Trwały przygotowania do zawodów. Każdy z obozów pracował ciężko. Widocznie każdemu zależało na zwycięstwie. A graliśmy o złote gatki.
Dosłownie! Jakiś heros z tamtego obozu powiedział organizatorom abyśmy grali o złote gatki. Że jak zabawa to na całego. Podejrzewam, że było to dziecko Hermesa. Potrzeba nam takiego relaksu przed prawdziwą walką jaka toczy się za granicami obozu. Był drugi dzień przygotowywań i jutro startujemy. Zapisałam się tylko do siatkówki, a Chejron zadecydował, że mam brać udział także w bitwie o sztandar. Głównie ćwiczyłam szermierkę. Chejron wymyślił jeszcze wyścigi rydwanów. Nareszcie dzieci Hefajstosa mają się na czym wykazać. Obóz przeciw obozowi. Nieźle. Tego jeszcze nie było. Szczerze mówiąc uważam, że to będzie mieszanka wybuchowa. Dwa różne obozy. Jedni z najsilniejszych herosów. I jedna walka. Wiem, może dramatyzuję, ale to normalne. Chyba.
-Alice, podaj mi młot. Ten największy. Alice!
-No co ?!
-Znowu się zamyśliłaś, a ja potrzebuję młot.
-Ten, Rick?- podałam mu to co chciał.
Byliśmy właśnie w kuźni dzieci Hefajstosa. Gorąco jak w piekle, ale jakoś wytrzymywałam. Wszędzie co chwilę buchał ogień. Ricka i kilku innych wybrano na tworzenie nowego rydwanu. Przyjaciel pokazywał mi różne sztuczki jakimi możemy zaskoczyć przeciwników. Rick był w swoim żywiole.
-Ja muszę już iść Rick. Zobaczę jak idzie Mee.
-A czym ona się zajmuje?-zapytał.
-Strategią w czasie bitwy o sztandar. Pomagają jej przedstawiciele domów. Na razie. Skończycie to do jutra?
-Jakże inaczej.
Uśmiechnęłam się na pożegnanie i wyszłam. Po drodze zobaczyłam przygotowywania obozu z Europy. Marco trenował z jakimś młodszym od siebie, chyba synem Hermesa. Dzieci Apollo ćwiczyły strzelanie z łuku. W końcu doszłam do naszej bazy głównej. Mea wraz z innymi omawiali przedarcie się przez obronę przeciwników.
-Nie wiemy kogo wystawią. Przygotujcie się na pułapki. Oni mają takie same szanse jak my. W bitwie bierze udział każdy przedstawiciel domku plus dodatkowo dziesięć osób. Ograniczymy się do jednej osoby z domku Afrodyty, dobrze Ashley? Ashley!
Dziewczyna, do której mówiła Mea właśnie piłowała paznokcie. Emma zaczęła zgrzytać zębami, a inni pomrukiwali. Ja tylko wywróciłam oczami.
-Mów dalej.- powiedziałam do Mee.
-Ty Alice musisz wziąć tyły. Obronę. Zgadzasz się?
-Ty tu rządzisz. A kto idzie na atak?
-Kilku od Hermesa, dwója dzieci Ateny. W pobliżu strumienia na drzewach będą dzieci Apollo.
-Chodźcie potrenować.- powiedział chłopak od Hermesa.
Poszliśmy na stadion. Ja trenowałam z Meą. Zauważyłam Kevina na bieżni, który robił swój kolejny rekord.
-Chodźmy do niego.- powiedziałam.
-Nie powinnyśmy mu przeszkadzać.
-E tam. Chyba się nie obrazi.
Właśnie kończył ostatnie okrążenie. Ja z Meą stałyśmy na mecie.
-Masz.- Mea rzuciła mu butelkę z wodą.
-Nieźle ci idzie. – powiedziałam.- Ile w ogóle biegniecie?
-Dwa kilometry.- odpowiedział zasapany.
