Schizofrenia?
Sama nie wiedziałam, jak dużo czasu spędziłam już w łazience, przyglądając się swemu odbiciu w lustrze. Wypuściłam z płuc powietrze, kierując je w górę ustawieniem warg. Podmuch rozwiał kosmyki włosów leżące na moim czole zbyt długie, by można je nazwać grzywką. Pukle rozpierzchły się na boki, ale zanim to się stało, przebiegła po nich widoczna srebrna wiązka prądu elektrycznego. Wpatrywałam się tylko w swoje czoło. Tuż pod nasadą włosów miałam dziwną bliznę. Przedstawiała ona pasek drobnych plamek na skórze ułożonych zbyt regularnie, aby mogły być spowodowane uczuleniem bądź jakąś inną chorobą z dzieciństwa. Nie wiedziałam co oznaczają i chyba nie chciałam wiedzieć. Czasami wydawało mi się, że znamiona błyszczą, ale odganiałam od siebie tę myśl. Wiem, że jestem dziwna i bez tego. Nigdy nie mogłam do końca pogodzić się ze świadomością, że tak bardzo odstaję od reszty ludzi i przypuszczałam, że akceptacja nigdy nie nastąpi, toteż ukrywałam się przed ludźmi i samą sobą jak najlepiej mogłam.
Przez moje ciało przebiegł lodowaty dreszcz, wyrywając mnie z zamyślenia, a niebo za oknem odbijającym się w lustrze przecięła błyskawica.
Musisz się opanować, pomyślałam twardo, robiąc głęboki wdech. Zawsze, przez całe życie musiałam kontrolować swoje emocje, żeby przypadkiem nie wywołać jakiegoś kataklizmu na skalę światową. Kiedy jestem zła, zwykle panują burze i nawałnice, wylewają rzeki i zbiorniki wodne; gdy się boję, wieją silne wiatry (najczęściej), z kolei jeśli jestem wesoła – co zdarza się naprawdę bardzo, bardzo rzadko – świeci słońce, a na niebie nie ma nawet najdrobniejszego obłoczka. Podczas gdy złapię chandrę, nie ma wiatru, jest chłodno, a niebo zakrywają ponure, szare chmury. Jeżeli jest mgła… Dobra, będzie tego.
W tamtej chwili byłam całkowicie pewna, że to nie z mojej winy panowała taka pogoda, a nie inna. Nie zawsze moje emocje nań wpływały, ale wtedy była to jakaś nadprzyrodzona – powtarzam, nie moja – siła.
Przeczesałam palcami grzywkę, układając ją na swoim miejscu. Uderzyłam lekko otwartymi dłońmi w biały blat umywalki, starając się uspokoić. Jeden głęboki wdech i… Zachmurzone niebo po raz kolejny przecięła błyskawica, a w oknie, którego odbicie wciąż widziałam, dostrzegłam bladą postać. Odskoczyłam od umywalki jak oparzona i natychmiast odwróciłam się przodem do okna. Za szybą nie było ani żywego ducha, ale byłam prawie pewna, że ktoś tam był i przyglądał mi się jeszcze przed chwilą.
Jeszcze nie zbzikowałam, a bynajmniej nie do tego stopnia, żeby widzieć coś czego nie ma. Rozległ się dźwięk potężnego wyładowania atmosferycznego, a moje ciało przeszyła wiązka prądu elektrycznego. Dosłownie. Grzywka podobnie jak większość moich długich czarnych włosów stanęły niemal dęba na głowie. Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo. Wiedziałam jednak, że było to coś poważnego i dziwnego. Moje obawy potwierdziło delikatne światło wydobywające się z pasma znamion na czole, które zobaczyłam w tafli szkła tworzącej okno.
Tego już było nazbyt wiele jak na moje nerwy. Czy ja popadam w schizofrenię? Nie zdawałam już
sobie nawet sprawy z prędkości z jaką wybiegłam z łazienki na korytarz i że w ogóle to zrobiłam. Tuż za drzwiami wpadłam na kogoś zmierzającego właśnie w kierunku mojego pokoju. W pierwszej chwili pomyślałam, że to mój przyszywany ojciec, Karol, ale poczułam, że to nie ta sama sylwetka. Nie musiałam zastanawiać się zbyt długo, żeby wiedzieć, kto mnie trzyma. Słyszałam wzbierający na sile wiatr, który obijał się o komina. Wygrywał on przyprawiające o dreszcze melodie.
