2. Kim jestem ?
Narzuciłem sobie ostre tempo treningu. Walcząc z dziećmi Aresa, które zawsze były gotowe do walki, można się było zajechać. Po dwugodzinnej walce poddałem się umazany krwią, potem i błotem. Zauważyłem Annabeth trenującą strzelanie z łuku koło jeziora. Szybko pobiegłem na drugi brzeg by się umyć i podpłynąć koło strzelnicy. Wynurzyłem głowę by przypatrzeć się treningowi Annabeth. Raz strzelała z pozycji stojącej, raz z przyklęku a raz z zaskoczenia gdy tarcze pojawiały się nagle bez ostrzeżenia. Gdy tak strzelała za każdym razem w środek wyglądała uroczo. Synowie Apolla co chwilę jej coś tłumaczyli czy pouczali. Byli strasznymi bufonami, ale strzelać umieli jak nikt. Wykończona córka Ateny, skończywszy trening podziękowała dzieciom Apolla za trening, siadła na plaży i odetchnęła z ulgą. Zacząłem się zastanawiać kiedy mnie zauważy, gdy spytała, beztrosko oglądając swój łuk :
– Długo tak będziesz się mi przyglądał, bo muszę iść się przebrać przed obiadem.
– Mi też miło cię widzieć.
Uśmiechnęła się, kryjąc rumieniec wykwitający na twarzy.
– Jak było na treningu? – Spytała
– Wiesz, dzieci Aresa nawet pod poduszką mają sztylet.
– Czyli dali ci wycisk?
– W sumie ja im też. – Przyznałem
– Tak, oczywiście.
– Za to ja widziałem jak ty strzelasz.
– I co podobało ci się? – Spytała sarkastycznie.
– Jak nic na świecie. – Odparłem beztrosko, po czym wyszedłem z wody całkiem suchy.
Annabeth spojrzała na mnie mrużąc oczy. Wytrzymałem to spojrzenie z uśmiechem na twarzy. Ona nie wytrzymała i też się uśmiechnęła.
– Czasami jesteś taki… taki…
– Jaki? – Spytałem spoglądając jej głęboko w oczy.
Uśmiechnęła się triumfująco i pobiegła do domku Ateny.
– Nigdy ich nie zrozumiem. – Pomyślałem bezsilnie i poszedłem się przebrać.
***
Na obiedzie siedziałem z Tysonem, który w czasie trwania obozu robił sobie wakacje po ciężkiej pracy u taty w podmorskich kuźniach.
– Wiesz co braciszku? – Spytał Tyson z ustami pełnymi ravioli nadziewanego pomidorowo-czosnkowym sosem.
– O co chodzi? – Spytałem nieco zaciekawiony, bo Tyson jeżeli już o coś się pytał to chodziło o coś konkretnego, np. o jakiś jego nowy wynalazek, który wymyślił i stworzył w czasie pracy z innymi cyklopami, który mam wypróbować.
– Zrobiłem nam sprzątaczkę do pokoju. – Oznajmił z uśmiechem.
Nieco skonfundowany spojrzałem na niego nie wiedząc co powiedzieć. W końcu jednak uświadomiłem sobie o co chodzi Tysonowi. Kiedy akurat był na obozie, to w naszym pokoju panował porządek – cyklopy nigdy nie pracują w bałaganie. Lecz kiedy wyjeżdżał z zadaniem od taty, pokój padał łupem istnego chaosu. Skarpetki można było spotkać na szafce z trofeami.
– Tyson to naprawdę coś. – Powiedziałem z prawdziwym przekonaniem.
– Naprawdę cieszysz się?! – Tyson spytał jakbym był jakimś ekspertem w dziedzinie spiżowych wynalazków do porządkowania pokoju.
– Tak Tyson. Naprawdę dzięki.
W odpowiedzi Tyson uścisnął mnie, lecz czułem jakby ktoś mnie wsadził do ogromnego imadła, które powoli zaciska się coraz mocniej. Gdy mnie wypuścił z objęć uświadomiłem sobie że jeszcze tylko kilka dni do pokazu fajerwerków na cześć Święta Niepodległości. W co się ubrać, jak się uczesać, jakie kwiaty dać Annabeth? Te pytania nieustannie przewijały się przez moją głowę.
– Percy! – Tyson wybudził mnie z tych medytacji nad uroczystościami 4 Lipca. – Jedz bo ci wystygnie.
Nie mając więcej ochoty na jedzenie, wrzuciłem je do ognia jako ofiarę dla bogów. Poszedłem do mojego domku by obejrzeć zawartość mojej szafy. Okazało się, że mam całkiem fajną bluzkę z napisem SEA RULEZ ! lecz w kilku miejscach widniały dziury pewnie po strzałach zbyt głęboko wbitych w napierśnik. Po kilku chwilach oglądania stwierdziłem, że w mojej szafie nie ma ubrania, które było by kompletne w stu procentach. Na każdym była albo szrama po cięciu mieczem, albo wypalona dziura, albo dziura po strzałach. Na ogół chodziłem w zbroi albo w podartych jeansach i równie obdartej koszulce. Każdy tutaj chodził podobnie ubrany bo ciągle się walczyło albo tarzało w piachu. Owszem, czasami się przebierałem jak na przykład przed obiadem, ale zmieniałem ubrania na równie podarte czy zniszczone co przedtem z tym, że czyste. Postanowiłem, że trzeba iść na zakupy.
