Szłam z Percym przez obóz. Jak się tego spodziewałam wszyscy już wiedzieli co stało się w łazience. To była sensacja. Nowy chłopak w niewyjaśniony sposób zalewa wodą Clarisse. Zresztą nie tylko ją. Ja też byłam cała mokra. Po tym jak oprowadziłam go po obozie, poszliśmy z powrotem nad jezioro.
– Muszę się pouczyć – powiedziałam – Obiad jest o siódmej trzydzieści. Idź jeść razem z innymi.
Marzyłam o tym żeby jak najszybciej przebrać się w suche ubrania.
– Annabeth, przepraszam za toalety. – powiedział.
– Daj spokój.
– To nie była moja wina.
Spojrzałam na niego. ,,To nie była moja wina”, jasne, to ja zmoczyłam siebie i zalałam całe łazienki.
– Powinieneś porozmawiać z Wyrocznią.
– Z kim?
– Nie z kim. Z czym. Wyrocznią. Pogadam z Chejronem.
Chłopak spojrzał na taflę jeziora. Zrobił wielkie oczy, a potem podskoczył z przerażenia. Kto boi się najad? Uśmiechnęły się do niego, a potem mu pomachały. Zrobił to samo.
– Nie zachęcaj ich – powiedziałam. – Najady to okropne flirciary.
Lepsze od nich są jedynie córeczki Afrodyty, ale tego to on już nie musiał wiedzieć.
– Najady. Wystarczy. Chcę do domu.
– Czy ty nic nie rozumiesz, Percy? Ty jesteś w domu. To jedyne na ziemi bezpieczne miejsce dla dzieci takich ja my.
– Masz na myśli dzieci z zaburzeniami umysłowymi?
– Mam na myśli nie-ludzkie dzieci. W każdym razie niezupełnie ludzkie. W połowie ludzkie.
– W połowie ludzkie, a w połowie co?
– Myślę, że wiesz.
– Bogowie – powiedział – W połowie jesteśmy bogami.
Kiwnęłam głową. Wreszcie wszystko zaczęło do niego docierać.
– Twój ojciec nie umarł, Percy. Jest jednym z Olimpijczyków.
– To…. wariactwo.
– Doprawdy? Co najczęściej robią bogowie w tych starych opowieściach? Bez przerwy zakochują się w śmiertelnikach i mają z nimi dzieci. Myślisz, że w ciągu ostatnich tysiącleci zmienili obyczaje?
– Ale to są tylko…. Ale skoro wszystkie te dzieciaki tutaj są w połowie bogami…
– Półbogami, jeśli już – przerwałam mu – Herosami. To oficjalny termin. Albo istotami półkrwi.
– A kto jest twoim tatą?
Zacisnęłam palce na balustradzie. Nie lubiłam opowiadać o mojej rodzinie. Oni nigdy mnie nie rozumieli. Zawsze byłam dla nich jakimś mutantem…
– Mój ojciec jest wykładowcą w West Point. Nie widziałam go, od dzieciństwa. Uczy historii Stanów Zjednoczonych.
– Jest człowiekiem.
– Że co? Myślałeś, że tylko bogowie interesują się śmiertelniczkami? – oburzyłam się. – Co ta seksizm!
– Kto w takim razie jest twoją mamą?
– Domek sześć.
– Czyli?
Wyprostowałam się. To był dla mnie zaszczyt mieć taka matkę.
– Atena. Bogini mądrości i wojny.
– A moim tatą?
– Nie wiadomo. Mówiłam ci, że jesteś nieokreślony. Nikt nie wie.
– Z wyjątkiem mojej mamy. Ona wiedziała.
– Może nie, Percy. Bogowie nie zawsze ujawniają swoją tożsamość.
– Mój ojciec by ujawnił. On ją kochał.
Zrobiło mi się go żal. Spojrzałam na niego ukradkiem. Nie chciałam go dobijać. Niestety prawda była smutna…
– Może masz rację. Może on da jakiś znak. To jedyny sposób, żeby poznać prawdę: rodzic musi przysłać jakiś znak, uznać cię za swoje dziecko. Czasem to się zdarza.
– Znaczy czasami nie?
– Bogowie są zajęci. Mają mnóstwo dzieci i nie zawsze… Wiesz, czasami wcale się nami nie przejmują, Percy. Mają nas w nosie.
– Czyli utkwiłem tu na dobre? Tak? Na resztę życia?
– To zależy. Niektórzy spędzają tu tylko lato. Jeśli jesteś dzieckiem Afrodyty albo Demeter, to zapewne nie jesteś zbyt potężny. Potwory mogą cię omijać, więc czasem wystarczy kilka miesięcy treningu w lecie, żeby przeżyć resztę roku w świecie śmiertelników. Ale dla niektórych z nas opuszczanie obozu byłoby zbyt niebezpieczne. Zostajemy na cały rok. Na zewnątrz przyciągalibyśmy potwory. One nas wyczuwają. Przychodzą żeby z nami walczyć. Zazwyczaj nie przejmują się nami, dopóki nie dorośniemy na tyle, żeby sprawiać kłopoty – to znaczy do jakiś dziecięciu albo jedenastu lat. Ale potem większość herosów albo dostaje się tutaj, albo ginie. Nielicznym udaje się przeżyć w świecie śmiertelników i zazwyczaj zostają sławni. Uwierz mi, znasz większość nazwisk, które mogłabym wymienić. Niektóry nawet nie zdają sobie sprawy, że są półbogami. Ale tych jest bardzo, bardzo mało.
