Nienawidzę Barbie
Nadszedł czas na kolację. Cały mój domek w składzie Lalya, Skey, Kely i ja wyszliśmy w tym samy czasie. Wszyscy gotowi poszliśmy przez ciemną ścieżkę. Musiałam się kogoś spytać o to czemu nasz domek jest tak osobno. Najbliższą mi osobą była Lalya ponieważ Kely zacieńcie pisała coś w swoim zeszycie z różnymi rysunkami owiec, serduszek i inne takie na okładce, a Sky szedł sam z rękami kieszeni i wpatrzony w ziemię. Więc podeszłam do niej.
-Hej – powiedziałam na początek
-Hej, spoko fryzurka – powiedział to biorąc w ręce mój warkocz.
-Dzięki, Kely mi go zrobiła. Mam pytanie
-No wal
– Dobra, to czemu nasz domek jest tak osobno i w ciemnościach, a nie na słońcu i obok innych?
-Wiedziałam, że też o to zapytasz. Ja też się zastanawiałam nad tym gdy tu przyszłam. Gdy pytałam Chejrona to on, że gdy mieli budować nasz domek to już nie musieli bo gdy poszli na miejsce gdzie miał być zbudowany to okazało się, że jakiś domek niespodziewanie znalazł się na terenie obozu. Na drzwiach tego domku była karteczka „Zrobiłam to dla moich dzieci, Hekate” . Więc stał się naszym domem. Wszyscy się boją tu przychodzić
-Czemu?– powiedziałam to i usłyszałam, że coś jest w krzakach. W odruchu podskoczyłam ze strachu
-Nie bój się – powiedziała to Lalya biorąc mnie pod ramię na chwilę – Tu nic nie ma prawa nas za atakować. Jesteśmy jakby częścią tej osobności. Nie że jakieś odludki i potępieni tylko po prostu czujemy się dobrze w takich miejscach. A ludzie się boją tego miejsca ponieważ…czytałaś rozszerzoną mitologię?
Bo jak pewnie wiesz każdy bóg ma jakieś zwierze przedstawiciela. Hera ma sowę, Zeus orła, a Ares wilka. Hekate miała psy. Ale nie oczywiści zwyczajne psy. Tylko specjalne psy.
-Jak to specjalne psy?
-No takie jakby wilki i takie jakby nie. Takie najdziksze psy na świecie. Takie były poświęcane Hekate. Podobno jedna z jej trzech twarzy była psem. Nie wiem tylko czemu ją też z wężem uosabiano? Wszędzie gdzie czytałam, Hekate była bardzo dobrą boginią. Pupilką Zeusa. Zawsze pomagała tym co ją prosili o pomoc. A co dostała w zamian? Bycie boginią widm i mroku raczej nie kojarzy się za dobre? Bardziej jak w Gwiezdnych Wojnach z ciemną stroną mocy, ale to nie to. Jedna rzecz jest najgorsza.
-Jaka? – zapytałam to gdy już wychodziłyśmy zza drzew i jak zachodzące słońce zaczęło mnie razić.
-Taka, że Hekate była mądrą boginią i też dobrą. To czemu nie chciałabym poznała swoją przeszłość?
-Wy też?
-Tak oprócz Kely. Jej tata jest jakimś milionerem czy coś. Ale wracając, to jest najdziwniejsze, że właśnie nasza Nie poznała swoich ludzkich rodziców prócz Kely.
Już miałam ją o coś zapytać gdy właśnie przechodziliśmy koło domku Apolina. Najjaśniejszego domku na całym obozie. Nie wiem czemu, ale odeszłam od Lalya i poszłam w tłum. Czekałam na cud? Nie wiem. Szłam i czekałam na coś.
Po krótkim namyśleniu znalazłam to coś. Wśród małej grupki blondynów zauważyłam Erica. Szedł dumnie z grupką kolegów. Chciałam do niego podejść i się przywitać, ale się wstydziłam. Chociaż był moim dobrym znajomym. Znaczy to jego pierwszego poznałam na obozie. Wahałam się. A co mi tam, podejdę i powiem część. Gdy zaczęłam się przedzierać przez tłum tak się cieszyłam. Niestety cała moja radość uleciała jak z balonika gdy zobaczyłam to. Jakaś blondynka uczepiła się jego ramienia. Tyle co mi się udało zobaczyć to, że była wzrostu Erica i była w jego wieku. Gdy przyszłam bliżej zobaczyłam, że zamiast twarzy miała kilo tapety. Oczy, usta, rzęsy, policzki i reszta jak na ścianę. Już wiedziałam, że ją nienawidzę. Była ubrana w dżinsową miniówę i koszulkę na ramiączkach, różową. Mogłabym pomyśleć, że to jakaś laleczka z napisem na opakowaniu „Made In Chine”. Gdy go przytuliła, coś mnie zabolało w klace. Zazdrość? Czy ból, że chłopak, którego lubię lubi takie dziewczyny?
