie (dosłownie i w przenośni). Jednak nawet w kilkanaście osób nie byliśmy w stanie wysłać naszego muczącego problemu do Tartaru. Wprost przeciwnie- to on zamierzał tam wysłać nas. I, szczerze mówiąc, całkiem nieźle mu to szło. Rozorał ramię topornika, przydepnął stopę jednemu chłopakowi od Hermesa (i prawdopodobnie połamał mu kości), a drugiego dotkliwie poparzył. Teraz „namierzał się” na mnie, ziejąc na lewo i prawo, a ja z coraz większym trudem unikałam płomieni…
Olśniło mnie.
-Connor!- wrzasnęłam, o włos unikając spopielenia- Zorganizuj specjalne oszczepy, te z odpadającymi grotami, ciężkie kamienie itp! Zbombarduj nim byka z pegaza!- miałam nadzieję, że posłucha, jednak nie mogłam tego sprawdzić. Po kilku sekundach zorientowałam się jednak, że angażowanie latającego konia nie było jednak najlepszym pomysłem. A jak ogień go spłoszy i zrzuci jeźdźca? Nie miałam czasu na roztrząsanie tej kwestii, ponieważ byk znowu ruszył do ataku. Znałam się dość dobrze na mitologii (podobnie z resztą jak większość herosów- musimy przecież wiedzieć, co chce nas zabić, nie?) jednak nie umiałam określić, co to może być. Piekielne krowy… Minotaur? Raczej nie zregenerowałby się w niecały rok, a z resztą akurat tego „przyjemniaczka” łatwo poznać. Hmm… Chyba Hefajstos skonstruował kiedyś „bycze” automatony… chociaż nie! one wprawdzie ziały ogniem, ale były ze spiżu… Ty! A może to byk kreteński (nie mylić z „kretyńskim”), tatusiek Minotaura. Możliwe… Tylko kto i jak go pokonał?!
Zamyśliłam się i potwór to wykorzystał- spróbował walnąć mnie rogiem. Odskoczyłam, ale, niestety, byk uderzył mnie głową. Poleciałam do tyłu, a on zaczął gotować się do kolejnego natarcia. Zamierzał zrobić ze mnie naleśnika, przebiegając po mnie, ale odtoczyłam się w ostatniej chwili i instynktownie podniosłam miecz, który pozostawił głęboką bruzdę na brzuchu bestii. Byk ryknął, ale nadal nie wyparował. Rozległy się krzyki. Piekielna krowa biegła z przerażającą prędkością w stronę sosny Thalii, najwyraźniej z zamiarem staranowania drzewa. Kilku herosów zwarło tarcze w rozpaczliwym wysiłku, by zatrzymać potwora, jednak ten roztrącił ich jak kręgle…
Modliłam się do wszystkich bogów, nawet do „naszego kochanego dyrektora”, który nie raczył nawet obudzić Chejrona, gdy Sonia pobiegła do Wielkiego Domu po pomoc, tylko po prostu wywalił ją za drzwi przy pomocy jakiejś zmutowanej roślinki doniczkowej. Proszęproszęproszę… -powtarzałam monotonnie, wstając na nogi. Muszę go odciągnąć! MUSZĘ!
-I co, krówko? -wrzasnęłam- Chcesz zjeść heroska? chcesz? No to chodź!- byk najwyraźniej chciał i skorzystał z zaproszenia. W ostatniej chwili zmienił kierunek morderczej szarzy. Zbyt wolno. Patrzyłam ze zgrozą na ogień buchający z jego paszczy, jakby w zwolnionym tempie. Krzyknęłam z przerażenia i wtedy stało się coś naprawdę, NAPRAWDĘ dziwnego- ogień jakby stanął w miejscu, a potem się cofnął. Byk wyglądał na nie mniej zdumionego, niż my wszyscy. Na chwilę zamarł, a potem zaczął rozpaczliwie wyć i wściekle biegać w tę i z powrotem, taranując wszystko na swojej drodze, nie dbając o to, czy to „coś” czy „ktoś”. Już, już miał zgnieść na miazgę trzy kryjące się za krzakami córki Afrodyty, zbyt przerażone, by zrobić choć jeden ruch, gdy do akcji wkroczył Connor Hood. Przeleciał bykowi tuż przed nosem i o włos uniknął nadziania na róg.