– Potwory nie mogą się tu dostać?
– Nie. Chyba, że ktoś je celowo wstawi do lasu albo wezwie w specjalny sposób.
– Po co ktoś miałby wzywać potwora?
– Dla treningu. Albo dla żartu.
To już się zdarzało…
– Żartu? – zapytał
– Chodzi o to, że granice są tak zapieczętowane, żeby nie wpuszczać do środka śmiertelników ani potworów. Ludzie patrząc z zewnątrz nie zobaczą w tej dolinie nic szczególnego: kolejna plantacja truskawek.
– A ty… ty jesteś całoroczna.
Potaknęłam. Wyciągnęłam spod koszulki mój rzemyk z paciorkami. Pięć lat już siedzę na tym obozie i co roku dostaję jeden z paciorków. Był tam jeszcze pierścień… pierścień od mojego ojca…
– Jestem tutaj, odkąd skończyłam siedem lat. Zawsze w sierpniu, w ostatnim tygodniu letniego trymestru dostajesz paciorek za przeżycie kolejnego roku. Jestem tu dłużej niż większość grupowych, a oni wszyscy są starsi.
– Czemu przyjechałaś tak wcześnie?
Ścisnęłam w palcach pierścień.
– Nie twoja sprawa.
Aha. – chyba go uraziłam bo przez chwilę nie odzywał się – Więc… – powiedział – mógłbym sobie stąd pójść w tej chwili, gdybym miał ochotę?
– Byłoby to samobójstwem, ale tak, za zgodą Pana D. albo Chejrona. Tylko, że oni nie dadzą ci tej zgody do końca letniego trymestru, chyba że…
– Chyba że?
– Wyślą cię na misję. Ale to się rzadko zdarza. Ostatnim razem…
To nie była miła historia. Biedny Luke…
– Jak byłem chory, a ty karmiłaś mnie tym budyniem…
– Ambrozją.
– Niech będzie. Pytałaś mnie o przesilenie letnie.
Bingo! Wyprostowałam się.
– A więc ty coś wiesz?
– No… właściwie nic. Jeszcze w szkole podsłuchałem jak Grover i Chejron rozmawiali o mnie. I Grover wspomniał coś o letnim przesileniu. Powiedział coś w tym styl, że nie mamy dużo czasu, bo to jest ostateczny termin. Co to znaczyło?
A niech to! Ze zdenerwowania zacisnęłam pięści. On też nic nie wiedział.
– Też chciałabym wiedzieć. Chejron i satyrowie wiedzą, ale nie chcą mi powiedzieć. Coś niedobrego dzieje się na Olimpie, coś bardzo niedobrego. Jak tam byłam ostatnio, wszystko wydawało się całkiem normalne.
– Byłaś na Olimpie?
– My, kilkoro całorocznych – Luke, Clarisse, ja i jeszcze kilka osób- jeździmy tam na wycieczkę w zimowe przesilenie. To czas wielkiej narady bogów.
Pamiętam ostatnią wycieczkę. Olimp to coś cudownego. Kiedyś jak będę starsza, no i oczywiście przeżyje zaprojektuje tam coś. Jakiś ołtarzyk dla Ateny albo coś innego. Zostawię tam swój ślad. To moje marzenie.
– A… jak wy się tam dostajecie? – powiedział
– Koleją z Long Island, oczywiście. Wysiada się na Penn Stadion. Idzie do Empire State Building, a potem windą na sześćsetne piętro. Ty jesteś z Nowego Jorku, prawda?
– Oczywiście.
– Tuż po naszej wizycie pogoda zrobiła się dziwna, jakby bogowie zaczęli bić się między sobą. Podsłuchałam rozmowy satyrów. Ale wszystko, czego udało mi się domyślić, to że coś zostało ukradzione. I jeśli nie zostanie zwrócone do przesilenia letniego, to będzie kłopot. Kiedy przybyłeś, miałam nadzieję… To znaczy Atena jest w niezłych stosunkach z prawie wszystkimi z wyjątkiem Aresa. No i ciągle rywalizuje z Posejdonem. Ale to nieistotne, myślałam, że będziemy współpracować. Myślałam, że ty coś wiesz.
Pokręcił przecząco głową.
– Muszę dostać misję – mruknęłam – Nie jestem za młoda. Gdyby powiedzieli mi o co chodzi…
Zaburczało mu w brzuchu.
– Idź już. Ja później dojdę. Muszę pomyśleć.
Popatrzał jeszcze na mnie i poszedł.
