Dom jak z „Cribs” a jednocześnie jak z horroru
Na czym skończyłam? A już pamiętam. Dziewczyny pokazały mi resztę domu. Okazuje się że ten dom jest magiczny. Może nie taki że latają tu wróżki albo są w nim takie rzeczy jak
oko traszki lub skrzydło nietoperza. Tylko ten dom ma jakby swój mózg. Znaczy że jak jest gdzieś brudno jak brudne ściany, kurz na półkach, jedzenie na podłodze i takie tam]
tam to od razu znika. Samoczyszczący się domek. Każdy by o takim marzył. Super.
Ma też jeszcze jedną super cechę. Ten domek wyczuwa, że ktoś z dzieci Hekate ma przybyć więc dodaje pokój do korytarza za tymi białymi drzwiami. Taka jakby wróżka.
Stałam razem z dziewczynami przed rzędem drzwi w ścianie. Każde były z czarnego drewna (dziewczyny powiedziały, że to drewno jest sprowadzane z jakiegoś przeklętego lasu
lub czegoś), a klamki z czystego złota. Drzwi było 4. Każde po kolei. W takiej samej odległości. Ściany, w których znajdowały się drzwi były odcienia ciemnego fioletu z czarnymi rysunkami róż z kolcami. Widać było, że ten domek miał styl. Podłoga była z wykładziny w różne księżyce i gwiazdki. Nawet fajnie to wyglądało. Nawet. Jedna rzecz mnie dziwiła.
Na ścianach wszędzie były rysunki jakiejś kobiety. Była odziana zawsze w ten sam strój. Była w czarnej szacie z dużym kapturem i z naszyjnikiem na szyi. Był to duży pies.
Gdy pytałam dziewczyn co to za kobieta to one powiedziały, że to Medea. Była ona najbardziej znaną kapłanką i czarownicą w mitologi greckiej. I ona na serio żyła. Oddała swe życie Hekate po to by zemścić się na mężu, który ją zdradził. Nie mogłam się nadziwić jej oczom. Były one odcieniem różu. Dosłownie. Na każdym z jej podobizn na ścianach domu trzyma w ręce albo martwego gołębia, jakąś fiolkę z napojem w różnych kolorach, noże, białą świecą (potem wam opowiem co to znaczy) lub z kapturem na głowie z rękami skierowanymi w górę. Jedno było najstraszniejsze.
A wręcz ohydę. Na szczęście było takie tylko jedno i do tego koło drzwi wejściowych. Stała tam z oczyma pełen nienawiści skierowane na…no właśnie na tą ohydę. W prawej
ręce trzymała odciętą głowę mężczyzny o blond włosach. Jego oczy były przekrwione i cały czas się bały. W drugiej ręce miała nóż cały z krwi. Kałuża krwi była pod nią i cały czas jakby falowała, a z noża kapie dalej krew.
To podobno jakaś iluzja czy coś.
Obejrzałam cały domek oprócz pokojów i nie widziałam nigdzie podobizn Hekate. Może ona też nie jest mile widziana przez ten domek. Ale nie chcę mi się teraz mówić o „najlepszej mamie na świecie”
No więc, stałyśmy przed drzwiami. Tak po prostu stałyśmy i patrzyłyśmy. Nie wytrzymałam i zapytałam:
-Który jest mój? – zapytałam oglądając każde drzwi po kolei
Kely obejrzała się na ostatnie drzwi po prawej.
-Dobra to kończymy wycieczkę po „Domku Czarownicy”. Zapraszamy do najlepszej atrakcji czyli zapoznaniem się ze swoim pokojem – powiedziała to Kely zachowując się jak stuardessa. Wymachiwała rękoma jak profesjonalistka.
-To ten? – zapytałam wskazując palcem ostatnie drzwi po prawej
-Mhhh
-Acha, spoko
-Ale ona przecież nie poznała wszystkich – powiedziała z oburzeniem Lalya
-Chodź zaprowadzę cię do naszego braciszka – powiedziała Lalya biorąc mnie pod rękę
-A no tak, sorrka, zapomniałam o nim – powiedziała błagalnym tonem Kely
-Ja też – Kely też mnie wzięła pod rękę
Przeszłyśmy od razu do drzwi na końcu po lewej. Lalya zastukała dwa razy. Czekałam aż otworzą się drzwi. Ale nawet nie wiem czy to ona czy on? Czy jest słodka czy złośliwa. I takie tam.