Nie mogłam patrzeć na taki widok więc przyśpieszyłam tylko po to by mnie nie wiedział.
Niestety nie wyrosnę na szpiega bo od razu mnie zauważył
-Jenna! – zawołał za mną
A ja jak głupia się odwróciłam. Machał do mnie, a blondyna patrzyła na mnie wilkiem. Ciekawie czemu?
Eric podszedł do mnie. Jedyne o czym mogłam teraz myśleć były jego oczy. Mogłam na nie patrzeć godzinami. Ale musiałam wrócić do rzeczywistości i powiedzieć coś gdy mi pomachał.
-Cześć?
-Hej, jak ci się podoba na obozie?- powiedział z radością w głosie
-Jest super – powiedziałam to splatając ręce na piersi. Zobaczyłam wtedy jak dziewczyna łapie go za ramię od tyłu
-Erciu, nie przedstawisz mnie swojej przyjaciółce? – powiedziała to blondynka robiąc lodowaty wzrok
-A, tak. Jenna to Barbie, Barbie to Jenna
-Mił…znaczy cześć – po tym zrobiła cichy śmiech jak dla idiotki, nie wytrzymałam i musiałam się odgryźć
-Więc masz na imię Barbie? Bardzo do ciebie pasuje – odgryzłam się jej za ten śmiech
Ona się zaśmiała dla zbicia z tropu innych by się nie zaczęli śmieć i posłała mi morderczy wzrok
-Dziękuję, jestem córką Afrodyty. A ty? – przyjrzała mi się uważnie, z góry na dół obleciała mnie wzrokiem
-Jestem córką … Hekate – powiedziałam to z lekkim niedowierzaniem w głosie
-O, kolejny dziw…znaczy wyjątkowa osoba z tego jakże pięknego domku – powiedziała to w sarkazmie w głosie
Trochę mnie to zraniło. Ktoś kto nabija się z mojego domu, który jest piękny powinien zamienić się w żabę. Niezły pomysł… Sprawdzę potem w książce. Ale teraz powiem to co chciałam powiedzieć odkąd zobaczyła jej twarz.
-Mam pytanko. Czy ktoś przypadkiem nie przykleił ci do tyłka napisu „Made In China”? Bo na taką wyglądasz
-Jenna – powiedział Eric z lekka tonacja na to bym była cicho, ale widać, że się zaśmiał z tego
-Radze ci odlecieć na swojej miotle do swojej chaty i nie wchodzić mi w drogę bo tego pożałujesz – powiedział to wymachują palcem przed moim nosem jakby była moja nauczycielką
-Jeszcze zobaczymy, Barbie
-Zobaczysz – powiedziała i w końcu sobie poszła, a my już staliśmy przed wejściem do stołówki
-Sorry, że tak się zachowałam – właśnie tłumaczyłam się Ericowi – coś mnie poniosło
-Nie szkodzi, nawet śmiesznie było… sorry za zachowanie Barbie, jest czasem wredna
-Czasem? Dobra nie mówmy o niej. Musze iść do stolika, który też pewnie jest odosobniony i w ciemnościach.
-To zanim pójdziesz to masz ładną fryzurę
-Dzięki – poczułam jak na twarzy robią mi się rumieńce gdy wziął końcówkę warkocza w swoją rękę
-Dobra, to narka. Powodzenia jurto. Czeka cię dużo pracy.
