Z dedykacją dla wszystkich fanów Percy’ego!!!
——————————————————————–
23 września 2010, Nowy Jork
Mamo!
„Mamo”…nawet nie wiesz, jak obce jest mi to słowo. Przez całe moje życie nie widziałam Cię ani razu, a jednak staram się ukryć żal… nie potrafię żywić do Ciebie nienawiści, nie wiedząc, co zmusiło Cię do odejścia.
Kiedyś wyobrażałam sobie, że ktoś Cię ścigał i uciekłaś od nas, aby móc nas chronić. Zapewne nic takiego nigdy Cię nie spotkało… i ciągle ciśnie się pytanie „Dlaczego…?” Nie ma dnia, żebym nie wymyśliła nowego usprawiedliwienia dla Ciebie, jednak rzeczywistość brutalnie pokazuje mi, jak bardzo się mylę i dziecinnie się zachowuję.
Nie wiem, ile razy pytałam o Ciebie ojca. Wiem, że zawsze unikał odpowiedzi…
Ale tęsknię, z każdym dniem coraz bardziej… jak właściwie można tęsknić za czymś, czego się nie zna? Najwyraźniej można.
Codziennie widzę matki z dziećmi, a przed oczami pojawisz mi się właśnie TY. Najgorsze jest to, że Twoja twarz zawsze jest schowana pod kapturem lub zwyczajnie zamazana…
Na papier spadła ciężka łza, rozmazując równe rządki liter. Przetarłam oczy, chcąc odzyskać ostrość widzenia, utraconą przez napływające do oczu łzy goryczy i żalu.
Cholera…znowu się rozkleiłam. Nigdy wcześniej nie płakałam z byle powodu.
A tak przy okazji. Jestem Cleo Paine. Mam czternaście lat. I…dobra, dowiecie się później.
Otoczyłam ramką list, którego miałam nigdy nie wysłać, i zatrzasnęłam leżący na kolanach gruby zeszyt. Obrzuciłam spojrzeniem nieco wyblakłą okładkę, którą tak dobrze znałam: Łąka, chmurki, puchate owieczki i kilka nieudolnie narysowanych przeze mnie kwiatków.
Szybko przekartkowałam zeszyt, zerkając tylko na daty. Nad pierwszym wpisem widniała data z 1 lutego 2005…wtedy jeszcze mieszkałam w Północnej Dakocie. Nad Devils Lake, czyli Jeziorem Diabłów.
Potem ojciec dostał propozycję pracy tutaj, w Nowym Jorku. Wyprowadziliśmy się od babci i zostaliśmy w tym głupim mieście na stałe.
Pewnie myślicie teraz, że to ja jestem świrnięta. No bo przecież tyle osób marzy o mieszkaniu w NY…ale mi tutaj po prostu nie odpowiada. Nie potrafię się tutaj znaleźć. Może i okolice Devils Lake nie były zbyt przyjazne. Ale tam przynajmniej była babcia. A teraz jestem tylko z ojcem, który ma mnie gdzieś.
Odepchnęłam się stopami od biurka i na obrotowym fotelu podjechałam do mojej mini – toaletki, którą dostałam od ojca na trzynaste urodziny. Ta. Myśli, że jak kupi mi drogi prezent, to odbębni całą sprawę.
Wymacałam pod koszulką podłużny kształt i wyciągnęłam srebrny łańcuszek, na którym zawieszony był szarobrązowy kluczyk. Wcisnęłam go do małego zamka w szufladce i szybkim ruchem przekręciłam. To tutaj chowałam wszystko to, co było dla mnie najcenniejsze.
Poszperałam chwilę i wyciągnęłam pokaźnych rozmiarów okrągłą szkatułkę z subtelnymi wyżłobieniami. Odkryłam wieczko.
Na granatowej tkaninie spoczywała para okrągłych kolczyków, z których zwieszały się nieregularne, błyszczące kamienie, i podobnej formy naszyjnik.
Drżącymi palcami ujęłam jeden z kolczyków, i podnosząc do lustra wzrok, przyłożyłam go do ucha.