Nagle zobaczyłam na trybunach Marco. Tym razem był sam. Był cholernie tajemniczy. To strasznie irytujące, a zarazem zaciekawiające.
-Alice chodź ćwiczyć.
-Teraz w siatkówkę zagramy, ok?
-Jasne.
-Zaczekajcie na mnie, doprowadzę się do porządku i zagram z wami. Ktoś musi ci dokopać.
-Nie masz szans.
-Kevin, Alice rozliczycie się na boisku.- zakończyła Mea.
Kevin poszedł do domku Hermesa, a ja z moją przyjaciółką na boisko. Było osiem osób. Wzięłyśmy piłki i zaczęłyśmy odbijać. Po chwili doszedł Kevin. Po krótkiej rozgrzewce zaczęliśmy robić składy. Sędzią była Rosalinda.W przeciwnej drużynie była Mea, Jeffrey, Martin, Churchie, Erin i dziewczyna, której nie znałam. Ja byłam z Kevinem, Orsayem, Ronem, Peterem i brakowało nam jednego. Mieliśmy widownie więc postanowiłam zapytać czy ktoś nie chce zagrać. Zobaczyłam przy okazji Marco, który znów mi się przygląda swoimi tajemniczymi oczami.
-Może ja?- zapytała Lisa i wyszła z tłumu.
-No to mamy komplet. – powiedział Kevin. – Zaczynajcie.
I rzucił im piłkę. Serwowała ta nieznajoma. I muszę jej przyznać, że ma siłę w rękach. Kevin poradził sobie z odbiorem i wyprowadziliśmy atak. Ja zakończyłam akcje, zdobytym punktem. Znów popatrzyłam w kierunku gdzie stał Marco. Nadal tam był i dalej jak gdyby nigdy nic patrzył wprost na mnie. Nie zniechęciło go nawet moje przeszywające na wylot spojrzenie. Tym razem Kevin serwował i zdobył punkt.
Nareszcie mogę zagrać z godnymi sobie przeciwnikami. Grałam bez zarzutów. Owszem, straciłam kilka punktów, ale to normalne. Nie da się grać idealnie. Marco cały czas obserwował. Ani na chwilę nie spuścił ze mnie wzroku. Mecz skończył się wynikiem 3:2 dla nas.
-Zaraz wracam.- powiedziałam do Kevina i podeszłam do Marco.
-Nieźle grasz.-powiedział.
-Dzięki.
-Jak idą wam przygotowywania?
-Robisz wywiad?- zapytałam uśmiechnięta.
-Można tak powiedzieć.
-Kogo ty właściwie jesteś synem?- zapytałam, lecz odpowiedzi się nie doczekałam, ponieważ jakiś heros z Europy zawołał Marco.
-Już idę!- powiedział i zwrócił się do mnie.- Do zobaczenia przy strumieniu!
Poszedł, a ja wróciłam do przyjaciół.
-Czego od niego chciałaś?- zapytała mnie Lisa.
-Nic. Tylko porozmawiać. Zabronione?
-To wróg.- powiedział Kevin.
-Te zawody to tylko zabawa. Ogólnie to jesteśmy sprzymierzeńcami, więc musimy zawierać ze sobą kontakty. Jasne?
-Alice ma racje. – zgodziła się ze mną Mea. – A poza tym gramy tylko o złote gacie.
-Gdzie jest Azyl, Alice?
-Po lesie biega. Znalazł przyjaciół. Po kolacji idę z nim na spacer, idziecie też?
-Nie dam rady.- powiedziała Mea.- Muszę pomyśleć nad obroną.
-Ja nie wiem. Może.
-Chodźcie powłóczyć się jeszcze na plaży. Przed kolacją. Mamy czas.- powiedziała Mea.
-Ja odpadam teraz. Idę poszukać Azyla.
-Na razie!- pożegnali mnie przyjaciele i ruszyłam w stronę lasu. Gdzieś tam powinien być.