-Spoko
Eric pomachał ręką na pożegnanie i poszedł w stronę swojego stolika. A ja zbytnio nie wiedziałam gdzie jest nasz stolik. Zaczęłam się zagłębiać w stronę stolików. Wyciągałam szyję by zobaczyć gdzie może być ktoś z mego domku. Teraz czuję się jak na stołówce w mojej szkole. Tam to musiałam szukać jakiegoś wolnego miejsca i najlepiej odosobnionego. Bo za bardzo mi się nie chciało siedzieć z kujonami, tancerzami, sportowcami, lalkami barbie, chłopczycami i grupką czarnych nastolatków. Na szczęście zawsze było wolne takie jedno miejsce przy oknie. Zawsze grzebałam w papce szkolnego jedzenia i popijałam colą. Taki mój rytuał codzienności. Przechodziłam między ludźmi gdy po tej podróży zauważyłam, że Lalya macha mi z ostatniego stolika tuż pod drzewem, któremu liście wypadły. Podeszłam bliżej. Najbliższym naszym stolikiem był stolik Apollo. Był całkiem spory. Cały stolik był zapełniony. Ledwo co się ktoś mieścił. Obejrzałam i zobaczyłam Erica. Siedział z jakimś gościem o rudych lokach. Cały się śmiał. Chciałam przejść niezauważona, tylko jak na złość wpadłam w jakąś kobietę ubraną w liściasty strój i o zielonych włosach. Gdy się zderzyłyśmy, taca, na której trzymała kawałki pizzy i kilka puszek coli wylały się na moje spodnie i koszulkę, a taca z hukiem upadła na ziemię Wszyscy wrzucili wzrok w moja stronę. Wszyscy patrzyli na mnie i po chwili wszyscy wpadli w śmiech. Poczułam się zażenowana. I to bardzo. Jedyne co mogłam zrobić to powstrzymać się by nie zapłonąć rumieńcami i pomóc tej kobiecie.
-Przepraszam bardzo. Jestem straszną niezdarą. – powiedziałam to do kobiety, która też lekko była zażenowana i zrobiła pocieszną minę, a zielone kocie oczy się do mnie uśmiechnęły
-Nie to ja przepraszam, zagapiłam się. Poczekaj, przyniosę ci szmatkę byś mogła się wytrzeć.
-Nie t…- nie dokończyłam bo już pobiegła gdzieś
Teraz stałam tam i przyglądałam się plamię z salami i coli. Super. Może chociaż posprzątam. Wszyscy się jeszcze śmiali głośno, że na pewno echo w głębi lasu było tak głośno, gdzie zwierzęta też się śmiały, a śmiech zwierząt dotarł aż do Hadesu gdzie umarli mieli trochę rozrywki raz na tysiąc lat.
Schyliłam się po tacę by posprzątać. Spojrzałam kątem oka na Erica. Patrzał na mnie jak na jakąś sierotę lub pokrakę. Westchnęłam głośno. Widać było, że podniósł się z krzesła chyba by odejść ze stołu, ale obejrzał się gdzieś i znów usiadł. Jego rudawy kolega tak się śmiał, że myślałam, że mu cola nosem nie pójdzie. Teraz właśnie zbierałam pizzę z ziemi. Wtedy jakaś ręka wzięła kawałek, który ja chciałam wziąć i położył znów na tacę. Obejrzałam się. To był Skye. Ukucnął koło mnie i zaczął zbierać reszki salami. Byłam lekko zdziwiona. Chyba zauważył moją lekko zdziwioną minę bo powiedział:
-Pomogę ci
-Dzięki. Sorry, ale czemu? Znaczy dzięki i w ogóle, ale czemu. W domu zbytnio miło mnie nie przyjąłeś.
Zaśmiał się krótko
-W domku każdego tak witam. Kely, Lalya też. Nie licz na nadzwyczajne względy. A to, to tylko pomoc rodzeństwu
-Dzięki – powiedział to, ale jego ręka powędrowała na czubek mojej głowy i zdjął kawałek salami.
-Teraz będziesz chyba Mięsną Księżniczką – zaśmiał się najsłodszym śmiechem
-Bardzo śmieszne, Królu Ponuraków – po tym lekkim ruchem odepchnęłam na znak żartu
Gdy już skończyliśmy sprzątać od razu przyszła ta kobieta ze szmatką kuchenną.
Dałam mi ją, a ja zaczęłam odratowywać moje spodnie. Ze Skyem udaliśmy się do naszego stolika. Lalyla i Kely też chyba miały niezły ubaw ze mnie bo jeszcze cichutko chichotały. Mała kobietka przyniosła mi sałatkę owocową i puszkę coli. Wciągnęłam ją małym kęsem, a colę pół łykiem.
-Uważaj bo się udusisz – powiedziała Lalya
-Nie podchodź za blisko, Lalya. Bo przez przypadek też cię zje –powiedziała Kely po czym puściła mi oczko dla żartu. Nadal trzymała ten zeszyt.
-Powiedz mi Kely, co masz w tym zeszycie? Cały czas coś tam piszesz – powiedziałam to i obejrzałam się na Skye, który może wie i by mi powiedział, ale ona cicho siedział i zajadał się frytkami z serem.
