Prze dziwaczna Rodzinka
.
-Co? – powtórzyłam z niedowierzaniem.
-Tak – powiedział piękny chłopak, o przyciągających oczach – To trochę dziwne, ale szybko przechodzi szok.
-Jak tobie szybko przeszedł szok?
Chłopak zastanowił się chwilę.
-Jakieś 5 minut
-5 minut!!! – prawie że krzyknęłam
-No, gdy już ujrzałem to wszystko to było wspaniale
Robiłam szerokie oczy. Nie do wiary. Jestem na jakimś obozie herosów. To brzmi jak z jakiegoś filmu. Tyle pytań mi się nasuwało. Ale w całym moim myśleniu przeszkodził mi ból u mojej ręki. Zasyczałam i złapałam się za rękę. Chłopak przeniósł wzrok ze mnie na moją rękę. Zrobił szerokie oczy.
-O rany, lepiej nie ruszaj się – powiedział i wziął ze stolika obok łóżka, jakiś słoik z zieloną mazią. Dopiero teraz zauważyłam bandaż i mój telefon na stoliczku
-Teraz trochę może zapiec, ale nie ruszaj ręką – powiedział chłopak i wyłożył trochę mazi na moją rękę.
To miało niby zapiec. To paliło milionami stopni lawy. Jakby lał na ranę kwas żrący. Zaczęłam cała się trząś. Ale chłopak nadal trzymał twardo moją rękę w swym uścisku. Co mogłam zrobić? Zaczęłam szybciej oddychać, nawet dyszeć. Zamknęłam oczy. Ile jeszcze? Drugą ręką ściskałam kawałek pościeli. Wiem, że teraz ma ślad mego uścisku. To nie do wytrzymania.
Nie wiem ile czasu minęło. Może z 10min? 20? Nawet może godzinę?
Nie wiem, ale po tym czasie z mojej ręki zaczął odpływać ból. Ufff… Moja ręka już przestała mnie piec. Nadal miałam zamknięte oczy.
-Już…Możesz otworzyć oczy – powiedział chłopak
Zaczęłam powoli otwierać oczy, słońce lekko raziło, ale spojrzałam na swoją rękę.
Szok. Jak to było możliwe. Na mojej ręce nie było śladu po ranie. Ani strupa, blizny czy zaczerwienienia. Nic. Spojrzałam na drugą rękę. Nic. Wyszczerzyłam oczy na chłopaka.
-Dzięki – powiedziałam przy tym patrząc w jego błękitne oczy
-Spoko, to tutaj normalka takie coś – powiedział i odstawił słoik, spojrzał przy tym na moją książkę. Po chwili przeniósł wzrok na mnie. Patrzał na moje oczy. Super, kolejna osoba zafascynowana moimi oczyma. Zamrugał chwilę.
-Sorry, gdzie moje maniery. Jestem Eric. A ty masz jakieś imię…
-Jestem Joenna
-Piękne imię , ale czy mogę do ciebie mówić Jena?
-Proszę… mi to osobiście nie przeszkadza
-Super. To więc Jeno…. Może udamy się do Chejrona
-Kogo?
-Ojj, zobaczysz – powiedział to Eric i trzymając mnie za rękę, wyciągnął mnie z małego pokoiku. Udało mi się na szczęście zabrać książkę ze stolika. W jednej chwili staliśmy na schodach przed jakimś polem truskawek. Chciałam się rozejrzeć, ale Eric był mocniejszy i pociągnął mnie za sobą. Szliśmy tak mijając przy tym jakieś dzieci patrzące się na mnie. Dobra, może nie dzieci tylko nastolatkowie z bronią… normalnie bym się zdziwiła, ale Eric miał rację, szok i zdziwienie szybko mija. Patrzyłam jak dziewczyny w moim wieku trzymają tak profesjonalnie broń jakby trzymały tusz do rzęs czy lusterko do przeglądania. Kurcze. Eric szybkim krokiem doprowadził mnie na brzeg jakiegoś jeziora. To jezioro był przepiękne. Słońce się odbijało od niego i wyglądało to jakby były w nim małe kryształy. Przez ten widok nawet nie zauważyłam, że już stoimy przed jakimś koniem.
