Rozdział 5 – Dźgam trupa toporem
Gdy hologram z Łukiem i strzałą zgasł, cały obóz nadal stał i patrzył się z niedowierzaniem na Nicole.
– Przecież ona nie może… jest boginią dziewictwa…
– To niemożliwe!
– Jak to się stało???
– Ile lat ma ta heroska??? Ona nie powinna istnieć!!!
Wszędzie słyszałam takie i inne wypowiedzi. Annabeth patrzyła na Nicole, jakby ta bardzo ją zawiodła. Tylko Percy (który nadal się na mnie gapił) i kilkoro dzieciaków Hermesa (którzy właśnie wsypywali swoim sąsiadom jakieś proszki za bluzki i dorzucali im coś do jedzenia) wydawali się być nieporuszeni całą sytuacją.
Chejron (który okazał się być pół-koniem, czyli, jak to ujęła Nicole, gdy szłyśmy na stołówkę „TYM Chejronem z mitów), stuknął kilka razy kopytem o podłogę i zawołał:
– Wszyscy wracajcie do jedzenia! Ty Nicole, chodź ze mną. Weźmiesz swoje rzeczy. Od teraz mieszkasz w domku numer osiem.
Gdy tylko Chejron i córka Artemidy wyszli, wszyscy zaczęli z powrotem rozmawiać. Nie wiedziałam, co ich tak bardzo poruszyło. Nie byłam wtedy orłem z mitologii greckiej, ale nawet ja się domyśliłam, że Artemida nie powinna mieć dzieci. Gdy wychodziliśmy ze stołówki, podbiegłam do Annabeth i Percy’ego i spytałam:
– Hej, Annabeth? Czemu Artemida nie może mieć dzieci?
Popatrzyła na mnie jak na idiotkę, ale w końcu powiedziała:
– Artemida jest boginią dziewictwa. Nie powinna mieć dzieci. Poza tym nienawidzi mężczyzn. Wiesz czym jest feminizm? To Artemida go wymyśliła. Jedną z jej łowczyń była Christine de Pisan – pierwsza feministka z XIV wieku. No więc, skoro okazało się, że Artemida, bogini dziewictwa ma dziecko, znaczy to, że albo przestała nienawidzić mężczyzn i tak dalej, albo musi mieć naprawdę ważny powód. Albo Nicole nie jest prawdziwym dzieckiem, wiesz, została stworzona przez Artemidę, która musi przez to uznawać się za jej rodzica. Ale ja tylko głośno myślę – dodała, widząc moją minę – nie znaczy to, że musi być to prawda. No, nie zamęczaj się już tym. Jutro zaczynasz zajęcia. Pobudka o ósmej rano. Musisz być wypoczęta. Nie myśl już o tym Kate – powiedziała i odeszła.
Do mojej listy charakterów obozowiczów: dzieci Ateny dużo myślą (to chyba logiczne), i są wręcz nadopiekuńcze w stosunku do nowych obozowiczów. Z kolei dzieci (lub jedno dziecko) Posejdona mają niezbyt przyjemną skłonność do wgapiania się w nowych obozowiczów. A dzieci Artemidy – czy też pierwsze jej dziecko w historii – mają rude włosy, zielone oczy i są miłe – pewnie w przeciwieństwie do mamusi.
Gdy tak rozmyślałam o Nicole, doszłam do wniosku, że fajnie jest być określonym pierwszego dnia na obozie, nawet jeśli jest się pierwszym w historii dzieckiem bogini dziewictwa.
***
Mam taki ciekawy zwyczaj, że jak jestem gdzieś pierwszy raz, to w nocy pałętam się po całej okolicy. Tak więc, gdy wszyscy z domku Hermesa zasnęli (co trwało dość długo, Travis i Conor zasnęli ostatni o jakiejś trzeciej nad ranem), wymknęłam się z domku i zaczęłam zwiedzać. Raz tak się zgubiłam, że przez przypadek weszłam do domku Aresa i tak się potknęłam, że ledwo co wyminęłam łóżko jakiegoś dzieciaka w piżamie w uśmiechnięte buźki (No co się tak patrzycie? Mogłam się zgubić, a poza tym było ciemno… A, chodzi Wam o te buźki? No tak, według mnie to też nie jest zbyt normalne, szczególnie dla dziecka Aresa… Ale nie, nie była to Clarisse, nie martwcie się)
Na szczęście, dalej obyło się bez większych niespodzianek. Bez większych problemów dotarłam nad wodę. Usiadłam na pomoście i patrzyłam w przestrzeń. Nie mogłam się powstrzymać i znowu zaczęłam rozmyślać o tym całym herosowym życiu. Znowu. Mam tendencje do rozmyślania, ale to jeszcze nie czyni ze mnie córki Ateny, nie? Gdy tak sobie myślałam, usłyszałam za sobą jakieś kroki. Odwróciłam się. Za mną stał Percy Jackson, a właściwie nie stał, tylko próbował się cichaczem wymknąć, gdy zobaczył, kto siedzi na pomoście.
