Zastanawialiście się jak to jest kiedy cały świat wywraca się wam do góry nogami? Normalna osoba zaczęła by narzekać: czemu mnie to spotkało? No i w ogóle. Tak zrobiłaby normalna osoba. Ja się do tej kategorii nie zaliczam.
Nazywam się Justyna Kamińska, mam 12 lat. Tak, tak. Pochodzę z Polski. Nie mam pojęcia dlaczego ludzie na świecie tak nienawidzą tego kraju. Jak dla mnie jest całkiem fajny. Wróć… był całkiem fajny, do momentu kiedy musiałam przeprowadzić się z mamą do Nowego Jorku. Dlaczego? Bo w Polsce nie było już szkoły, z której by mnie nie wyrzucili.
Widzicie, sprawa jest taka, że w szkole kiedy byłam młodsza zawsze przydarzały mi się jakieś dziwne historie. Raz na lekcji języka polskiego omawialiśmy mitologię grecką. Pani wzięła mnie do odpowiedzi. Pewnie miała ochotę wstawić mi kolejną jedynkę, no ale na szczęście mitologia była moją mocna stroną. Właściwie jedyną mocną stroną… No ale wracając do tematu. Pani Bielicka ( bo tak się nazywała ) wzięła mnie do odpowiedzi. Tak się trafiło że musiałam opisać Hades. No zaczęłam wałkować jej co tylko wiedziałam. Po opisaniu królestwa, zaczęłam wymieniać potwory tam mieszkające. Gdy tylko wypowiedziałam słowo: piekielny ogar, wielki pies z czerwonymi oczami wtargnął do klasy. Najlepsze było to, że pani nawet się nie przejęła. Ona nawet chciała go pogłaskać, ale kiedy pies zaczął mnie gonić i ujadać za mną zębami, zaczęła krzyczeć. To, że ganiał za mną wielki pies nie było dla mnie aż tak dziwne, jak to że sekundę później wszystko wróciło do normy. Nawet nie wiedziałam jak to się stało. Kiedy zapytałam panią gdzie się podział ten piekielny ogar wysłała mnie do psychologa. Powtórzył mi diagnozę, którą inny lekaż wystawił mi kiedy byłam w przedszkolu. Stwierdził u mnie ADHD. Po dalszych badaniach okazało się że mam także dysleksję.
Najdziwniejsza była reakcja mojej mamy kiedy się o tym dowiedziała. Zachowywało się jakby to było oczywiste.
Czekajcie… wy jeszcze nie znacie mojej mamy…
No to czas ją poznać.
Nazywa się Katarzyna Kamińska. Jest świetna. Po niej odziedziczyłam długie blond loki. Jesteśmy do siebie podobne, ale tylko z charakteru. Z wyglądu prawie jej nie przypominam. Ona ma piękne, czysto niebieskie oczy, natomiast moje są zielone. Rysy twarzy mamy zupełnie inne. Ale za to, cięty języczek po niej odziedziczyłam. Widzicie, ja i mama posiadamy taki charakter, że nigdy nie dałybyśmy sobą ,,pomaiatć”. Przecież nie będę niczyim sługusem prawda? Zawsze mam swoje zdanie i się go trzymam, nawet jeśli inni są temu przeciwni. Tak sama jest moja mama. Właśnie jej charakter sprawił że to w niej zakochał się mój tata.
Jaki on jest? Ba! Pytajcie mnie. Nigdy go nie widziałam. Nawet na fotografii. Nigdy mnie nie odwiedził ani nic.
Kiedy zapytałam o niego mamę, powiedziała mi że to palant, i że dobrze, że się nie pokazuje bo chyba by go zabiła. Wiecie, zrobił dziecko i się zmył. Kiedy miałam 10 lat, mama dostała od niego list. Była w nim bransoletka. Mama po przeczytaniu tego listu dała mi ją i powiedziała, żebym nigdy jej nie zdejmowała. Tak zrobiłam. Może i mój tata był mi obcy, ale chciałam mieć po nim jakąś pamiątkę. Żebym pamiętała jak mnie skrzywdził.
Właściwie to list, był drugim powodem naszej przeprowadzki. Mama nie chciała, żeby ojciec zjawił się w naszym domu osobiście, zaczęła wiec szukać pracy. Myślałam że znajdzie jakąś w innym mieście, no albo w ostateczności w innym kraju. Nie sądziłam, że drużyna pływacka z Nowego Jorku zaproponuje jej miejsce w składzie. Ach… nie wspominałam, że mama jest pływaczką. Nie jest jakoś szczególnie znana, ale potrafi świetnie pływać. Z resztą ja też. To ona mnie nauczyła.