Upsss… to nie koń. Znaczy tak jakby. To był pół koń, pół człowiek w zbroi na klacie i ze skórą na nadgarstkach. Wow. Jak jakimś filmie. Ale jak się nazywały takie stworzenia. Musiałam sobie przypomnieć, był na pewno na historii. Pewnie w ogóle nie słuchałam tylko rysowałam coś. Coś na „C”. Na pewno…
-Witaj Ericu, widzę że przyprowadziłeś nową obozowiczkę – powiedział ten koń
-Tak Chejronie, to jest Jenna – teraz już wiem, że nie będę znana tu jako Joenna – wiadomo kto jest jej boski rodzicem?
-Tak Ericu. Percy z Annabeth zdali mi raport, mógłbyś zaprowadzić naszą nową zdobycz do domku na końcu, nareszcie mamy ich tyle ile trzeba… w końcu
-To Jenna jest… – zapytał Eric z niedowierzaniem
-Tak – powiedział Chejron do Eric, a teraz się do mnie zwrócił – Miło mi cię poznać Jenno, pozwolisz że dopiero jutro dobierzemy ci zbroję, a broń dostaniecie jak wszyscy z twojego domku w tym samy dniu. Masz szczęście, że zdążyłaś bo byś nie dostała broni. Dobór wszystkiego jutro rano z Avril w zbrojowni
-Z kim?
-Z waszym trenerem
-Spoko – powiedział całkiem na luzie
-I życzę miłego dnia – powiedział Chejron i pomachał nam na pożegnanie
-Dobra chodź – powiedział lekko smutny Eric – zaprowadzę cię do domku, twojego
-Dobrze
I tak Eric prowadził mnie przez plażę na jakąś drogę. Szliśmy nią, ja oglądałam różne domki po drodze, całkiem okazałe, a Eric szedł nic nie mówiąc. Nie chciałam żeby była taka cisza więc zapytałam się w końcu
-A ty w którym domku mieszkasz?
-W tym – wskazał domek, który był obok nas. To był domek tak błyszczący, że mnie oślepiał. Nad wielkimi drzwiami był napis złotymi literami „Apollo”. Z domku było słychać przeróżne dźwięki różnych instrumentów.
-Jesteś synem Apolla?
-Tak – powiedział krótko i oschle
Potem nie chciałam się już odzywać. Chyba już nie był w dobrym humorze. To pewnie dlatego, że dowiedział się czyją córką jestem. Po prostu ekstra. Całą drogę ja tylko mogłam patrzeć jak jakieś kobiety w ubraniach zrobionych z liści, trawy, kwiatów tańczą na polanach i nad jeziorkiem. Ale droga zaczęła się już zagłębiać w głąb lasu i przestał być z piasku tylko z jakiegoś ciemnego kamienia. W powietrzu było czuć zapach różnych ziół, kadzideł, i ogniska. Nawet przyjemnie. Przedtem domki zaczęły się kończyć i potem było tylko trochę drzew. Potem Eric się zatrzymał i odwrócił się w moją stronę.
-Dalej, tam jest twój nowy dom – powiedział i wskazał palcem gdzie mam iść
-Nie chcesz mnie odprowadzić dalej?