– Nie bój się, nie gryzę – powiedziałam, na co on popatrzył na mnie z wyrazem twarzy „o tak, bardzo zabawne, ale wiesz nie jesteś najśmieszniejszą osobą na świecie, a poza tym znam ten tekst”
– Dooobraaa… A jesteś tu ponieważ… – zawiesiłam głos
Percy, nie odzywając się, wyminął mnie i wskoczył do wody. Wpatrywałam się w miejsce, gdzie zniknął. Jako syn Posejdona mógł sterczeć w wodzie całą noc, bez potrzeby wynurzania, a że trochę mnie wkurzył swoim jestestwem, postanowiłam poszwendać się dalej. Poszłam na arenę, ale nie było tam nic ciekawego, podobnie jak na stołówce, gdzie znalazłam tylko banana, którego zjadłam po drodze do Wielkiego Domu. Sama nie wiem, czemu mnie tam tak ciągnęło. Tuż przed wejściem schowałam się za krzakiem, bo na ganku stał jakiś ogromny gość z oczami na całym ciele. Miałam szczęście – z miejsca, gdzie jest chyba domek Aresa, dobiegły jakieś wrzaski (wychwyciłam słowa: „zabijemy”, „głupki”, „pożałujecie”, „papier toaletowy” oraz „pasta do zębów”), a jakaś spora grupka dzieciaków wpadła do domku Hermesa, gdzie pozwoliła sobie wybuchnąć śmiechem, który chyba obudził cały obóz. Chyba nie muszę tłumaczyć o co chodziło… W każdym razie wielooki facet postanowił zobaczyć co się dzieje i w ten oto sposób Wielki Dom pozostał bez ochrony.
Cicho weszłam po schodkach na strych, mijając wiele zamkniętych pomieszczeń. Gdy wreszcie pojawiłam się na strychu, oniemiałam. Całe pomieszczenie było pełne trofeów: głów potworów, przedmiotów zabranym przez dzieci Hermesa, z pozoru niepotrzebne rzeczy bogów, znalezione przez herosów na misjach. Jednak największe wrażenie robiła stara mumia, siedząca na stołku. Mumia ubrana była w starą, kolorową sukienkę i była cała w jakichś indiańskich paciorkach. Wtedy naszła mnie myśl: „A może ona żyje?” Postanowiłam, że sprawdzę, czy ta oto pomarszczona mumia jeszcze dycha. Znalazłam jakiś topór (do którego była przyczepiona karteczka „znalezione w 2001 roku przez Mike’a, syna Ateny w Paryżu. Poprzedni właściciel – Ares”), po czym dźgnęłam mumię drewnianym końcem. Ta ani drgnęła. Postanowiłam postąpić odważniej. Odrzuciłam topór i potrząsnęłam mumią.
– No nic, najwyraźniej nie żyje – mruknęłam pod nosem i zaczęłam wycofywać się do wyjścia. Jak teraz nad tym pomyśleć, dźganie mumii, która później okaże się być wyrocznią delfijską jest niezbyt mądre, ale wtedy nad tym nie myślałam. Zanim jednak zdążyłam zejść po schodkach, prowadzących na parter, usłyszałam za sobą rozbawiony głos:
– No, nie powinnaś była dźgać mojej wyroczni.
Odwróciłam się i zobaczyłam…
Świetne! Robisz opisy miejsc i postaci co nie robi każdy! Tylko mam taką uwagę: NIE KOŃCZ W TAKICH MOMENTACH!!!!!! 😀
EXTRA!!!
Super! Obstawiam, że to Apollo 😉
Taaak, ja tez obstawiam, że Apollo. A poza tym opowiadanie genialne. I plus, że wspomniałaś o tej feministce
Bardzo fajne! Stawiam na to, że za nią stał Appolo:)
Czkawki dostałam, jak to przeczytałam! Prześmieszne, tylko tak dalej! Przed lekturą miałam zamiar przyczepić się do tytułu (toporem raczej się nie dźga), ale teraz wszystko zrozumiałam. SUPER!
podoba mi się