(od przybycia Julii do obozu minęło 56 dni)
Obudziłam się wypoczęta jak nigdy dotąd. Kiedy zabrzmiał dźwięk konchy nasz najliczniejszy domek stanął na końcu pochodu. Gdy usiadłam do stołu zauważyłam nowego, wyglądał tak samo jak ja.
– Ej! Kto to jest?- spytałam się Connora pokazując na nowego.
– To jest… To jest, a no tak to jest Jason Covenant, dołączył do nas wczoraj po twoim zaśnięciu.- ten kolo miał tak samo na nazwisko jak ja, i jak się później okazało lubił to samo co ja. Od razu go polubiłam, od tamtej pory byliśmy prawie nierozłączni tak samo jak Travis i Connor, ale my robiliśmy lepsze kawały.
Połowę swojego śniadania wrzuciłam do ognia z myślą o moim rodzicu kimkolwiek jest… Po śniadaniu poszłam na szermierkę, szło mi całkiem nieźle; potem na lekcję strzelania z łuku, nie było w sumie tak źle…; później na grekę gdzie poznałam Annabeth Chase z domku Ateny. Na końcu udałam się do zbrojowni gdzie spotkałam Charlesa Beckendorfa syna Hefajstosa.
– Cześć jestem Julia- powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
– Witamy… to jest yyy,… cześć!
– Szukam tarczy znajdzie się tu jakaś dla mnie?
– Jasne, ta powinna być dobra- podał mi szeroką bransoletę- Uderz w nią!
Uderzyłam, a zmieniła się w złotą tarczę z wykutą na środku omegą.
– Jest idealna, dzięki.
Po chwili usłyszeliśmy kroki podążające w naszą stronę.
-Beckendorf- wołał głos- Beckendorf, o tu jesteś… Silena potrzebuje nowej zbroi…
– Si- Silena ta z domku Afrodyty?- spytał rozmarzonym głosem
– Tak, właśnie ta; Annabeth prosi żebyś naprawił jej hełm…- wtedy podniósł głowę i zobaczył mnie.
– Cześć, jestem Julia, a ty?- spytałam, a on tylko się na mnie gapił, po kilku minutach Beckendorf uderzył go w kark, a ten się ocknął.
– Rick, Rick Banner- odpowiedział strasznie zmieszany.
Rick był to wysoki, dobrze zbudowany chłopak z rudymi, kręconymi włosami i bystrymi oczami. Był jednym z braci Beckendorfa, miał 14 lat. Od razu mi się spodobał.
Z pawilonu jadalnego rozległ się dźwięk konchy i wszyscy udali się na kolację. Rozmowy ucichły, Chejron zabrał głos:
– Dzisiaj będziemy rozgrywać bitwę o sztandar! Za pół godziny gra się rozpocznie!
Wiedziałam, że tym razem mieliśmy sojusz z: Ateną, Apollem, Aresem i Posejdonem, więc mieliśmy spore szanse wygrać. Travis przydzielił mnie do obrony tak jak: Percy’ego, Connora, Florę, siebie, Jasona i jeszcze kilku, których imion nie pamiętam.
– Gotowi… START!!!- krzyknął Chejron i gra się rozpoczęła.
Nasi ruszyli w las.
Na początku było spokojnie, tylko w oddali było słychać szczęk mieczy i świst strzał. Staliśmy przed strumykiem, gdy nagle usłyszeliśmy straszny skowyt dobiegający zza krzaków. Wszyscy staliśmy w napięciu, gdy nagle z zarośli wyskoczył piekielny ogar wielkości nowojorskiej taksówki. Flora i kilku chłopaków od Apollona zaczęli strzelać spiżowymi strzałami prosto w łeb potwora. Ja, Travis i Percy zaszarżowaliśmy i po kilku ciosach bestia rozsypała się w pył.
Staliśmy tam drętwi jak kłody
– Jak on się tu dostał? -spytałam- Myślałam, że potwory nie mogą dostać się na teren obozu!
– Ktoś musiał go wezwać- odezwał się Connor
– Jak się dowiem kto to zrobił to zleje mu tyłek!- wydarł się Percy
– Bardzo chętnie Ci w tym pomogę!- byłam tak wściekła, że nie wiedziałam tylko jednego: kogo mam pobić? Na szczęście mój problem szybko się rozwiązał, bo na naszą stronę przedarł się ktoś z domku Demeter i mogłam się wyładować.
To my wygraliśmy bitwę, po tym jak Annabeth przybiegła do nas ze sztandarem drużyny czerwonych. Świętowaliśmy do 2 w nocy. Bez przerwy myślałam o tym kto mógł wpuścić tutaj piekielnego ogara, ale po jakimś czasie puściłam to w niepamięć i dołączyłam do śpiewów. Jeszcze przed końcem ogniska podszedł do mnie Rick, chciał porozmawiać ale straszliwie się jąkał i odszedł ze spuszczoną głową.