-Eeeee…. Muszę coś jeszcze zrobić – odwrócił się w przeciwną stronę i powiedział smutno – Pa Jenna – i sobie poszedł wolnym krokiem w stronę jeziorka
Trochę mnie to zranił tak naprawdę. Ale czego mogłam się spodziewać. Tego, że powie „Narka Jenna, potem cię odwiedzę” lub coś. Cóż zostaje mi tylko iść dalej i zobaczyć moją nową rodzinkę. Szłam trochę przez tą drogę aż zza drzew zaczął się wynurzać jakiś budynek. Przeszłam trochę, mało, i zobaczyłam jakiś domek, z czarnego drewna. Wyglądał jak jakiś domek obozowy. Mniej okazały od innych. Mógł on mieścić góra z 5 osób, z jedną szafką. Przód domku był nawet, nawet. Były schodki, a przed wejściem stały dwie kolumny ze srebra i obwinięte czerwoną szarfą. Okolica była mało oświetlona przez słońce, ale przed wejściem wisiały jakby dwa znicze jeszcze nie zapalone. Może niezbyt przytulna okolica dla innych, ale dla mnie w sam raz. Tu po raz pierwszy, nawet zanim weszłam poczułam ciepło domu. Zaczęłam chodzić po schodach. Nie wiedziałam czego mogłam się spodziewać w środku. Kotłów? Różdżek jak z Harrego Pottera? Czarnych kotów? Czy może białych królików wyskakujących z kapelusza.
Stałam przed wejściem. Dobra, powiedziałam w myślach, raz się żyje, nie spalą cię na powitanie.
Powoli zaczęłam otwierać drzwi. Po cichu weszłam do środku i ….Wow!
Środek tego mieszkania był genialny. Widzieliście kiedyś dom milionera od środka? Jeśli nie to ja właśnie się w taki znajduję. Widziałam teraz, że znajduję się w salonie gdzie podłoga była z czerwonego materiału. Ściany były w różne fale. Na ścianie wisiał wielki telewizor plazmowy o po obu jego stronach były głośniki mojej wielkości. Przed telewizorem była kanapa mieszcząca co najmniej z 5 osób i dwa fotele po bokach. Były to wypasione fotele, a na każdej półce były jakieś kadzidełka palące się. Było czuć wanilię, róże, morską fale i szałwię. Podziwiałam ten domek. Gdy przeszłam cały domek i zaczęłam się zastanawiać gdzie łózka? Cały ten salon był rozmiaru tego domku, z tego co widziałam. Obróciłam się do ściany końcu domu. Były tam drzwi. Czarno-białe. Może to wyjście na balkon. Zaczłęm podchodzić do drzwi gdy nagle drzwi się otworzyły na oścież. Stała w nich dziewczyna z wesolutką twarzą, jakby dowiedziała się, że jej siostra przyjechała lub coś
-Już jest!!! – krzyknęła dziewczyna
Za nią było takie jasne światło, prawie białe, że nie widziałam nic poza sylwetką i twarzą. Była może gdzieś w moim wieku. Dziewczyna zaczęła wychodzić w moją stronę. Już widziałam ją całą. Na pewno była mojego wzrostu. Włosy były blond, długie i kręcone. Pasowała do całego owalu twarzy.
Była ubrana w koszulkę z długim rękawem, czarną z napisem: Radia to on słucha w pogodę :). Miała na sobie spódniczkę powyżej kolan w kratkę szkocką , czarne leginsy w różne śmieszne wzorki i trampki z różnymi podpisami. Były to chyba autografy. Jej włosy były rozpuszczone i opadały na ramiona. Wyglądała naprawdę słodko. Cały czas się uśmiechała. Podeszła, a raczej podbiegła do mnie i mnie wyściskała. Nie wiedziałam o co chodzi. Stałam tam i czekałam aż skończy uścisk. Gdy już skończyła uścisk odsunęła się troszkę i pomachała jednocześnie szczerząc się do mnie. Spojrzałam na jej oczy. Były one jakby kasztanowo-złote. Dosłownie. Przyciągały wzrok wszystkich.
-Hej, jestem Kely, a ty? – zapytała słodkim głosikiem
-Joenna – powiedziałam nie zbytnio pewna siebie
-Hej Joeena, Chejron cię tu przysłał?