Ale wracając do tematu. Spakowałyśmy walizki i pojechaliśmy. No bo mogliśmy zrobić jeżeli oferta była tak wspaniała. Zaproponowali nam przytulne mieszkanko na Manhattanie, mama dostała stałą pracę, a miałam zagwarantowaną dobrą szkołę. Kto by się nie zgodził?
Oczywiście problem stanowił język angielski. Ja się miałam fajnie, bo w szkole już się go uczyłam i nawet sporo umiałam. Mama musiała zapisać się na szybki kurs. Właściwie poszłyśmy obie. Może i umiem się wysłowić po angielsku, no ale zawsze można troszkę ,,podrasować język”. Więc po dwutygodniowym kursie mogłyśmy wyjechać i zacząć wszystko od nowa. Czy się wahałyśmy? Nie!
Początki w nowym mieście były ciężkie. Potrzebowałyśmy pół roku, żeby się w pełni zaaklimatyzować. Teraz już jest w miarę dobrze. Mam nowe koleżanki. Mama rozwija swoją pływacka karierę. Pełna sielanka.
Oczywiście nie, to by nie było moje życie, gdyby wszystko tak zostało.
Sprawy zaczęły się komplikować miesiąc przed zakończeniem szkoły. Dokładnie w najgorszy dzień w moim życiu. Mianowicie w dzień w którym o 16.25 miałam skończyć dwanaście lat.
Wyciągałam właśnie podręcznik z mojej szafki (w polskich szkołach nie ma szafek, wiec na początku strasznie się nią ekscytowałam), kiedy podszedł do mnie Trick Anserwoon. .
Widzicie, Trick to mój najlepszy przyjaciel. Jest nawet w tym samym wieku tylko on ma urodziny za miesiąc. Ma piękne niebieskie jak niebo oczy, ciemne gęste włosy i smukłą twarz. Jest świetnie zbudowany. Kaloryfer na brzuchu idealnie komponuje się z jego bicepsami. Oczywiście nie jest napakowany jak paker na siłowni. Porostu jest lekko umięśniony. Na dodatek jest szczupły i wysoki.
– Hej – powiedział swoim głębokim, a zarazem delikatnym głosem.
– Cześć Trick – odpowiedziałam uśmiechając się do niego. – Co słychać?
– Dobrze a u ciebie?
– Za chwile mamy sprawdzian z matematyki. Nie powiedziałabym, że u mnie też jest dobrze.
– O nie! – krzyknął – Na śmierć zapomniałem!
Chwycił się za głowę i począł nią machać. Trick miał ten sam problem co ja. Musiał go dobrze napisać, żeby zdać do następnej klasy. Znając mnie to było niemożliwe żebym dostała z niego pozytywną ocenę. Z resztą on także. Pod tym względem byliśmy do siebie podobni.
Właściwie nie tylko pod tym. Tak samo Jak ja, Trick miał dysleksję i ADHD. Właśnie dlatego się zaprzyjaźniliśmy. Wiecie, rozumiemy się nawzajem.
– Nie przejmuj się – powiedziałam. – I tak wylecimy z tej szkoły. Czy zdamy matematykę czy nie.
Trick westchnął ciężko. To że wyleci ze szkoły nie było dla niego nowością. Właściwie dla mnie też. Pierwszy raz wyleciałam w wieku 8 lat. Teraz mam 12 lat, a ze szkoły wywalali mnie już 7 razy. W jednej wytrzymałam 2 miesiące, w następnej 1,5 i tak dalej. O ile dobrze pamiętam tylko raz udało mi dotrwać do końca roku szkolnego. Właściwie Yancy Academy, była drugą szkołą, w której dałam radę. Może to dlatego, że była to szkoła dla dzieci z problemami. Nauczyciele patrzyli na moje występki łagodniej, ale kiedy razem z Trick’iem wysadziliśmy sale chemiczną w powietrze, uznali że ,, nie ma dla nas miejsca w Yancy Aademy”.
Zadzwonił dzwonek. Uczniowie zaczęli schodzić się do klas.
– Chodźmy – powiedziałam do Tricka – Jak się spóźnimy, jeszcze będziemy musieli siedzieć w kozie.