Niech mu się uda! Niech mu się uda!– powtarzałam modlitwę. Ale, niestety, bogowie chyba spali, bo najwyraźniej nie usłyszeli- przy następnym manewrze, mającym służyć wbiciu ostrza w oko poczwary, potwór zrzucił syna Hermesa z pegaza, który z przeraźliwym kwikiem odleciał w stronę stajni. Leżącego na ziemi chłopaka natychmiast otoczyły córki Afrodyty, dziękując mu za uratowanie i kompletnie nie przejmując się walką, którą toczyliśmy tuż za ich plecami. I którą przegrywaliśmy.
-To tyle, jeśli chodzi o mój „genialny” plan.- mruknęłam.
Byk najwyraźniej stracił umiejętność ziania ogniem, ale nie przestał być groźnym przeciwnikiem. Biegaliśmy wokół niego i gdy tylko się dało kłuliśmy go mieczami i oszczepami, jednak wiedziałam, że nie będziemy w stanie robić tego długo- w końcu się przecież zmęczymy, a potwór nie przejawiał chęci udania się do Tartaru. Był *** [przysłówek] odporny.
Otoczyliśmy byka, a ten miotał się po ochronnym kręgu. Stałam chyba w najgorszym możliwym miejscu (chociaż jak by zapytać kogokolwiek innego to powiedziałby dokładnie to samo)- sosna Thalii była jakieś dwa metry za mną, a potwór interesował się nią o wiele bardziej, niż powinien. Niepokoiło mnie to: piekielna krowa jakby wiedziała, kto żyje w drzewie.
***
Słońce leniwie wytaczało się zza wzgórz, oświetlając zmagania garstki wyczerpanych herosów i byka który, choć poraniony, nadal był w o wiele lepszym stanie, niż my- do walki zdolnych było tylko sześć osób (niby były jeszcze dwie córki Afrodyty, pełniące funkcję łączniczek, ale umówmy się: ich nie liczymy). Dwie sztuki, w tym Clarisse, były nieprzytomne, a kilka osób odniosło tak poważne obrażenia, że nie były w stanie dalej walczyć. Ranni dobijali się do zamkniętych na klucz drzwi Wielkiego Domu, a syn Hermesa, pomimo zmiażdżonej stopy, próbował rozpracować zamek w drzwiach infirmerii. A właściwie dlaczego były zamknięte? I czemu Chejron jeszcze się nie obudził? Syn Apolla robił taki hałas, że nawet umarły wyszedłby z grobu… Czułam, że Pan D. maczał w tym palce. Ten mały, wredny *** [ciąg niezwykle wymyślnych przymiotników, a na zakończenie obraźliwy rzeczownik]! Jego największym marzeniem jest wysłanie wszystkich herosów „w odwiedziny” do Hadesa. Co za niesprawiedliwość! Gdyby zmieniono nam dyrektora, wszyscy byliby szczęśliwi: my nie musielibyśmy użerać się z Dionizosem, a on z nami…
W ostatniej chwili uskoczyłam przed szarżą byka i próbowałam zadać mu cios w bok, byłam jednak zbyt powolna. Nie mogliśmy nawet marzyć o utrzymaniu kręgu, więc powróciliśmy do poprzedniej taktyki. Byliśmy jednak bardzo, bardzo zmęczeni i wiedziałam, że w końcu któreś z nas popełni błąd. Błąd skutkujący tragedią.
***
Patrzyłam z przerażeniem na Allana upadającego na trawę kilkanaście metrów od potwora. Próbował uciec przed bykiem, ale potknął się i najwyraźniej nie mógł wstać. Byłam za daleko, podobnie z resztą jak pozostali herosi. Łzy napłynęły mi do oczu. I właśnie wtedy poczułam moc, moc uwolnioną przez rozpacz. To było jak prąd elektryczny, przepływający przeze mnie, od palców gołych stóp po końcówki wymykających się z warkocza włosów. W nagłym przypływie siły wyrzuciłam ręce do góry, wykonując jednocześnie dziwaczny gest, i krzyknęłam. Ale to nie był zwykły krzyk. I to nie był mój głos. W sensie był, ale jednocześnie nie był. Nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. Brzmiało tak, jakby z moich ust korzystały jednocześnie dwie osoby, nie przeszkadzając jednak sobie nawzajem- krzyczałam dwoma głosami. Jeden był podobny do mojego, ale nieco wyższy i jakby dziki, drugi zaś niski i melodyjny. W połączeniu brzmiały naprawdę upiornie. Nie źle, ale strasznie i przejmująco.