-Tak – potrząsnęłam jednocześnie głową
-Juhhhu!!! Znaczy, że jesteśmy siostrami – prawie że zakrzyczała
-Weee – powiedziałam bez entuzjazmu. Nie to, że będziemy siostrami mnie nie cieszyło tylko, że to była lekka sytuacja
Kely cały czas lekko podskakiwała ze szczęścia. A ja tylko stałam i gapiłam się na nią
-To może na początek…-odezwała się Kely, ale ktoś jej przeszkodził
-To może na początek mnie przedstawisz – odezwał się głos zza Kely
W drzwiach stanęł jakaś sylwetka. Znów kobieca. Na pewno można było zauważyć jej oczy z ciemnej sylwetki. To dopiero można było nazwać szalonym odcieniem. Czytaliście Zmierzch? Bo tam jak wampiry piły ludzką krew to były czerwone, nie? To ta osoba właśnie takie miała. Dosłownie! Szkarłatny czerwień, przeszywał mnie. Aż mi ciarki po plecach przeszły. Wyglądały jak ślepia głodnego zwierzęcia gotowego do zaatakowania.
Postać zaczęła się wynurzać zza drzwi. Był to dziewczyna też gdzieś w moim wieku lekko niższa ode mnie. Jej cera była jak u Indianina, upss przepraszam, rdzennego Amerykanina. Można by pomyśleć, że jest jakąś księżniczką jakiegoś plemienia. Wyglądała przeuroczo, a jednocześnie groźnie. Wokół jej czerwonych oczu była wymalowana czarną kredką, mocnym tuszem do rzęs i brązowym cieniem do oczu. Ubrana była w dżinsową kurtkę rozpiętą i z podwiniętymi rękawkami, w krótki podkoszulek , czarny i w długie czarne rurki podkreślające jej zgrabne nogi i do tego markowe trampki. Wyglądała na spoko dziewczynę. Zaczęła podchodzić do nas. Jej czarne włosy były splątane w dwa warkocze na przód. Gdy podeszła do mnie wyciągnęła przed siebie rękę do przywitania.
-Cześć jestem Lalya, córka Hekate, a ty? – zapytała
-Jestem…
-To jest Joeena i jest naszą siostrą! – przerwała mi Kely i prawie że krzyknęła
-Skąd to niby możesz wiedzieć, Kely? -zapytała Layla swojej siostry z niedowierzaniem
-Co ty, ślepa? Widzisz jej oczy? To na pewno nasza siostra
Lalya przybliżyła swoją głowę do mojej twarzy i wpatrywała się w mojej oczy. Po chwili, na jej twarzy pojawił się uśmiech
-Rzeczywiście, jesteś nasza siostrą – powiedziała i mnie wyściskała, pachniała różnymi ziołami
Nie wiedziałam co mam myśleć, cieszyć czy się dziwić? Ale raczej się cieszyłam.
-Czy ktoś jeszcze jest w domu?
-Mhhh…Nasz brat, choć poznasz go, tylko on jest trochę skryty i cichy więc nie licz na zbyt miłe powitanie.
-Spoko
I tak dziewczyny jednocześnie pokazały mi część naszego gigantycznego domu…
Wow, herosowe opowiadanko! Fajne opisy Kely i Layly
Zgadzam się z przedmówczynią. Bardzo fajne
Co do treści: WOW!
Co do formy: mam pewne zastrzeżenia, np. szyk przestawny w miejscach, gdzie (moim zdaniem) wcale nie pasował, „pozjadane” końcówki wyrazów, powtórzenia w co drugim zdaniu (no dobra, trochę przesadzam, ale naprawdę było tego sporo) i w niektórych miejscach nieporozdzielane zdania.
Tak, wiem, czepiam się 😉 Please, nie wkurzaj się, bo chcę zwrócić ci uwagę, żebyś poprawiła i żeby to opowiadanko czytało się JESZCZE lepiej. Powodzenia!!! 😀
CUDO mimo błędów…
Super . : )
super
Arachne!!! Ty zawsze masz jakieś zastrzeżenia!!! A opowiadanie jest extra!!! Pisz tak dajej!!! Kiedy następne częśći???
Suupcio. 😀
super