Nie wspominałam, że nie lubię swojego wyglądu. Mam krótkie (nieco za ucho) wiecznie rozwichrzone, mlecznobiałe włosy, jak u albinosa, duże, ciemne oczy, prosty nos, usypany mikroskopijnymi piegami, i jasną, prawie że przezroczystą cerę.
Ideał piękna, nie?
Jednak połyskujące perłowym blaskiem kolczyki świetnie się wkomponowały. Nagle zapragnęłam je założyć, pochwalić się nimi całemu światu. Powstrzymałam się jednak i…aa. Przecież wy nie wiecie, jak było z tymi kolczykami i naszyjnikiem.
Wtedy, kiedy się przeprowadzaliśmy, ojciec pakował do samochodu walizki, a ja siedziałam z babcią w kuchni. W pewnym momencie, wyciągnęła coś spod swetra i wcisnęła mi to do ręki, mówiąc: „To należało kiedyś do twojej matki. Powinnam dać Ci to później, ale już więcej się nie zobaczymy”. Spytałam ją, czy znała moją matkę, i skąd wie, że już się nie spotkamy. Ona odpowiedziała: „Twoja matka była piękną kobietą. I kochała noc. A jeśli chodzi o to…takie rzeczy się wie, kochanie.”
Próbowałam się dopytać, ale ona tylko szepnęła, żebym nic nie mówiła ojcu i bezceremonialnie odprawiła mnie do samochodu. Rzeczywiście, nie zobaczyłyśmy się więcej. Umarła rok później, a ojciec nawet nie pojechał na jej pogrzeb, nie mówiąc już o mnie.
Tak więc nie mogę ich założyć, bo ojciec jest dzisiaj w domu i będzie się dopytywał. A skoro naprawdę należały do mamy…zachowam je dla siebie.
Za oknami było już ciemno. Codziennie, o tej porze, przypominają mi się słowa babci. Że ona lubi noc.
Z zamyślenia wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi.
– Proszę – krzyknęłam.
Drzwi otworzyły się, a ojciec wetknął głowę do środka.
– Cleo. Masz gościa.
– Teraz? – zdziwiłam się – o tej porze?
Podreptałam posłusznie za ojcem. W przed pokoju czekała jakaś nieznana mi dziewczyna. Wyglądała na jakieś piętnaście, może szesnaście lat. Kiedy tylko mnie zobaczyła, ruszyła w moim kierunku z wyciągniętymi rękoma. Cofnęłam się, speszona, a ojciec zniknął za drzwiami swojej pracowni.
Dziewczyna widząc moje zmieszanie, zatrzymała się z uśmiechem.
– Cleo Paine. Wreszcie Cię znalazłam. – wyszeptała, akcentując każde słowo.
– Yyy… – jakoś nie mogłam wydusić z siebie nic innego.
Dziewczyna zaśmiała się melodyjnym, dźwięcznym śmiechem. „Muszę ci wszystko wyjaśnić” – powiedziała – „Tam jest twój pokój?” – stwierdziła bardziej niż zapytała i ruszyła na górę, zostawiając mnie ogłupiałą na środku pokoju. W końcu powlokłam się za nią. Zastałam ją przy mojej toaletce, oglądającą biżuterię. Kurczę! Zostawiłam ją na wierzchu.
Podbiegłam do niej i ze sztucznym uśmiechem schowałam szkatułkę do szuflady. Niepewna jej zamiarów, ustawiłam się tak, by zablokować dostęp do skrytki. Ta, nic sobie z tego nie robiąc, powiedziała:
– Selenit. Całkiem ładne.
– Co?
Przekręciła oczami.
– S-e-l-e-n…m…e…Qurka! Selenit!
Popatrzyłam na nią jak na wariatkę. Miałam zadać następne pytanie, kiedy ona walnęła się dłonią w czoło.
– Na Zeusa! Gdzie moje maniery!
– Co powiedziałaś?
– Gdzie moje maniery…?
Pokręciłam głową.
– Nie. To wcześniej.
– Yy…na Zeusa może?
– No chyba tak.
Zachichotała krótko i odgarnęła jasne kosmyki opadające na czoło.
– Przedstawię się najpierw, ok.? – powiedziała, po czym stanęła na baczność. – Jestem Blair Lafferty. Córka Apolla z rocznika ’95.