Pokiwał głową i ruszyliśmy do sali. Po kilku minutach przyszedł jakiś nauczyciel. Pierwszy raz widziałam go na oczy. Był wysoki i potężnie zbudowany. Ogółem mógłby uchodzić za normalnego nauczyciela, ale jego twarz… przerażała mnie. Miał czarne, bujne włosy, które opadały mu na jego oczy, w kolorze czystej, nieskalanej ziemi. Pod oczami miał ciemne cienie. Wyglądał tak, jakby nie spał przez tydzień.
Otworzył klasę i wpuścił nas do środka. Kiedy koło niego przeszłam, poczułam się dziwnie. Biło od niego chłodem i pachniał ziemią. Dziwne. Poszłam na tył klasy i usiadłam w ławce. Ciągle jeszcze się trzęsłam, na wspomnienie tamtego uczucia. Trick usiadł koło mnie.
– Hej – powiedział – Nic ci nie jest?
W jego głosie słychać było troskę.
– Nie. Po prostu dziwnie się poczułam, kiedy przeszłam koło tego faceta.
Trick zesztywniał nagle. Spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałam strach. Więc nie tylko ja to poczułam, pomyślałam. Trick chciał mi coś powiedzieć, ale rozległ się głos tamtego faceta.
– Nazywam się profesor Header – powiedział głębokim, przerażającym głosem. – Będę was uczył matematyki. Jakieś pytania?
Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale uniosłam w górę rękę.
– Co się stało z panem Rodriges? – zapytałam i natychmiast pożałowałam że się odezwałam.
Pan Header spojrzał na mnie takim wzrokiem, że miała ochotę zwiać do domu i schować się pod łóżko.
– Panna Kamiszka jak mniemam. Profesor musiał wyjechać z miasta w trybie natychmiastowym. Ja zajmę jego miejsce do końca roku. A teraz proszę otworzyć zeszyty. Zajmiemy się lekcją.
Powiedział to takim tonem, że nikt nie miał ochoty zadawać więcej pytań. Nauczyciel odwrócił się i napisał na tablicy temat. Przez moją dysleksje nie umiałam go przeczytać, wiec postanowiłam poczekać kiedy go powtórzy. Siedziałam tak i czekałam, kiedy ktoś rzucił we mnie papierkiem. Tym kimś był Matthew Deymon. Najgorszy palant w całej klasie. Ba! W całej szkole. Nikt go nie lubi. Właściwie to wszyscy się go boją. Wysoka pozycja jego tatusia sprawia, że przez nauczycieli jest nietykalny, wiec może znęcać się nad wszystkimi ile mu się rzewnie podoba.
– Co jest Justin? – zapytał szczerząc się do mnie głupio. – Stęskniłaś się za swoim ukochanym nauczycielem? Biedaczka. Pewnie zastępował ci ojca, skoro twój cię nie chciał.
– Odczep się Matthew.
– O! Jaka groźna. Trafiłem w czuły punkt?
Skupiłam się na moich dłoniach. Nie chciałam żeby ten palant wyprowadził mnie z równowagi. Zawsze tak robił. Kiedy chciał mnie wkurzyć, przypominał mi, że nawet mój ojciec mnie nie chciał.
– Nie słyszałeś – syknął Trick – Powiedziała, żebyś się odczepił.
– Jak miło. Sierota broni sieroty. Jesteście do siebie tacy podobni. Oboje zostawieni przez ojców. Przykre.
Trick nie wytrzymał i rzucił się ma Metthew’a z pięściami. Chciałam coś zrobić, ale nagle jakaś potężna dłoń, złapała Trick’a za ramię.
– W mojej klasie nie będzie żadnych bójek – powiedział pan Header, stojąc nad moją ławką. – Anserwoon na zewnątrz.
– Ale proszę pana! – krzyknęłam – To nie była jego wina!
– Masz rację Kamiszka. Ty też pójdziesz ze mną.
– Ale….
– Bez dyskusji! – powiedział władczym tonem i pociągną mnie i Trick’a w stronę drzwi. W miejscu gdzie mnie trzymał czułam ból. Zanim zostaliśmy wypchnięci na korytarz, zdążyłam jeszcze zobaczyć zadowolony uśmiech Metthew’a.
Nauczyciel zamknął drzwi. Stwierdziłam że może załagodzę troszkę sytuację jak mu wszystko wytłumaczę.