-Może jej powiedzmy, co? Jest naszą siostrą – powiedziała Lalya patrząc na Kely
-No trzeba jej powiedzieć – odchrząknęła i przeniosła wzrok na mnie – Więc, w to lato gdy ja przybyłam, od razu zaczęła się lekka kłótnia. A dokładniej z domkiem Hermesa. Dwóch chłopaków, Dylan i Zack zaproponowali nam żebyśmy byli jakimiś wróżbitkami lub rzucały czary na innych za kasę lub rzeczy. Oczywiście się nie zgodziłyśmy, a oni się strasznie zdenerwowali, więc zemścili się tym zaczęli nam wrzucać za koszulki proszek swędzący, wrzucali mentosy do coli i takie tam kawały jak dla dzieci. W końcu nie wytrzymałyśmy gdy dorzucili Laly do szamponu barwniki i całe 2 tygodnie miała nastraszone włosy i pomarańczowe więc zaczęłyśmy knuć zemstę na nich. Pierwszą taką zemstą było użyć zaklęcia dzięki któremu jedzenie wybuchło im w twarz. Wtedy się naprawdę wkurzyli, aż byli czerwoni – zrobiła przerwę by się zaśmiać – Więc zemścili się czymś innym, a my innym. Ostatnią rzecz jaką zrobili było wymienili nasze perfumy na wyciąg z ryby i cały czas śmierdziałyśmy zdechłą rybą. Więc teraz się zemścimy. W tym zeszycie – przedstawiła zeszyt – napisaliśmy wszystkie chytre plany na nich, teraz mamy coś ekstra. Patrz i ucz się.
Teraz Kely otworzyła zeszyt na środku i przeleciała wzrokiem po kartce mamrocząc coś pod nosem. Teraz lekko włosy się uniosły jakby naelektryzowane, a oczy świeciły jak żarówki. Obróciła wzrok na jakiś stolik. Wszyscy przy stole byli przybrani w zbroje, a hełmy na stole. Ten stół był tak opchany dużymi osobami ,że igła by się tam nie zmieściła. Wykierowała wzrok w dwóch bliźniaków. Oboje mieli chyba z 15 lat, włosy czarne, opaloną cerę i małe błękit oczy. Niczym nie można było ich rozróżnić. No, może tylko że jeden miał pieprzyk nad wargą, a drugi nie miał. A z reszty byli identiko.
Kely zaczęła coś robić z ręką. Jakby podnosiła ją lekko w dół i w górę. Była tym tak bardzo skupiona. Obejrzałam się na stolik gdzie siedzieli. Na razie nic się nie działo. Kely cały czas próbowała podnieść jakby wiatr, a na stole chłopaków nic się nie działo. Dopiero po chwili coś zaczęło się dziać. Spaghetti na talerzu jednego z nich zaczęło się lekko trząść. Później jedna nitka makaronu zaczęła się unosić ponad talerz. Wyglądało to jak wąż wijący się. Potem jeszcze jedna nitka wyszła z talerza. Chłopcy mieli wielkie oczy. W końcu kilka małych makaroników tańczyło na talerzu. Chłopcy robili wielkie oczy. Ich oczy podążały za ruchem makaronu, więc śmiesznie to wyglądało. Nagle, w jednej chwili, gdy zauważyłam kontem oka jak Kely ścisnęła rękę w pięść makaron wskoczył chłopakom we włosy i zaczął wić się po kręconych włosach. Jeden z nich krzyknął i zaczął trzepać włosy, ale makaron z talerza napływał cały czas. Śmiesznie było, gdy sos ze spaghetti zaczął lecieć razem z makaronem do włosów bliźniaków. Gdy makaron zniknął z talerza chłopcy mieli na głowie więcej makaronu niż włosów. Wszystkie stoliki wpadły w śmiech. Kely i Lalya moim zdaniem śmiały się najgłośniej. Sky nawet się uśmiechnął. Ja za to wolałam uśmiechnąć się w myślach.
Bliźniacy mieli „wnerwione” twarze. Wstali od stolika i już wiem, że można było się ich bać. Mieli chyba ze dwa metry, a przez zbroje było widać, że byli umięśnieni. Wzieli ze stołu swoje hełmy i zaczęli podchodzić do naszego stolika z wściekłymi twarzami. Już myślałam, że stłuką nas na kwaśne jabłko. Gdy podeszli jeden z nich walną dłonią w stół aż mój talerz podskoczył, a cola się przewróciła i wylała. Patrzyli gniewnie na Kely i Lalye, a kątem oka patrzyli na mnie. Stali tak i jakby próbowali nas zabić wzrokiem, a Kely miała minę taką jakby starała się ich zamienić w kamień, a Lalya spoglądała raz to na mnie, raz na Kely lub na Dylana i Zacka.