Lalya jeszcze raz zastukała. W końcu drzwi się otworzyły. W drzwiach stanął wyższy ode mnie o głowę przystojny chłopak. Był ucieleśnieniem marzeń każdej dziewczyny Emo.
Ma on czarne jak smoła włosy. Były one zaczesane na EmoBoya. Z tyłu krótko, a z przodu długa grzywka przysłaniająca część oka. Na grzywce ma niebieskie pasemko. Można by go spokojnie uznać za idola każdej bezmózgiej blondynki.
Skóra była jak porcelana chińska. Chińska ponieważ nie dość, że była śnieżno biała to cenna. Taką można tylko zrobić na przeróbkach zdjęć do jakiś magazynów lub plakatów filmowych.
A teraz jego oczy. Jego oczy nie wydawały się mi nieznane. Wręcz przeciwnie. Są one takiego samego koloru jak moje. Odcień i każda kreska fioletu i czerni pasowały do siebie. Pierwszy raz czuję podobieństwo do jakiegoś miejsca lub osoby.
Wow. Jakie fajne uczucie.
A wracając do chłopaka był ubrany w sweter z trupią czachą z ogniem w oczach. Nawet przez ten sweter było widać, że ma trochę mięśni. Jego czarne rurki komponowały się z jego posturą. Kurcze.
Chłopak popatrzał na Kely i powiedział:
-Słucham, coś się stało? – powiedział lekko wkurzonym tonem
-Tak, nie widzisz. Mamy nową. Joeena to jest nasz starszy brat, Skye. Skye to jest Joeena
Skye przeniósł wzrok z siostry na mnie. Na początku patrzył na mnie jak na niechcianą brzydką koszulkę, którą dostaje się od babci lub jak na kalesony. Ale nagle zrobił zdziwioną minę. Patrzył mi prosto w oczy.
Musiała minąć chwila zanim się odezwał
-Hej – powiedział lekko skołowany i podał mi rękę
-Cześć – powiedziałam lekko zdziwiona i uścisnęłam jego wielką dłoń
-Dobra, koniec tej jakże długiej dyskusji -powiedziała Lalya – Teraz trzeba pokazać nowej jej pokój
-Racja -powiedział Kely – Powiedz Joenna bratu „Papa Skye”
-Papa Skye – powiedziałam i dopiero po chwili zrozumiałam, że powtórzyłam jak głupia
-Papa Joeena – powiedział Skye też tak głupi
Po chwili zaczęliśmy się śmiać, ale tylko ja i Skey. Czułam się lekko zawstydzona. Jestem pewna, że mam teraz na twarzy takie rumieńce jakbym zasnęła na słońcu.
Dziewczyny zabrały mnie na drugi koniec korytarza. Mimowolnie spojrzałam na drugi koniec. Skye właśnie zaczął zamykać drzwi. Trochę mało rozmowny to prawda. Ale każdy ma prawo do bycia cichym.
Gdy stałam przed drzwiami swego pokoju coś zaczęło mnie ściskać w żołądku. Może nie mogę się doczekać aż zobaczę swój pokój.
-To teraz cię zostawiamy byś nacieszyła się swoim pokojem – powiedziała to Lalya biorąc rękę Kely – jakby co to tam jest mój pokój, a Kely obok ciebie
-Właśnie, jesteśmy sąsiadkami! –Kely prawie że zakrzyczała
Lalya pognała do swojego pokoju. Tak samo zrobiła Kely, ale zanim zamknęła drzwi to się wychyliła i powiedziała uśmiechając się:
-Pamiętaj, że niedługo kolacja. I wiesz co. Jesteś inna. Bo tylko przy tobie Skye powiedział chociaż „papa”. Ale nie licz, że będzie cię witać z uśmiechem i w ogóle. On woli chodzić sam.
-Papa!!! – krzyknęła Kely i zatrzasnęła drzwi z hukiem
Zrobiłam zdziwioną minę. Odwróciłam się do drzwi do mojego nowego pokoju.
-Okej, czas zobaczyć nowy domek – powiedziałam do siebie przekręcając okrągłą złotą klamkę
Uchyliłam tylko lekko drzwi, a już uderzył mi do głowy zapach przeróżnych kadzideł o zapachu kwiatów, owoców i innych takich. Można było też poczuć zapachy jak w starej bibliotece. Czyli starych ksiąg w skórzanej oprawie lub inne takie dla mnie przyjemne zapachy.
