Rozdział 4 – Obóz Herosów
Jechaliśmy całą noc i połowę następnego dnia. W końcu, przez okno zobaczyłam pola truskawek, a za nimi wzgórze, na szczycie którego wznosiła się dumnie sosna Thalii. Na niej połyskiwało złote runo. James zaparkował w lesie (!) przed wzgórzem i oprowadził mnie do Obozu. Nie wiedziałam, gdzie podziać oczy. Po prawej stronie widziałam biegnące nimfy i uganiające się za nimi satyry. Po lewej dzieci w wieku od 8 do 16 lat ćwiczyły walkę na miecze (swoją drogą, wcześnie musiała być pobudka, zważywszy na to, że jest dopiero 7.00). Przede mną wznosił się duży dom, który najwyraźniej był naszym celem. Na werandzie jakiś facet w hawajskiej koszuli z dość dużym brzuszkiem grał w karty ze starszym mężczyzną, który siedział na wózku inwalidzkim. Gdy nas usłyszeli, odwrócili się.
– Dzień Dobry, panie D. Witaj Chejronie. – James był wyjątkowo grzeczny, jak na niego. Gruby facet zaszczycił Jamesa przelotnym spojrzeniem, po czym utkwił wzrok we mnie. – O nie! Nie mów mi, że to kolejna heroska! Mam powyżej uszu tych piekielnych dzieciaków! Nic, tylko walczą, biegają, chcą, żeby wysyłać je na misje, potem znowu biegają i znowu walczą.
– Mnie też miło pana poznać – powiedziałam zza zaciśniętych zębów. Chętniej przygrzałabym mu z plaskacza, Ale James robił różne znaki, więc postanowiłam być grzeczna (jak na razie). Tymczasem Pan D. westchnął załamany, wziął dietetyczną colę i zniknął we wnętrzu domu.
– Witaj, Kate. Jestem Chejron, koordynator zajęć na Obozie. Mam nadzieję, że James wprowadził Cię już w główne zasady panujące na Obozie? Tak? Świetnie. Nie musisz oglądać filmu wprowadzającego. Aha, niestety ominęło was zdobywanie sztandaru, ale jutro ma się odbyć nowa gra. – Według mnie facet odczuwał potrzebę dawania wskazówek i nieustannego gadania. Co, oczywiście nie znaczy, że musi być głupi – James, oprowadź Kate po Obozie i zaprowadź ją do domku Hermesa.
– Okej Chejronie. Chodź Kate – zwrócił się do mnie mój opiekun.
Satyr pokazał mi gdzie się ćwiczy szermierkę, gdzie się maluje, gdzie strzela z łuku i pływa kajakami. W końcu doszliśmy do dwóch rzędów domków. Jedna strona należała do dzieci Bogów, a druga do dzieci Bogiń. Dwa domki na przedzie były dla dzieci Zeusa i Hery. James zaprowadził mnie do domku numer 11, gdzie herbem był kaduceusz. Zanim doszliśmy do drzwi naprzeciw wyszły cztery osoby- trzech herosów i jeden satyr.
– Cześć, jestem Conor Hood. Jestem przełożonym domku Hermesa i to on jest moim ojcem. To jest Percy Jackson, syn Posejdona – Conor wskazał na wysokiego chłopaka z brązowymi włosami i morskimi oczami – to jest Annabeth Chase, córka Ateny, a to Grover – chłopak wskazał na dziewczynę z długimi blond włosami i szarymi oczami, a potem na satyra w pomarańczowej koszulce Obozu Herosów. Annabeth właśnie chciała, żeby nasz domek był z jej domkiem w czasie zajęć szermierki. A więc my, Atena i Posejdon kontra Demeter, Hefajstos i Ares. A walka z Aresem nawet mi odpowiada – Conor mówił bardziej do siebie, niż do nas.
– Cześć, ja jestem Kate Clearwater – przedstawiłam się , próbując przerwać niezręczną ciszę, która zapadła po wypowiedzi Conora. Kątem oka zobaczyłam, że Grover mówi coś James’owi, strasznie przy tym gestykulując i co chwilę wskazując to na Percy’ego, to na Annabeth.. Następnie razem pokłusowali do stojącego obok automatu z kawą. Conor, podążając za moim wzrokiem, westchnął.
– Wydawałoby się, że większość satyrów ma dosyć kawy, skoro piją ją pięć razy dziennie, ale i tak automat cały czas świeci pustkami. Ciekawe, kiedy Grover wyruszy znowu szukać Pana.
Zabrzmiało to trochę dziwnie, bo nie wiedziałam, co te dwa zdania mają ze sobą wspólnego. Tymczasem Percy zaczął nie wiadomo dlaczego uważnie mi się przyglądać.
W pewnym momencie jego oględzin, jakiś 14 – 15- letni chłopak zawołał: – Percy, walczysz? Tym razem z tobą wygram! Dzieciaki od Apollina pokazały mi nowe triki!
– Już idę! – odkrzyknął Percy, rzucił nam krótkie „cześć”. Wyciągnął z kieszeni długopis, który zmienił się w miecz i pobiegł do chłopaka, z którym miał walczyć. Annabeth szybko się z nami pożegnała i ruszyła za synem Posejdona. Conor zaprowadził mnie do domku Hermesa i wskazał mi jedno z dwóch wolnych łóżek – Masz szczęście. Gdyby nie to, że kilka osób z domku poszło do normalnych szkół, a Nico wziął dwóch nieokreślonych ze sobą na misję, nie miałabyś łóżka. Swoją drogą, ciekawe, jak namówił na to Chejrona. A pan D., chyba cudem się na to zgodził.
Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc mruknęłam wielce mądre „ehem…”. Tymczasem do Conora podszedł jego klon, który przedstawił się jako Travis.
– Conor, co za dzień. Mam pełne ręce roboty. Najpierw Clarisse wyzwała mnie na pojedynek, a potem jakaś dziewczyna od Afrodyty koniecznie chciała, abym pokazał jej miecz. A do tego dwaj nowi herosi. Cały czas mam pełne ręce roboty – poskarżył się
– Dwaj herosi? Pierwszym jest Kate, a drugim…
– A, jakaś dziewczyna. Mieszkała niedaleko Obozu, a niedawno zaatakował ją piekielny ogar. Niezłe, co? Jakiś dzieciak od Aresa, który wymknął się na „spacer” i zobaczył ogara. Zabił go, a tamta dziewczyna… Chyba Nicole… poszła z nim do Obozu. Imię jak dla Afrodyciątka, nie?
– Nooo…. A nie jest? Jak wygląda?
– Właśnie dość dziwnie. Zielone oczy i rude włosy. Nie mam pojęcia co to może być za dziecko… Pewnie jakiegoś pomniejszego boga. No, więc wszystkie łóżka zajęte.
– Mhm… to idziemy powalczyć z dzieciakami od Aresa? – spytał Conor
– Jasne! Kate, zostań w domku. Annabeth miała do ciebie przyjść, pogadać. Oczywiście, jak już się odklei od Percy’ego.
– Dobra, poczekam – odparłam i usiadłam na łóżku. Czekałam jakieś 15min, gdy przyszła Annabeth, z Percym i jeszcze jakąś dziewczyną, pewnie Nicole
– Siadaj tutaj, Nicole, masz ostatnie wolne łóżko – wskazała na łóżko – Kate, to Nicole, Nicole, to Kate. Coś Was łączy. Do niedawna nie wiedziałyście o istnieniu bogów, jesteście nieokreślone i najbliższy czas spędzicie w Obozie. Macie jeszcze jakieś pytania dotyczące Obozu? Nie? To dobrze. Za jakieś 20 minut jest obiad, poczekajcie na Travisa i Conora, oni zaprowadzą was na stołówkę.
Gdy kiwnęłyśmy głowami, Annabeth odwróciła się i wyszła. Percy patrzył jeszcze na mnie – to zaczęło być trochę wkurzające – po czym wyszedł za córką Ateny.
– Więc ty też przyjechałaś tu dziś? – spytała Nicole
– Tak. Dowiedziałam się prawdy od mojego najlepszego przyjaciela, Jamesa, gdy zaatakował mnie cyklop.
– Mnie zaatakował piekielny ogar. Gdy przed nim uciekałam, znalazło mnie jakieś dziecko Aresa i go zabiło. To takie niesamowite, prawda? Zawsze lubiłam mitologię grecką. A wiesz, kto jest twoim olimpijskim rodzicem?
– Nie. Moja matka nigdy nic nie mówiła o tacie, poza tym, że zginął jak miałam kilka miesiący. Teraz wiem, że wcale nie umarł, tylko jest bogiem – Uśmiechnęłam się.
– Mój ojciec mówił mi tak samo – powiedziała Nicole
Już miałam spytać jej, na dziecko jakiego boga wyglądam, gdy wszedł Travis i powiedział, że jest zbiórka. Wyszłyśmy przed domek i zobaczyłyśmy jakąś dwudziestkę rozgadanych dzieciaków, z czego jakieś dwanaście miało blond włosy, niebieskie oczy i wyrazy twarzy, jakby miały zamiar wyjąć mi portfel z kieszeni. Pozostała ósemka nie była w niczym do siebie podobna – jedni mieli brązowe włosy i czekoladowe oczy, inni blond włosy i szare oczy, a jeszcze inni czarne włosy i zielone oczy. Nawiasem mówiąc, nie było żadnego dzieciaka podobnego wyglądem do mnie, lub Nicole. Gdy tak stałam i patrzyłam na innych, Conor i Travis poprowadzili naszą grupą na stołówkę. Minęliśmy poważne dzieci Ateny o oczach koloru burzy, z Annabeth na czele i maszerującego obok samotnego Percy’ego – jedynego potomka Posejdona. Minęliśmy rozwrzeszczanych potomków Aresa i przeglądające się w podręcznych lusterkach dzieci Afrodyty.
Gdy dotarliśmy na stołówkę, zdążyłam tylko nałożyć sobie trochę jedzenia, a wszyscy wstali z miejsca.
– O co chodzi? – spytałam Conora
– Ofiara dla bogów – mruknął i podszedł do brata.
– Okej… – powiedziałam do siebie i za przykładem innych wrzuciłam do ogniska trochę jedzenia.
Potem usiadłam przy stoliku obok Nicole i zaczęłam wcinać. Nawet nie wiedziałam jaka jestem głodna. Nagle wszyscy (oprócz Pana D., który patrzył na swoją dietetyczną colę, jakby chciał ją zahipnotyzować) wstali i patrzyli z niedowierzaniem na moją nową przyjaciółkę. Ja także na nią spojrzałam, a właściwie na gasnący właśnie hologram. O ile mi się nie wydawało, przedstawiał on srebrny łuk i napiętą na niego strzałę.
zajebiste
Zgadzam się z wilk888.
„widziałam biegnące nimfy i uganiające się za nimi satyry”- chyba satyrów?
Mamy istny wysyp dzieci Artemidy!
PS: Czekałam na tą kontynuację!!!
Cudowne. Oby tak dalej .
Super . Czekam na dalszy ciąg ! : )
super
Kiedy będzie ciąg dalszy?Umieram z ciekawości co będzie dalej:)
bajeczne