-Coś się stało, chłopacy? – zapytała z ironią Kely
-Właśnie, nie smakuje wam spaghetti? – dogryzła Lalya
-Jeszcze tego pożałujecie, po tym ,co wymyślimy na was to się nie pozbieracie – powiedział jeden z bliźniaków machając palcem przed nosem Kely
-Już to widzę Zack, znów coś tandetnego jak to z perfumami ostatnio? Jeśli tak to nie mam się czego bać – odpowiedziała pewna siebie Kely
-Zobaczysz i to wkrótce – powiedział to Dyllan (czyli ten z pieprzykiem) i odeszli.
Dobra, lekko byłam przestraszona. Potrafili zrobić wejście i wyjście. Po krótkiej ciszy, gdy już słońce zaczęło zanikać i wyglądać jak wielka pomarańcz do naszego stolika podszedł sam Chejron.
Jego końska postać stanęła przede mną. Miał trochę wściekły wzrok.
-Co tam słychać Chejronie? – powiedział bez zmartwień Kely
-Coś się stało, a dokładniej to dwie rzeczy – powiedział to i można było widzieć, że się powstrzymuje od podniesienia głosu
-A co dokładniej? – dopytywała się Lalya
-Po pierwsze, będziecie miały wielkie kłopoty za takie zachowanie. Mówiłem wam gdy przybyłyście do obozu by nie używać swoich mocy wobec innych. Przymykałem oko na jakieś małe kawały, ale tego już za dużo! – teraz podniósł głos – Mogliście komuś zrobić krzywdę, nie będę się powtarzać. Więc kara będzie dla całego domku – teraz ja ze Skyem podnieśliśmy głowy ze zdziwienia – Tak, nie dziwcie się. To dlatego żeby wam też do głowy nie przyszło robienie czegoś takiego. A waszą karą będzie ee… obieranie ziemniaków z nimfami
-Co!? – teraz my wszyscy prawie że krzyknęliśmy
-To brzmi jak kara w wojsku! – powiedziała Kate błagalnym głosem – Może jeszcze będziemy myć latryny szczoteczkami do zębów!?
-Nie podawaj mi kolejnych pomysłów bo będziecie żałować – powiedział to i teraz się uśmiechnął ironicznie
-A ta druga sprawa? – zapytałam się z nadzieją
-A druga sprawa jest taka, że już dzisiaj się zobaczycie z Avril i resztą
-Resztą? Powiedziałeś, że ma być tylko Avril
-Wiem, ale to były niepewne informacje. Więc pół godzinny po kolacji idziecie na małą arenę ale tą drugą
-A gdzie ona jest?
-Ja ci pokażę – powiedziała Lalya
-Dobrze, czyli już wszystko wiecie. Pamiętajcie, że kara będzie i o niej nie zapomnę. A i życzę wam powodzenia
Ukłonił się nam na pożegnanie i poszedł do stolika gdzie siedział gruby facet w hawajskiej koszuli w fioletowe kwiaty, który popijał chyba wino ze złotego kielicha
-Super – powiedział Kely – pierwsze spotkanie z naszym nauczycielem
Komentarze
Zostaw komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Ekstra.Czekam na ciąg dalszy.
Bardzo fajne, ale jest dużo błedów ortograficznych i stylistycznych…
A, i jeszcze jedno – „zwierzę przedstawiciel” Hery to nie sowa, tylko paw. Sowę ma Atena
Kilka pomyłek i wgl. ale oprócz tego to jedno z moich ulubionych opowiadanek na blogu!! To miłe ze strony Sky’a że pomógł Jenne.
Super, ale zwierzę Hery to paw a nie sowa. Fajne porownanie do Gwiezdnych Wojen( chociaż przyprawiają mnie o mdłości), a i jeszcze jedno: cola była zakazana na terenie obozu.
Ale tak poza tym to fajowe!
Chłopcy mieli wielkie oczy. W końcu kilka małych makaroników tańczyło na talerzu. Chłopcy robili wielkie oczy. Ich oczy podążały za ruchem makaronu, więc śmiesznie to wyglądało.
Mały błąd i było ich jeszcze kilka, ale poza tym bardzo fajne opowiadanie.
Świetne opowiadanko, chociaż jest kilka błędów.
genialne