Całkowicie otworzyłam drzwi i ujrzałam moje wymarzone miejsce.To nie było za duże pomieszczenie. Średnich wymiarów w kształcie prostokąta. Jak taki pokoik na obozach. Ściany były włochate! Super, zawsze o takim marzyłam. Dwie ściany, a dokładniej prawa i lewa była różowo-czarna, a na przeciwko mnie i za mną ściana była fioletowo-czarna. Przejechałam ręką po włochatej ścianie. Miękko.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Przeszłam na środek pokoju. Usiadłam na dywanie wyglądającym na epokę barokową, a pod dywanem znajdowała się podłoga z drewna wiśniowego. Obejrzałam się wokół.
Za mną gdzie była ściana fioletowo-czarna było szerokie okno. Fajne było ponieważ na parapecie była wyłożona poduchą. Przy lewej ścianie było łóżko jednoosobowe. Pościel była taka sama jak w moim starym pokoju. Na poduszce był mój ukochany misiu. Był tak stary, że nie miał jednego oka.
Był to Słonik średniego rozmiaru. Był w kolorze różu, ale róż wyblakł i wyglądał jak zgniła truskawka. Kokardka na jego szyi była już potargana i brudna. Nazywałam go „Kłuik”. Tak, nazywa się Kłuik. Jak byłam mała to nie za wyraźnie mówiłam i nazwałam go Kłuik.
I nie wiedziałam jakie to zwierze więc zostało Kłuik. Bardziej w pobliżu drzwi było biurko. Było z drewna dębowego. Na nim był mój piórnik, kartki ułożone w kupkę i zestaw pędzli. Obejrzałam się nad biurkiem. Wstałam i podeszłam do dziurkowanej tablicy. Wisiały na niej wszystkie moje prace.
Te, które malowałam na lekcji i te, które poukrywałam po pokoju. Ja nie mogę. Był tam nawet mój pierwszy rysunek! A dokładniej próba rysunku. Miałam narysować żyrafę, a wyszedł królik. Dziwne bo gdy dawałam do ocen to pani mówiła, że nigdy nie widziała królika o żółtej sierści i w plamkach.
Przykucnęłam do szafeczki w biurku. Otworzyłam ją i zobaczyłam wszystkie moje książki i zapas kadzideł, świec zapachowych i dwie zapalniczki. Zamknęłam szafkę i obróciłam się na drugą ścianę. Na tej ścianie akurat była szafa na rozsuwane drzwi z wielkim lustrem. Podeszłam do lewej strony szafy. Rozsunęłam drzwi.
Za tymi były wszystkie moje ciuchy. Koszulki,spodnie, tylko dwie spódnice, kurtki, rękawice, czapki. Wszystko było ułożone kolorami. Szukałam gdzieś moich butów. Spojrzałam w dół. Na dole szafy były wszystkie moje ukochane buty. Od trampków po baleriny. Chciałam się teraz przebrać. Byłam cała mokra od potu.
Gdy zmieniałam spodnie zauważyłam, że są podrapane na nogawce. Przebrałam się w czarne spodnie i w koszulkę z krótkim rękawkiem w kolorze zieleni i z kryształkiem sims i trójką u góry. Zmieniłam moje potargane trampki na baleriny z kokardkami na czubkach. Czułam się o wiele lepiej. Zamknęłam lewą część szafy. Zaczęłam rozsuwać prawą część.
Była tam manekin. Ale nie taki normalny. Był goły, ale wyglądał jakby coś trzymał w obu rękach. Jedna był tak uformowana jakby trzymał coś by czymś chronić, a w drugiej jakby wymachiwał tym co ma trzymać. Dziwne. Potem zapytam Kate co to. Zamknęłam szafę i gdy spojrzałam w lustro to się przestraszyłam. Moja twarz wyglądała jakbym nie przespała co najmniej 4 noce.
Jeszcze miałam całą podrapaną i z jednym sińcem na prawym policzku. Musiałam to ukryć. Szybko podeszłam do szafki nocnej przy łóżku i wyciągnęłam z pierwszej szafki moją kosmetyczkę. Wzięłam waciki i zaczęłam zmywać podkład z wczoraj. Gdy skończyłam to wzięłam się za ukrywanie śladów przerażającej nocy. Dopiero teraz zaczęły mnie nachodzić pytania. Kim jest Steno?
Czego ode mnie chciała?