Lubię być czasami sama. Taki odpoczynek. Jak najbardziej potrzebny. Mogę o czymś na spokojnie pomyśleć. Oczywiście Chejron zabrania włóczenia się po lesie samemu, ale muszę odpocząć od gwaru. Szłam tak przez piętnaście minut rozmyślając o wszystkim. Głównie o przyjaciołach. O herosach z Europy. O Marco. Usiadłam na pniu drzewa. Zza koron drzew przebijały się blade, ostatnie promienie słońca. Padały wprost na mnie. Była nieogarnięta cisza. Słyszałam dokładnie swój oddech. Jakiś ptak przeleciał nad głową. W tej części lasu jeszcze nie byłam. Nie zapuszczaliśmy się tu w czasie bitwy o sztandar, bo nie było takiej potrzeby. Gdzie był Azyl? Kolacja pewnie się już zaczęła.
-Pięknie tu.- powiedział ktoś za mną.
Odwróciłam się i ujrzałam Marco. I koniec samotności.
-Śledzisz mnie?- zapytałam.
-Zauważyłem, że cię nie ma na kolacji, więc postanowiłem cię poszukać.
-Widziałeś mojego psa?
-Niestety nie.
Usiadł obok mnie. Poczułam chłód bijący od niego.
-Kim ty właściwie jesteś?
-Jestem herosem z Europy. Synem Hadesa.- powiedział.
-Teraz by się zgadzało.- mruknęłam.
Wiedziałam kogo mi przypomina. Spotkałam już osobę podobną do niego na Olimpie. Ale jestem głupia. Czemu się od razu nie połapałam?
-A ty?
-Co ja?
-Kim ty jesteś. Nie pasujesz do żadnego z bogów. Miodowych oczów nie ma nikt. Kronos miał podobne. Ale on miał złote. A to nie to samo.
Uśmiechnęłam się. Ile razy to słyszałam.
-Jestem pełnokrwistym człowiekiem. Zwykłym, a zarazem niezwykłym. Fajnie, co nie?
Patrzył na mnie jak na idiotkę.
-Nie wierzysz?
-Jesteś zbyt dobra na to by być człowiekiem.
-Nie doceniacie ludzi.- powiedziałam z niesmakiem. Nie znoszę dyskryminacji.
-Nie, nie chciałem abyś to tak odebrała. Chodzi mi o to, że to jak walczysz, czy grasz w siatkówkę. To niewiarygodne. A poza tym. Obóz wasz chyba jest chroniony przed śmiertelnikami. Czy nie tak ?
-Mówiłam ci, że jestem inna. To dla nas dalej wielka tajemnica, dlaczego tu jestem. Jedno jest pewne. Nie prosiłam się o to.
-Całkowicie cię rozumiem.
Spojrzał na zegarek.
-Chodźmy już. Późno jest. Zaraz zaczną nas szukać. Azyl sam dojdzie.
-Skąd wiesz jak się mój pies nazywa?
-Popytałem i poznałem.
-A gdzie w ogóle mamy teraz iść?
-W lewo. Wiesz, że nie zapuszcza się w strony gdzie się nie było. A szczególnie w nocy.
-Zapamiętam sobie.
I tak ruszyliśmy w stronę domków opowiadając o wszystkim i o niczym. Jutro wielki dzień. Początek zawodów.
Jak dla mnie super. Tylko ta jej reakcja na do że Marco jest synem Hadesa mi nie pasuje. Jest jakaś dziwna. Ale może tylko mi się wydaję?
Ale pisz dalej. Opowiadanie jest świetne 😉
Mi też ta reakcja niezbyt pasuje… Chociaż, może jak kogoś spotyka tyle niesamowitych rzeczy, to po pewnym czasie już nic nie jest w stanie go zdziwić ani zaskoczyć…
Suuuuuuuuuuuuuuuuuuper!
CUDOWNE!!
Genialne
super
świetne. nie wiem co jeszcze dodać. mi wszystko pasuje. jesteś the best
genialne