A ja podeszłam do Erica i przytuliłam go czule.
– Jak dobrze, że jesteś- szepnął mi cichutko do ucha patron.
To była chwila naprawdę straszna. Niektórzy cieszyli się, że wróciliśmy, córki Afrodyty patrząc na mnie i na Erica płakały ze wzruszenia. Wszyscy satyrowie i połowa herosów lamentowała po Raymondzie. Tylko Chejron się wyłamywał. Patrzył pusto na wszystkich.
W końcu pan D. podszedł do Chejrona i zabrał go z lasu bez słowa.
Ja byłam ciągle wciśnięta w ramiona chłopaka, a nie wiadomo czemu syn Zeusa Mike patrzył na nas niemal z zazdrością. Nie było przy nim czarnowłosej Carli.
-Nic nie rozumiem. Nic… – mruknęłam do siebie
Poszłam z Ericem do wielkiego domu. Była tam Semele wpatrująca się w swojego starszego synka.
– ERIC?? Co ty tutaj jeszcze robisz? Patronom nie wolno być w obozie- krzyknął centaur
– A więc gdzie mam być? Przepraszam… ja nic, nic nie wiem. Pierwszy raz jestem na ziemi.
– Kogo to obchodzi? Masz stąd zniknąć i już. No…? Do widzenia się mówi. – powiedział jak zwykle zainteresowany Dionizos- I czemu obejmujesz tą blablabla? Nie wiadomo ci, że nie możesz się wiązać z herosami.
Zatkało mnie. Eric niepewnie puścił mnie.
-Idź na Olimp synu. – powiedziała Semele- powiedz, że jesteś patronem, synem Charona.
I znów mnie zatkało. Syn Charona? To dlatego on się kontaktował z Ericem. Tamten bez pożegnania, tak po prostu odszedł. W tej chwili mój cały świat się skończył. Usadowiłam się na ławce i poleciała mi strużka łez. Luisa (nie wiem jak ona to robi. Po prostu jak w filmach zawsze zjawia się w odpowiednich momentach) przybiegła i potrząsnęła moimi szerokimi ramionami.
– Rose, Rose, Rose. Nie na nim się świat kończy. To normalne, że patron nie może być z nikim w związku. Kochanie, nie możesz go za to obwiniać… nie powinnaś.
Jej piegi iskrzyły się w słońcu, które wdzierało się przez firanki. Pan D. przeszył mnie wzrokiem. No okay nigdy mnie nie lubił, ale żeby od razu zabijać oczami?? Nie chcąc zostać ofiarą Dionizosa poszłam do mojego domku za którym tak bardzo się stęskniłam. Od samego progu zostałam zgnieciona przez cielsko mojego brata Boba. Jak zwykle się uśmiechał, pokazując swoje śnieżno białe zęby. Nie wiadomo czemu Bob i Amber (tudzież znowu siostra) mają kręcone włosy. Nasza matka ma proste jak drut. A oni? Może po ojcu? Nie ważne.
-ROSE!- wydarło swoje podobne ryje moje rodzeństwo. – Nic ci nie jest? Co w końcu z Ericem? Tęskniłaś powiedz, że tak ?! – Zasypali mnie pytaniami.
-Nic mi nie jest, tęskniłam. A o Ericu… sorry, ale temat skończony.
Wszyscy zrozumieli i poruszeni kiwnęli jasnymi głowami. Ja usiadłam na moim łóżku i zabrałam się za rozplątywanie mojego warkocza. Przykrość, ale nie czesałam się od dobrego tygodnia. Kiedy Amber zobaczyła co mam na głowie (bo nie da się tego nazwać fryzurą) powiedziała:
– Ja może zawołam jakąś dziewczynę od Afrodyty?
Przytaknęłam. A Bob się zaśmiał:
– Tutaj da radę tylko ktoś od Hefajstosa. Błahahaha.
W odpowiedzi pokazałam mu język. Naprawdę tęskniłam. Za klimatem i za ludźmi którzy tworzą ten klimat. Po paru minutach przyleciała Amanda od Afrodyty, z walizką kosmetyków i bóg wie co jeszcze.
– O… mamuniu! Co ty masz z włosami kiedy je czesałaś?
Spojrzałam na nią z dezaprobatą, a ona znała już odpowiedź. Amanda walczyła z moją fryzurą długo, bardzo długo. W końcu po zabiegach włosów, paznokci i makijażu, dziewczyna podała mi lustro. Wyglądałam nawet lepiej niż zwykle. Uśmiechnęłam się. Mimo wszystko nie najbrzydziej mi w rozpuszczonych włosach. Położyłam się na łóżku ignorując wskazania na nieniszczenie mojej fryzury. Zaczęłam myśleć. Patron winiarzy. Taki patron to nie patron, na pewno gdyby chciał nie opuścił by mnie. W końcu zasnęłam. Śniło mi się, że Eric i John kłócą się przez… nie, nie iryfon. Przez TELEFON? Głupota. Przecież John to heros, nie powinien korzystać z komórki. Sceneria się zmieniła: patron winiarzy siedział na Olimpie i śmiał się w najlepsze z Ateną. Rozmawiali o winie i o zachowaniach ludzi po pijaku. No tak… znowu głupota.
Obudziłam się i ruchem ręki odsłoniłam okno (było ono na drugim końcu pokoju, ale moje czary to pożyteczna sprawa) patrząc na słońce było ładnie po trzynastej. Wstałam szybko i założyłam krótkie szorty i obozową koszulkę. Wyszłam z domku i zobaczyłam Carlę, która wchodzi właśnie do domku Hermesa, ma tam duuuużo przyjaciół. Ogólnie Carla ma duuużo przyjaciół. W każdym domku. Zobaczyłam też, że John właśnie wspina się po schodach do mnie.
– Hej!!- krzyknął radośnie ( jak na syna Hadesa rzecz jasna)
Pomachałam mu z uśmiechem. Mogę powiedzieć chyba, że to mój przyjaciel. Szkoda, że chyba.
-Co jest?- zapytałam błagalnie i się roześmiałam. Mimo, że John to naturalny ponurak mam 100% lepszy humor kiedy go widzę.
– Nic? To takie dziwne, że chcę się zobaczyć z przyjaciółką? – AAAA!!! Nazwał mnie przyjaciółką?? Nigdy chyba tak się nie ucieszyłam. To takie dziwne zjawisko u mnie, cieszyć się z niczego. John objął mnie ramieniem, nie ma co bezpośredni chłopczyk.
-Szczerze? Cieszę się, że Eric dłużej tu nie zabawił, wiem, że ty z tego powodu jesteś załamana, ale to ja tak naprawdę…
CDN
Jej „miłośc” do rodzeństwa jest extra I opowiadanko też
Nie no, ta rozmowa o tym jak ludzie zachowują się po pijaku mnie rozwaliła 😀
Super opowiadanie „Afera fryzurowa” była CUDOWNA !!!
Super
Tak, my na obozi nakręciliśmy filmik o tym co robią ludzie po pijaku, wydurnialiśmy się na maxa!!! A opowiadanie super!!! Trochę szkoda Rose, bo Eric odszedł ale ogólnie fajne!!! xdd
super jak zawsze….
Super opowiadanko 😉
dzięki.
super