Kończąc nakładać podkład na okalałą twarz zauważyłam co się dzieje z moimi włosami. Były całe potargane i splątane. Jak ja niby mogłam to załatwić? Zaczęłam nerwowo szukać szczotki po kosmetyczce.
Już zaczynałam się brać do czesania włosów kiedy bez pukania wchodzi Kely.
-Hej – powiedziała i podeszła do mnie bliżej – Chciałam zobaczyć jak ci się podoba nowy pokój. Szczerze mówią nie wchodziliśmy tu. Fajny jest
-Dzięki – powiedziałam to i zasyczałam z bólu gdy rozczesywałam włosy.
-O rany dziecko ty tego nie dasz rady z tym. Ale czekaj pomogę ci i cię uczeszę – powiedziała to i podbiegła do mojej pułki i szukała czegoś nerwowo. Po chwili wyciągnęła moją nowa książkę o tej magi greckiej – Nareszcie
-Wy też ją macie? – zapytałam z niedowierzaniem
-No, to jest od naszej matki. Każdy to dostaje tuż zanim się tu znajdzie. To takie nasze prezenty na początek nowego życia – potem otworzyła książkę na samym środku i podeszła do mnie
-Co chcesz zrobić?
-Uczesać ci włosy
-Książką?
-Nie głuptasie, z książki, byłam tu dłużej od ciebie i znam parę zaklęć. Więc siedź i się nie ruszaj – powiedziała to i podsunęła mi krzesło
Usiadłam na nim i czekałam na to aż zacznie. Na początku przeglądała kartki aż znalazła to zaklęcie. Na początku zamknęła oczy, wysunęła ręce nad moją głowę i zaczęła coś mamrotać pod nosem. I wtedy zauważyłam w lustrze, że moje włosy jakby same z siebie zaczęły falować. Falowały tak, że moje włosy stawały się proste jak drut.
Zaklęcie trwało do ostatniego prostego włoska.
Gdy tylko włosy były proste jak drut, Kely wzięła szczotkę i gumkę z mojej kosmetyczki. Akurat była to moja szczęśliwa gumka z kokardką.
Kely zaczęła mącić w moich włosach. Ja wolałam zamknąć oczy. Czekałam chyba z 5 minut gdy Kely powiedziała
-Skończone!
Teraz spojrzałam w lustro. Kely zostawiła na mojej twarzy grzywkę opadającą na twarz. Z tyłu miałam długi warkocz, aż do pasa, a na końcu zakończone przez moją gumkę.
Nawet mi się podobała taka opcja fryzury. Ale przez to moje oczy wydawały się większe. Czyli przyciągały większą uwagę. Ale jest ok.
-Jest super – powiedziałam to do Kely, po czym ją wyciskałam
-To robią siostry
Po tych słowach poczułam takie ciepło w środku. To coś, czego nigdy nie czułam. Przyjemne. Z tego transu wybudziła mnie komunikat Kely.
-Zaraz kolacja!
No wiesz! obraziłam się za tą bezmózgą blondynkę! Poza tym bardzo mi się podobało.
Doti jesteś blondynką? Nie bierz tego do siebie, to tylko opowiadanie. Ale TAKIE FAJNE opowiadanie…podoba mi się:)
ja również… i myślę że jakby przeczytały to córki Ateny, albo Afrodyty, to nieźle by ci się dostało… Ale opowiadanko genialne!! nie mogę się doczekać następnego!! Pisz szybciej!!!
No cóż ja też jestem blondynką, ale napewno nie bezmózgą! A opowiadanie jest świetne tylko, że najpierw napisałaś: Skye, a potem Skey.
Opowiadanie super, ale szkoda że te akapity się tak pomieszały.
Może tylko u mnie tak jest. Nie wiem.
Ale opowiadanie super.
Fajnie piszesz
No opowiadanie super! A ja jestem ciemną blondynką 😉
Pozdrawiam
Ja jestem brunetką, jeżeli dyskusja o tym powstała.
Oj, Nemo ma racje – dostało by Ci się od dzieci Afrodyty i Ateny…
Świetne opowiadanie, pisz dalej!
Na początku chyba blog trochę namieszał, ale opisy są powalające!!! I dołączam do klubu wielbicielek długich włosów. A co do „bezmózgiej blondynki” to chodzi o to, że może się podobać bezmózgiej blondynce, ale normalnej blondynce już nie. Prawda, że o to chodzi?
PS: zauważyłam parę błędów językowych, np „na końcu zakończone”. Pilnuj tego!
super