– Proszę pana to naprawdę…
Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ pan Header uderzył mnie w twarz z taką siłą, że poleciałam na szafki. Uderzyłam tyłem głowy o metalowe obramowanie i upadłam na ziemię. Poczułam jak coś mokrego spływa mi po karku. To była krew…
– Justin! – krzyknął Trick, ale i on został ogłuszony przez nauczyciela potężnym kopniakiem w klatkę piersiową. Mój przyjaciel opadł bezwładnie na ziemię i próbował złapać oddech.
Spojrzałam na nauczyciela… który nie był już nauczycielem. Zmienił się w wielkiego jaszczurko-węża, o dwóch głowach. Jego oczy świeciły się niczym świece. Zaczął pełzać w moja stronę, a spod jego łusek wychodziły mrówki. Przypominał mi potwora z mitologii greckiej. Amfisbena – matka mrówek.
– To niemożliwe… – szepnęłam.
Potwór pełzł w moją stronę coraz szybciej. Nie wiedziałam co mam robić. Myślałam że to moje ostatnie chwile w moim życiu więc dotknęłam mojej bransoletki. Żałowałam, że nie dane mi było poznać ojca. Chociaż raz chciałam się do niego przytulić i powiedzieć mu jak za nim tęskniłam.
Poczułam, że po policzku spływa mi łza. Cholera. Rozkleiłam się… Jeszcze raz dotknęłam bransoletki. Kiedy przejechałam palcem po wygrawerowanym na niej wzroku stało się coś dziwnego. Bransoletka zmieniła się w wielki połyskujący miecz. Stałam i gapiłam się nie niego ja głupia, ale nagle w ostrzu zobaczyłam odbicie potwora. Był strasznie blisko. Nie wiedziałam co mam robić więc zamachnęłam się mieczem. Kiedy otworzyłam oczy na podłodze leżała kupka pyłu. Miecz wypadł mi z ręki.
Podbiegłam go Trick’a i postawiłam go na nogi.
– Nic ci nie jest – spytałam drżącym głosem.
– Nie… – powiedział – Co się stało?
– Nigdy nie uwierzysz! Nauczyciel zmienił się w….
Przerwałam bo Trick zesztywniał nagle i wpatrywał się z przerażeniem w jakiś punk za mną. Odwróciłam się i krzyknęłam. Kupka popiołu, który został po potworze, zaczęła się unosić. Podzieliła się na dwa wiry, które zaczęły przybierać kształt węża. Jaszczurkowata głowa zaczęła się rozczepiać na dwie. Chwilę potem przede mną stały dwie Amfisbenny. Sycząc zaczęły pełznąć w naszą stronę. Nie mieliśmy żadnych szans. Trick objął mnie w tali. Spojrzałam w jego oczy i przytuliłam się do niego. Zamknęłam oczy i czekałam na śmierć.
Nagle rozległ się dziwny dźwięk. Usłyszałam świst koło ucha, a chwilę później drugi. Syczenie potwora ustało. Zrobiło się dziwnie cicho.
– Już nie żyjemy? – zapytałam Trick’a
– Nie wiem.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam leżące na ziemi ciała potworów. W każdej z głów widniała drewniana strzała. Obróciłam się i zobaczyłam za nami dwie dziewczyny, z uniesionymi w górę łukami. Mały na sobie pomarańczowe koszulki i dżinsy. Jasne włosy miały związane w warkocze. Za dziewczynami stała jeszcze jedna dziewczyna. Miała piękne blond loki i szare oczy. Ubrana była w białą bluzkę i dżinsy. Trzymała za rękę ciemnowłosego chłopaka w zielonej bluzce. Patrzyli na wszystko z obojętnym wyrazem twarzy. Tak jakby już nieraz widzieli takie starcia. Dziewczyny z łukami zaczęły iść w naszą stronę. Poczułam mrowienie na ręce. Moja bransoletka wróciła na mój nadgarstek. Wypuściłam z objęć Trick’a i potarłam napis. W mojej ręce wyrósł miecz.
– Nie zbliżajcie się do nas! – krzyknęłam.
Dziewczyny nawet się mną nie przejęły. Pewnym krokiem szły przed siebie. Myślałam że mnie zaatakują, ale one tylko przerzedły obok i stanęły przed truchłem potwora.
– Amfisbena. Nie rozpada się w pył przez zaklęcie chroniące. Chyba że zostanie przecięta na pół. Ale wtedy ożywa i rozdwaja się. Trzeba ją spalić, żeby się nie odtworzyła.
