Spotkaliśmy się pod sosną za równą godzinę. Wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Chejron uprze ził nas, że sytuacja może się potoczyć tak, że nie łatwo będzie wrócić. Azyl już stał koło mnie i patrzył z tęsknotą na Obóz w dolinie. Zauważyłam jakieś stwory chodzące wokół skał skąd podobno zostałam przyniesiona. Czyli obok labiryntu. Zanim zdążyłam to powiedzieć odezwał się Chejron.
– Niestety nie możecie jechać z Argiosem, ponieważ jest tutaj potrzebny. Dostaniecie się na Manhattan dzięki taksówce śmiertelników.
-Tą miernotą?! – odezwał się Kevin.
– Ej! – oburzyłam się. – Czasami robimy lepsze rzeczy niż wy – herosi.
– Przestańcie! Tak, Kevin. Pojedziecie zwykła taksówką. Te diablice też są dzisiaj zajęte. Jeśli wszystko dobrze pójdzie to będziecie tam za jakąś godzinę lub dwie. Te dzisiejsze korki. – mruknął. – Taksówka powinna już być. O, jedzie!Wsiadajcie.Wiecie jaki jest plan. Na Manhattan – powiedział do kierowcy.
Gdy zamknęły się drzwi obleciał mnie niepokój i przeczucie, że ktoś nas obserwuje.
– Mógłby pan przyśpieszyć? – zapytałam.
– Panienko! Jedziemy sto na godzinę! Na razie chyba wystarczy.
– Dobrze. – mruknęłam.
– Czego oni od ciebie chcą Alice? – zapytał Chris.
– Kto?
– Bogowie, a kto?! – powiedział kapeczkę za głośno Kevin.
– Ciiicchhhhhhhhooooo!!! – wszyscy razem szepnęliśmy
– Co się dzieję Azyl?
Azyl cały czas obracał głowę, skomlał i szczekał równocześnie jakby czuł niebezpieczeństwo.
– Teraz proszę pana NAPRAWDĘ szybko!
Nie wiem co nas goniło lub obserwowało, ale to na pewno nic dobrego. Niepokoiło mnie zachowanie Azyla. Przy byle czym by tak się nie zachowywał.
– Co jest Alice? – zapytał Chris.
– Nie widzisz jak się zachowuje Azyl?
– Może źle znosi podróż? – powiedziała Mea.
– Znam go. To coś poważniejszego.
– Eee tam. Poradzimy sobie. Pewnie znowu chcesz się nam popisać co nie? – zażartował Kevin.
– Oj, ona Kevin nie żartuje! Patrz! – Mea wskazała na okno, a za nim bardzo szybko przemieszczające się wielkie, ogromne COŚ. Usłyszeliśmy ryk. Nigdy tego nie słyszałam, ale i tak mnie zmroziło. Cokolwiek to było na pewno nie miało dobrych zamiarów wobec nas. Może zdążymy.Byliśmy już w okolicach Manhattanu. Jednak to coś było blisko.
– Co to? – zapytałam
– Minotaur. – mruknęli chórem Mea i Chris.
– Ale Minotaur jest przecież pod władzą Hadesa. – powiedział Kevin.
– Widocznie nie. Musiał się sprzeciwić. Chejron mówił, że to trudne czasy. – zauważył Chris.
Taksówkarz jeszcze niczego nie zauważył. To działało na naszą korzyść, ponieważ mogliśmy kontynuować jazdę.
– Przygotujcie broń. – powiedziała Mea. – Zaatakują zanim dostaniemy się pod Olimp.
– Pocieszające Mea. – mruknął Kevin.
– Tam nie ma tylko zwierzęcia! – powiedziałam. – Ludzie tam też są.
– Herosi, którzy albo nie poznali nawet życia w obozie, albo chcieli spróbować czegoś nowego. – dodał Chris.
– Spokój Azyl! Damy radę. – powiedziałam do psa.
– Czy ty musisz go zawsze mieć przy sobie? – zapytała Mea.
– Teraz nie ma na to czasu! – zauważył Chris. – Musimy obmyślić jakikolwiek plan.