Postanowiłam nie martwić się na razie sprawą Olimpu. Zbliżała się Bitwa o sztandar. Musiałam jeszcze raz sprawdzić mój plan.
Poszłam do domku i przebrałam się z wilgotnych ubrań.
– Annabeth? Co ci się stało ? – zapytał jeden z moich braci.
– Oprowadzałam nowego po obozie.
– Och. A więc to prawda o tych łazienkach?
– Szybko się rozeszło… Ale tak, to prawda. Wysadził toalety.
– Nie mogę się doczekać kiedy rodzic go uzna. Ciekawe kto to…?
– Zastanawiałem się nad tym, ale nic mi nie przychodzi do głowy.
– Wiesz, po tym incydencie myślę, że jest synem jakiegoś ducha morskiego.
– Może… zobaczymy. A teraz chodź, czas na obiad.
Poszliśmy razem z innymi dziećmi Ateny na wspólny obozowy posiłek. Siedliśmy przy stoliku numer 6. Rozejrzałam się za Percym. Siedział przy stoliku numer 11 – stoliku Hermesa. Niedaleko niego siedział Luke. Chejron uderzył kopytem o posadzkę, a wszyscy zamilkli.
– Zdrowie bogów – powiedział z uniesioną do góry szklanką.
Zrobiliśmy to samo.
– Zdrowie bogów!
Jedzenie zostało podane. Zamówiłam w szklance napój truskawkowy i wypiłam za moją matkę. Wzięłam trochę jedzenia na talerz i podeszłam do ogniska. Wrzuciłam do ognia kawałek mięsa.
– To dla ciebie Ateno… mamo – szepnęłam i wróciłam na miejsce.
Po jakiś 10 min. Chejron znowu zastukał kopytem o posadzkę. Pan D. wstał z ciężkim westchnieniem.
-Tak. – powiedział – Myślę, że powinienem się przywitać. A więc witam się. Chejron, nasz koordynator zajęć, mówi, że w najbliższy piątek mamy kolejne zdobywanie sztandaru. Obecnie trofeum jest w posiadaniu domku numer pięć.
Clarisse i jej rodzeństwo zaczęli wiwatować. Przeklęty domek Aresa. Plan był nasz, ale to oni zgarnęli oklaski. Jak zawsze.
– Osobiście – powiedział Pan D. – mało mnie to obchodzi, ale gratuluję. Informuję was ponadto, że mamy od dziś nowego uczestnika obozu. Nazywa się Peter Johnson.
Chejron szepnął coś do niego. Pan D. zawsze to robi. Nigdy nie pamięta imion obozowiczów (no chyba, że jest się jego dzieckiem). Oczywiście udaje, że ich nie pamięta. On jest bogiem i zawsze wszystko wie. Niestety.
– Aha – powiedział.- Nazywa się Percy Jackson. Zgadza się. Hip Hip hurra i w ogóle. A teraz marsz na wasze głupie ognisko. Jazda!
Odpowiedzieliśmy radosnymi okrzykami, po czym poszliśmy na ognisko. Razem z dziećmi Apolla śpiewaliśmy piosenki. Wszyscy rozmawiali. Rozejrzałam się po obozowiczach. Znalazłam go. Percy siedział na ławce. Był zamyślony, ale uśmiechał się pod nosem. I ja się uśmiechnęłam. Pierwszy dzień zawsze jest trudny. Musi być mu ciężko, ale wydawał się szczęśliwy. Wtedy jeszcze nie widzieliśmy jaki los nas czeka. Wspólny los…
Boskie, herosowe!
Cuuudne, no i oczywiścia herosowe!
Yyy… nie obraź się, ale przepisujesz książkę. Ktoś chyba już poprzednio zwrócił na to uwagę, ale powtórzę: poprosimy więcej jej własnych odczuć, myśli, skojarzeń, opisów itd., wtedy może być bardzo ciekawie.
ffaaaaajneee.
fajne, ale zgadzam się z Arachne
Świetne =] ja nie mam żadnych zastrzeżeń =] pisz dalej albo uduszę 😛
Fajne, ale brakuje mi przemyśleń Annabeth. 😉
I tak jest fajne Jak mówiłam moje ulubione , czekam na następną część 😀
Arachne przepraszam, że jest tak mało opisów, ale wasze uwagi doszły do mnie po wysłaniu tych części. Obiecuję sie poprawić. 😉
świetne! i oryginalne jak na mój gust możesz też częściej przekręcać imiona, to jest zabawne i nie myśl, że sobie z ciebie żartuję, to mi się naprawdę podoba. jest cos powaznego i niespodziewanie się usmiechasz, to naprawde mile;D
Ekstra.Czekam na więcej.
obiektywnie to za mało opisów i przemyśleń ze strony annabeth ale pomysł fajny
Genialne!Dialogi nieco inne niż w książce ale bardzo mi się podoba
super,super,super,super. naprawde jak juz mowilam jedno z najlepszych:) ciągle mi w głowie siedzi prący wiesz ?
super to jest