Chłopak o ciemnych włosach podszedł do dziewczyny. Miał piękne zielone oczy. Takie jak moje. Spojrzał z niesmakiem na potwora.
– Nie mam zapalniczki – powiedział.
Obejrzał się za siebie, ale pozostałe dziewczyny pokręciły przecząco głową. Westchnął ciężko.
– Ja mam – powiedział Trick. – Wziąłem ją mamie, żeby nie mogła dzisiaj palić. Nie chce żeby dostała raka.
Podał chłopakowi zapalniczkę.
– Dzięki – powiedział i rzucił ją dziewczynie z łukiem. – Jestem Percy Jackson.
– Nazywam się Trick Anserwoon – odrzekł podając mu rękę, po czym wskazał na mnie – To jest Justyna Kamińska.
Uśmiechnęłam się do niego. Przez trzy miesiące uczyłam go wymawiać moje imię i nazwisko. Opłaciło się.
Percy spojrzał na mnie.
– Dziwnie się nazywasz.
– Wiem. Pochodzę z Polski. Mów mi Justin – zaproponowałam i podałam mu rękę.
Kiedy mnie dotknął zesztywniał. Spojrzał w moje oczy i zrobił dziwną minę. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Blondynka podbiegła do nas.
– Percy – powiedziała – co się …
Zamarła patrząc mi w twarz. O co im chodziło? Wyskoczył mi jakiś pryszcz czy co?
Chłopak puścił moją dłoń i cofnął się kilka kroków w tył. Blondynka zakryła dłonią usta.
– To niemożliwe… – wyszeptała.
– Jesteś pewna Annabeth? – zapytał – Spójrz na jej twarz.
– Ale to by oznaczało…
– Weźcie chłopaka i cofnijcie się – rozkazał.
Jego czy wpatrywały się we mnie. Widziałam w nich niedowierzanie pomieszane ze wściekłością. Co ja mu zrobiłam? Dziewczyny z łukami chwyciły Trick’a za ręce pociągnęły w stronę chłopaka. Patrzyłam jak mój najlepszy przyjaciel próbuje z nimi walczyć ale nie dawał sobie rady.
– Puszczajcie! – wrzeszczał.
Nic nie pomogło. Wszyscy stanęli jakieś pięć metrów za Percym.
Nie wiedziałam co mam robić. Stałam sama w szkolnym korytarzu, a przede mną stał chłopak z dzikim wyrazem twarzy. Włożył ręce do kieszeni i uśmiechnął się.
– No – powiedział. – Zobaczmy czy się mylę.
Z początku nic się nie wydarzyło. Na korytarzu było cicho… za cicho. Nagle rozległ się dziwny dźwięk. Jakby… woda płynąca wzdłuż rur. Dźwięk narastał, aż z umywalki wyleciał wielki strumień wody. Nie zdążyłam zareagować, a strumień walnął mnie w twarz.
– No dalej – powiedział Percy. – Pokaz co potrafisz.
Kolejny strumień wody. Uskoczyłam w bok, ale woda poleciała za mną. Zakryłam się rękami czekając na kolejny cios… ale nic takiego się nie wydarzyło. Otwarłam oczy i zobaczyłam strumień wiszący tuż nade mną. Zaczęłam opuszczać ręce, ale wtedy woda zaczęła się zbliżać. Podniosłam je jeszcze wyżej a strumień się oddalił. Wstałam powoli trzymając dłonie w górze.
– No brawo – powiedział Percy. – Dobrze ci idzie.
Dobrze mi idzie? To ja to robiłam? Nie mogłam to uwierzyć. Opuściłam jedną rękę. Woda dalej stała w miejscu. Spojrzałam na Percy’ego. Patrzył na mnie i uśmiechał się. Poczułam wściekłość. Zaatakował mnie. Odepchnęłam rękę w jego kierunku i strumień popędził na niego. Chłopak nawet nie drgnął. Uśmiechnął się tylko szerzej. Spojrzał na wodę, a ta zatrzymała się dwa metry od niego i wróciła powrotem do kranu.
Percy patrzył jak woda znika w umywalce, a następnie odwrócił się do mnie i znowu uśmiechnął. Podniósł palec i wskazał na mnie. Nie… nie na mnie… Coś nade mną.