– Słusznie. – powiedział syn Hermesa – Jak będziemy blisko Olimpu i dopiero tam nas zaatakują to ty – tu zwrócił się do mnie – pobiegniesz i załatwisz to co masz, a my…
– Nie ma mowy! Nie zostawię was! Jak możesz tak myśleć?! Nie chcę zobaczyć śmierci przyjaciół.
– Alice, Kevin ma rację… – powiedziała Mea.
– Zaufaj nam – dodał Chris.
– Nie ma mowy. To o mnie im chodzi. Wy jedziecie z powrotem do Obozu. Zabierzecie przy okazji Azyla.
W tym momencie rozegrało się piekło. Zaczęło się od szczeknięcia na mnie Azyl co miało znaczyć „za nic w świecie”, a sekundę później przed taksówkę skoczył Minotaur, a obok niego koledzy w postaci herosów. Było ich chyba z 10. Świetnie! Po prostu znakomicie(-.-). Jak mamy z nimi wygrać jak jest ich więcej?! Do tego potwór! Ciekawiło mnie co widział kierowca przez tą swoją Mgłę.
– Alice masz szanse uciec. Wiesz gdzie iść. Omawialiśmy to z Chejronem. Nie zabłądź!
– Nigdzie się nie wybieram Mea! Chodźcie. Chyba na nas czekają.
Wyszliśmy. Najszerzej uśmiechał się chłopak siedzący na Minotaurze. Był dziwny. Tylko tyle mogę powiedzieć. Miał czarne włosy i niesamowicie zielone oczy. Miałam ochotę go udusić.
– Czego chcecie?! – krzyknęłam.
– Ależ ty dobrze wiesz czego Alice Cray. Chcemy ciebie.
– Miło z waszej strony, ale nic z tego. Przykro mi. Weźcie to swoje bydle o łbie śmierdzącego gada i zejdźcie z drogi!
– Jak śmiertelniczka może się tak do NAS odzywać?! – powiedział jeden z nich.
– Jak taki śmieć jak ty śmie zabierać głos. – odrzekłam.
Chłopak już chciał mnie tym swoim durnym mieczykiem zaatakować, ale powstrzymał go chłopak na Minotaurze.
– Tom!Ma być żywa!
– Taki kurdupel miałby mnie zabić?
– Alice… – mruknął Kevin.
– Jak mogłeś się odwrócić?! Co ci zrobiła twoja matka! Nike cię kochała! – to Mea zaczęła dramatyzować
– Proszę cię Mea. Jaka matka chciałaby takiego gnojka w domu? – zauważyłam.
Może nie powinnam tak jechać po ich dowódcy, ale w takich sytuacjach nigdy nie potrafię trzymać języka za zębami.
– Kończmy to. Chcemy tylko ciebie. Twoi przyjaciele nas nie interesują. Jak bez protestów pójdziesz z nami im się nic nie stanie.
Przez chwilę się zawahałam. Może mówił prawdę? Może powinnam ich ratować?
– A my w to mamy uwierzyć? – do rozmowy wtrącił się Kevin. – Taaa, jasne. My sobie pójdziemy na obiadek, a wy spokojnie porozmawiacie z Alice?! Nie rozśmieszaj mnie.
– Ty jesteś Kevin, syn Hermesa? Mógłbyś się nam przydać. Pamiętasz jak twój przyrodni brat prawie zniszczył Olimp? Prawie mu się udało. Niestety prawie. Chyba był tak ułomny, że tego nie dokończył. Ale to nie ważne. Dokończymy jego dzieło. W sumie to nie jego dzieło tylko Kronosa.
– Myślicie, że wam to wyjdzie? – i buchnęliśmy śmiechem. To znaczy ja, Mea, Chris i Kevin oczywiście. Oni mięli grobowe miny. Wszyscy oprócz gościa na Minotaurze.
– Kończmy to. Jak nie chcecie po dobroci to zgniecie. Wasz wybór.Do ataku! Nie tknąć śmiertelniczki!
Zaczęło się. Musze przyznać – byłam spanikowana. Co mieliśmy zrobić? Było ich więcej! Otuchy mi dał Kevin gdy jako pierwszy uderzył przeciwnika, a ten poleciał i uderzył w drzewo. To było niezłe. Odzyskałam pewność siebie. Szło na mnie 3. Było nieprzyjemnie. Pierwszy był chyba synem Aresa. Takiej krzywej gęby często się nie spotyka. Chciał mnie chwycić od tyłu, ale mu się wywinęłam i dostał kopniaka w czułe miejsce.