Wlepiłam w nią głupkowate spojrzenie.
Świruska, wariatka czy niepełnosprawna umysłowo?
Powstrzymałam się od zadania tego pytania.
Blair znowu się zaśmiała i usiadła z impetem na moim fotelu. Odjechała na drugi koniec pokoju.
– Oj. – powiedziała, tłumiąc chichot. – już wracam.
Podjechała bliżej, usadowiła się wygodnie i zaczęła mówić.
– Ok. Teraz jest mi wygodnie. Ty też możesz usiąść – dorzuciła. Zdębiała, przycupnęłam na krawędzi łóżka. -Dobra. Znasz mity greckie?
Wreszcie jakiś sensowny temat!
Zaczęłam wyliczać jej antycznych bogów i potwory. Kiedy byłam przy hydrze i lwie nemejskim, zatkała mi dłonią usta.
– Ciii…zamknij się. Takim jak my nie wolno tego robić.
– Ty na mnie nie cichaj w moim własnym domu! Co chcesz…
– Powiedziałam: zamknij się. Dotarło?
Powiedzmy, że dotarło.
Dziewczyna chyba to zrozumiała, bo kontynuowała.
– To tak…widzę, że znasz. Chciałam ci powiedzieć, że to wszystko istnieje: potwory, bogowie, a na przykład Olimp jest na sześćsetnym piętrze Empire State Building. Zdzi…
– Wiedziałam! – przerwałam jej w pół słowa. – Wiedziałam! Kiedyś myślałam, że widziałam minotaura. Taka paskuda z rogami i w białych gaciach – dodałam.
Blair potrząsnęła głową.
– Wszystko zepsułaś!
– Co?
– Zepsułaś! Cały dramatyzm szlag trafił! Miałaś być potężnym niedowiarkiem, rzucającym się na ziemię i startującym z pięściami! Nawet aparat naszykowałam! – poszperała w skórzanej torebeczce, po czym wyciągnęła z niej aparat na kliszę i pomachała mi nim przed oczami.
Prychnęłam pogardliwie.
– Chcesz tym robić zdjęcia? – spytałam, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy.
Zarumieniła się, wymruczała coś bliżej niezrozumiałego i złapała mnie za nadgarstek. Pociągnęła mnie do drzwi.
– Dobra. Jedziemy do Obozu.
– Jakiego Obozu?
Odwróciła się, uśmiechając tajemniczo.
– Do Obozu Herosów. To jedyne miejsce, gdzie będziesz bezpieczna.
– Aha. – Mruknęłam. (Pewnie dziwicie się, że nie latałam po pokoju i nie wrzeszczałam „Pomocy! Porywacz!”) – ty już zejdź, ja coś tylko wezmę…
Potaknęła i zbiegła po schodach, a ja dopadłam do szuflady, ponownie wyciągnęłam szkatułkę i wrzuciłam ją do kieszeni.
Już wtedy coś mi mówiło, że jej zawartość kiedyś się przyda.
W końcu już nigdy miałam nie wrócić do domu.
Takie rzeczy się wie, prawda?
Fajnie się zaczyna… Ta Cleo to chyba córka Nyks, nie?
A Blair ma charakterek… Już ją lubię
Dziękuję Maggie ;D
Na razie nie będę zdradzała pochodzenia Cleo. Zobaczycie później ;]
„Ty na mnie nie cichaj w moim własnym domu!”- to jest zarąbiste, moja koleżanka też tak mówi
Już polubiłam obie dziewczyny!
ahhh… gratuluje talentu. czeka na dalsze losy cleo. dzieki za dedyk haha. :PP
Świetne! Też już lubię obie dziewczyny!
Świetne, ale było by lepsze gdybyś używała mnie spacji 😉
super
fajne
Ahh…jeśli chodzi o te spacje, to wina mojej nieuwagi. Źle sformatowałam plik i masz ;[
Super boskie
Świetne. I super się zaczyna.
Wgl masz super styl pisania.
Oby tak dalej!
Extra. Naprawde dobre.
Dziękuję wam. ;D
Wow , po przeczytaniu tego stwierdzam , że to jest boskie .Jesteś niesamowita 😀
To chyba córka selene?
A opowiadanie boskie!!!
super