Podniosłam głowę i zobaczyłam zielony hologram wirujący nad moją głową. To coś wyglądało ja trójząb…
– Witaj siostrzyczko – powiedział chłopak podchodząc do mnie.
– Siostrzyczko? – pisnęłam.
Ja nie miałam rodzeństwa. Byłam jedynakiem.
– Znasz się troszkę na mitologii greckiej? – spytał nagle. – Bogowie greccy ciągle zakochują się w mitach w śmiertelniczkach prawda? Mają z nimi dzieci. Herosów.
Nie wiedziałam o co mu chodzi. Czemu mi to mówił? Przecież to tylko zwykłe wymysły ludzi.
– Tak. – powiedziałam – Czytałam mitologię.
– A więc słuchaj mnie uważnie Justin. Jesteś herosem. Pół bogiem tak jak ja, Annabeth, Alice, Jena i Trick. Ten hologram na twoją głową… wiesz co to było? Trójząb. Symbol władzy Posejdona. Uznał cię za swoją córkę. Jesteś jego dzieckiem. Jesteś moją siostrą…
Zemdlałam.
***
Poczułam czyjąś dłoń na swoim czole. Otworzyłam oczy i oślepił mnie blask słońca.
Zamrugałam. Kiedy już ciemne plamy znikły mi z przed oczu, zobaczyłam Trick’a stojącego nade mną. Uśmiechał się.
– Hej – powiedział – Już ci lepiej?
Usidłam na łóżku. Głowa mi pękała.
– Głowa mnie boli…- wymamrotałam. – Miałam dziwny sen… Ty w nim byłeś… taka blondynka, brunetka i jeszcze taki jeden dziwny koleś. Wmawiał mi że jestem jego…
Zamilkłam bo zobaczyłam że na oknie siedział ciemnowłosy chłopak. Przypominał chłopaka z mojego snu… O kurczę! To był chłopak z mojego snu!
– Wreszcie się obudziłaś – powiedział uśmiechając się.
Zeskoczył z parapetu i zaczął iść w moją stronę.
– Nie zbliżaj się! – wrzasnęłam i chwyciłam lampę stojącą na stoliku.
Stanęłam na łóżku wbijając się w kąt. Chłopak zatrzymał się i uniósł w górę ręce w błagalnym geście.
– Proszę odłóż to – powiedział. – To antyk. Nie będzie miło jeśli Pan D. się dowie, że ją stłukłaś….
Nagle drzwi otwarły się z hukiem. Przestraszyłam się i upuściłam lampę. Spadła na poduszki.
W progu stał niski i gruby mężczyzna. Miał ciemne włosy, które mieniły się na fioletowo i czerwony nos. Ubrany był w szeroki dres w tygrysie cętki. Spojrzał na mnie załzawionymi oczami.
– Kolejna gwiazdeczka Posejdona? – powiedział. – Świetnie… Nie wystarczy że muszę znosić tego przebrzydłego Jacksona…
Pojrzał na Percy’ego.
– O! – zawołał udając zdziwienie. – Nie widziałem że tu jesteś.
Percy uśmiechnął się krzywo, kiedy mężczyzna wszedł do środka. Facet stanął koło mojego łóżka i wziął do ręki lampę. Śmierdział winem.
– Możesz mi powiedzieć co ty chciałaś z nią zrobić? – zapytał.
– Chciałam go nią uderzyć – odpowiedziałam wskazując palcem na chłopaka.
Facet uśmiechnął się do mnie.
– Wiecie co? – zapytał – Polubiłem ją. Jestem dyrektorem obozu. Mów mi Pan D.
– Zaraz… jakiego obozu? – zapytałam.
– Obozu Herosów – odezwał się czyjś głos. Spojrzałam na drzwi i zobaczyłam… O rany! Zobaczyłam konia. To znaczy pół konia. No pół człowieka.
Chodzi o to że od pasa w dół był koniem, a od pasa w górę mężczyzną z brązowymi lokami i brodą. Najgorsze jest to, że wiedziałam co to za stwór. To był centaur… i pochodził z mitologii!
– Chejronie – powiedział Pan D. – Musisz mi przerywać?
– Znając ciebie, tylko byś ją wystraszył – powiedział Chejron.
– Ja przynajmniej wyglądam jak człowiek!
I zaczęli się kłócić. Percy podszedł do mnie powoli, pokazując że nic mi nie zrobi.
Kiedy już doszedł do łóżka usiadł na nim.