Wszystko trwało najwyżej trzy sekundy. Zobaczyłam jeszcze oślepiająco jasny rozbłysk i poczułam, że kolana się pode mną uginają.
Fajne! Dobre napięcie!
moje ulubionwe opowiadanko nareszcie !!! warto było czekać
Ooo tak!!! Nie mogłam się doczekać!! Pisesz naprawdę wspaniale!!! I to napięcie, idealnie zbudowane
Nie no, kolejna córka Zeusa? Aha, a tak przy okazji Arachne, czemu nie skrytykowałaś mojego opowiadania, a tylko zagroziłeś że mwyślecie mnie Polifemowi?
Opowiadanko naprawde ma świetne napiecie . Uśmiałam się jak była przedstawiana „mucka ” z fotela omało nie spadłam
To jest genialne
Wszystko super, treściwe i wciągające, ale znowu mam jedną uwagę ;d. „pozostawałam…i szalony Luke” lepiej by było „pozostawałam i… szalony Luke” , bo ona samo w to nie wierzy, więc się chwila zastanowiła. Nie chciała tego przyjąć do wiadomości z początku, bo tak to w tekście wygląda.
C’rde! Nie było mnie jeden dzień i od razu pojawia się moje opowiadanie!
Do Owca:
Uprzedzając: to nie córka Zeusa. Tu akurat nawiązuję do prawdziwych zdarzeń z mojego życia (jak coś śpiewam, szczególnie teksty własnej produkcji, to często dzieją się dziwne rzeczy: przeskakuje iskra i np. wywala korki w całym domu albo żarówka pęka i strzela iskrami, suszarka podpala mi włosy itp. milutko, nie?).
Do Patryka:
Dziękuję za „jedną uwagę”
cóż nie każdemu musie się podobać…
ale mis ie podoba i to STRASZNIE, mam nadzieję, że za niedługo pojawi się kolejna część
Tak, ale czemu nie zmieszałaś z błotem mojego opowiadania?
Aha, a gdyby moja siostra tak miała ze śpiewaniem, to od wkurzania mnie dawno by włosów nie miała 😀
Niesamowite…. Zabiję Cię jak nie napiszesz szybko kolejnej części!!! Ale mam wypieki!!
Nie no super dawno nic nie czytałam, ale teraz wróciłam, jest po prostu super, walki ogólnie wydaje mi się, że większości w opisach to nie wychodzą, ale tu było napisane nie tylko interesująco i z sensem, ale do tego jeszcze powstało niezłe napięcie Tylko co Arachne właściwie zrobiła?
Co do suszarek i korków, to raz kiedy jechaliśmy z rodzicami samochodem i moja siostra zaczęła śpiewać to zgasł silnik samochodu
Aha i jeszcze jedno: Rozwścieczony tłum fanów domaga się kolejnej części pod groźbą mordu
Jak mowa o samochodach, to rok temu jechałam na rowerze, śpiewając. I wjechał we mnie samochód. Wrąbałam się do rowu, rower na mnie. Nic mi się nie stało, poza kilkoma siniakami, ale najadłam się strachu. No i regularnie mi się to śni…
To chyba nie córka jednego z dwunastu Olimpijczyków.
Może to dziecko Arachne(wiecie dziecko dziecka dziecka Arachne)
Uwielbiam twoje opowiadania!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Powinnaś pisać książki. Ja chętnie bym taką książkę przeczytała.
😉 ;D 😀
Uprasza się o niepisanie komentarzy takich jak ten powyżej, bo mi odbije!
Nie mam nic do autorki, po prostu jak ktoś mi mówi coś miłego, to automatycznie się zastanawiam, czego ta osoba może ode mnie chcieć… i to mi życie obrzydza.
No po prostu cudeńko! Świetne napięcie Na serio napisz książkę!!!!!!!!!!!!! 😀 😀 😀
Ale zakończenie! Boskie!
„Jedyna wśród nich osoba z dodatnim IQ”,
„Zmutowana wołowinka” – to mnie rozwaliło.
Mam nadzieję, że się wreszcie dowiemy, kogo jest córką. Z niecierpliwością czekam na CD.
Zarąbczaste!!! Idealnie budujesz napięcie i prowadzisz akcję. Nawet nie wiesz, jak ja Ci zazdroszczę.
genialne