– Zawsze chciałam to zrobić – powiedziałam z satysfakcją.
W tym momencie doszedł do nich syn Nike.
– Ooo widzę, że potrafisz trzymać miecz! – powiedział.
– Chcesz zobaczyć jak się nim posługuję?! Módl się aby do tego nie doszło! – odparłam i uniosłam ostrze na wysokość jego szyi.
– Może jednak zaryzykuję.
Zaczęliśmy się pojedynkować. Musiałam zrobić unik,bo jego miecz prawie drasnął mi rękę. Niestety nie zadbałam o ochronę nóg i chwilę później poczułam straszne pieczenie w łydce, co skończyło się upadkiem. Podniosłam się wypluwając resztki ziemi z asfaltem. Tym razem ja zaatakowałam. Uchylił się bez problemu.
– Musisz się bardziej postarać!
Rzuciłam okiem na resztę. Mea radziła sobie z 2, Chris walczył z 3,a Kevin pojedynkował się chyba ze swoim przyrodnim bratem. To była osobista sprawa. A wokół nas – mnie i syna Nike zgromadziło się gapowiczów w postaci reszty herosów, którzy uważali, że nie mieli roboty. Byłam już strasznie osłabiona. Nie wiem ile nasz pojedynek mógł trwa, ale długo. Nie dość, że miałam ranną nogę i jak się później okazało, że także rękę to w dodatku traciłam siły z każdym kolejnym uderzeniem. Nagle usłyszałam skamlanie psa. To Azyl leżał pod Minotaurem, a ten właśnie chciał go zniszczyć. Wszystko działo się w zwolnionym tempie…
– Azyl!!! – krzyknęłam i może to było nie mądre, ale przebiłam się przez gapowiczów i pobiegłam do psa. Minotaur widząc mnie zawahał się, co pomogło mi na czas dobiec do psa.
– Azyl… – szepnęłam.
Był w gorszym stanie niż ja. Rana na brzuchu powodowała, że ciężko oddychał. Popatrzyłam na resztę. Oni też nie wyglądali najlepiej. Nie mogłam już dłużej ryzykować ich życia. Tamci już do mnie dobiegali z synem Nike na czele.
– Zostawcie ich! Pójdę z wami tylko ich zostawcie! – powiedziałam przez łzy.
Azyl ledwo oddychał. Nie mogłam go stracić. I ich też.
– Mądra decyzja – mruknął ich dowódca. – Mamy to co chcieliśmy! Wynosimy się! – krzyknął do pozostałych.
Syn Nike chwycił mnie za ramiona i podniósł. Nie miałam sił się opierać. Było mi wszystko jedno co się ze mną stanie. Ważne, że oni będą bezpieczni. Kątem oka zobaczyłam jak osoby, z którymi walczyli Mea, Chris i Kevin biegną w naszą stronę. Zauważyłam ich oczy i miny gdy mnie ujrzeli w towarzystwie tych gości. Minotaur także zostawił Azyla. Przynajmniej tyle. Podjechało jakiejś czarne BMW, do którego kazali mi wejść. Usłyszałam krzyki moich przyjaciół. Jedno jest pewne, zawiodłam ich. Mam nadzieję, że zaopiekują się Azylem. Byłam wykończona. Pamiętam tylko tyle, że dojechaliśmy do jakiejś kwatery w lesie i zasnęłam.
super
Mućka attack!
PS: Kontroluj słownik, bo są błędy. Ale ogólnie supcio! XD
Super, czekam na następne
supher
Fajne. i smutne. mam nadzieję że Azyl nie umrze, a Kronos tak jak w filmie „Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy : Złodziej Pioruna” kronos „pojedzie” na wakacje…
Ooo tak Nemo, zgadzam się, Kronos mógłby wziąć urlop ale on chyba się nie odradza, prawda? W ,,Ostatnim Olimpijczyku” było napisanem, że trudno będzie, żeby on wgl odzyskał świadomość, a co dopiero ciało… ale o co naprawdę chodziło zapewne będzie w dalszych częściach
jeszcze raz powiem: najlepsze opo!!! a na pewno jedno z najlepszych!!!
niezłe niezłe