– Od kiedy Chejron skurczył w praniu ulubioną koszulę Pana D., oboje stali się nie do zniesienia. Bez przerwy się kłócą. Jak stare małżeństwo.
– Hej – krzyknął Pan D. – Kogo nazywasz starym?
Percy uniósł w górę ręce w obronnym geście.
– Nikogo proszę pana – powiedział szybko – To tylko taka metafora.
– Ale bardzo trafna – stwierdził Chejron.
– Ty się nie odzywaj, ty koński zadzie! – wrzasnął Pan D. – Jesteś taki stary…
I kłótnia zaczęła się od nowa. Przez okno widziałam dzieciaki stojące na podwórku. Stały i słuchały jak dwójka facetów wrzeszczą na siebie. Niektóre z nich po chwili uciekały do domków, bojąc się że Pan D. usłyszy ich głośny śmiech.
– To jakiś dom wariatów – powiedziałam.
Chłopak uśmiechnął się i spojrzał na moją bransoletkę.
– Kiedy mi powiedzieli, że jestem herosem tez tak myślałem. Z czasem przywykniesz. Chcesz żebym ci wszystko wytłumaczył?
Nie wiedziałam czy chce. Z jednej strony byłam ciekawa tego świata. A z drugiej bałam się że jak wyjdę z tego pomieszczenia to pożałuję. Oczywiście, jak to ja, dokonałam głupiego wyboru.
– Tak – powiedziałam i zeszłam z łóżka. Percy wyprowadził mnie i Trick’a na zewnątrz.
Kiedy opuściłam dom omal nie opadła mi szczęka. Przede mną stało mnóstwo dziwnych domków, ustawionych w prostokąt. Każdy maił nad drzwiami jakiś symbol: sowę, błyskawicę, kociołek, czaszkę i takie różne. Były pomalowane na różne kolory. Niebieski, zielony różowy… Totalny obłęd. Między domkami biegały dzieci w pomarańczowych podkoszulkach. Niektóre po prostu grały w berka, inne walczyły na miecze, strzelały z łuku, a jeszcze inne jeździły konno. Wszystko tętniło życiem.
– W domkach mieszkają herosi – powiedział Percy. – Każdy domek ma przypisanego boga. Jeżeli dziecko jest określone zamieszkuje w domku, któremu patronuje rodzic. Tam dalej jest arena na której herosi szkolą się do walki z potworami. Obok jest boisko do siatkówki i las. A jeśli chcesz iść ponurkować, albo popływać kajakami, to tam jest ocean.
Wskazał ręką na ledwo widoczny kawałek błękitu.
– A ty mieszkasz w którym domku?
– Tam. Domek numer trzy.
Wskazał na długi masywny domek, zbudowany z chropowatego szarego kamienia. Z ścian wystawały muszelki i koralowce. Domek był tajemniczy, a zarazem piękny.
– Teraz to również twój domek.- powiedział chłopak – Może wejdziesz?
– Mogę? – zapytałam.
Percy się zaśmiał.
– Jasne że możesz. To twój nowy dom. Nie musisz pytać o pozwolenie.
Mój nowy dom. Zawsze chciałam mieć własny domek. To było moje marzenie. Nie sądziłam, że tak szybko się spełni.
Już chciałam iść w stronę domku, gdy nagle podbiegł do nas jakiś chłopak. Miał jasne włosy, niebieskie oczy i dziwnie chytry uśmiech.
– Hej Trick – powiedział próbując załapać oddech. – Potrzebujemy twojej pomocy. Jeden z chłopaków od Hefajstosa wynalazł jakieś urządzenie napędzane piorunami. No ale nie ma burzy. Wiesz, może mógłbyś coś na to poradzić. W końcu jesteś synem Zeusa.
Szczeka mi opadła. Nie mogłam w to uwierzyć. Mój najlepszy przyjaciel był synem Zeusa. Według mitologii greckiej Zeus był panem niebios i tak jakby królem bogów. Próbowałam otrząsnąć się z szoku.
– Zeusa? – zapytałam .
– Tak Justin. – odpowiedział Trick. – Jakieś dwa dni temu tata mnie uznał. Sam nie mogłem w to uwierzyć. To takie..
– Zaraz, zaraz – przerwałam mu. – Dwa dni temu?! To ile ja byłam nieprzytomna?
– Jakieś trzy dni – powiedział Percy.