Rano ja i Travis poszliśmy do Chejrona, żeby powiedzieć mu o ataku stwora z podziemi.
– No to misja-odrzekł najspokojniej w świecie Chejron
– Ale co będziemy musieli zrobić?
– Dowiedzieć się w jaki sposób on się tu dostał i jeszcze coś odszukać, ale o tym dowiecie się na misji… Julio idź do Wyroczni.
Weszłam schodami na strych, który zawalały różne przedmioty głównie z misji obozowiczów. Skierowałam się na koniec strychu do Wyroczni. Gdy się do niej zwróciłam z jej ust wyleciała zielona mgła i otoczyła mnie, gdzieś z przestrzeni dobiegł do mnie głos i powiedział:
Gdzie fale nie spotykają się z dnem,
W przepastnej otchłani oceanu
Odnajdziesz miłość z dniem
I w czeluści popadniesz Tartaru,
Lecz dzięki przyjaciołom i dniom odnalezionym
Wyjdziesz unieszkodliwiony
I serce sługi odnajdzie Cię
Jednak zwyciężysz wrogie strony
Bo wtedy to on stanie się zaginiony
Wróciłam do Chejrona, który powiedział:
– Jako, że razem do mnie przyszliście misja będzie wspólna. Możecie wybrać 6 osób towarzyszących.
– Ty będziesz wybierać, ja już kiedyś źle wybrałem…- sposępniał.
– Wezmę: Percy’ego, Annabeth, Ricka i Beckendorfa z domku Hefajstosa, Florę oraz Jasona.
– Jak brzmiała przepowiednia?- spytał Chejron
Z trudem wyrecytowałam słowa Wyroczni, kiedy nad moją głową pojawił się znak, jego znak…
CDN
Kogo znak? do bystrych nie należę. Opowiadanko super!
EEEEJJJJ!!!! Nie kończ w takich momentach! Czyj znak?!?!?!?
Nie martw się Doti – nie jesteś sama :p
A, opowiadanie SUPER!
JAKI TO BYŁ ZNAK???! No nie wyrobię…
Cierpliwość – cecha, której nie posiadam…
W 100% zgadzam się z *Annabelle*,JAKI BYL TO ZNAK , CIERPLIWOSCI – NIE POSIADAM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!SUPER OPO!!!!!!!!!!!
Zaczynam krzyczeć. Zbliżam się do ciebie. Nie panuję nad sobą.
-Nie- wolno- kończyć- w- takich- momentach!!!- cedzę, a każdemu słowu towarzyszy uderzenie.
NIE WOLNO KOŃCZYĆ W TAKICH MOMENTACH!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A ja dla odmiany nie doczytałem do końca. Prawdę mówiąc, nie doczytałem nawet do połowy. Wymiękłem przy sojuszu. Po (!)56(!) dniach Julia poznaje Annabeth? I Beckendorfa? A ten ostatni rozdaje tak a o! drogocenne, składane tarcze? Ciekawe…
Przy zdaniu, w którym opisujesz sojusz niepotrzebnie postawiłaś dwukropek. A tak na matginesie, to bardzo ciekawe, że wszystkie pięć domków, w których wojownicy są najsilniejsi są po jednej stronie.
Dionizos, Afrodyta, Hefajstos i im podobni z pewnością mają o g r o m n e szanse…
___
Offtopic: dzisiaj skończę opowiadanie na konkurs, które – jak dla mnie – mi nie wychodzi. Mam nadzieję, że jego reszta wyjdzie mi lepiej, mam też nadzieję, że Adminka je przyjmie, bo zmienione jest wszystko, oprócz ściśle ścisłych cech charakteru – w tym aspekcie jest już tak, jak u mnie, a to przecież miało być najważniejsze, czyż nie?
Trzymam za Was kciuki, mam nadzieję, że ktoś potrzyma i za mnie.
Pozdrowienia,
Bylon
MATGINESIE!!!?????????????BYLON??//
Tak szczerze to tam miało być po 26 dniach, ale no może klawisze mi się pomyliły… a co do kończenia w takich momentach następne opowiadania też się tak kończą
ten niespodziewany koniec jest normalnie męczarnią! (ale spoko ja też tak piszę :P) co do opowiadania to się czyta niesamowicie lekko i wogóle.
Opowiadanie superowe, ale powtórzę też te słówka: NIE KOŃCZ W TAKICH MOMENTACH! O, i ja też lubię Ulyssesa Moore’a 😉
no Ulysses Moore wymiata 😛 Napisałam;) to w komentarzach pod poprzednim opowiadankiem : Lubisz Ulyssesa More’a prawda?
Tak, uwielbiam Ulyssesa Mora a wiecie, że w środę wychodzi kolejna część, coś jak Ogrody Popiołów, albo Ogród Popiołów
To ja w środę biegnę do księgarni! xd
Aaaa! Nie będę się wysilać na komenta, lecę czytać 3! Ale Beckendorf na zawolanie wynajdujący magiczne tarcze mi nie pasuje…. Nie kończ w takich momentach!
super