***
Przedstawiłem mój pomysł Chejronowi, a on uznał, że w sumie sam miał jechać do miasta po kilka potrzebnych rzeczy jak ołówki, taśma czy papier ksero. Potrzebne one były mu do wywieszania na tablicy ogłoszeń różnych informacji np. o turniejach w stylu dawnych walk gladiatorów czy wyścigu rydwanów itp. Spytałem Silenę czy pomogłaby mi w zakupach. Bardzo entuzjastycznie zareagowała na tą propozycję oczywiście zgadzając się. Następnego dnia czekałem o 900 na Chejrona i Silenę koło Sosny Thalii, koło której drzemał nasz smok obronny. Po chwili nadeszli wraz z Argusem – szefem ochrony, który woził nas w razie potrzeby swoją rozklekotaną ciężarówką.
Weszliśmy do niej i ruszyliśmy stromym zboczem naszego wzgórza. Ciężarówka jakby płynęła nie potykając się o wyboje i wertepy. Zaciekawiony spojrzałem na Chejrona.
– Widzisz Pan D. zaczarował naszą ciężarówkę żeby jego dietetyczna pepsi nie wybuchała kiedy ją otwiera – Powiedział Chejron uśmiechając się z nad wielkiej brody.
Silena co chwilę mówiła mi do ucha, tak żeby Chejron nie słyszał, co Annabeth lubi, a czego nie w męskim ubiorze. Gdy weszliśmy do sklepu spodziewałem się kilku półek, paru stojaków z wieszakami i ewentualnie lustra. Zaskoczył mnie ogrom tego ,,osiedlowego sklepiku’’. Wszędzie były regały zapełnione ciuchami po sufit. Stojaki z wieszakami ciągnęły się nieskończenie w dal, a od szeregu luster zakręciło mi się w głowie.
– O bogowie… – Jęknąłem z rozpaczą w głosie.
– Chodź Percy. – Silena od razu wiedziała gdzie iść, orientując się w tym molochu jakby to był jej mały domek na obozie. Po kilku godzinach przymierzania i niekończącego się ciągu narzekań Sileny, że we wszystkim wyglądam dobrze i nie może się zdecydować co ma wybrać na ten wieczór, stwierdziłem, że wolałbym zejść jeszcze raz do Hadesu niż spędzić tu choćby minutę dłużej. W końcu wyczerpany bardziej niż może się wydawać wyszliśmy przed sklep gdzie czekał na nas Chejron. Spojrzał na ogrom toreb z ubraniami, które ledwo utrzymywałem i uśmiechnął się kwaśno jako, że on płacił za wszystko.
***
Wracaliśmy już do obozu gdy dosłownie przed furgonetką spadł meteoryt. Tak meteoryt, dobrze przeczytaliście. Zrobił niezłą dziurę w ziemi a furgonetkę odrzuciło w tył.
Wow, Silena i Percy na zakupach… Ciekawe 😀
Fajne,ekstra,tylko coś mi tu nie pasuje.Nie opisujesz chyba jak Percy.
No, no, no Percy na zakpach?! Fajnie! 😀 😛
Zgadzam się z pollyanną. Ale oprócz tego, opowiadanie super!
A ja zgadzam się z Korsyką i Pollyanną … Ale oprócz tego to byłoby fajnie… tylko że ja dokładnie rozumiem Percy’ego z tym przerażeniem w sklepie… dokładnie tak samo się czuję jak wchodzę do jakiegoś sklepu z ciuchami… ;P powodzenia Percy ;P
Super! Bardzo mi sie podoba! Herosowe!
Bardzo podobała mi się także kontynuacja Spizowego Smoka, napisana przez Vilk. To jedno z moich ulubinych opowiadań i szkoda, że nie ma dalszej części…
Pozdrowienia dla wszystkich!
Yyy… to mi tak jakoś nie pasuje do Glonomóżdżka… Według mnie Percy poszedłby w… właściwie w czymkolwiek. Ale to moje zdanie.
No cóż… Ludzie się zmieniają… Nie moja wina,:P a poza tym to nie jest opowiadanie Ricka Riordana tylko moje. Czekajcie na następną część, na pewno się ukaże. Tylko z jednym jest problem. Tą część przesłałem około 4-5 stycznia więc miesiąc szło…
Dziwię się, że się nie przewróciła. Podejrzewałem któregoś z bogów, lecz gdy zobaczyłem co wzięliśmy za meteoryt zaniemówiłem. W asfalt wbity był nieprzytomny nastolatek. Jego ciało okalały płomienie, jakby się palił, lecz ogień jakby ochraniał. Spojrzałem z przerażeniem na Chejrona lecz miejsce gdzie powinien stać jego wózek ziało pustką. Popatrzyłem przez przednią szybę i ujrzałem Chejrona, który wyciągał chłopaka z asfaltu i ciągnął go do samochodu nie bacząc na płomienie.
– Chejronie ! – Krzyknąłem – Co to jest ?!
– Nie co tylko kto. – Odpowiedział Chejron sapiąc z wysiłku – Pomóż mi !
Płomienie wokół chłopaka łaskotały, lecz nie parzyły. Wciągnęliśmy go na tylne siedzenia furgonetki.
– Zawieziemy go do Obozu. Może być ranny – Zadecydował Chejron zwracając się do Argusa.
– Myślisz, że on jest… – Spytałem.
– Tak. Myślę, że on jest herosem – Odparł poważnie Chejron
To ma być końcówka
fajna… i końcówka i całe opowiadanie
Ciekawe opowiadanie i intrygująca końcówka 😀
super