– O nie! – krzyknęłam – Mama pewnie się martwi! Odchodzi od zmysłów! Dostane szlaban jak wrócę do domu!
– Nie martw się – uspokoił mnie Percy. – Zawiadomiłem twoją mamę o wszystkim. Ucieszyła się, że nasz tata cię uznał. Nie chciała tego dłużej przed tobą ukrywać.
– To ona wiedziała? – zapytałam.
– Wiesz co? Chodź do domku. Tam ci wszystko na spokojnie wytłumaczę.
Cały dzień przesiedziałam w domku (który był całkiem uroczy, ale opiszę go kiedy indziej) i słuchałam opowieści o tym niezwykłym Obozie Herosów. Okazało się, że moja mama nie mogła mi powiedzieć, że jestem herosem, bo gdybym się dowiedziała kim jestem, potwory znalazły by mnie i zabiły. Percy opowiedział mi o Olimpie i o bogach. Nawet opowiedział mi o naszym tacie. Kurcze… naszym. To było takie dziwne mieć brata. Chociaż Percy był całkiem w porządku. Dowiedziałam się że mój tato jest jednym z bogów Wielkiej Trójki (czyli: Zeus, Hades i Posejdon). Dzieci tych bogów były bardzo potężne. Posiadały wielką moc, co zresztą Percy mi udowodnił.
Najlepsze było to że Percy i ja, jesteśmy do siebie strasznie podobni. On tez dowiedział się wszystkiego kiedy miał 12 lat i także chodził wtedy do Yancy Academy. Nawet tak samo jak ja trafił do obozu prawie nieprzytomny. To chyba było przekleństwo dzieci Posejdona.
Brat opowiedział mi o wielkiej wojnie z tytanami i o tym jak uratował świat. Oczywiście wtedy nie mieszkaliśmy w Nowym Jorku. To było dwa lata temu.
Wieczorem poszliśmy razem na kolacje. Poznałam zwyczaje panujące w obozie. Panowała w nim miła atmosfera. Czułam się jak w domu.
Po kolacji poszłam nad ocean i usiadłam na pomoście. Patrzyłam w tafle wody i rozmyślałam o moim życiu. To wszystko było takie… odlotowe! Byłam córką Posejdona, władcy mórz i oceanów. Miałam brata, który był potężnym herosem. Uratował świat. Znalazłam nowy dom, w którym nie musiałam się ukrywać. I dalej mogłam się kumplować z Trickiem. Wszystko było takie wspaniałe. Mój świat wywrócił się do góry nogami a ja uważałam to za odlotowe. Mówiłam że nie jestem normalna.
Wstałam i uniosłam głowę do gwiazd.
– JESTEM HEROSEM !!!! – krzyknęłam tak głośno, że pewnie usłyszał mnie cały świat.
Spojrzałam na ocean. Był taki piękny nocą.
– Jestem herosem – powtórzyłam szeptem.
– Owszem jesteś – powiedział ciepły, męski głos za mną.
Będzie CD? Uważaj na błędy.
SUPEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEERRRRRRRRRRRRR!!!!!!!!!!!!!!!
Nie dziwię się, czemu wygrałaś! I gratulacje!
Będzie cd?
Genialne, po prostu brak mi słów.
Noooooo, po prostu SUPOER!!!! Brak mi słów żeby to opisać
poprawka- SUPER
Dzięki . Wiecie że ja jeszcze niczego nie wygrałam ?
A co do CD to zobaczymy ile osób będzie chciało żebym kontynowała to opowiadanie
Gratulacje.Prosze pisz dalej.
Błagam napisz cd! (padanakolana)
Plisss napisz cd, proooszę
Super 😀 Wielki „+” za nazwisko
musisz pisać dalej bo jak nie… *wygraża pięścią w uśmiechu* 😛
SUUUUUPER!!! Będą kolejne części? Proooooszę!!!!!!!!!! To takie świetne opowiadanie;p
daj dalsze części. Tak na marginesie to jest najlepsze opowiadanie które wygrało
Słuchajcie co powiecie jeżeli napiszew te opowiadanie, ale oczmi Percy’ego. Planmuj pisać ciąg dlaszy po ostatnim Olimpijczyku i pomyślałam, że wklpepie te postacie to tego opowiadania. Co myślicie o tym pomyśle?
myślę, że ten pomysł jest SUUPER. Pisz dalej kochana, naprawdę masz talent 😉
naprawdę świetne
naprawdę świetne
genialne