Odskoczyłam od osobnika niemal natychmiast, układając sobie grzywkę na czole. Miałam rację. Przede mną stał zdziwiony Kacper. Uśmiechnęłam się powoli, słysząc, że hulający w kominie wiatr przycicha i powraca do normalności. Oby niczego nie zauważył, błagałam w myślach.
Odkąd znam Kacpra (a znam go pół życia), starałam się do pod żadnym pozorem nie dotykać. Nie żeby mnie to w jakiś sposób krępowało, był moim najlepszym kumplem, ale wystarczyło, abym dotknęła go czubkiem palca, i moje szalały. Wyrywały się spod mojej kontroli. Moce. Nie wszystkie, znaczy, ponieważ gdyby tak było, cały świat zapewne zamarzłby, został zalany albo, co jest najbardziej optymistyczną wersją, zostałby sfajczony na popiół. Traciłam kontrolę tylko nad wiatrem. Kiedyś, gdy doprowadziłam do wyłamania większości drzew w pobliskim parku, wywoławszy małe tornado, zdałam sobie sprawę z tego, jak wielką moc posiadam. Przez dwa tygodnie nie opuszczałam swojego pokoju nawet na krok.
– Co tu robisz? – zapytałam, prostując podwinięte dotąd rękawy zbyt dużej bluzy, w której lubiłam chodzić po domu.
– W zasadzie przyszedłem zobaczyć się z kumpelą – odparł po prostu. – Czemu nie było cię dzisiaj w budzie? Nie widziałem cię na korytarzu.
Wzruszyłam ramionami, udając znudzenie.
– Nie chciało mi się przychodzić.
Kacper pokręcił głową ze martwieniem w szarych oczach. O dziwo wydawało mi się szczere. Przeczesał palcami stojące sztywno nieco zbyt długie brązowe włosy z jaśniejszymi refleksami.
– Wika – zaczął – nie możesz tak wszystkiego olewać. Przejedziesz się na tym. Zobaczysz.
Prychnęłam, krzyżując ramiona na piersi.
– I mówi to ktoś, kto rok kiblował.
– Tak – przyznał mi rację. – Ale uczę się na błędach. Weź ze mnie przykład i pomóż sobie samej zanim będzie za późno.
Miałam dziwne przeczucie, że to, co powiedział nie odnosiło się tylko do mojej reputacji w szkole, a nie należała ona do najlepszych.Uśmiechnęłam się przymilnie, chcąc go zwyczajnie zdenerwować. I udało mi się to. Jego szare oczy wyglądały jakby szalał w nich huragan. Gdyby jego wzrok mógł zabić, już dawno leżałabym martwa w jakimś kącie.
– Dajże spokój – mruknęłam. – Mam gdzieś szkołę.
– Wika… – widząc mój srogi wzrok, zamilkł. Przełknąwszy ślinę, na moje nieszczęście, postanowił ponownie podjąć wątek o tematyce: jaka to jest ze mnie zła i nieusłuchana dziewczyna. – Czemu taka jesteś?
– Jeśli coś ci się we mnie nie podoba, wynoś się stąd – warknęłam, sama nie wiedząc skąd tyle goryczy i wrogości nagle we mnie wezbrało.
Kacper pokręcił głową, zaciskając zęby tak mocno, że niemal szczęka mu pobielała.
– Zadzwoń, kiedy się uspokoisz i jednak zachce ci się ze mną rozmawiać – oznajmił po chwili zadziwiająco spokojnym tonem.
Odwrócił się na pięcie i ruszył sztywnym krokiem w kierunku schodów. Zanim jednak zniknął za ścianą, zawahał się na chwilę. Kilka sekund później już go nie było, a ja zostałam sama na pustym korytarzu pogrążonym w półmroku. Miałam ochotę go zatrzymać, ale byłam zbyt dumna i nie zamierzałam przyznać się do błędu, nawet jeśli nie postrzegałam swojego poczynania w ten sposób.
Wspaniałe itd.
Super! Czekam na cd
Fajowe!!!
Super.
Teraz ja sie usze pochwalic 😀 Czytałam już 4 rozdział Nike C< Mwahaha
A tak jak juz wcześniej wspominałam,, opowiadanie jest super Blogowo czekam na 3 rozdział a ja normalnie na 5 C<
ciut długo czekaliśmy…
Rewelacja!!!
Dziękuję
W zasadzie jeśli teraz wyślę 3, to będzie za jakiś miesiąc, nie?
Pegaz: Jeszcze nie skończyłam 4, ale i tak większośc przeczytałaś xD
Rewelacja,super opowiadanko 😀
Mirabella
Rewelka 😀
cudowne to jest